Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krystaliczni jak łza miłości, rzecz o narkomanii

Izabela Kostun
Izabela Kostun
Bywają abstrakty myślowych tworów i chwile przesiąkania afirmacyjnym ciepłem, zwykłych kastetem gestów. Ludzkie traktaty, melancholijne nastroje, apodyktyczne w wyrazie zawsze tylko mgnienia.

Czasem jest dobrze, wtedy gdy uczucia mieszają się z przeżyciami wymagającymi poświęceń, na które jeszcze ich stać. Dwie osoby przechodzące przez piekło. Jedno, na które wpływ został im ograniczony, i drugie, którego ograniczenia domagały się same. Można brnąć nieustannie lub poddać się i całkowicie bezwiednie wciąż istnieć. Ale takie istnienie szybko zaczyna dostrzegać niewystarczalność formy, stanowiącej antidotum na cierpienie spowodowane nieumiejętnością życia dorosłych. Zmaganie się z prekursorami łatwego życia i niekomplikowania go sobie, przy pomocy różnego rodzaju znieczulaczy, może kosztować znacznie więcej niż znieść jest w stanie człowiek, koncentrujący się na czynnikach determinujących rzeczywistość. Blokowiska niczym niewyróżniające się kamienice, przeciętni obywatele czekający na to, co przyniesie przyszłość. Najczęściej zamknięci przed światem, jego imponującym tempem rozwoju i infrastrukturą. Pogrążeni w iluzji własnej wystarczalności do szczęścia. Mało oczekujący, dużo wymagający, racjonalni do czasu. Pieniądze w dzisiejszym trybie funkcjonowania zapożyczonego pogromcy partactwa. Bo przekonanie o własnej sile przebicia, (później czyt. bicia) zawsze funkcjonuje i na nowo staje się aktualne. Z każdym pretekstem wymawiania sobie nieumiejętności do przyswajania go. Przystosowanych do niego bowiem jest wielu, ale nie każdy potrafi stawić mu czoła, by odnieść zwycięstwo, gdy pojawiają się problemy. Szczęście. Czym ono jest, że tak wielu przez nie potrafi zmarnować życie? Inne niż byśmy tego chcieli, inne niż oczekiwaliśmy, a może wcale nie szukaliśmy go tam, gdzie być powinno? Za późno na angażowanie w sprawy przytłaczające i przyćmiewające umysł. Teraz nastała pora przezwyciężenia lęku. By zawrócić. I nasuwające się znowu kolejne pytania pozostające bez odpowiedzi. Czy nie jest za późno? W początkowej fazie nie jest, ale gdy organizm zacznie domagać się zbyt dużych dawek, wtedy sens i celowość wchodzenia w nałóg gdzieś niknie. Paradoksalnie myślenie zmienia się z każdą chwilą i nie można zatrzymać już wehikułu czasu. To głównie na dzianiu się, kołataniu myśli, penetrowaniu własnego zbyt apodyktycznie nazwanego w tym momencie wnętrza i degradujących myślach opiera się narkomania. Kwadratura koła pociągająca za sobą nieszczęścia. Chcąc wyjść musisz wykazać się racjonalnością. Paradoksalnie nieustannie staczasz się coraz bardziej. Powracają obrazy, niechciane epizody z życia, ciągła udręka kołaczących myśli. Tych najbardziej niechcianych, słów, czynów, decyzji. Człowiek normalnie funkcjonujący w społeczeństwie zazwyczaj opiera swoje życie na przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Narkoman żyje ciągle jakby w jednym czasie, ale ten nasuwając tysiące myśli sprowadza wszystko do biernego trwania i uczestniczenia w wizji niewykraczającej dalej niż samo zajście zdarzenia. A trzeba przyznać, że przezwyciężanie siły ducha wspomagające się falami transów popadającego w przygnębienie zwycięscy odseparowanych, bywa efekciarskie. Rozkoszować się poznaniem bez wnikania w zaproponowaną wizję świata. Zwłaszcza, gdy poklasku domaga się silna wola… Błądzenie myślami po wzburzonych horyzontach laickiego sposobu uzurpowania sobie miana wykluczenia. Laickiego, bo zaczynającego dopiero zdobywać swego oprawcę, który nada mu dech nieprzemijalności. W tym wypadku deprawującego wszystko, czego dotknąć nie jest w stanie. Czas na zmianę jest wystarczający, jeżeli popadanie w nałóg nie przyćmi zdrowego rozsądku. Wtedy też był. Wszystko mogło wyglądać inaczej, ale życie wymyśliło inny scenariusz. Mogło być lekko, tak zwyczajnie i całkiem przeciętnie, ale nie! Osobnicy z wewnętrznym imperatywem do komplikowania go sobie, by utracić wszystko, zawsze dopną swego. Niestety w takich okolicznościach nie myśli się o konsekwencjach, o ile jeszcze w ogóle można poszczycić się taką zdolnością. Najczarniejsze wizje rozpaczy pokrywają się z dniem, a nocą spada się już tylko w czarną dziurę tamującą dopływ tlenu. Wszystko traci racjonalny wymiar, nic nie łączy się w ciąg następstw przyczynowo-skutkowych poczynających starania o ciało i duszę danego egzemplarza. Cokolwiek powie staje się dezaprobatą zaistniałego stanu, jednocześnie pogłębiając stworzone kalectwo codzienności. Teraźniejszość nigdy wcześniej nie dysponowała tak czasem przeszłym, jak teraz. Cokolwiek nie pomyślelibyśmy nierozerwalnie łączy się, z nieustającą walką, toczoną pomiędzy tym, co nazywamy dochodzeniem do wyzwolenia, a tkwieniem w myślowej pustce.
To, co kiedyś miało sens i stanowiło o wartości teraz jest czymś niewyobrażanym, ale jednocześnie odzyskiwanie tego powoduje czarną rozpacz z każdą kolejną próbą weryfikacji. Najważniejsze staje się poczucie zaspokojenia narkotycznego głodu. Dywagacje dotyczące życia podpierające się o zaspokajanie podstawowych potrzeb, ograniczają się do minimum. Plącząc i kołtuniąc zamazywany wciąż obraz rzeczywistości. Jakaś tajemnicza siła popycha i zachęca do wikłania się w epizody czarnych myśli, które zyskują na sile dopiero po zastrzyku. Przechodząc duchową przemianę człowiek zaczyna patrzeć na wszystko inaczej, głębiej. Rzeczy określane stają się łodzią do płynięcia przez oceany wspomnień, marzeń, rzutujących cień podejrzeń na dotychczasowe życie. Najważniejsze staje się własne „ja” i zdobywanie nowych doświadczeń. Ale przede wszystkim ważna jest chęć zmierzenia i skonfrontowanie z nową wizją przyszłości. Sięgającą dalej, doceniającą przeszłość we wszystkich jej wymiarach i ponaglającą, by zarzucić sieć w innym miejscu. Kiedy zaczyna się problem z narkotykami człowiek czuje się rozwarstwiony. Rozsypce ulega jego emocjonalność lub wręcz przeciwnie podwójnie zyskuje na znaczeniu. Zawsze jednak zmienia się hierarchia wartości. Podobne są stany przechodzenia i pokonywania stopni. Tylko, że jedne wiodą w górę, a te drugie w dół. Tajemniczość sprawia, że przezwyciężanie ich ubogaca i odkrywa pokłady człowieczeństwa, o których nie miało się pojęcia. Bladość twarzy, błysk w oku, pulsujące tętno i powiększone do granic naczynia krwionośne wołające o litość. Wszystko bez znaczenia, najważniejsze spotkania odbywają się w duszy jeszcze za nim spotkają się ciała dlatego, gdyby można było cofnąć czas nieustannie wskazówki pracowałyby na pełnych obrotach. Teraz nie ma dokąd pójść, nie ma co ze sobą zrobić, bywa, że nie ma co zjeść. Ale zawsze jest nadzieja, że uda się skombinować przydział. Zdumiewające są momenty, kiedy wszystko przestaje powoływać do życia nowe kształty i wydawałoby się figury nie do ogarnięcia przez człowieczy umysł. Bywają abstrakty myślowych tworów i chwile przesiąkania afirmacyjnym ciepłem, zwykłych kastetem gestów. Ludzkie traktaty o powrotach i o tym, co niewidoczne na pierwszy rzut, delikatne i prześmiewające rutynę, melancholijne nastroje, apodyktyczne w wyrazie zawsze tylko mgnienia… Roztaczające czar i w cudaczny, właściwy dla nich sposób, chroniący od roztargnienia - od dzisiaj obłudnie populistyczne, groteskowe. Spojrzenia będące esencją. Powłóczyste, przewlekłe, niknące za rogiem. Koncentrujące się na zbawiennym wpływie demagogii na drodze błędów naturszczyka, wspierającego o firmament czas godziwych zelówek. Okres szkoły średniej to najpodatniejszy czas na zetknięcie się z problemem narkomanii. Tak było i tym razem. Bezcennych wspomnień nie warto zaprzepaszczać, więc po nieudanej próbie spotkania z kostuchą przychodzi moment kolejnej aplikacji substancji regenerującej. Po każdym zażyciu człowiek czuje się mniej więcej podobnie, zawsze jednak jego bodźcami do zmiany zachowania stają się inni ludzie. W zależności od tego, jak ich spostrzega sytuują oni nowe miejsca poznania na granicy ubóstwa. Nie zrodzonego od razu, ale takiego, które tworzy się i unaocznia miesiącami. Był pierwszy dzień tej nieokreśloności, kiedy wszystko wydawało się złudą mamiącą sfatygowany czas. Rozpusta, nierząd, trywializacja wszelkich procesów poczynając od tych myślowych, kończąc na fizjologicznych. Zazębianie się transcendentalnego jutra i powrót do sarkastycznego światka stworzonego na wzór prototypu. Dyskusje odnoszące się do przestrzeni ograniczającej swoje miejsce do małej, obskurnej kawalerki na poddaszu luksusowego „drapacza chmur”. Przebudzenie przychodziło, co jakiś czas, na krótko. Później od nowa trzeba było walczyć z rutyną własnego bycia. A w pewnym sensie już niebyciem i staczaniem się, co przydział niżej, aż do momentu całkowitej „ruinowatości”. Szkicowanie elementów świata, w który zaczyna popadać przedstawiciel grupy objętej zagrożeniem nałogiem może przypominać kwadraturę koła skłonności do degradacji wszelkich myślowych utopii, pewnego odrealnienia. Takie ograniczenia są najczęściej efektem braku wiary we własne możliwości lub po prostu nieumiejętności gospodarowania własnym talentem i inwestowania w siebie. Tak jest prościej, ale na jak długo wystarczy mamienie?
Rozpoczęcie nowego rozdziału zawsze wiąże się z niewiadomą będącą sumą rozczarowań kanciastego organizmu, gotowego do przyjęcia kamfory szyldów reklamowych, zręcznie orędujących życiu. Jedyne pozostają złudzenia, że można mieć własne pragnienia. Ciągle odnajdując na nowo. Pewność, która jest marnością, gdy niewiary nie ma, miłość pozwalającą na wiele i charakter czerpiący wciąż siłę. Nie trzeba wiele, by stale łapać oddech. Ustępować mądrości, bratać się z pychą, kolekcjonować wrażliwość, być niczym uśpiony anioł. Takich rzeczy się nie zapomina, nie poddaje krytyce o nich się milczy, nie raniąc nikogo. Formułować i stwarzać, budować i tworzyć, tańczyć i skakać, upadać to wznosić. Pamiętać i kopać gargulce niezdary trącające idiotyzm doskonałości. Stawać się eksploracyjnym niebieskim ptakiem dla kompasów własnej codzienności, potykającej się na każdym kroku nowego przymierza. Gonić i stronić od kontrastywnego sposobu łamania głów o piedestał profanum. Prawda o sobie, dojrzewaniu, ekscytacjach o tym, co cieszy i o tym, co boli zawsze może przyczynić się do rzucenia spojrzenia dalej. Adwokaci Boga mogą mieć problem, pomijając fakt gloryfikacji Jego wynalazczej mocy. Można uzurpować sobie, takie miano zwłaszcza w sytuacjach wymagających determinacji i zawziętości. Miganie się od fascynacji upartych z natury wyżej wymienionych, prowadzi do zażegnywania konfliktów między poczuciem własnej wartości, a traceniem gruntu pod nogami. Strategiczne myślenie w chwilach szkodliwego apanażu za przejawienie ździebełka chęci, by wrócić zostaje obleczone w niwecz. Każdy moment to tylko fragment dochodzenia, bez zbędnych zawirowań do szczytu pyrrusowego zwycięstwa, by trwać. W poznawaniu siebie na nowo i konfabulowaniu z teraz osamotniona, spychana poza margines jednostka gubiąca szalę fechtunku. Znośne bycie, sfatygowane jestestwo i enigmatyczne czekanie na większą przydatność materii może spowodować lęk samego bycia i braku żądzy delektowania kolaborantami z aktówkami utytłanymi lepszością. Wydawać sądy i świadczyć o gabarytach prestidigitatorstwa kołaczącymi u bram czeluści, pozornego nagabywania do poprawy statusu quazi życie, nie godzi się przeciętnemu pogromcy mamideł, ale egzemplarz o sformułowanym wizerunku zawieszonego między Bogiem, a pojęciem prawdy może być umocnieniem wewnętrznej siły popychającej ku światu.
Każdy dzień to niepodważalny dowód bratania się z sytuacją wymagającą radzenia sobie ze wszystkim, co dotąd było narzędziem scalającym to, co się posiada i to czego posiąść się nie jest w stanie. Roztrzaskiwanie o skałę natarczywych ciągów przywracających maniakalne wizje powodując ich ponowne powoływanie do życia, staje się normalnością. Ciągle jednak możliwe jest szukanie nonsensów nadających życiu sens, sytuujących osobowość nastawioną na przeżywanie na drabinie bytu, a osoba charakteryzująca się wyrafinowaną prostotą potrafi łatwiej współistnieć na różnych gałęziach stworzenia. W harmonijny sposób tworząc więzi stanowiące imitację tego, co uzurpuje sobie miano rzeczywistości. Idealnie byłoby, gdyby człowiek już za życia czuł się tak, jakby sięgnął nieba. Nieco sfrustrowania i zniechęcenia materii, a przy tym
pewność siebie i całkowicie świadome pogodzenie się, z jak odpowiedzialnym zadaniem musi się mierzyć zawsze przyczynia się do wzrostu i dojrzewania, stawiając na piedestale przykryte kurzem zapomnienia wartości. Wszystko, bowiem z czym przychodzi się mierzyć każdego dnia, staje się asumptem do rozważań na temat jego wolności. Bardziej wnikliwe analizy wewnętrznych przeżyć przejawiających się w optymistycznym i perspektywicznym spostrzeganiu, stają się motorem, o który nieustannie należy dbać. Obracając się w świecie różniącym się znacznie od wyobrażeń na temat jego wysublimowanego jestestwa oportunistyczne zmaganie się z czasochłonnym wizażem niebieskiego ptaka, powinno mieć wpływ na jakość fanaberii projektanta. Który może przyczyniać się do gałganowatego sposobu przezwyciężania lęków i trudności niepozwalających na zwyczajne funkcjonowanie. Budząc się widzieć sens, mieć siłę, nie! Budząc się chcieć stawać się na nowo każdego dnia, gonić życiodajny strumień, a siła sama przyjdzie i zostanie. Jeżeli nie pozwolimy jej odejść na zawsze. Bo, gdy człowiek zawiedzie nawet w murze znajdzie wyłom, żeby wyjść. Bywa, że środki zastępcze dla polepszenia kooperatywnego podejścia odseparowanych na własne żądanie, stają się przyczyną zakotwiczenia, tylko przez chwilę w danym porcie chwilowego przygnębienia, jednak najczęściej takie zachowanie to preludium do dalszego trwania w trzęsawisku. Niemożność wypłynięcia na powierzchnię, halucynogenne wizje przyprawiające o enigmatyczne postępowania przyczyniające się do zatracania zdrowego rozsądku, destrukcji ciała i duszy odchodzącej gdzieś w niebyt powodują, że mieszczański blichtr takiego eldorada staje się jeziorem marzeń profanum. Jedyne, co przychodzi na myśl to fragmentacja pieczołowicie zbieranych i zapamiętywanych krótkich przebłysków normalności. Jednak sens tkwi w tym, aby te kody kolekcjonować i czyścić od zapomnienia, wyznaczenie priorytetowych celów do realizacji i stopniowe łagodzenie konfliktów, przyczynia się do stymulacji i ożywienia deficytowego egzemplarza skazanego na konfrontacje z adwokatami Boga. A pojawić mogą się zawsze. Podstawa to wiara i zaufanie w lepsze jutro. Z narkomanii bywa, że wychodzi się długimi latami, nierzadko nie wychodzi się z niej wcale. Każdy dzień to walka, jeżeli w ogóle się ją podejmie. Obracanie zegarów czasu i wychodzenie naprzeciw złudom łatwego „życia”, bez pozorów prób i zaklinania nigdy więcej. Bytowanie ponad makabrycznym głodem, a niewyobrażalnym cierpieniem i zmaganiem się z własnym ciałem. Zatwardziałość uczuć będąca wynikiem osamotnienia i rozpaczy dziecka za traconym wciąż życiem, potęgująca nieumiejętność walki ze światem i bezsilność wobec losu, są niczym w porównaniu z odchodzeniem od ludzi. Bo to nie ludzie od nas odchodzą, to my od nich odchodzimy. Wzbudzając tylko najlepsze emocje…Te złe, albo nie całkiem dobre znikają w czeluści czytelniczej niepamięci i ulegają deklasacji. Gubiąc bieg zdarzeń żyjących samoistnie wokół wytworzonej rzeczywistości, będącej sumą zmiennych nastrojów i stanów, na których znoszenie skazany jest człowiek z racji upadku, obejmuje on zaszczytne miejsce zwane mianem „kociego grzbietu”. W takim położeniu może sprostać wielu o podwyższonej randze wymaganiom, jakie stawia na wyboistej drodze przeznaczenie, będące abstraktem priorytetowych założeń adwokatów Boga. Bo im więcej w życiu stracisz, tym więcej możesz w nim zyskać, kiedy staniesz na nogi nieustannie trzymając się zbawiennej poręczy. Przejrzysz na oczy zobaczysz w nich siebie i powiesz, że czujesz. Lęk, aby ponownie wszystkiego nie stracić. Strach, bo nigdy wcześniej nie poznałeś na co cię stać, radość zrodzoną z radości i miłość wypływającą z twojego nowo wyposażonego wnętrza. Wsłuchaj się w siebie, usłysz swój głos i pogódź się z ciszą. Ponownie ujrzysz piękno okalające rubaszne przedstawienie niegodne, by materializować ci teraz. Bratanie się z prawdą bywa przestrogą, jest drogowskazem i tęsknotą, by zaczynać na nowo, nieustannie zachłystując się sobą. Odłożyć ciężar winy i odpowiedzialności spoczywający na barkach, zająć się balastem pretendującym do miana cichej radości. Ustąpić boskości. Być, jak otwarta księga, a nie gruby tom w twardej, skórzanej oprawie, szczelnie zamknięty na kłódkę. Dawać z niej czytać, częstować treścią i samemu pokusić na więcej. Takie rozwiązania zapewne przysłoniłyby kołaczące w głowie myśli o jutrze, zapewniły o zmienności losu, uwidoczniły jego nieuchronność, o której należy jednak pamiętać, że jest również prosta w swej treści. Leczenie uzależnienia jest bardzo trudne przede wszystkim dlatego, że zwykle podejmowane jest zbyt późno i dlatego, że skutki uzależnienia dotykają wszystkich sfer osobowości i wszystkich dziedzin życia. Każde uzależnienie jest inne tak jak inny jest każdy uzależniony człowiek. Pozwolenie, żeby tkwienie w stanie halucynogennych maniakalnych wizji opartych na urąganiu godności, stało się wiodącym prym propagatorem inwestowania czasu, nastręcza wątpliwości. Funkcjonowanie w takim kołowrocie jest spełnieniem dla okoliczności, które stały się determinantami. Czas nieubłaganie przeciekający przez palce sprawia, że enigmatyczne bycie konfrontujące realny stan z aktualną sytuacją społeczną, wywołuje poczucie coraz większej bezsilności i bezcelowości podejmowanych kroków…, ale zakorzenienie budulca pod przyszły rozwój i normalnie wyglądającą przyszłość, o której marzy człowiek w jego świadomości już dawno przypisany zgubie, może spowodować przyspieszenie całego żmudnego i wytężonego procesu rehabilitacji. Dochodząc do każdego kolejnego etapu przezwyciężania własnej ułomności popychającej ku deklasacji, generowanie pozytywnych bodźców o charakterze głęboko zakotwiczonym w fundamentalizmie, jest bezpardonowym akceptowaniem całego bagażu nagromadzonego w ciągu życiowego misz masz. Zatrzymać strumień będący formą odnowienia utraconej cząstki zaufania, do własnej silnej woli, kiedy zaczyna się wycieńczenie organizmu - to poddać katordze duchowość. Budzić się ze snu, szukać ratunku, przestać uciekać i poddać się. Tak zupełnie normalnie. Bywało, że brakowało sensu, jedności i „czaru” dlatego, aby przetrwać epatowano
wulgarnym sposobem radzenia sobie. Kiedy nie ma nadziei, to jedyne lekarstwo na uśmierzenie irracjonalnego poczucia strachu. Strachu przed samym sobą, zaistniałą sytuacją, brakiem środków uśmierzających ból, ludźmi, miejscami kojarzącymi się z braniem, bywa niestety, że nie tylko… Wszystko potęguje nastrój beznadziejności, totalnego załamania i deficytu będącego sumą nagromadzonych doświadczeń, walki by przetrwać. Inne potrzeby schodzą na dalszy plan, stając się sugestią do pokazywania światu własnej niewystarczalności, małości i wynaturzenia, które dokonało się na skutek okoliczności niesprzyjających do rozwijania własnej heterogenicznej przestrzeni.
Brak alternatywy, która pomogłaby w realizowaniu pasji i wpłynęła na jakość funkcjonowania w społeczeństwie spowodował, że jednostka pod wpływem łatwego zdobywania przyjemności, skodyfikowała procedurę codziennego funkcjonowania do minimum. Ciągłe spory dotyczące warunków traktatów zawieranych pomiędzy dobrem a złem, równością a degradowaniem i deprecjonowaniem, moralnością, a jej brakiem wpływają na podświadomość. Salomon mawiał: „Jeżeli coś kochasz, daj mu wolność. Jeżeli wróci do Ciebie, jest Twoje. Jeżeli nie wróci, oznacza to, że nigdy od początku Twoje nie było”. Każdy dzień bywa ciągiem dręczących wątpliwości, czy jestem w stanie wytrzymać sam ze sobą, dając sobie ciągle na nowo szansę stawania się kimś lub zupełnie odwrotnie, spychania własnego „ja”, do wnętrza czarnej dziury i bagatelizowania pierwszego stadium, alarmującego o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Cały zebrany bagaż staje się kamieniem węgielnym pod przyszły rozwój siły twórczej dla urodzenia nowego demiurga, który potrafi żyć i funkcjonować w społeczeństwie. Uzależnienie to choroba postępująca. Każde następne branie ma coraz poważniejsze konsekwencje, prowadzące powoli do śmierci – społecznej, psychicznej i w końcu fizycznej. Ci, którzy dopiero zaczynają używać, nie są w stanie przewidzieć zagrożenia. Prawda jest taka, że płaci się dopiero wówczas, gdy nie można się już wycofać. „Przymus brania już nie wiąże się ze stanem rauszu i niezwykłych doznań, ale jedynie z chęcią pozbycia się bólu”- pisze jeden ze znanych psychologów.
Każdy narkotyk wywołuje inne objawy, ale istnieją pewne wspólne oznaki wskazujące na prawdopodobieństwo zażywania narkotyków najczęściej zaczyna się od utraty dotychczasowych kontaktów i pojawienia nowego kręgu znajomych, zaburzenia apetytu i gwałtowanego chudnięcia, zaburzenia snu lub nadmiernej senności, zmiany wyglądu źrenic. „Przewlekłe przyjmowanie powoduje wyniszczenie, znaczny spadek odporności, istotne zmiany o charakterze psychodegradacji. Narkotyk staje się wprost wszystkim. Wzrasta tolerancja, a więc wzrasta jednocześnie zapotrzebowanie na coraz większe dawki, a skutkiem jest ww. zespół odstawienia o bardzo ostrym przebiegu. Warto również zaznaczyć, że są dwa aspekty uzależnienia: psychiczne i fizyczne. Psychiczne – jak podają źródła przejawiające się silną potrzebą doznawania skutków działania określonej substancji lub nawyku i dążeniem do zwiększenia dawki i zdobywania mimo rosnących kosztów materialnych i moralnych. Zależność fizyczna będąca następstwem wbudowania substancji uzależniającej w cykl przemian ustrojowych. Po odstawieniu występują dotkliwe objawy zmuszające do dalszego przyjmowania”. Kiedy wydaje się, że nieegzekwowane słowa z ust danego renegata popychają ku przezwyciężaniu mroków związanych z jego aktualnym położeniem natychmiast pojawiają się następne okoliczności propagujące powolne unicestwianie jednostki. Bywa, że do wycieńczenia dochodzi szybciej niż zdąży przemyśleć konsekwencje finalnego przedawkowania.
Leczenie nie zawsze, a właściwie sporadycznie przynosi zadowalające rezultaty. Palcówki są w stanie pomóc, ale to również nie odbywa się za wszelką cenę. Czasochłonne penetracje wokół organizmu zdegradowanego przez ciemiężycielskie siły przeciwnika nieustannie popychającego ku zgliszczom duchowego, społecznego, lingwistycznego apanażu będącego odzwierciedleniem z czasów zanim… Dowodzą paradoksalnie możliwości i płynności przy użyciu silnej woli wyjścia z karkołomnego procesu stawania się. Bo człowiek to istota społeczna, której ciężko żyć w samotności zwłaszcza, gdy pojawiają się problemy, tak jak we własnym zazębieniu przed światem. Proces stawania się odbywający się w każdej chwili nigdy nie zostaje zakończony i ciągle na nowo może ulegać reaktywacji nadającej sens i przywracającej radość tworzenia. Życie nieustannie nas zaskakuje, trzeba tylko ciągle się rozwijać i spowijać cały proces twórczy z myślami okalającymi daną sytuację, zdarzenie, czy ludzi, którzy stają na naszej, nigdy do końca niepoznawalnej drodze. Bo rehabilitacja będzie trwała przez całe życie, tego nie da się zapomnieć. Takich wspomnień nie uleczy czas, on może stać się balsamem kojącym, za który trzeba nieustannie później płacić. Wspomnienia zostają, ale złudzenia ciągle na nowo odnajdują rację bytu. Nie ma sytuacji, kiedy zdegradowany, osamotniony, cierpiący człowiek poddający się marginalizacji nie próbuje wyjść z nałogu. Jednak każdy z góry tłamszony przez niemożność wyjścia z uzależnienia przejaw chęci powrotu wywołuje coraz większe przygnębienie i ciągłe pogrążanie się w atrofii.
Snując się z kąta w kąt, z miejsca do miejsca, z jednej przystani chwilowego ukojenia do innej, osuwając się, podnosząc i wtapiając w tłum, a raczej przeciekając przez palce z pożałowaniem spoglądających litościwych ludzi zanurzonych w miejskim buszu, można odnieść wrażenie, że wszystko staje się nie do przezwyciężenia. Jazda autobusem, metrem, mijanie tuneli, torów kolejowych z wagonami łoskocącymi o szyny wszystko powoduje, że enigmatyczne wizje i halucynogenne maniaki nie pozwalają na wykonywanie prozaicznych czynności, ludzie stają się obcy, rodzina zamyka się w kręgu niedostępnym dla człowieka tracącego kontakt z rzeczywistością, wciąż upadającego na duchu, który starannie ukrywa pod pancerzem fakt łamania się życia. Zaczynają się kradzieże, nocne powroty do domu. Wszystko zmienia swój bieg nieustannie poddając się krytyce niszczycielskiej siły zasianego zła, mogącego zmienić bieg zdarzeń. A te stają się iluminatorem tworzącym przedstawienie o zabarwieniu mocno przekraczającym fatalność materii jednostki.
Często bywa też tak, że narkotyki w fazie początkowej wpływają na przyspieszony proces uczenia się, wspomagają koncentrację, czy ułatwiają zapamiętywanie. Jednak to właśnie od nich najłatwiej się uzależnić, a skutki jakie wywołują porównywalne są nawet z działaniami heroiny. Młodzi ludzie i powody dla których sięgają po narkotyki są bardzo różne. Zaczynając od złej sytuacji w domu, poprzez wykluczenie z jakiejś grupy społecznej, utraty bliskiej osoby, złej sytuacji materialnej, czy kłopotów zawodowych. Najczęściej, gdy zaczynają się problemy człowiek zaczynający popadać w uzależnienie nie odczuwa afirmacji, empatii, traci szacunek do samego siebie, rozpacza. Jego dotychczasowe wartości i normy moralne stają się ruiną, sam zaczyna zagłębiać się w makabrycznym spektaklu pod ściśle określonym tytułem opowiadającym o niewyobrażalnie ciężkim boju nieustannie toczonym i konfrontowanym z życiem. Każdy paradygmat mówiący o wychodzeniu z nałogu jest niczym, kiedy widzi się rozpromienioną twarz osoby zaczynającej od nowa, każdego dnia w każdym momencie życia powracającą z nieznanej wędrówki, gdzie odnajdywanie siebie graniczyło prawie z cudem. Nowe priorytety, nowe wyzwania, przyjaźnie, a przede wszystkim ugruntowanie i odnalezienie dotąd niepoznanej cząstki siebie. Nawiązywanie silniejszych niż dotąd więzi interpersonalnych, budząca się z mrocznego snu wiara we własne możliwości, nowa motywacja do założenia rodziny do ciągłego odnajdywania swojej drogi, która nie jest dana raz na zawsze. Wszystko jest zmienne, podlega nieustannemu biegowi, cały proces rehabilitacji wyczerpującej i długotrwałej pracy nad dochodzeniem do zdrowia, może przebiegać wielotorowo, ale zawsze meritum stanowi odnalezienie siebie na nowo, zaufanie do własnego tworu, przekroczenie barier wydawałoby się nie do przezwyciężenia. Cały koncept nierozerwalnie wiąże się z subiektywistyczną wizją aranżacji własnego wnętrza zwanego ludzkim imperium. Karkołomne chwyty mające na celu defiladę optymistycznych i znamiennych cech do budowania i tworzenia optymistycznych wizerunków fantazmatów przyczyniających się do spacyfikowania wroga, którym staje się ciało, stan ducha i cały liberalny system.
Taszcząc cherlawe, przemęczone i niezwykle ociężałą zewnętrzną powłokę, człowiek uwikłany w kołtuński płaszcz pozorów, bo przecież trzeba udawać, że wszystko jest w porządku i radzić sobie, niezwykle często popada z jednego uzależnienia w drugie, ale taki stan nie trwa długo. Kiedy ręka sięga pierwszy raz po różnego rodzaju znieczulacze pozornie uśmierzające ból, trzeba się porządnie zastanowić, czy fala następstw jakie czyhają za rogiem nie pociągnie za sobą najgorszego scenariusza w postaci aids, czy udarów lub innych śmiercionośnych chorób. Leżenie przywiązanym do łóżka, bezsilnym, przeżywającym zmaganie się najczęściej z własną nieodpowiedzialnością lub bezsilnością wobec życia, kiedy jeszcze można to sobie wyobrazić napawa lękiem i przynosi mnóstwo wątpliwości. Nie ma na ziemi sytuacji bez wyjścia, sporów nie do rozstrzygnięcia, zapomnianej pamięci, nieprzeżytych lat. Ciąg etapów, nieustannie zmieniających swój bieg,rozpoczynających nowe rozdziały nie zawsze dostrzegalne na pierwszy rzut, powinny cumować przy brzegu wyspy zwanej wspomnieniem i wzbogacać o nowe doświadczenia dla których warto żyć, starać się pracować. Inne chwilowe czasoumilacze nie mogą stanowić zastępczego koła ratunkowego dla takiego dezertera. Pomogą na krótko, ale nie rozwiążą problemów, a ich konsekwencje będzie się odczuwać latami. Jeden z ośrodków rehabilitacyjno- readaptacyjnych reklamuje się hasłem, że „jest to czas zrzucania starej skóry, ćwiczenie duchowe, pierwszy krok na drodze ku doskonałości. Służy oczyszczeniu, aklimatyzacji, uczy wyrzeczenia, ascezy i pokory.” Czynniki sprzyjające polepszeniu statusu danego przedstawiciela rasy czujących, ale dziękujących i wczuwających się inaczej, nie mogą kolidować z perspektywami założeń tych, którzy dopiero zaczynają egzystować w brodziku intelektualnym. Takie poczucie, kiedy w głowie zaczynają się rodzić wątpliwości, co do jakości własnych dyskursów dotyczących nurtujących problemów o randze nie do przezwyciężenia, sprzyja wydajności i elastyczności w wykonywaniu i pokonywaniu zadań sukcesywnie wyznaczanych przez animatorów. Bo im więcej pytań, w tym bardziej aktywny sposób człowiek dąży do poznania odpowiedzi na nurtujące go zastrzeżenia. A zaczynać należy od najprostszych sukcesywnie je komplikując i urozmaicając. Taki trening zawsze sprawia wiele radości i powoduje, że zaprzątniętych sprowadzaniem do stanu użyteczności twarzach znowu pojawia się cień uśmiechu. Stopniowo najpierw w małych ilościach i rzadko, potem blask rozświetla każdego na kogo spadną jego promienie. A widzieć blask w oku takiej osoby i patrzeć, jak mówi o swoich planach na przyszłość jest doświadczeniem arcyciekawym. Patrz „Mnie się udało”. Ludzie szybko potrafią zmienić zdanie na swój temat, wystarczy małe potknięcie, a już nachodzą wątpliwości o sile charakteru takiego kolaboranta. W jednej chwili są w stanie przemienić się w kogoś innego, całkiem podobnego do pierwowzoru, ale zbyt frasobliwego, aby dostrzec płomień, ognik, który nigdy nie zgaśnie. To tak jak z wędrówką po górach najpierw jesteśmy pewni, że stać nas na wiele, później siły słabną, ale dochodząc do szczytu wiemy, że jesteśmy z siebie dumni. Bo można wiedzieć i czuć, można nie wiedzieć tylko czuć. Ale stan, którego się doświadczy zostaje spreparowany na zawsze. Pokonując wszelkiego rodzaju lęki przed zmianą wizerunku można odnaleźć w sobie cechy o których zawsze wiedziało, że się je posiada, ale nigdy nie było się świadomym, że te predyspozycje gotowe są do działania w skodyfikowanym stanie. Jeżeli natomiast brać pod uwagę okoliczności zewnętrzne wpływające na stan psychiczny, odporność na stres, czy różnego innego rodzaju mankamenty wpływające na zachowanie takiego delikwenta trzeba pamiętać o delikatności w ferworze walki, a jak mawiał św. Augustyn cierpliwość jest towarzyszką mądrości. Zachwianie wewnętrznej równowagi zawsze jest fatalne w skutkach i przynosi wiele niepotrzebnych napięć, ale jednocześnie staje się drogowskazem na przyszłość co zrobić, żeby nie dać się zwieźć po raz drugi. Wewnętrzny kanon segregujący emocje dobre od tych złych, które należy nieustannie pielęgnować. Z uzależnieniami jest tak, że człowiek po pewnym czasie obojętnieje, w najgorszym razie staje się oziębły na własny głos wydobywający się z jego trywialnego wnętrza zapadającego się w ekstazie. Pogrążający i mamiący stan ducha, na którym spoczywa balast za wszystko, „za rozpacz nie z własnej winy, za to co się udało i za to, co się nie udało”- jak pisał jeden z polskich poetów religijnych, za wszystko, co nie w ten czas. A bywa też tak, że w uzależnienie popada się po prostu z chęci nie tyle poznania, co próby okiełznania tego, co wydawałoby się interesującym i godnym laurów uwidocznienia.
