Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kulisy północnokoreańskich gułagów

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Północnokoreańscy żołnierze na granicy ze swoim południowym sąsiadem
Północnokoreańscy żołnierze na granicy ze swoim południowym sąsiadem
"W bardzo rozbudowanym systemie północnokoreańskich obozów pracy, więzionych obecnie jest od 150 do 200 tysięcy osób" - ostrzega najnowszy raport waszyngtońskiego komitetu na rzecz praw człowieka. Wśród "wrogów reżimu" znajduje się również wiele kobiet i dzieci.

Śmierć w grudniu 2011 r. dotychczasowego przywódcy "skansenu stalinizmu", jak nazywana jest w żargonie dyplomatycznym Korea Północna, wyzwoliła iskrę nadziei na zmiany w tym kraju. Lecz twarde rządy Kim Dzong Ila zamierza kontynuować jego młodszy syn, co pokazał już nieudanym startem rakiety ze sztucznym satelitą, który wywołał sporo zamieszania w regionie wschodniej Azji. O ile na dokładniejszą ocenę "panowania" Kim Dzong Una trzeba będzie poczekać kilka lat, to już dziś możemy stwierdzić, co na pewno w Korei Północnej się nie zmieni. 10 kwietnia br. waszyngtoński komitet na rzecz praw człowieka w Korei Północnej (The Committee for Human Rights in North Korea, HRNK) opublikował szokujący raport "Ukryty Gułag. Druga edycja", który szczegółowo opisuje prowadzony od lat przez Phenian system represji więźniów sumienia. Na podstawie wywiadów z ponad 60 byłymi osadzonymi w północnokoreańskich obozach pracy i analizy zdjęć satelitarnych, powstał niewyobrażalny obraz okrucieństwa stosowany przez komunistyczny reżim.

230-stronicowy raport opisuje funkcjonowanie Kwan-li-so, czyli obozów pracy dla więźniów politycznych z Korei Północnej, w których według różnych szacunków może obecnie przebywać 150-200 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci. W takich pilnie strzeżonych miejscach odosobnienia trafiają "społeczni, polityczni, ekonomiczni czy ideologiczni dewianci, którzy nie pasują oraz zagrażają koreańskiemu społeczeństwu". Za kratki trafiają całe rodziny, nawet o dwa pokolenia wstecz, jeśli zostaną uznani za "wrogów ludu". Takie obozy pracy charakteryzuje przede wszystkim połączenie bardzo niskich racji żywnościowych z ekstremalnie twardymi warunkami pracy. System celowo utrzymuje osadzonych na pół-głodzie, aby sprawić im ogromne cierpienie a zarazem nie spowodować szybkiej śmierci. Jako składniki diety mają stanowić rośliny, trawa, kora z drzew, szczury czy węże. Według relacji byłych więźniów obozów, wystarczy złamanie reguł w nich panujących, a osadzony zostaje poddany nieludzkim torturom. Publiczne egzekucje przez powieszenie czy rozstrzelanie jest codziennością w zakładach typu Kwan-li-so.

"Były więzień numer 27 stracił swoje przednie zęby z powodu ciężkiego pobicia", "były więzień numer 8 był świadkiem sześciu przymusowych aborcji w obozie pracy w połowie 2000 r.", "Koh Jyon-mi (...) była tak torturowana przez dotkliwe pobicie oczu, głowy, okolic ust, że wymagała pomocy w szpitalu, gdzie była nieprzytomna przez dziesięć dni" - to tylko niektóre, bardzo poruszające świadectwa okrucieństwa w północnokoreańskich obozach pracy. Bezwzględność komunistycznego aparatu represji dokładnie widać na przykładzie Kima Yonga, który na własnej skórze odczuł obozowe życie. Gdy miał siedem lat (1957 r.), jego ojciec i brat zostali zatrzymani za podejrzenie szpiegostwa na rzecz Stanów Zjednoczonych a potem straceni. Matka Kima w obawie o przyszłość syna, umieściła go w sierocińcu pod zmienionym nazwiskiem. Kim dzięki błyskotliwej karierze został wysoko postawionym oficerem północnokoreańskiej policji, ale gdy jego pochodzenie wyszło na jaw, został aresztowany na trzy miesiące. W obozie Moonsu był poddawany bardzo dotkliwym torturom, m.in. był związany bez ruchu przez dłuższy czas w pozycji klęczącej.

Czytaj dalej --->

Na początku 2005 r. wraz z dwoma młodymi mężczyznami został przydzielony do przymusowej pracy przy wycince drzew, tuż przy chińskiej granicy. Dzięki dziurze w płocie kolczatym, troje osadzonych podjęło bardzo ryzykowną ucieczkę do Państwa Środka. Jeden z nich nie przeżył starcia z ogrodzeniem pod wysokim napięciem, a Kim przez wiele miesięcy ukrywał się w jednej z chińskich wiosek, pracując przy miejscowych krowach. Stamtąd udało mu się dostać do konsulatu Korei Południowej w Shenyang, a po ewakuacji do sąsiada Phenianu został poddany hospitalizacji z powodu depresji i stanów lękowych. Historia jego brawurowej ucieczki stała się tematem numer jeden dla południowokoreańskich mediów. Kim wydał książkę po angielsku opisującą kulisy komunistycznych obozów pracy.

Obozów pracy typu Kwan-li-so na terenie całej Korei Północnej jest co najmniej 12, a najbardziej znanym jest Yodok. Ukazany w filmie dokumentalnym Andrzeja Fidyka obóz dla "wrogów ludu" znajdujący się w centralnej części kraju, jest otoczony drutem kolczastym od 3 do 4 metrów oraz wieżyczkami ze strażnikami wyposażonymi w karabiny maszynowe i granaty. Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, przez Yodok przewinęło się wiele tysięcy mieszkańców Korei Północnej, przetrzymywanych do końca swojego życia często bez żadnych zarzutów. Ci, którzy przetrwali piekło tego obozu opowiadają o wielu umierających każdego dnia, głównie z powodu głodu i nieleczonych chorób. Kim Tae-jin opowiedział autorom raportu, że wraz z innymi więźniami był świadkiem wielu publicznych egzekucji w Yodok - po rozstrzelaniu wszyscy musieli rzucić kamień w kierunku zmasakrowanego ciała. Ci, który mdleli na tak makabryczny widok, byli zmuszani przez strażników do dalszego bezczeszczenia zwłok.

Raport "Ukryty Gułag. Druga edycja", po bardzo szczegółowych i wstrząsających relacjach byłych osadzonych w komunistycznych obozach pracy, wzywa społeczność międzynarodową do podjęcia odpowiednich kroków do zakończenia gehenny tysięcy Koreańczyków z północy. Nadal należy wspierać i głosować za rezolucjami w sprawie sytuacji praw człowieka w Korei Północnej w strukturach ONZ (...) w szczególności naciskać na Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Praw Człowieka, by dogłębnie zbadać zbrodnie przeciwko ludzkości i inne poważne naruszenia międzynarodowego prawa humanitarnego, karnego i praw człowieka w Korei Północnej - czytamy w raporcie. Ale tajemnicą nie jest, że kwestia obozów pracy utrzymywanych przez reżim z Phenianu jest rzadko poruszana na forum dyplomatycznym.

To co na salonach zdaje się być tabu, wcielają w życie zwykli obrońcy praw człowieka. Ajjalon Machli Gomes, nauczyciel z Bostonu, w styczniu 2010 r. nielegalnie dostał się na teren Korei Północnej, gdzie chciał głosić chrześcijaństwo i pomagać ofiarom łamania praw człowieka. Komunistyczne władze szybko go zdemaskowały i skazały na osiem lat ciężkich robót i grzywnę w wysokości 700 tys. dolarów. Od bardzo surowego wyroku uratowała go wizyta w Phenianie byłego prezydenta USA i laureata pokojowej nagrody Nobla, Jimmy'ego Cartera. W Korei Północnej, każdy człowiek jest własnością i jest w posiadaniu małej i szalonej rodziny dziedziczącej władzę - powiedział przed laty Christopher Hitchens i niestety, te słowa nie straciły na swojej aktualności ani trochę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto