Kiedyś nasza armia była nieco siermiężna, ale przyznać trzeba, że w owych latach skrupulatnie i rygorystycznie przestrzegano regulaminów wojskowych i zapisanych w przepisach mundurowych wariantów określających co i kiedy się nosi oraz jakie emblematy i odznaczenia stosowane są na mundurach.
Dziś, co widzimy w mediach, panuje dość duża dowolność kombinacji ubiorów wojskowych. Wzorem zachodnim pojawiają się na nich wszelakie plakietki i emblematy identyfikujące osobę oraz jej przynależność do jednostki, oddziału, czy pododdziału . Różnorodność stosowanych wizerunków jest ogromna. Pojawiają się nie tylko orły, jastrzębie, żurawie i inne ptactwo. Mamy też rekiny, palmy, miecze, halabardy i inne wytwory radosnej twórczości samych żołnierzy. Do wszystkiego można się przyzwyczaić, może się to podobać lub nie, to kwestia gustu.
W ostatnim wydaniu "Gazety Wyborczej", na zdjęciu przedstawiającym ćwiczących lotników z Mińska Mazowieckiego, na rękawie kombinezonu jednego z nich, tuż pod biało-czerwoną flagą narodową, zobaczyłem czarną plakietkę z wizerunkiem białej czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami. Na pierwszy rzut oka, owa plakietka żywo kojarzy mi się ze słynnym emblematem oddziałów SS - „Totenkopf”, lub, sięgając dalej, z pierwowzorem odznaki słynnych czarnych huzarów. Dla innych może być symbolem znanego stowarzyszenia miłośników Harleya lub też etykietki na butelce denaturatu.
Tak czy inaczej: nie są to wzorce godne naśladowania! Cokolwiek by to nie było, uważam, że polskich lotników stać na to, by legitymowali się bardziej wysublimowanym symbolem.
Zobacz zdjęcie.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?