Najznakomitszy jednak jest czas, kiedy genialność czystej formy zaczyna mieszać się z pewnego rodzaju fenomenem kodowania niuansów. Wówczas ciężko jest się dopatrywać stanów przyprawiających o wzmacnianie wizerunku świadczącego o zakodowanym sposobie uzurpowania natłoku myśli. Jedni przechodzą nad tym do porządku dziennego, inni nie potrafią odmówić sobie przyjemności pozbawienia się chęci zacumowania. Takie zniechęcenie jest rezultatem wychodzenia z pogranicza, ale jednocześnie pułapką do zapadnięcia się lądu, który potem niezwykle ciężko odzyskać.
Otoczenie wpływające dodatnio na rozległość zjawiska jakim jest uzależnienie odgrywa ogromne znaczenie jeżeli chodzi o późniejszy sposób weryfikacji zaistniałych zmian poczynających starania o odzyskanie przeciekającego przez palce utraconego czasu. To oni determinują lub nie określają stanu zaangażowania. Kiedy zmienia się środowisko i podejmuje próby izolacji od wszystkiego, co wiąże się z daremnym zmaganiem z własnym ciałem, pociągającym za sobą również wewnętrzny stan przeżyć wspierających o firmament pieczę nad przyszłością. Z reguły są to profesjonaliści, którzy wiedzą jak pomagać, czasami uzdrawia wiara, bądź bliski sercu człowiek. Zdarza się również tak, że obca osoba tylko mijająca na ulicy. Kiedy wszyscy razem zjednoczą siły, a sam najbardziej zainteresowany wykaże chęć wyjścia z nałogu nikt nie pozostanie przegrany. Wielogodzinne treningi, mediacje i zaangażowanie sprzyjają uzewnętrznieniu cech osobowości, których istnienia się nie podejrzewało.
Taki całkiem deficytowy egzemplarz może wpłynąć w zdumiewający sposób na osoby ze swojego otoczenia i przekazać im najgłębiej skrywane tajniki wychodzenia z uzależnienia, pokazać innowacyjne pomysły, które stały się celem samym w sobie dla wyciągnięcia na światło dzienne najgłębiej skrywanych elementów swojego ja. Optymistyczne wizje segregujące i szufladkujące ból i cierpienie potęgują charyzmaty ułatwiające spostrzeganie sytuacji materialnej, zawodowej, czy rodzinnej w nowym zwierciadle mieniącym się ich lukratywnością. Sceny takie jak zaopatrywanie dystrybutorów marzeń i potykanie się na każdym kroku nie mogą mieć miejsca w przyszłości. Zaczyna się solidarność i spowinowacenie w przeżywaniu i trwaniu w beznadziejnie skrajnie fatalistycznej wizji, co do jakości nie tylko systemu warunkującego blamaż na wybrany dzień, aby uzbierać na potrzebny prowiant będący zasobem, ale przede wszystkim studgarttem. Stare kamienice to azyl dla tego, co jeszcze zostało z dawnego życia. I współodpowiedzialni za doprowadzenie do stanu użyteczności przechodniów uciekających spojrzeniem z poczuciem wyższości i strachu wynikającego z bezsilności, jednocześnie uzurpującego sobie miano regulatora odpowiedzialności wobec ewentualnego niebezpieczeństwa wzięcia, albo nie. Bo, gdy człowiek raz stanie się wabikiem dla tego, co zniewala będzie miała miejsce stricte fasadowa rozpacz. Rozmyte twory ociężale przesuwające się z kąta w kąt o rubasznym spojrzeniu z maniakalnym błyskiem w oku i strzykawką w dłoni. Zapadająca się kładka nosząca śmiesznie zwaną postać podłogi, będącej ugruntowaniem odrealnionego świata i centryczne położenie jegomościa w tle. Taka kondensacja białego proszku w połączeniu z zachwianą równowagą birbanta na początku kariery życiowej wypada blado. Nocne eskapady po mieście, włóczęgowski tryb istnienia i zaplecze w postaci życiodajnych kapsułek powodują, że całość to spektakl o destruktywnym charakterze w barwach imitujących życie, nierzadko niestety kończący się tragicznie. Zatrzymywanie chwili, pewność w niepewności i koncentracja w enigmatycznym dyskursie na wpół upojonego, na wpół tłamszonego propagatora bezeceństwa. Każdego dnia zachłannie manifestującego bezpardonowość tajemniczego wymiaru rzutującego cień rubasznego dziwnie i jednocześnie całkiem odległego klimatu lepszego świata. Takiego, w którym niełatwo przetrwać, niełatwo w niego brnąć, ale całkiem niewinnie można przekroczyć barierę kończąc etap druzgocących napomnień o nieuchronności losu. Zapewnienie sobie biletu loteryjnego o przedłużonym terminie ważności na długi czas oczekiwania pomiędzy kolebką, a zanikiem wszystkiego, co przysparza zmartwień nie w takim wymiarze, jakby negocjujący sobie życzył, byłoby fundamentalnym potwierdzeniem przyjemności z kondensowania wzruszeń. A te mogą być lub dopiero rodzić się od nowa i nieustająco poddawać krytyce to, co do tej pory było chwastem na drodze egzekwującym odrodzenie. Takie wielowymiarowe podobieństwo skutkuje impulsami niejako materialnie wcielającymi się w kocioł z zawartością skodyfikowanego sposobu działania, bo jak pisał Paul Sartre: „człowiek nie jest niczym innym jak jego życie”. Nieustannie popychające i ponaglające do różnych wyzwań, znoszenia uciążliwości, ale przede wszystkim do prostego szczęścia i wyrażania nim siebie, swoich rozczarowań, pragnień i tęsknot upadających na każdym odsłoniętym fragmencie gąbczastego piedestału warunkującego o firmamencie. Bezkonfliktowość i paranormalność oferująca w zamian za ocalenie dobrobyt w postaci sztandaru „u mnie wszystko się giba” stają się, jak bańka mydlana pękająca pod ciężarem słów, bądź tym kim chcesz być, nie udawaj nikogo, mogących zaistnieć w przyszłości. Taki pierwowzór napotykający wiele trudności, by trwać musi liczyć się z prekursorami i lekarzami dusz, początkowego żenującego zaangażowania. Mieszanie lęku i ekscytacji będącej formą wyrażania stanu, który budzi w człowieku, skrajne uczucia. Te godziny, gdy musisz, te minuty, gdy chcesz i napomnienia o jutrze bywają złudą wymykającą się spod kontroli gracza rozdającego karty pytającego, co dalej? A mogą być kierowane do losu, do Boga, do ludzi, rodziny i wszystkiego, co otacza definitywny czas współdziałania. Podczas terapii bez obaw można odbywać wędrówkę do zaklętego miejsca pełnego rehabilitacyjnych templariuszy powrotów do życia. Czasami komuś się udaje, innym razem odwraca się, w stronę mówiącą o przyszłości i przenoszącą do przeszłości, nie tej na wskroś, ale cumującej do przystani totalnego wyczerpania, aby cokolwiek jeszcze nadało sens, zwróciło uwagę, pokazało, że stać na więcej niż wersja demo spektaklu zakrawającego na film katastroficzny w wymiarze 3D, gdzie głównymi bohaterami są
wykluczenie, deprawowanie i niemoc.
Cierpienie schodzące na dalszy plan nieustannie odnoszące się do spojrzenia na sprawy, które dotąd były abstrahowane z racji swojego położenia mogącego współistnieć tylko w wyrafinowanych gustach teraz stają się tęsknotą. Człowiek zaczynający wpadać w uzależnienie paradoksalnie zaczyna dostrzegać rzeczy, które wcześniej były nieosiągalne lub przeciwnie, podświadomie spychane do kotła mającego na względzie iście czartowskie moce. Taki zbuntowany anioł wie, że chce dążyć do stanu, kiedy człowiek zyskuje miano walczącego o najwyższe trofea. Będące odzwierciedleniem spokojnego i harmonijnego pojmowania świata i jego natury, ale nie może zaprzestać i powstrzymać się przed pokusą wzięcia raz jeszcze.Po pewnym czasie takie poczucie osamotnienia powoduje coraz większe obwinianie się, emanację negatywnych emocji i stanów lękowych związanych z kwadraturą koła, przeżywania i tracenia poczucia własnej wartości. A nie ma nic gorszego niż upadek pod ciężarem własnego krzyża. Często nie wiadomo jak się podźwignąć, wstać i zacząć od początku, ale najgorsze co może być to tkwienie w takim bezruchu i pozwolenie, aby moment nadejścia ukojenia odsuwał się w nieskończoność. Każdego dnia odczuwanie beznadziejności człowieczego padołu, mierzenie się z szarą codziennością, która zaczyna okalać i stwarzać w pewnym sensie azyl tego, co zostanie po zdefasonowanym murze, bo gdy człowiek zaczyna się staczać, to tak jakby wylatywała z niego miłość.
Szukanie ratunku w strzykawce można zaobserwować zarówno w pierwszym stadium, jak i w kolejnych bardziej bezpardonowych dla ludzi, którzy mierzą się, aby ich uczucie stało się silniejsze i wygrało walkę z siłami zła. Upadek, o którym nie myślało się wcześniej, że poniesie za sobą takie konsekwencje. A walka odbywać się będzie na podniebnym szczeblu rozpaczy z jednej strony, z drugiej zaś sięgającym totalnego zobojętnienia. Co zrobić, by na krótko poczuć się lepiej, bardziej szczęśliwym i zadowolonym z siebie człowiekiem, emanować raz jeszcze choć przez chwilę finezyjnym sposobem radzenia sobie, nie radzenia i czucia? Powrócić do odczuwania w najgłębiej skrywanych cząstkach własnego „ja”, które zostało gdzieś utracone. Zagubiło się we mgle wspomnień, wzruszeń, które były tak piękne, że zaczęło ich brakować, gdy skończyła się ich przemijalność, a okoliczności nie pozwoliły na doznanie kolejnych. Jakieś swary dokuczyły, a potem nie sposób było się opamiętać i nie dać się ponieść emocjom. Cały ból świata zaklęty jest w czarze tych pozytywnych wibracji, które zostały gdzieś utracone, zagubione bądź naruszone i całkowicie zniekształcone. Zawsze trzeba zacząć od tego, aby się wyzbyć wszystkiego, co zniewala nieważne, czy problem tkwi w umyśle, bo uraziły może przestraszyły słowa, czy ból ukryty jest głębiej. To one są najważniejsze, te deklasujące i degradujące najdłużej tkwią w podświadomości. Najważniejsze to rozumieć swoje zachowanie i korelować je z podejmowanymi decyzjami, które stają się znakiem rozpoznawczym silnego egzystencjalisty. W międzyczasie można podejmować inne próby rozwiązywania położenia, jak szukanie odpowiedniego zajęcia, które odwróciłoby uwagę od okoliczności. Najczęściej bywa tak, że osoba, z którą zaczyna się coś dziać zmienia często pracę, chwyta się różnych czynności, które po krótkim czasie nużą. Potem nie ma już odwrotu, żeby samemu sobie poradzić i wszystko sprowadza się do narkotyku. Szybki spadek formy powoduje, że bezsilność przerasta, ból staje się nie do zniesienia, a o najważniejszych sprawach zaczynają decydować obcy ludzie, którzy nieustannie drażnią bez większego powodu. Falochron zmieniający się pod wpływem zdradzieckiego wiatru raz popycha ku radości, innym razem ku rozpaczy, ale zawsze daje nadzieję, że taki stan się skończy i zostanie przywrócona wewnętrzna równowaga. Na nowo zacznie się ważenie słów, przechodzenie z jednego nurtującego zagadnienia rzeczywistości do innego, koegzystencjalny porządek rzeczy i usprawnianie rangi konceptu nadającego sens. Powróci chęć cieszenia się codziennością, życzliwym gestem, czy zamiłowanie do aktualnie wykonywanej pracy, znajomych, hobby.
Narkomani we wczesnym stadium popadania w nałóg cieszą się poznawaniem nowych doznań, które zaciemniają umysł, przynosząc chwilowe ukojenie,potem niestety szybko odchodzi w niepamięć. Do następnego razu, wizje lepszego świata zostają uśpione przez dolegliwości natury zdrowotnej. Intensywne pocenie o nieprzyjemnym równie intensywnym zapachu, ściskający, promieniujący ból brzucha, czy bolące stawy zaczynają doskwierać coraz bardziej, choć z czasem i to przestaje mieć większe znaczenie. Liczy się tylko ulga i błogość po zażyciu specyfiku mamiące szczęściem. Jednak pokonywanie trudności związanych z trudem, jakie niesie istnienie nigdy łatwe nie jest, ale zawsze prowadzi do eliminacji ciemnych stron, które doskwierają w wędrówce przez życie. Bywają ucieczki i powroty, bywają zmienne nastroje, a także apodyktyczne rozkazy i groźby przymusu. Czasami nieumiejętność walki spowija się z wyobrażeniami na temat skuteczności podjętych metod przerwania gehenny, innym razem dopuszczony zostaje głos ostrzegający przed kolejnym napadem.
Kiedy jeszcze jest ktoś w pobliżu, kto może choć przez chwilę okazać zainteresowanie, które przestanie mieć znacznie i za sekundę rozpłynie się w eterze, ból nie jest tak straszny, ale gdy toaleta na dworcu jest pusta, smród z kibli unosi się w powietrzu, a zakrwawiona dłoń odmawia posłuszeństwa, co może grozić wykrwawieniem całość spektaklu zostaje przerwana...
Zaczynało się zwyczajnie z ciekawości, na dyskotece, dla pieniędzy, choć dilerzy wbrew pozorom biorą rzadziej i częściej są czyści, niż przeciętny obywatel społeczności o stetryczałym i nieco zdeformowanym guście. Problemy rodzinne i cała sytuacja w domu zaogniona przez alkoholizm, któregoś z jej członków, bądź inne problemy dotyczące np.: sfery materialnej bądź homoseksualizmu, czy nieuleczalnej choroby wymagającej nieustannej opieki schodzą na dalszy plan, gdy zaczynają się narkotykowe atrakcje i to one przynoszą znaczącą ulgę.
Największy problem zaczyna się wówczas, gdy osoba uzależniona przestaje dostrzegać prowizoryczne czynności takie, jak np.: posiłki, które stają się elementem kodyfikującym dzień. Ich przyswajanie bywa trudne z powodu uciążliwego tłamszenia nagromadzonych w sobie doświadczeń, które epatują wulgarnym zachowaniem, połączonym ze śmiertelnie stanowczą powagą, irytującą i popychającą ku złości połączonej z nienawiścią do wszystkiego, co otacza i wszystkich, którzy podjęli bezpardonową walkę o lepsze jutro. Takie iluminacyjne połączenie uzurpujące sobie miano uciążliwości życia zmusza do zastanowienia się nad najbardziej błahymi problemami, jakie doskwierają przeciętnemu wykonawcy i oprawcy, sięgającego, po używki natury fundamentalnej i stanowiącej podstawę zabezpieczania kołowrotu marzeń. Taki schemat dostarcza nurtującego zapotrzebowania na pozytywne emocje, które stają się skondensowanym rzutującym cień na kompetencje poszukiwaczy życia i kondensatorów całego paleniska utytłanych fanaberyjnym brudem. Takie
zachowania przeciętności, mogą zdumiewać, gdy dawka zostanie nadużyta pod względem ilościowym i jakościowym dotyczącym zdrowego trybu funkcjonowania pod nadzorem. A nadzór ten, może dotyczyć wszystkiego, co odbiega od początkowej fali zaangażowania w sprawy niecierpiące zwłoki. Człowiek popadający w uzależnienie takich mankamentów ma wiele, jeżeli chodzi o tryb warunkujący jego funkcjonowanie w grupie, w której prym wiedzie zdobywanie środków zapewniających polepszenie samopoczucia. Na ile polepszyć można druzgocące w niwecz fundamenty łatwego koegzystowania zmagające się nieustannie z relacjonowaniem przeżyć pobocznych bohaterów.
Taka sytuacja niejednokrotnie przyczynia się do poddania w wątpliwość wszystkich narzędzi mogących usprawnić funkcjonowanie na najwyższych szczeblach behawiorystycznego obrazu malowanego śmiertelną ręką poczynającego starania o odzyskanie wolności. Wolności utraconej w skutek nagromadzenia uciążliwości nie tylko związanych ze stroną materialną, z tym co można dostrzec na pierwszy rzut, ale także wewnętrznych przemian dokonujących się w sferze abstrakcyjnej wyabstrahowanej, duchowej, cielesnej, ale przede wszystkim charakterologicznej i tej wypływającej z emocjonalności. Taka strona może zostać zachwiana i naruszona w tak drastyczny sposób, że odnalezienie antidotum na tego rodzaju zaburzenie świadomości, które nigdy już nie zostanie w pełni przywrócone, do pierwotnej formy może wiązać się z uszkodzeniem mózgu, a jego funkcjonowanie stanie się integralną częścią skodyfikowanego organizmu o wysłużonym tempie reformowalności. Zaburzenia emocjonalności mogą powodować nieodwracalne zmiany w sposobie odbierania bodźców zewnętrznych i wewnętrznych przekazywanych przez jednostki o podobnym statusie rangi społecznej i komunikatywnej. Wszystko do czego sprowadzają się zadania będące pomocą przy rejestrowaniu wyżej wymienionych celów rekonwalescencji, członka grupy o dość ekspresyjnych poglądach na życie i ekscentrycznych figurach osobowościowych można uznać za skończenie pracy nad nowym członkiem empirycznego doświadczania świata, zaangażowanych narkomanów, którzy uporczywie dążą do odnalezienia swojego miejsca w hierarchii. Wiążącym bieg zdarzeń przeciętnego młodego człowieka, uwikłanego w nurt popychający ku zgliszczom. A nie ma nic bardziej destrukcyjnego niż myśl, że nigdy już nic się nie zmieni. Bycie dręczonym przez własne sumienie i niemożność poradzenia sobie z zaciskającą się wokół gardła pętlą, która zniewalając przyczynia się nieustannie do brnięcia w wir błędu, wyciska rany nieustannie zadające ból. Bo złość dopada w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy jest dobrze i kiedy nie odczuwamy zadowolenia z pokonywania trudności i przebywania w stanie „wyłączenia”. Taka alienacja może stać się podłożem pod przyszły rozwój cech mogących uchronić w przyszłości. Każdego bowiem dnia przychodzi moment w pewnym sensie rachunku sumienia scalającego dotychczas zebrany materiał i chęć zmiany zaistniałego stanu rzeczy. Nawet jeżeli jest to ułamek sekundy. Rano jednak, kiedy światła już pogasną, a zmęczone oczy na nowo zaczynają walkę o przetrwanie w świecie stworzonym na własne żądanie, podnoszenie rozgrzanego ciała z łóżka i schodzenie do wnętrza turpistycznego człowieczeństwa mogącego zaoferować niewiele poza trwaniem obok i współczucia jest bolesne. Nie tylko przez wzgląd oczekiwania, na to co wydarzy się za chwilę, ale przede wszystkim na rezultat tego, co wydarzyło się w przeszłości, która zdążyła już odejść. Taka chwila zapomnienia w stanie zacietrzewienia może przysporzyć wiele uciążliwości napotykających na drodze zachowań normalności i tego, jak było przedtem. Takie wizje nieustannie powracają by poprawić lub całkowicie zdołować samopoczucie i skalę wartości będącą odzwierciedleniem sukcesu dnia. Bo zmusić się do wysiłku intelektualnego stanowiącego o wydawaniu tchnienia uzurpującego sobie miano życia można zawsze.
Mając zaburzony rytm funkcjonowania świadomości, który przeszkadza w gromadzeniu pozytywnych wspomnień, nie pozwala odczuwać emocji i zaburza rytm samego bycia, nie można nie odnieść wrażenia pewnej specyfiki układu. Plan, który jest realizowany przez człowieka zmagającego się z własnym głęboko skrywanym lękiem, z powodu cierpienia nie jest w stanie sprostać wymaganiom zmiennego losu. Silna wola i determinizm popychający ku ograniczeniom infantylności w doznawaniu złości, negują irytujące preludium rozsiewania paniki będącej wyrazem dezaprobaty zaistniałego stanu rzeczy. Ludzkie ciało bowiem, w przypadku upadku sił witalnych staje się tworzywem niepotrafiącym sobie do końca pomóc. Samo nie jest w stanie zaoferować więcej niż może się wydawać, że potrafi. Umysł jego strukturalność i samoświadomość powinny stanowić wykładnik i chęć pokazania jak bardzo zależy, aby wyleczyć to, co wymaga terapii. Poddanie się krytyce fachowców, osób które pragną przyczynić się do polepszenia stanu delikwenta mającego problem z odnalezieniem zaginionej tożsamości i ukazanie jej mocnych stron nie powinno przyczynić się do zaburzenia kariery osobowościowej żadnej ze stron. Pacjent powinien tworzyć tandem i brać aktywny udział w rehabilitacji wymagającej z drugiej zaś strony wielu wyrzeczeń również od prowadzącego zajęcia. Długie rozmowy i debaty prowadzone na ostrzu noża, powinny zaowocować wewnętrzną przemianą. Wszystko, bowiem z czym przychodzi się mierzyć ma uwznioślać i dodawać pewności, korelować dobro i potępiać zło oraz eliminować elementy prowadzące do destrukcji.
Fundamentalizm i jego oportunistyczny środek jest ważny nie tylko ze względu na starannie zbierany materiał, ale przede wszystkim przez wzgląd na podwaliny pod przyszłą zabudowę harmonijnej przyszłości. Nie kolidującej z moralnością, duchowością i wewnętrznym kodem spacyfikowanego odbiorcy świata, ale przygotowującej do realizacji wyznaczonych celów i marzeń. Wszystko, bowiem na co narażany jest człowiek powinno stanowić odzwierciedlenie jego wewnętrznych przemian dokonujących się podczas zmagań o spokojny i zsynchronizowany czas między kołyską a grobem. Nabywanie mądrości, która dojrzewa i rodzącej się samozachowawczości w momencie popadania w przygnębienie, będące wyrazem uzewnętrzniania elementów scalających zdominowany przez bohomazy rzeczywistości egzystencjalny determinizm, niewiele ma do powiedzenia jeżeli chodzi o przetrwanie. Statystyki prowadzone przez urzędy niweczą złowrogi plan mówiący o poprawie w sposobie prowadzenia dysput o braniu. Każda rozmowa na ten temat musi wiązać się z konsekwencjami jakie niesie ze sobą uzależnienie i terapia, albo będziesz postępować wg reguł albo zginiesz. Albo doświadczysz cudu uzdrowienia, albo całkowicie się poddasz i zatracisz wszystko. Każdego dnia nadzieja, że sytuacja się odwróci i będziesz szczęśliwy, z ufnością spoglądając w przyszłość pozwala przetrwać najcięższy czas. Oczekiwanie na zmianę i zamiana miejsc zsynchronizowanych pod względem racji bytu tzn. kiedy jest przydział i kiedy go nie ma, pozwala na realną ocenę sytuacji, ale nie pozwala na racjonalne postępowanie i współbrzmienie zgodne z prawem wewnętrznego regulatora empirycznych doznań. Najprościej rzecz ujmując nie można myśleć, ale można ćpać, a wszystko co okala zaistniały stan przenosi w paradoksalne poczucie wyższości potępiające ciało. Przestaje mieć znaczenie emocjonalność, a zaczyna się rutyna napięć i bezinteresowność w uciążliwym zmyślaniu siebie. Plan na następny dzień zawsze wygląda podobnie. Zbrodnią jest angażowanie się w sprawy, które przerastając nie pozostawiają wyboru. Takie sytuacje zdarzyć mogą się zawsze i trzeba uważać, żeby chęć bycia nie przerosła odporności psychicznej. Dobre intencje połączone z ocalającą wiarą w stanie odurzenia mogą przyczynić się do uzewnętrzniania wielu spostrzeżeń i stanów, na które normalnie człowiek nie zwraca uwagi, bądź w ogóle nie dostrzega. Takie połączenie elementów początkowo nienarzucających treści, ale dostarczających zbyt wielu emocji jednocześnie, może być niewygodne i sponiewierać dotychczasowe zasady moralne. Gubiąc się w natłoku myśli będących realnym odzwierciedleniem trwania w intelektualnym nieładzie, potęgującym natłok rozważań, człowiek uzależniony nie potrafi odseparować życia od nieżycia, a halucynogenne wizje rozmywają obraz rzeczywistości. Taki obiekt roztargnienia wynikającego z przeżywania, nie może być pozostawiony przez dłuższy czas w izolacji, ponieważ działanie środków odurzających wpływa niekorzystnie na stany lękowe, które bardzo często popychają ku targnięciu się na własne życie. Bywa, że ofiarami narkomanów stają się przechodnie mijani na ulicy, w podziemiach, tunelach. Te najbardziej dramatyczne przypadki są odzwierciedleniem skutków korzystania z używek wpływających na pracę i funkcjonowanie struktur mózgowych, całego organizmu, a przede wszystkim układu odpornościowego podatnego na śmiertelnie groźne choroby. Początkowo taki system sprawia, że obojętność kwalifikująca się jako środek obronny przed bólem nasilającym cierpienie ułatwia przechodzenie kolejnych stadiów pogrążania się w narkotykowym pomieszaniu. Szaleństwem jest zażywanie kilku specyfików na raz, jeszcze gorsze jest odstępowanie zużytych strzykawek, co również zdarza się często. Dlatego, gdy zaczynają się problemy i chęć sięgnięcia po narkotyki w ogóle warto zwrócić się do osoby, która wcześniej miała z nimi kontakt. Pytania o skutki brania i uczucia współtowarzyszące mogą uchronić przed najgorszym. Dzieci mające problemy przechodzą walkę w podobny sposób, a ich organizm jest dużo słabszy. Im dłużej trwa narkotykowy problem tym bardziej odczuwa się jego konsekwencje i trudniej jest wyjść z nałogu.
Człowiek uwikłany w los nieustannie musi zmagać się z tzw. drugim obiegiem jeżeli chce w pełni zachować swoją tożsamość, ponieważ zdarzają się sytuacje, które zmuszają do kamuflowania tego, co naprawdę przyświeca jego weryfikacji świata. Unaocznia tylko pozór, by nie zostać odkrytym, a jego implikacje korelują z wewnętrznymi przemianami dokonującymi się podczas buszowania w swojej świadomości i industrialnie bliskiej osoby będącej aktualnym współtowarzyszem przemierzania życiodajnych szlaków. Każde bowiem unaocznienie tezy, że jeśli chcesz poznać drugiego człowieka musisz słuchać nie tyle jego słów, co milczenia jest potwierdzeniem tego, jak często nie trzeba nic robić, a chęć wysłuchania wystarczy, by odczuwać obecność kogoś w danym momencie bliskiego. Nie musi to być osoba, którą się dobrze zna i wie o niej wiele, ale ktoś kto akurat zjawił się w najmniej oczekiwanym momencie i wyciągnął pomocną dłoń. Bardzo często zdarza się również tak, że ludzie nie dostrzegają przejawów koordynowania nieszczęść. Takie deklaracje mające na celu weryfikację i gospodarowanie zebranym doświadczeniem, a przede wszystkim chęć dzielenia się nim, powinny tłamsić przejawy nieakceptowania własnego położenia. W zależności od przyczyn człowiek determinujący swój los musi mieć na względzie jego dość specyficzny wyraz dawania oznak istnienia. W każdym momencie życia lubi on płatać figle i wyciągać swoje koślawe nogi. Takie podejście zapewni ulgę jeżeli chodzi o stan ducha tłamszonego przez okoliczności zewnętrzne będące propagatorem równości i wolności. Problemy zaczynają się najczęściej wtedy, gdy jednostka zakotwicza się odstawiając cały zebrany bagaż doświadczeń gdzieś na bok i po prostu zapomina o najcenniejszych lekcjach jakie przyniosło jej życie. A tymi najważniejszymi okazują się proste, nieskomplikowane w treści lecz w wyrazie zdania mające moc uzdrawiania wtedy, kiedy jest to najbardziej potrzebne i które przyniosły ukojenie w chwili pogrążania się w świecie ułudy. Taki maniakalny stan popadania w rozpacz ciężko znieść nie tylko organizmowi, ale przede wszystkim psychice będącej w pętli czasu, natarczywie powracających wizji konfabulujących z maniakalnym postrzeganiem świata i całego rozgardiaszu towarzyszącemu wokół. Wszystko, bowiem z czym przychodzi się mierzyć popycha ku dalszemu wikłaniu osobowości w sieć behawiorystycznego dołka.
Jednak przezwyciężając niedogodności spowodowane brakiem sił, by walczyć i zmagać się z konsekwencjami bycia, człowiek nieustannie zdradza swój los. Staje się w pewnym sensie popychadłem przestawianym z kąta w kąt, o trywialnym wymiarze 3D. Taki obraz zaprzepaszczonych szans i zatamowanego życiodajnego krwioobiegu, wprawia w ruch najmniejsze gloryfikowane członki, które wcześniej napawały brakiem czegoś. Jednocześnie powodując, że cała emocjonalność spychana do wnętrza skażonego organizmu, tamuje przypływ pozytywnych doznań sfery duchowo- doświadczalnej, a odruchy będące weryfikacją permanentnych transów, kumulują się w sieci fantazmatów regulujących czas dziania się i trawienia.
Rozmowy wiążące często tylko przez krótką chwilę docierają do świadomości utartych geniuszy komplikacji. Takie zróżnicowanie w sposobie reagowania na środki odurzające, może być fatalne w skutkach i zmuszać stetryczały organizm niezdolny do wzbogacania i gromadzenia zasobów przeszłości. Odnalezienie klucza pasującego do załatania szczeliny pomoże w kształtowaniu nowego wizerunku przedstawiającego emocje górujące nad czasem i dzianiem się. A dokonuje się ono nieustannie zwłaszcza, gdy przychodzi umierać. Bo załamanie wszystkich dotychczasowych perspektyw lepszego życia snującego wizje ujawnienia elementów utylitaryzmu dotąd niewidocznych i banalnie nazwanych, może przyczynić się do rozprzestrzeniania pozytywnego myślenia, które wpływa kojąco na sfery wegetatywne ludzkiego organizmu. Uzależnienia postępują zazwyczaj w sposób powolny jeżeli brać pod uwagę zmiany, które dokonują się w organizmie, ale szybko jeżeli chodzi o moc jednorazowego zażycia specyfiku mającego służyć polepszeniu statusu osoby zdegradowanej przez środowisko. Alienacja i gwałtownie zweryfikowany stan beznadziejności poczynań i zachowań wypływających z cierpiącej głębi zmusza do traktowania tego eksperymentalnego życiowego mezaliansu, jako sygnału alarmującego o łatwości poddania wyobrażeniu na temat własnej wystarczalności. Zawsze wtedy, kiedy dzieje się źle, a kwadratura koła nieustannie się zazębia, można liczyć na zasoby zgromadzonej materii o energetycznym wydźwięku niezgłębionego dotychczas nurtu „muzyki” nadającej sens. Wszystkiemu nie tylko temu, co od zawsze należało do części wyabstrahowanej, ale przede wszystkim mrocznej skrytej natury, o mosiężnym chwycie marketingowym, prezentowanym tylko nielicznym. Zaangażowanie w wykonywane zadania objęte programem profilaktycznym we wczesnym stadium wchodzenia w uzależnienie może powodować, że osoba uzależniona nabiera powoli zaufania do siebie, nie zdradza przyjętej z własnej woli alternatywy stworzonej podczas wielu godzin prowadzenia rehabilitacji, rozmów z pacjentami i własnego doświadczenia. Pacjent powinien przede wszystkim sam chcieć zmian, nie opierać się tylko na konieczności wynikającej z samego faktu zaangażowania w degradującą wszystkie wcześniej uznawane wartości i pożerającą wszystko, co stanie jej na drodze trującą maź o konsystencji nie nadającej się do przetwarzania. Taki specyficzny dostęp do ściśle tajnych elementów ludzkiej duszy kołaczącej i proszącej o odnalezienie dotąd nieodkrytych wysp zwanych wrażliwością, piętrzącą się pod ciężarem prowadzącym bardzo często do ruiny może spowodować, że jednostka stanie się niezwykle istotną częścią scalającą konglomerat małych wnętrz nazywanych i traktowanych w sposób bywa, że nazbyt formalny. Czasami taka paradoksalnie nazywana wymiana „koszulek” może przyczynić się do zmiany sposobu realizowania własnego zamierzenia, by upamiętniać chwile żeliwnego spostrzegania wtapiania się w społeczność o odmiennej strukturze i wzorze reagowania na niuanse sprzymierzone, by kontynuować trwanie i dryfowanie po bezkresie słowa…
Obwinianie się kto komu podwędził działkę, albo odstąpił nie tyle, co pożyczył nigdy nie wychodzi nikomu na dobre. Takie dyskusje kończą się.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto