Nadal dość efektowna, ale nadal nieskuteczna. Gra Legii naprawdę może się podobać, ale zatraciła gdzieś instynkt killera z pierwszych spotkań ligowych i pucharowych.
Wczoraj zabrakło przysłowiowej kropki nad "i", którą potrafiła postawić np. w meczu z Podbeskidziem. I to mimo przeżywającego każdy mecz jakby był finałem mistrzostw świata Danijela Ljuboji, dobrej dyspozycji nieprzekonywującego wcześniej Miroslava Radovicia i prawdziwego bogactwa na skrzydłach. Jeśli Jakub Kosecki ustabilizuje formę, długo w Warszawie nie pogra. Jorge Salinas, który wczoraj po raz pierwszy wyszedł w podstawowym składzie, swobodnie operuje piłką, ma zmysł do kombinacji, świetną orientację. Żeby tylko nie poszedł w ślady Ivicy Ilieva z Wisły Kraków - Serba również przyjemnie się ogląda, potrafi zrobić z piłką triki, o jakie większość ligowców trudno posądzać, ale w statystykach praktycznie nie istnieje.
Trener Jan Urban idzie drogą, której wielu jego kolegów po fachu stara się uniknąć. Oswaja drużynę z rolą faworyta, przyznaje wprost, że jego zespół niezależnie od rywala jest zobowiązany do zdobyczy trzypunktowych, nie opowiada bajek, że każdy mecz jest trudny, że rywal wyjątkowo zmobilizował się na snobów z Warszawy. Żadne wytłumaczenia nie są dla niego wystarczające, choć ma zespół oparty głównie na młodzieży z Akademii Piłkarskiej i zawodnikach, którzy byli do pozyskania za darmo. Odwołanie się do psychologii nie jest przypadkowe, bo zwycięstwa w tzw. meczach o sześć punktów, takie jak to derbowe, rodzą się w głowie.
Na horyzoncie Legii problemów nie brakuje - po raz kolejny dali znać o sobie chuligani przebrani w klubowe barwy. Na poprzednim meczu przy Łazienkowskiej nie prowadzili dopingu w ramach protestu przeciw wojewodzie mazowieckiemu Jackowi Kozłowskiemu, który nosił się z zamiarem zamknięcia trybuny północnej, tzw. Żylety. W ostatniej chwili, na trzy godziny przez rozpoczęciem spotkania, zmienił zdanie.
Jeśli wojewoda miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, a władze klubu resztki nadziei, że można przemówić im do rozsądku, to grubą kreską przekreśliły je wczorajsze wydarzenia. Podpalone krzesełka, bijatyki z ochroną, zdemolowane toalety i punkty gastronomiczne - tego nowy stadion jeszcze nie doświadczył.
Już dwie godziny po zakończeniu meczu na stronie internetowej klubu pojawiło się oświadczenie potępiające akty chuligaństwa wraz z udokumentowanymi szkodami. Codzienne wysiłku działu marketingu, który stara się przyciągnąć na trybuny kibiców różnego gatunku i budować pozytywny wizerunek klubu, są niweczone. Prezes Piotr Zygo mówi, że nie wyobraża sobie funkcjonowania klubu bez przychodu w granicach 200-250 tys. za mecz (tyle klub zarabiał na Żylecie). Decyzja o jej zamknięciu wydaje się więcej niż pewna.
Jaga i Śląsk powalczą o mistrza!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?