Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto kopał leżącego 17 września 1939 roku? Część II: ZBRODNIA

Krzysztof Hoffmann
Krzysztof Hoffmann
Decyzja z 5 marca 1940 r. Fotografia archiwalna ze zbiorów autora
Decyzja z 5 marca 1940 r. Fotografia archiwalna ze zbiorów autora fot.archiwalna
Zbliża się ważna rocznica. 73 lata temu Sowieci, gwałcąc wszelkie możliwe ustalenia międzynarodowe, weszli na Kresy, zmieniając na zawsze bieg historii. Poniżej krótka próba uporządkowania faktów. Druga z trzech części tej historii.

PRZYWRÓĆMY SPOKÓJ I ŻYJMY JAK LUDZIE …

14 grudnia 1939 r. w Berlinie, po serii spotkań i ustaleń pomiędzy stronami, dokonano ostatecznej wymiany dokumentów ratyfikujących niemiecko-sowiecki układ o przyjaźni i granicy, podpisany 28 września 1939 roku a więc w niecałe dwa tygodnie po zajęciu polskich Kresów Wschodnich przez Armię Czerwoną. W wigilię Bożego Narodzenia, 24 grudnia 1939 roku, Józef Stalin, w depeszy do ministra Ribbentropa, pisał we wzniosłych słowach o przypieczętowanej krwią przelaną w boju przyjaźni niemiecko – sowieckiej.

Przyjaźń ta, deklarowana po wsze czasy, miała jednak potrwać zaledwie półtora roku... Tymczasem krwią coraz bardziej spływały Kresy, oficjalnie wchodzące teraz w skład terytorium ZSRR. Według oficjalnej, sowieckiej nomenklatury, nazywało się to „przywracaniem spokoju”. Podobną akcję prowadzili Niemcy na zagarniętych przez siebie terenach, jednak plany Stalina – co pokazać miał nadchodzący czas – szły o wiele dalej.

Akcja „przywracania spokoju” na terenach anektowanych Polsce nabierała zastraszającego rozmachu. Jakkolwiek w świetle prawa międzynarodowego, tereny zagarnięte przez ZSRR (podobnie jak te, zagarnięte przez Niemców) miały status terytorium okupowanego (a więc stanowiły w dalszym ciągu integralną część Państwa Polskiego), Stalin, posługując się imieniem Związku Radzieckiego, ustanawiał i bezwzględnie egzekwował własne prawa.

Równolegle z opresyjno-represyjnym aparatem NKWD, działały niejako oddolnie lokalne organizacje, składające się z lojalnych Związkowi Radzieckiemu byłych obywateli polskich, pochodzenia ukraińskiego i białoruskiego, robiących wszystko, co w ich mocy, aby nigdy nie powróciło status quo ante. 22 października 1939 roku odbyły się wybory do utworzonego przez władze ZSRR Zgromadzenia Ludowego Zachodniej Białorusi. Po kampanii wyborczej i samych wyborach przeprowadzonych w atmosferze absolutnego terroru, władze sowieckie poinformowały o swoim tryumfie - frekwencja dochodziła do 100 %, zaś kandydaci popierani przez ZSRR zdobyli 90 proc. głosów.

Zalegalizowane w ten sposób Zgromadzenie obradowało w dniach 28–30 października w Białymstoku pod hasłem „Śmierć Białemu Orłowi” zaś wynik tych obrad był łatwy do przewidzenia. 2 listopada 1939 Rada Najwyższa ZSRR przychyliła się do „prośby” Zgromadzenia o włączenie „Zachodniej Białorusi” w skład ZSRR. W identyczny sposób potraktowano „prośbę” Zgromadzenia Narodowego Ukrainy Zachodniej, obradującego dwa dni wcześniej we Lwowie.

CZŁOWIEK CZŁOWIEKOWI … TOWARZYSZEM

Aresztowania i zatrzymania „wrogów narodu”, głównie Polaków, odbywały się praktycznie każdej nocy. Zwalano polskie pomniki, zamykano kościoły, nacjonalizowano majątki. W atmosferze terroru i bezprawia nowa władza instalowała się na Kresach. Ten, komu udało się we względnym spokoju przeżyć kolejną noc, mógł się uważać za szczęśliwca. Wrogiem był sowiecki funkcjonariusz z malinowym otokiem na czapce, wrogiem mógł być jednak także każdy z sąsiadów, mówiący z nieco innym akcentem, stanowiący teraz w oczach władzy sowieckiej „czynnik społeczny” - istotny politycznie element w walce z „polskim wyzyskiem i niesprawiedliwością”.

Część przedstawicieli mniejszości narodowych, które przyszli „wyzwalać” sowieci, istotnie tak właśnie myślała. O pozbycie się „polskich krwiopijców” „uświadomiona rewolucyjnie ludność” zabiegała przecież już w trakcie obrad Zgromadzeń Ludowych .Czynił to także przewodniczący WKP(b) Białorusi – Pantalejmon Ponomarienko, który na początku grudnia 1939 roku w osobistym liście do Stalina tak uzasadniał konieczność podjęcia natychmiastowych działań :

„ (…) gospodarstwa te mają minimum 35-40 ha ziemi, 3-4 i więcej koni, jedynie w bardzo rzadkich przypadkach 2 konie, 5-6 a czasem 10 i więcej krów, w bardzo rzadkich przypadkach tylko 2-3 krowy. W gospodarstwach osadników znajdują się znaczne zapasy ziarna, których nie można na dziś ustalić. Jednak należy podkreślić, że w wielu gospodarstwach osadników znajduje się ziarno nie tylko z tego, lecz nawet z 2-3 wcześniejszych lat”.

Pisał też o posiadanych przez osadników pługach, bronach i innych drobnych narzędziach oraz dużych ilościach nowoczesnych maszyn rolniczych. O tym, że w każdym gospodarstwie znajduje się przynajmniej jeden rower, zaś w wielu po 2-3 rowery, a nawet motocykle. Dalsza część listu jest jeszcze bardziej przerażająca, przytoczę ją w dużym skrócie :

„ (…) pozyska się w ten sposób ponad 200 tysięcy ha doskonałej ziemi ornej i łąk, którą będzie można rozdysponować wśród biedniaków oraz stworzyć na niej pierwsze wzorcowe kołchozy. 30-40 tysięcy krów, które mają osadnicy, należy rozdać biedniakom. 15-20 tysięcy osadniczych koni (silnych i wypasionych) można przeznaczyć na potrzeby Armii Czerwonej, konnej milicji, Rejonowych Komitetów Wykonawczych i Straży Granicznej, a pozostałe rozdać wiejskiej biedocie. W dużych, murowanych domach umieścić można szkoły, rady gminne, sklepy, punkty medyczne, posterunki milicji i izby czytelnicze. Drobny sprzęt rolniczy rozda się okolicznym chłopom, natomiast zdobyte w ten sposób maszyny posłużą do utworzenia Ośrodków Maszyn Rolniczych. Zabrane osadnikom duże ilości doskonałego ziarna siewnego, ozimin i ziarna na przemiał pomogą na wiosnę w organizowaniu zasiewów. Komitetom Chłopskim należało rozdać pozostawiony przez wysiedlonych dobytek domowy, natomiast rowery i motocykle przekazać miejscowym organom władzy dla celów służbowych (…)”

Życie człowieka … Warte krowę, motor, rower, worek ziarna, siennik …

TAM, GDZIE ZIMNO

10 lutego 1940 roku prasa gadzinowa w okupowanej przez Niemców Warszawie zamieściła przekład korespondencji „Frankfurter Zeitung” z Moskwy o ukończeniu „demarkacji niemieckiej i sowieckiej strefy interesów”. Tego samego dnia o świcie do tysięcy polskich domów na Kresach załomotały pięści funkcjonariuszy NKWD. Rozpoczęły się masowe deportacje. W czterech kolejnych wielkich falach deportacyjnych przymusowo wysiedlono co najmniej kilkaset tysięcy Polaków. Osadnicy wojskowi, leśnicy, kolejarze, rodziny polskich oficerów i żołnierzy osadzonych w obozach jenieckich, starcy, dzieci, chorzy, ułomni …

Podróżowali w bydlęcym wagonie w nieznane, cierpiąc głód, choroby, zimno. Na zawsze wyrzuceni ze swoich domów, bezprizorni, specperesielency, administratywni … Tylko część dotarła do miejsca przeznaczenia. Resztę grzebano w jałowej ziemi lub po prostu wyrzucano z jadącego pociągu w śnieg. Płacz, krzyk dzieci, głód i zimno. Drogę tych eszelonów znaczyłyby polskie krzyże gdyby ktoś miał wtedy czas i możliwość aby je stawiać.

Zatrzymajmy się na chwilę przy mechanizmie usunięcia … Wysiedlenia zaczynały się najczęściej w środku nocy lub o świcie. Wyjątek stanowiła deportacja uchodźców z czerwca 1940, kiedy to ludność gromadzono stopniowo, w ciągu kolejnych dni, najczęściej pod pretekstem stawienia się na wyjazd do niemieckiej strefy okupacyjnej, o co większość wówczas deportowanych bezskutecznie zresztą zabiegała.

Specjalne grupy operacyjne, po otrzymaniu wykazu osób podlegających zatrzymaniu, udawały się wraz z uzbrojonym konwojem pod wskazane adresy, budziły wyznaczone rodziny, mężczyzn (jeśli byli) stawiały pod ścianą, by uniemożliwić jakikolwiek opór, po czym przeprowadzały gruntowną rewizję w celu wykrycia broni, amunicji, obcej waluty i materiałów kontrrewolucyjnych. Dość często korzystały przy tym z lokalnych działaczy, którzy służyli im za przewodników i tłumaczy. Po zakończonej rewizji wyznaczano czas na spakowanie najniezbędniejszych rzeczy i podwodami transportowano zatrzymanych do miejsc formowania się składów deportacyjnych.

Wszystkie osoby, które znajdowały się w domu lub do niego weszły, a które nie stanowiły rodziny deportowanego były z zasady zatrzymywane do zakończenia akcji i po wyjaśnieniu ewentualnie zwalniane. Było jednak i tak, że jechały na zesłanie razem z resztą zatrzymanych. Po wyprowadzeniu zesłańców należało zabezpieczyć pozostawiony przez nich majątek. Po dostarczeniu ich do miejsc załadunku zadania zespołów operacyjnych kończyły się, zaś „opiekę” nad ludźmi przejmowały Wojska Konwojowe NKWD.

Deportacja oznaczała w praktyce utratę całego posiadanego dotąd majątku. Instrukcja Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych ZSRS z
grudnia 1939 roku o porządku przesiedlania polskich osadników z zachodnich obwodów USRS i BSRS przewidywała prawo do zabrania jedynie 500 kg dobytku na rodzinę – najczęściej ubrań i podstawowych sprzętów domowych. Bywało i tak, że konwój nie pozwalał na zabranie prawie niczego. W kolejnych falach deportacyjnych kontyngent ten zmniejszono do 100 kg. Pozostawione mienie przechodziło na własność państwa. Wiele rzeczy, zanim udało się je zabezpieczyć, rozkradali okoliczni mieszkańcy oraz lokalni komunistyczni działacze partyjni.

Ostatnia wielka deportacja ludności polskiej miała miejsce w czerwcu 1941 roku. Mimo wybuchu wojny z Niemcami, sowieci konsekwentnie realizowali swój plan „przywracania spokoju”. Mimo atakujących sztukasów, towarowe pociągi z wysiedlanymi Polakami jechały na Wschód. Ile z nich nie dotarło na miejsce – nie wiadomo do dziś …

DO ZIEMI

Oficjalny radziecki komunikat o zakończeniu „wytyczania granicy niemiecko-sowieckiej” (długości niemal 1500 kilometrów) ogłoszono w Moskwie 5 marca 1940 r. „Komunikat rządu sowieckiego – pisał w korespondencji ze stolicy ZSRR wydawany w Nowym Jorku „Nowy Świat” – uważany jest w rosyjskich kołach rządowych za formalne wykreślenie Rzeczypospolitej Polskiej [...] z liczby państw istniejących”
.

Najzwyczajniej więc skasowano po prostu okupowaną lecz wciąż istniejącą Rzeczpospolitą. CTRL + ALT + DEL …

W tym samym dniu zatwierdzona została w Moskwie tajna decyzja najwyższych władz państwowych o fizycznej eliminacji polskich jeńców wojennych. Ruszyła machina śmierci.

Ostaszków, Griazowiec, Starobielsk, Charków … Miejsc kaźni były setki. Dla Polaków słowem – kluczem jest Katyń. Niewielki las w pobliżu Smoleńska, gdzie rosną poziomki – tak wielkie, jak maliny. Od kilkudziesięciu lat nikt nie chce ich tam zbierać.

Zbrodni dokonano na części oficerów Wojska Polskiego, którzy w trakcie uzgodnionej z III Rzeszą agresji ZSRR na Polskę zostali po 17 września 1939 na terytorium Polski w różnych okolicznościach rozbrojeni i zatrzymani przez Armię Czerwoną jako jeńcy wojenni. Przekazano ich następnie NKWD, które skupiło jeńców w utworzonym specjalnie systemie obozów NKWD dla więźniów polskich. Nastąpiło to po oddzieleniu oficerów od jeńców szeregowych i podoficerów, którzy zostali przekazani stronie niemieckiej, skierowani do pracy przymusowej w systemie GUŁAGu lub zwolnieni.

NKWD aresztowało również oficerów i podoficerów Policji Państwowej i Korpusu Ochrony Pogranicza. W wyniku rozlicznych działań mających miejsce do marca 1940 r., m.in. przemieszczeń, wyselekcjonowaniu osób gotowych do współpracy po indywidualnych szczegółowych przesłuchaniach wszystkich jeńców, aresztowaniach w obozach, praktycznie wszystkich polskich oficerów przetrzymywanych w ZSRR – ok. 15 tysięcy, NKWD skoncentrowało w trzech obozach specjalnych: kozielskim (urządzonym w zabudowaniach dawnej prawosławnej Pustelni Optyńskiej), starobielskim i ostaszkowskim (gdzie przetrzymywani byli oficerowie policji, Straży Granicznej i K.O.P.; urządzonym w dawnej Pustelni Niłowo-Stołobieńskiej).

Lasy w okolicach Katynia zostały już na początku lat trzydziestych wybrane przez NKWD na miejsce likwidacji więźniów z licznych łagrów znajdujących się na Smoleńszczyźnie. Już wtedy Leonid Kotow, wykładowca nauk społecznych Instytutu Wychowania Fizycznego w Smoleńsku wspominał, że w Moskwie podjęto wówczas decyzję o przebudowie strategicznej szosy do Mińska. Zorganizowano więc wzdłuż niej dziesiątki łagrów i tysiące więźniów łopatami i taczkami, od świtu do zmierzchu przerzucało ziemię, budując nasyp przyszłej szosy wschód-zachód. Kto padł z wycieńczenia był wywożony do katyńskiego lasu, gdzie stacjonował specjalny oddział Cze-Ka.

Okoliczni mieszkańcy sądzili początkowo, że w otoczonym posterunkami lesie powstaje ośrodek wypoczynkowy dla oficerów Cze-Ka. Skąd zrodziła się ta pogłoska - nie wiadomo, być może została rozpuszczona umyślnie. Bano się jednak wchodzić do lasu. Dopiero później dzieci chodzące do lasu na poziomki przyniosły wiadomość, że w lesie rozstrzeliwuje się ludzi i znajdują się w nim rowy pełne ledwie przykrytych ziemią zwłok.

Zinajda Mierkulenko, która mieszkała kiedyś w Kozich Górach nieopodal Katynia, opowiedziała reporterowi Moscow News, że dopiero po wojnie odważyła się pójść do lasu na grzyby. Jagody rosły w nim wielkie, ale strach było wchodzić głębiej. Bała się nie tyle wartowników, którzy wciąż pilnowali lasu, ile ich ogromnych, na wpół zdziczałych psów. Starsze dzieci chodziły do lasu jeszcze przed wojną i opowiadały jak widziały ciężarówki przywożące ludzi na rozstrzelanie. Kiedy ciężarówki odjeżdżały, dorośli z okolicznych wsi szli do lasu ściągać z zabitych ubrania, a przede wszystkim buty.

Mierkulenko zapamiętała, że czasem przynoszono wysokie buty z miękkiej skóry, jakie nosili wyżsi oficerowie. Starsi chłopcy opowiadali też, że ci co rozstrzeliwali, ubrani byli w maski, spod których nie było widać ich twarzy. Czasem spieszyli się po następny transport i nawet nie dobijali rannych, tylko przysypywali ich ziemią. Pierwsze ofiary katyńskie grzebano w pobliżu Krasnego Boru, gdzie kwaterowała specjalna jednostka wojskowa. Dowiedział się o tym jeszcze przed wojną Michaił Kriwozercew mieszkający do dzisiaj w Gniezdowie. W czasie wojny miał się przekonać osobiście jakie straszne tajemnice kryje ziemia katyńskiego lasu

5 marca 1940 r. Ławrientij Beria - Ludowy Komisarz Spraw Wewnętrznych ZSRR skierował do Józefa Stalina notatkę nr 794/B (794/Б), w której po zdefiniowaniu, że polscy jeńcy wojenni (14 736 osób – w tym 97 proc. Polaków) oraz więźniowie w więzieniach Zachodniej Białorusi i Ukrainy (18 632 osoby, z tego 1207 oficerów – w tym ogółem 57 proc. Polaków) stanowią „zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy radzieckiej”, stwierdził, że NKWD ZSRR uważa za uzasadnione:

„(…) rozstrzelanie 14,7 tys. jeńców i 12 tys. więźniów, bez wzywania skazanych, bez przedstawiania zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia, zlecenie rozpatrzenia spraw i podejmowania decyzji trójce w składzie: Wsiewołod Mierkułow (wpisany odręcznie prawdopodobnie przez Stalina powyżej skreślonego nazwiska Berii), Bogdan Kobułow, Leonid Basztakow.”

Notatka posiada cztery zatwierdzające podpisy: Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa i Mikojana oraz dopiski – Kalinin – za, Kaganowicz – za. Zgodnie z notatką Biuro Polityczne KC WPK (b) tego dnia wydało decyzję nr P13/144 z zaproponowaną przez Berię treścią.

W ten sposób na szczeblu państwowym zalegalizowana została zbrodnia. Nie „nadużycie”, nie „błędna decyzja” i nie „pomyłka”. Zbrodnia, za którą do dzisiaj, mimo, że minęło już ponad 70 lat, nikt nie chce przyjąć odpowiedzialności.

ŚMIERĆ USANKCJONOWANA

14 marca w gabinecie Bogdana Kobułowa, szefa Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD, odbyła się narada. Uczestniczyło w niej kilkanaście osób, wśród nich szefowie Zarządu NKWD obwodu smoleńskiego, kalinińskiego i charkowskiego, ich zastępcy oraz komendanci wojskowi zarządów obwodowych NKWD. To im wówczas zlecono wymordowanie jeńców. 22 marca Beria wydał rozkaz nr 0350 „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR” – w tych więzieniach większość więźniów stanowili polscy oficerowie i policjanci. 1 kwietnia z Moskwy wyszły trzy pierwsze listy – zlecenia skierowane do obozu ostaszkowskiego. Zawierały nazwiska 343 osób i były początkiem akcji „rozładowania obozów”.

Ruszyły transporty śmierci

Oficerów polskich wymordowano na rozkaz Stalina, a wiernym i gorliwym wykonawcą jego woli, jeżeli nie wprost pomysłodawcą tego projektu, był szef NKWD Ławrentij Beria. Powodem tej decyzji była prawdopodobnie stwierdzona w trakcie „rozpracowywania” jeńców w trzech obozach całkowita ich nieprzydatność z punktu widzenia interesów ZSRR. Zdecydowana większość z nich nie była skłonna do współpracy z organami sowieckimi i dlatego jako ludzie o wysokim poczuciu godności i niezależności, w zbrodniczym systemie stalinowskim musieli zginąć.

Stalin zdawał sobie sprawę, iż ludzie ci pozostawieni przy życiu, nigdy nie pogodzą się z utratą niepodległości, nie zrezygnują z niezawisłej Polski i przy pierwszej okazji staną się najbardziej gorliwymi bojownikami o jej niepodległość. W tym sensie najwyżsi decydenci Związku Sowieckiego eliminując fizycznie, po zimnej kalkulacji, jeńców Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, grzebali – jak sądzili - na zawsze, ideę wolnej Rzeczypospolitej.

Dodatkowym motywem mogła być też chęć oczyszczenia zaplecza przed planowaną wojną uderzeniową na Niemcy. Ujawniony później fakt skrupulatnego przechowywania najbardziej obciążających dokumentów jest tłumaczony jako świadoma polityka Stalina wzajemnego krycia się i zbiorowej odpowiedzialności.

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto