Nie będę pisał o historii powstania i dotychczasowych wystawień musicalu Alaina Boublila i Claude - Michaela Schonberga, bo doskonale zrobiła to już na stronach Wiadomości 24.pl Katarzyna Baran. Wierna adaptacja powieści Wiktora Hugo "Nędznicy" w inscenizacji zaprezentowanej na scenie warszawskiej Romy to przede wszystkim musical o miłości w kilku aspektach: do dziecka, do kobiety i o sile tego uczucia, które powoduje, że człowiek chce za wszelką cenę diametralnie zmienić siebie i swoje życie. Zwłaszcza jeśli kiedyś popełnił przewinienie (kradzież chleba), za które musiał ciężko odpokutować. Tak jak Jean Valjean, ścigany przez zawziętego Javerta. Otrzymawszy szansę od okradzionego przez siebie biskupa, postanawia ją wykorzystać i opiekuje się córką zmarłej Fantine, kochając ją jak własne dziecko. Oprócz tego mamy wątek nieodwzajemnionej miłości Eponine do Mariusa, miłości niezwykle szlachetnej ze strony dziewczyny, która za swoim ukochanym idzie na barykady. Jest też, w sensie niejako metaforycznym, miłość nędzarzy do wolności, lepszego życia. To ona wiedzie ich do walki na barykadach i poświęcenia swojego życia. Z osobami małżeństwa Thenardier (świetne, charakterystyczne role Anny Dzionek i Grzegorza Pierczyńskiego) wiąże się motyw miłości do posiadania dóbr materialnych, choćby za cenę każdej podłości.
Widowisko "Les Miserables" w reżyserii Wojciecha Kępczyńskiego, dyrektora Teatru Muzycznego Roma w Warszawie, zostało zrealizowane jako przedstawienie zespołowe w pełnym tego słowa znaczeniu. Dlatego w mojej ocenie szczególne wrażenie robią właśnie sceny zbiorowe zrobione z ogromnym rozmachem i niewiarygodną dbałością o najmniejszy nawet detal. Czy jest to scena z galernikami, czy "miłymi paniami chętnymi całą noc", tudzież w oberży pazernych Thenardierów każda z osób, nawet znajdująca się na najdalszym planie ma określone miejsce w danej sytuacji i wie, co ma robić. Każda epizodyczna nawet postać jest odrębną, znacząca jednostką, a nie tylko masą stanowiącą tło dla postaci głównych. Nie ma postaci "puszczonych", dlatego wielkie słowa uznania należą się całemu zespołowi wykonawczemu Teatru Roma. Indywidualizację postaci podkreślają też doskonałe kostiumy Magdaleny Tesławskiej i Pawła Grabarczyka.
Niewątpliwie najmocniejszym atutem wykonawczym "Les Miserables" w Romie jest Janusz Kruciński śpiewający partię Jeana Valjeana. Myślę, że artysty dysponującego tak mocnym i czystym głosem nie powstydziłby się żaden renomowany teatr muzyczny na świecie. Nie ustępuje mu Łukasz Dziedzic jako bezwzględny inspektor Javert. Dobrze radzi sobie Marcin Mroziński w roli Mariusa, choć nie ukrywam, iż chętnie obejrzałbym go w roli mniej amanckiej. ŁukaszZagrobelny jako Enjolras prezentuje się zaskakująco dobrze (nigdy wcześniej nie widziałem go w roli teatralnej). Przede wszystkim pod względem wokalnym, bo do poczynań stricte aktorskich można mieć niewielkie zastrzeżenia. Wśród pań zwróciła moją uwagę debiutująca tego dnia w roli Eponine Malwina Kusior. Piękna, dziewczęca i utalentowana poruszająco wykonuje song "Sama tak" i wzrusza w scenie śmierci swej bohaterki. Edyta Krzemień nie zawodzi, gdy śpiewa znaną pieśń "Wyśniłam sen" i przekonuje grą w scenie śmierci Fantine. Są też dzieci: 8-letnia Maja Kwiatkowska, jako mała Cosette, poruszająca do łez w scenie spotkania z Valjeanem i Miłosz Konkel jako odważny i luzacki Gavroche. Na scenie pojawia się też Jan Rotowski, wychowanek Teatru Roma, w którym grał już wcześnie w "Akademii pana Kleksa" (szacunek dla dyrekcji teatru za opiekę i pracę z utalentowanymi młodymi ludźmi!). Współczuć trzeba Paulinie Janczak, która jako romantyczna amantka (dorosła Cosette) nie miała okazji zaprezentować pełni swych możliwości aktorskich. Cóż, taka jest dola amantek...
"Les Miserables" w warszawskiej Romie imponują także rozwiązaniami realizacyjnymi. Interesująco został wykonany efekt deszczu w I akcie (tym ciekawszym, bo w akcie II tempo akcji nieco siada, na scenę wdziera się monotonia), zaskakująco rozwiązano scenę samobójstwa Javerta. O platformach, barykadach i wystrzałach nie będę pisał, bo pojawiają się one w każdej recenzji "Nędzników" z teatru na Nowogrodzkiej. Dodam tylko, że ogromna w tym zasługa scenografa, Grzegorza Policińskiego.
Już można powiedzieć, że warszawskie przedstawienie "Les Miserables" stało się sukcesem nie tylko frekwencyjnym, ale i artystycznym. Realizatorzy i wykonawcy wykorzystali bowiem znakomicie wszelkie walory tego musicalu (ciekawa akcja, wpadające w ucho piosenki). Teatr Muzyczny Roma pod dyrekcją Wojciecha Kępczyńskiego przyzwyczaił już teatromanów do wysokiego poziomu realizowanych tu przedstawień. Tak też jest i tym razem. Jeśli miałbym się czegoś czepić, to postulowałbym dodawanie do profesjonalnie wydawanych programów "wkładek" z obsadą danego spektaklu, by recenzenci nie musieli fotografować obsady wystawionej na tablicy obok teatralnego sklepiku z gadżetami.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?