Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legia przyhamowana, ale wciąż groźna

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Układ sił w Warszawie pozostał bez zmian - Polonia nie przegrała czwartego kolejnego meczu z Legią. Z podziału punktów w derbach Warszawy bardziej mogą cieszyć się piłkarze z Konwiktorskiej, bo gospodarze nie potrafili udokumentować swojej przewagi.

Nadal dość efektowna, ale nadal nieskuteczna. Gra Legii naprawdę może się podobać, ale zatraciła gdzieś instynkt killera z pierwszych spotkań ligowych i pucharowych.

Wczoraj zabrakło przysłowiowej kropki nad "i", którą potrafiła postawić np. w meczu z Podbeskidziem. I to mimo przeżywającego każdy mecz jakby był finałem mistrzostw świata Danijela Ljuboji, dobrej dyspozycji nieprzekonywującego wcześniej Miroslava Radovicia i prawdziwego bogactwa na skrzydłach. Jeśli Jakub Kosecki ustabilizuje formę, długo w Warszawie nie pogra. Jorge Salinas, który wczoraj po raz pierwszy wyszedł w podstawowym składzie, swobodnie operuje piłką, ma zmysł do kombinacji, świetną orientację. Żeby tylko nie poszedł w ślady Ivicy Ilieva z Wisły Kraków - Serba również przyjemnie się ogląda, potrafi zrobić z piłką triki, o jakie większość ligowców trudno posądzać, ale w statystykach praktycznie nie istnieje.

Trener Jan Urban idzie drogą, której wielu jego kolegów po fachu stara się uniknąć. Oswaja drużynę z rolą faworyta, przyznaje wprost, że jego zespół niezależnie od rywala jest zobowiązany do zdobyczy trzypunktowych, nie opowiada bajek, że każdy mecz jest trudny, że rywal wyjątkowo zmobilizował się na snobów z Warszawy. Żadne wytłumaczenia nie są dla niego wystarczające, choć ma zespół oparty głównie na młodzieży z Akademii Piłkarskiej i zawodnikach, którzy byli do pozyskania za darmo. Odwołanie się do psychologii nie jest przypadkowe, bo zwycięstwa w tzw. meczach o sześć punktów, takie jak to derbowe, rodzą się w głowie.

Na horyzoncie Legii problemów nie brakuje - po raz kolejny dali znać o sobie chuligani przebrani w klubowe barwy. Na poprzednim meczu przy Łazienkowskiej nie prowadzili dopingu w ramach protestu przeciw wojewodzie mazowieckiemu Jackowi Kozłowskiemu, który nosił się z zamiarem zamknięcia trybuny północnej, tzw. Żylety. W ostatniej chwili, na trzy godziny przez rozpoczęciem spotkania, zmienił zdanie.

Jeśli wojewoda miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, a władze klubu resztki nadziei, że można przemówić im do rozsądku, to grubą kreską przekreśliły je wczorajsze wydarzenia. Podpalone krzesełka, bijatyki z ochroną, zdemolowane toalety i punkty gastronomiczne - tego nowy stadion jeszcze nie doświadczył.

Już dwie godziny po zakończeniu meczu na stronie internetowej klubu pojawiło się oświadczenie potępiające akty chuligaństwa wraz z udokumentowanymi szkodami. Codzienne wysiłku działu marketingu, który stara się przyciągnąć na trybuny kibiców różnego gatunku i budować pozytywny wizerunek klubu, są niweczone. Prezes Piotr Zygo mówi, że nie wyobraża sobie funkcjonowania klubu bez przychodu w granicach 200-250 tys. za mecz (tyle klub zarabiał na Żylecie). Decyzja o jej zamknięciu wydaje się więcej niż pewna.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jaga i Śląsk powalczą o mistrza!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto