Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Letnia Grand Prix w Wiśle. Maciej Kot bohaterem zawodów

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Fot. Marzena Zmorzysko/W24
Gospodarze ponownie nie zawiedli. Polska reprezentacja w skokach narciarskich, na czele z Maciejem Kotem pokazała, że w sezonie letnim, na własnym obiekcie jest bardzo groźna.

Głównym bohaterem weekendu na skoczni w Wiśle był bez wątpienia Maciej Kot. W piątkowym konkursie drużynowym był najsilniejszym punktem polskiej czwórki, a dzień później indywidualnie zdeklasował rywali. Sobotnie zwycięstwo tego urodzonego w Limanowej zawodnika jest jego życiowym sukcesem. Kot (obok Adama Małysza i Kamila Stocha) jest trzecim Polakiem, który wygrał konkurs zaliczany do klasyfikacji Letniej Grand Prix.

Długo czekał na choćby punkt

21-latek po raz pierwszy szerokiej publiczności pokazał się 10 marca 2007 roku podczas konkursu drużynowego w Lahti. Była to nagroda od Hannu Lepistoe, ówczesnego trenera polskich skoczków, za udane występy w FIS Cup i Lotos Cup. Był przez kilka sezonów uważany za niespełniony talent polskich skoków. Nawet pomimo srebrnego medalu mistrzostw świata juniorów zdobytego w 2009 roku w Szczyrbskim Jeziorze, nie pokładano w nim dużych nadziei. Aż do poprzedniego sezonu na koncie Maćka nie znalazł się ani jeden pucharowy punkt.

Zobacz zdjęcia z Letniej Grand Prix

Ostatnia zima była jednak w wykonaniu młodego skoczka bardzo przyzwoita. Kot zdołał zapunktować w dwunastu konkursach, a zebrane przez niego 108 „oczek” pozwoliło mu zająć 35 miejsce w klasyfikacji generalnej. Z polskich zawodników lepsi od niego byli tylko Piotr Żyła i Kamil Stoch. Długie i żmudne treningi w końcu przyniosły swój owoc. Maciej znacznie poprawił technikę lotu, dzięki czemu nawet w trudnych warunkach nie stał na straconej pozycji.

Technika techniką, jednak swoje trzy grosze do sukcesu 21-latka dodała również niedawna zmiana regulaminu w postaci nowych kombinezonów. Już w zapowiedzi LGP w Wiśle pisałem, że w takiej sytuacji najwięcej do powiedzenia w zawodach mogą mieć skoczkowie, którzy w locie są bardziej „zrównoważeni”, aniżeli agresywni. Zdążył to już zresztą zauważyć trener naszej kadry, Łukasz Kruczek, który przed zgrupowaniem w Szczyrku w połowie czerwca ocenił na łamach serwisu „Skijumping.pl” formę naszych reprezentantów:

„Wyróżnić należy Maćka Kota i Dawida Kubackiego, którzy się szybko zaadoptowali do nowej sytuacji sprzętowej”

Słowa Kruczka nie były na wyrost. To właśnie ta dwójka najjaśniej świeciła podczas piątkowego konkursu drużynowego, w którym Polska zajęła drugie miejsce. W sobotę zaś Kot swoim świetnym skokiem z pierwszej serii na 128 metr załatwił sprawę zwycięstwa w konkursie indywidualnym. Mimo dłuższego skoku Simona Ammanna, na korzyść Polaka przemawiały przede wszystkim lepsze noty za styl, a także kompensacja punktowa za wiatr (Maciej skakał w gorszych warunkach wietrznych). Druga seria była tylko formalnością – mimo krótszej drugiej próby (123 m) Kot utrzymał swoją prawie siedmiopunktową przewagę nad Szwajcarem.

Obok Kota i Ammanna na podium wiślańskiego konkursu indywidualnego stanął Wolfgang Loitzl. Miło było widzieć Austriaka ponownie wśród najlepszych. Warto odnotować, że ostatni raz w pierwszej trójce pucharowych zawodów Loitzl pojawił się ponad półtora roku temu, kiedy to 17 grudnia 2010 roku w Engelbergu zajął również trzecie miejsce. Poprzedni sezon nie układał się pomyślnie dla 32-latka. W Polsce jednak potwierdził swoją dobrą dyspozycję z ostatnich konkursów Letniego Pucharu Kontynentalnego.

Coraz lepszy Stoch

Dla naszych reprezentantów zawody w Wiśle skończyły się chyba najlepiej jak mogły. Obok zwycięstwa Macieja Kota, na konto Polaków trafiło drugie miejsce wywalczone w jednoseryjnym konkursie drużynowym. Oprócz wcześniej wspomnianych Kota i Kubackiego, dobrze swoją konkursową próbę wykonał również Kamil Stoch, o którego dyspozycję kibice obawiali się najbardziej. Jeszcze w czwartek, po kwalifikacjach nasz najlepszy zawodnik w sezonie 2011/2012 oceniał swoje skoki, jako „kiepskie”. Mimo wszystko uspokajał: „Do zimy jeszcze kawał czasu, a zimą nikt już o letnich zawodach nie wspomina. Lato można potraktować ulgowo, szczególnie jak teraz nie idzie, to nie ma się co szarpać, rzucać nartami, czy bić głową o mur.”. W „drużynówce” Kamil skakał jednak przyzwoicie, a indywidualnie był bardzo blisko, by obok Macieja Kota znaleźć się na podium (po pierwszej serii zajmował trzecie miejsce, ostatecznie ukończył rywalizację na siódmej pozycji).
Niewielkim rozczarowaniem wydaje się być natomiast postawa Piotra Żyły. Urodzony w Wiśle zawodnik w pierwszej grupie nie zachwycił, skacząc w pierwszej grupie tylko 120,5m. Biorąc pod uwagę różnicę, która dzieliła zwycięską Słowenię i naszą drużynę (1,2 punktu), można uznać, że to skok Piotra zadecydował o tym, że to jednak brązowi medaliści poprzednich mistrzostw świata w Oslo opuszczali skocznię im. Adama Małysza w najlepszych humorach. W drużynie Słowenii na pochwałę zasłużyli przede wszystkim Robert Hrgota i wracający po przebytej kontuzji do pucharowej rywalizacji Peter Prevc. To oni w swoich grupach skakali najdalej. Najlepszą trójkę piątkowego konkursu uzupełnili Niemcy. Podopieczni Wernera Schustera przegrali z Polakami o 3,5 punktu.

Rozczarowujący Norwegowie

Za największą niespodziankę konkursu drużynowego można uznać brak w pierwszej trójce reprezentacji Austrii i Norwegii. O ile ci pierwsi do Polski przyjechali w rezerwowym składzie z Davidem Zaunerem (de facto najsłabszym w ekipie mistrzów świata) i Wolfgangiem Loitzlem na czele, o tyle Wikingowie wystawili w piątek mocną czwórkę. Początek zmagań był dla nich bardzo obiecujący. 128 metrów Andreasa Stjernena mogło dawać nadzieję nawet na zwycięstwo. Niestety pozostali z podopiecznych Alexandra Stoeckla nie zbliżyli się do poziomu, jaki zaprezentował ten niespełna 24-latek. Interesujące jest to, że Stjernen, o dziwo, dzień wcześniej nie przeszedł przez sito kwalifikacyjne, dające prawo startu w konkursie indywidualnym. Nie lepiej było zresztą w sobotę – najlepszym z Norwegów był Tom Hilde, który uplasował się na 19. miejscu.

A światła nagle brak!

Przed inauguracyjnymi zawodami Letniej Grand Prix największym powodem do zmartwień mogłoby być zakłócenie rywalizacji poprzez możliwe liczne dyskwalifikacje z powodu nieregulaminowych kombinezonów. Jednakże ani w piątek, ani w sobotę żaden z zawodników nie został w ten sposób ukarany. Mimo wszystko nikt nie spodziewał się tego, że w przerwie pomiędzy pierwszą a drugą serią konkursu drużynowego nagle zabraknie światła. Doszło do awarii zasilania głównego oświetlenia na skoczni. Organizatorzy, co prawda, próbowali tę usterkę naprawić, zanim to zrobili, druga seria została odwołana. W tym wszystkim pozostaje żal, że na obraz organizacyjnej doskonałości polskich zawodów w skokach narciarskich pojawiła się skaza. Szkoda tym większa, ponieważ sytuacje takie jak powyższa bardzo rzadko mają miejsce w zawodach o tak wysokiej randze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto