Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Liga Mistrzów. Sir Alex Ferguson zwolni Jose Mourinho?

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Żadna z drużyn nie pogrzebała swoich szans przed rewanżem, ale to Real wybierze się do Manchesteru z pistoletem przystawieniem do skroni. Pistoletem? Karabinem maszynowym, przed którego lufą pierwszy ma stanąć Jose Mourinho.

On nienawidzi tracić bramek po stałych fragmentach gry. Na treningach godzinami tłumaczy zawodnikom kanony zachowania się we własnym polu karnym, przekazywania krycia, odcięcia rywala od podań. Co jak co, ale nawet w tak żywiołowej dyscyplinie jak piłka nożna akurat te elementy można poukładać.

Jak przyznał na konferencji po meczu, kiedy przegrywa się jedno starcie, tak jak obrońcy Realu z Dannym Welbeckiem (Angel Di Maria nie wiedzieć czemu zamiast koło słupka znalazł się na środku bramki), nie ma siły, cała konstrukcja musi runąć.

"Nie zastanawiam się nad tym, czy mecz na Old Trafford zdecyduje o mojej przyszłości" - bez najmniejszych emocji w głosie mówi Mourinho. Po części ma rację, bo jego los został już chyba przypieczętowany, jedyną niewiadomą pozostaje styl rozstania. W tym roku mija dekada, od kiedy przedstawił się szerokiej publiczności. Dziś ciągnie się za nim przeszłość, bo jego trenerski talent dorównuje zdolnościom przyciągania problemów i paleniem za sobą mostów. Na liście jego wrogów wciąż przybywa nazwisk.

Real jako najsłabszy punkt rywala uznał Rafaela. Od początku meczu Cristiano Ronaldo i Mesuta Oezila ciągnęło na lewą stronę, z lewej strony Fabio Coentrao był dwukrotnie bliski pokonania Davida De Gei (spektakularna, akrobatyczna interwencja w drugiej połowie), także z lewej strony Di Maria posłał świetne dośrodkowanie na głowę Portugalczyka. "Dopiero oglądając powtórkę bramki zobaczyłem, że kolana Cristiano były wyżej niż Patrice Evra" - mówił nie kryjący swojego podziwu dla potencjału skocznościowego swojego byłego zawodnika sir Alex Ferguson.

Szkot należy do nielicznego grona tych, którym The Special One nie wypowiedział wojny. Ba, niezależnie od tego, co wydarzy się za dwa tygodnie, obaj umówieni są na lampkę wina.

Wczoraj na Santiago Bernabeu siła gości tkwiła w tym, że z wyłożeniem asa na stół z irytującą rywali cierpliwością czekali na odpowiedni moment. Mimo że Real oddał 25 strzałów, De Gea i defensywa Czerwonych Diabłów nie skruszała jak pas startowy lotniska w Modlinie (nawet zgryźliwy dla Hiszpana "The Sun" napisał, że zrobił ogromny krok, który wytyczy nowy szlak jego kariery w Manchesterze), a najbardziej klarowne sytuacje do zmiany wyniku miał Robin van Persie. Beneficjent kontuzji Ikera Casillasa, Diego Lopez, który w ciągu tygodnia z ławki rezerwowych Sevilli wskoczył między słupki Królewskich, przeszedł test przydatności celująco. Ale jak tu wierzyć Mourinho, że Adan był swego czasu w wyższej formie niż Casillas?

Ostatnie słowo padnie za niecałe trzy tygodnie w Manchesterze. O tym, kto je wypowie, w pewnej mierze może zdecydować to, że w odróżnieniu od The Special One Ferguson pozostaje jedynym trenerem na świecie, który sam decyduje, kiedy odejdzie.

Lubisz oglądać mecze piłki nożnej? Chcesz znać terminarz transmisji? Sprawdźaktualny program telewizyjny!

Zarejestruj się i napisz artykuł

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto