Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto rządzi polskim futbolem? Andrzej Placzyński

tino71
tino71
Sprawa transmisji w systemie pay-per-viu pierwszych spotkań reprezentacji Polski w eliminacjach do mistrzostw w Brazylii, wzbudza ogromne kontrowersje.

Szefem polskiego oddziału SportFive, właściciela praw do transmisji, jest Andrzej Placzyński. To szalenie barwna i zarazem kontrowersyjna postać w biznesowym światku. Jego nazwisko niewiele mówi przeciętnemu kibicowi, jednak w pewnych kręgach twierdzi się otwarcie, że to Placzyński jest szarą eminencją polskiego futbolu i to on decyduje o wszystkich strategicznych posunięciach.

Andrzej Placzyński to w latach 80. oficer kadrowy wywiadu PRL. Był porucznikiem Służb Bezpieczeństwa. W aktach MSW figurował jako Andrzej Kafarski. Figurowanie w aktach pod przybranym nazwiskiem to standard tamtych czasów. Chodziło o bezpieczeństwo oficera.

Wówczas pełnił funkcję wicedyrektora Instytutu Polskiego w Wiedniu, jednak nieoficjalnie pracował dla XIV wydziału I Departamentu MSW. Była to jednostka zajmująca się najtrudniejszymi zadaniami operacyjnymi polskiego wywiadu. Sam Placzyński nie lubi rozmawiać na temat swojej przeszłości. Trudno mu się dziwić, wszak działacze wysokiego szczebla SB nie cieszą się w naszym kraju wielką estymą.

Działania Placzyńskiego jako szefa SportFive są jednakowe od lat i bardzo czytelne. Zna towarzystwo z kręgów PZPN i bardzo zabiega o względy za każdym razem gdy tylko na prezesowskim, betonowym stołku zasiada nowy sternik polskiej piłki. Wówczas jest w stanie uczynić bardzo dużo, byleby tylko nabyć prawa do transmisji meczów kadry. Z Michałem Listkiewiczem podpisał umowę na 15,5 milionów dolarów, co stanowiło horrendalny procent zysków.

Z PZPN współpracuje od lat, więc w 2009 roku było mu szczególnie łatwo omamić Grzegorza Latę, człowieka niemającego żadnego doświadczenia w zarzadzaniu tak wielką organizacją, a do tego szczególnie łasego na splendor i co za tym idzie wielką kasę. Bardzo znamiennym jest, że PZPN jako stowarzyszenie nie musi ogłaszać przetargów na sprzedaż transmisji. To wystarczyło, aby Lato po wspólnych (zapewne zafundowanych przez Placzyńskiego) wczasach w RPA od razu podpisał umowę ze SportFive. Umowę kontrowersyjną, bo… aż do 2020 roku! To o wiele dłużej niż kadencja prezesa, więc już ten fakt wydaje się bardzo dziwny. Lato podpisał kontrakt opiewający na 60 milionów euro, czyli 6 milionów na rok, wprawiając siebie w wielkie samozadowolenie, gdyż zaraz po tym kontrakcie zarząd PZPN wystąpił z wnioskiem o podwyżkę dla prezesa za operatywność. Podwyżkę niemałą, bo z 25 na 50 tysięcy złotych miesięcznie.

Z pewnością bardzo zadowolony był też Andrzej Placzyński, bo choć wydał rekordową kasę, to jednocześnie zapewnił sobie spokój i sielankę na 10 lat, a jednocześnie „w pakiecie” z prawami do transmisji nabył prawa marketingowe. Za odpowiednią, nikomu nie znaną prowizję, pośredniczyć ma nawet w sprzedaży reprezentacyjnych gadżetów.

Pojawiają się głosy, że kontrakt z PZPN zapewnił Placzyńskiemu dowolność w dyktowaniu cen dla telewizji chcącej pokazywać relacje z meczów. Zapewne ten fakt spowodował, że SportFive lekką ręką oddał Lacie do dyspozycji ciężkie miliony euro. Trzeba jednak w tym miejscu zauważyć, że Placzyński i Sportfive wykładając ogromną kasę nie robił tego „z powietrza” i bez biznesplanu. Jak oświadczył w ostatnim programie „Cafe Futbol” Roman Kołtoń, Telewizja Polska za ostatni pakiet 31 spotkań reprezentacji narodowej zapłaciła 25 milionów euro. Daje to cenę w okolicach 800 tysięcy euro za mecz.

Obecny w programie przedstawiciel firmy SportFive, dyrektor Tomasz Cieślik zapewnił, że SportFive podyktował TVP „normalne” ceny, do jakich telewizja była przyzwyczajona od lat. W trakcie negocjacji nawet ofertę znacznie zmodyfikowano, ta jednak nie została zaakceptowana. Tajemnicą poliszynela pozostaje, czy kwota za transmisję była tak kosmicznie wysoka jak twierdzi telewizja, czy też TVP próbuje „ugrać darmochę” na kiepskim wizerunku PZPN w społeczeństwie i „jechać na koniku”, że brak dostępu do darmowej relacji to wina monopolisty Placzyńskiego i PZPN-owskiego „betonu”.

Z punktu widzenia czysto biznesowego Placzyński cieszy się bardzo dobrą opinią i poważaniem nawet ze strony swojej konkurencji. "Nie mam pojęcia, jak Andrzej to robi, po prostu jest chyba dobrym biznesmenem" - konstatuje Nikolaus von Doetinchem z konkurencyjnej dla Sportfive - UFA Sports. Inny decydent z UFA Sports - Jacques Boué twierdzi, że jego firma była gotowa nawet zapłacić więcej, ale PZPN w ogóle nie podjął rozmów. Pomimo pozornie korzystnej umowy dla PZPN, to Placzyński jest górą. Nigdy bowiem nie wiadomo jak wiele może ugrać na odsprzedaży praw transmisji. Cena zależy od wyników reprezentacji. Te ostatnio nie są zachwycające, jednak jeśli wierzyć Tomaszowi Cieślikowi, że nie dyktowała zaporowej ceny TVP, to gdyby reprezentacja zaczęła wygrywać, cena za choćby mecz eliminacji z Anglią może być już naprawdę bardzo droga.

I jeśli nawet „publiczna” nie wyłoży kasy, to spore zyski może przynieść pay-per-view. Z tym ostatnim Sportfive ostatnio się przeliczył. Zaledwie 50 tysięcy sprzedanych dostępów, to lekko licząc 10 razy mniej niż firma zakładała. Ale taki stan nie musi trwać wiecznie i twarde dziś stanowisko w stosunku do telewizji publicznej może niebawem zaprocentować z nawiązką.

Jakby nie patrzeć, Andrzej Placzyński to szara eminencja polskiego futbolu. Krążą pogłoski, że to on decyduje w sprawach kontraktacji spotkań towarzyskich reprezentacji, a nawet ma wpływ na wybór selekcjonera. Trudno się temu dziwić, gdyż w praktyce jest on generalnym sponsorem PZPN, płaci związkowi ciężkie pieniądze, więc nie dziwi fakt, że jest w stanie forsować u prezesa na przykład potencjalnych sparingpartnerów. W końcu transmisje z tych spotkań to zysk dla niego i również kasa dla PZPN. W oczach centrali SportFive jego notowania z pewnością stoją bardzo wysoko. Wszak jego kontrakty z polską federacją należą do unikalnych w Europie.

Zarówno poprzednia umowa z Listkiewiczem, która gwarantowała firmie 29 procent zysku ze sprzedaży, czy obecna z Grzegorzem Lato na 10 lat, to przypadki nienotowane nigdzie w Europie. Owszem, niejasne kulisy umów, brak transparentności, w obliczu obecnej sytuacji polskiej piłki, przy „betonowym” PZPN powodują kibicowska frustrację i dla wielu czynią z Placzyńskiego swoiste „enfant terrible” polskiego futbolu. Jednak faktycznie to on jest głównym decydentem niemal we wszystkim, co dzieje się wokół piłki nożnej w Polsce.

Źródła:
wprost.pl
gwizdek24
polskieradio.pl
natemat.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto