Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łódź. Zwolennicy marihuany nielegalnie maszerowali ulicami miasta

Redakcja
Ponad 500 uczestników Marszu Wyzwolenia Konopi zgromadziło się na placu Wolności w Łodzi.
Ponad 500 uczestników Marszu Wyzwolenia Konopi zgromadziło się na placu Wolności w Łodzi. Daniel Siwak
Mimo zakazu pół tysiąca osób, przez ponad trzy godziny maszerowało przez miasto. Pełniący obowiązki Prezydenta Łodzi Tomasz Sadzyński w piątek nie wydał zgody na organizacje sobotniego Marszu Wyzwolenia Konopi.

Kilkuset zwolenników legalizacji posiadania i uprawy marihuany zebrało się w sobotę na placu Wolności w Łodzi. Demonstracja poparcia dla tego rodzaju rośliny rozpoczęła się przed godziną 17 gromadząc przynajmniej 500 osób.

Organizatorem akcji była ogólnopolska Inicjatywa "Wolne Konopie", która podobne zgromadzenia zorganizowała lub zorganizuje w różnych miastach w Polsce. Zwolennicy konopi zbiorą się wkrótce między innymi we Wrocławiu, Lublinie, Krakowie, Katowicach czy Zakopanem. Inicjatywę "Wolne Konopie" reprezentował Tomasz Obara, który też był przewodniczącym nielegalnego - w świetle prawa zgromadzenia.

Ponieważ w piątek (24 września - przyp. autora) delegacja urzędników, pod eskortą policji, nie zdołała dostarczyć organizatorom decyzji komisarycznego zarządcy Łodzi, zrobiono to w sobotę. Przed pomnikiem Tadeusza Kościuszki pojawił się dyrektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego UMŁ Marek Białkowski, który wręczył przewodniczącemu marszu - wspomnianemu Tomaszowi Obarze - decyzję o zakazie jego organizacji.

- My informujemy, że zgromadzenie się odbędzie i państwo nie mają prawa tego zakazać. Co będziemy dalej robić? Informujemy, że laweta dalej nie pojedzie bo sądzę, że policja będzie dokonywała jakiś represji na kierowcy - mówił Tomasz Obara. - Tutaj miasto wydziwia, w Warszawie też wydziwiali. W moim odczuciu, w moim mniemaniu możemy iść - dodał.

Reprezentant ogólnopolskiej Inicjatywy "Wolne Konopie" dyskutował na przemian z przedstawicielami Urzędu Miasta Łodzi oraz Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.

- Podstawowego obowiązku nie dopełnili organizatorzy. Nie poinformowali organu gminy o zmianie przewodniczącego zgromadzenia. Ustawa konkretnie wskazuje i ten zakaz został wydany i w tym momencie zgromadzenie zostało zakazane - mówił podinsp. Waldemar Świątek z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. - Jeżeli się odbędzie to jego uczestnicy poniosą odpowiedzialność karną. Pan ma obowiązek stosować się do przepisów prawa - dodał.

Kiedy dyskusja pomiędzy urzędnikami oraz Obarą nie przyniosła żadnych rezultatów, zgromadził on wszystkich uczestników, aby poinformować ich o dalszych zamierzeniach. W tym czasie radiowozy zostały przegrupowane tak, żeby mogły pilotować ewentualny marsz, dojechały
Około godziny 17.20 marsz jednak wyruszył a jego uczestnicy skandowali jego hasło główne "Sadzić! Palić! Zalegalizować!".

Trzy i pół godziny spaceru ulicami miasta

Marsz z ulicy Piotrkowskiej skręcił w ulicę Więckowskiego, aby później iść Zachodnią i aleją Kościuszki. Tam około godziny 17.30 uczestnicy podeszli pod drzwi komisariatu pierwszego w nadziei, że funkcjonariusze będą chcieli ich rutynowo spisać. Nic takiego się nie stało ponieważ żaden policjant nie zechciał wyjść do manifestujących. Po chwili odeszli spod komisariatu.

Kilka metrów dalej, przed ulicą Struga, funkcjonariusze z jednego z radiowozów zatrzymali paru uczestników marszu. Natychmiast wszyscy zgromadzili się wokół niego, usiedli i zaczęli krzyczeć "Wypuśćcie ich! Nie macie prawa". Nie pomagały prośby a potem groźby policjantów o zejście z ulicy. Dopiero kiedy zatrzymani wyszli z radiowozu, pozostali wstali i kontynuowali przejście aleją Kościuszki.

Kolejny postój i zbiorowe siadanie na jezdni w obronie zatrzymanego, odbyło się na alei Mickiewicza za ulicą Wólczańską. Jednak to nie trwało długo i po kilku minutach hasło "Sadzić! Palić! Zalegalizować!" było słyszalne dalej. Około 18.30 zwolennicy marihuany dotarli pod czwarty komisariat przy Kopernika, gdzie zostali dłużej. Tomasz Obara też nie doczekał się na przedstawicieli policji i pozostawił na dyżurce pismo.

Za ulicą Łąkową policjanci zatrzymali kolejnego uczestnika a zgromadzeni znów usiedli na ulicy skandując "Wypuśćcie ich! Nie macie prawa". Podobne sytuacje miały miejsce kilka razy: na alei Włókniarzy przy Karolewskiej, na alei Mickiewicza przy Łąkowej i na skrzyżowaniu z aleją Kościuszki oraz na alei Piłsudskiego przed ulicą Sienkiewicza. Schemat postępowania był zawsze taki sam. Po chwili policja poddawała się i wypuszczała zatrzymanych.
Tuż za ulicą Piotrkowską na alei Mickiewicza, czyli około 19.25 manifestujących otoczył kordon mundurowych, który pilnował aby zwolennicy marihuany nie blokowali ulicy. W takim szyku przeszli już do końca marszu, na plac Wolności. Po drodze dwudziestu funkcjonariuszy - wśród z nich trzech z bronią gładkolufową - zabezpieczało wejście do Pasażu Schillera.

Przed 21 marsz dotarł w okolice placu Wolności. Tam pomiędzy ulicą Próchnika a kościołem policja z obu stron otoczyła uczestników. W ten rejon nie wpuszczani byli też przechodnie, aby nie utrudniać czynności stróżom prawa. Po chwili funkcjonariusze zaczęli ich legitymować co trwało ponad godzinę.

Od strony placu Wolności czekał oddział prewencji (z traczami, w kaskach oraz z pałkami szturmowymi - przyp. autora) oraz funkcjonariusze z miotaczami gazu - najprawdopodobniej pieprzowego i bronią gładkolufową. Można było wywnioskować, że w razie czego byli gotowi do szturmu manifestantów.

Kompromitacja łódzkiej policji?

Marsz Wyzwolenia Konopi uwidocznił trochę nieudolność służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w mieście. Wielokrotnie policjanci radiowozów na czele marszu, próbowali rozgonić ludzi na boki przez komunikaty, najeżdżanie na pięty czy trąbienie. Nic nie pomogło! Dopiero na wysokości kina Silver Screen policja otoczyła manifestujących kordonem choć i to nie pomogło w udrożnieniu ulicy po której szli.

Pod dworcem kaliskim kolumnę maszerujących pilotowało - z przodu i z tyłu - około dziesięciu radiowozów policji oraz co najmniej pięć samochodów straży miejskiej. Wyraźnie sam marsz i ilość policjantów wywoływała wśród łodzian zdziwienie. Ja sam gdybym nie wiedział co to za zgromadzenie, pomyślałbym, że jest to jakaś eskorta ludzi wracających z meczu. Brakowało mi jeszcze armatek wodnych.

Do bardzo niebezpiecznej sytuacji doszło na alei Mickiewicza. Funkcjonariusze kierujący policyjnym fiatem ducato wyprzedzając kolumnę idących, nieomal potrącili jednego z nich. Młody chłopak w szarej koszulce odbił się od boku pędzącego radiowozu i upadł na ulicę. Szybko wstał i dołączył do reszty idących.

Policjanci w kordonie zatrzymali też jedną z dziennikarek lokalnego serwisu internetowego. Nie pomogły tłumaczenia, że ma legitymacje prasowa i relacjonuje marsz. Dopiero po kilku minutach została wypuszczona za kordon prewencyjnych.

Policja: to były rutynowe czynności

Przedstawicieli policji zapytałem jak z ich perspektywy wyglądała sobotnia manifestacja zwolenników legalizacji posiadania i uprawy marihuany. - Osoby, które tu widzimy brały udział w nielegalnym zgromadzeniu i teraz je legitymujemy. Środki są adekwatne do zagrożenia a chcemy to wykonać w miarę szybko i pokojowo - powiedział wczoraj na miejscu akcji jeden z funkcjonariuszy łódzkiej policji.

W niedzielę więcej informacji można było uzyskać w zespole prasowym Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Ponieważ policja nie miała mozliwości zweryfikowania jak dużo uczestników jeszcze będzie, ściągnięto większe siły. Ostatecznie w zabezpieczeniu brało udział 150 policjantów oraz 20 radiowozów - powiedział serwisowi Wiadomości24.pl asp. Radosław Gwis. - Chciałbym podkreślić, że podczas przebiegu całej manifestacji policjanci nie użyli żadnego środku przymusu bezpośredniego - dodał.

Na pytanie dotyczące jakiegoś szczególnego powodu, dla którego pojawili się funkcjonariusze z miotaczami gazu i bronią gładkolufową aspirant Gwis odpowiedział tak. - Ponieważ do zabezpieczenia włączono policjantów z oddziałów prewencji, na ich wyposażeniu jest broń gładkolufowa i miotacze gazu. Po zabezpieczeniu meczu piłkarskiego z takim wyposażeniem w jakim byli tam, zostali przekierowali w rejon placu Wolności.

Natomiast wylegitymowanie nastąpiło dopiero na koniec, ponieważ wtedy policjanci mogli stwierdzić jakie wykroczenia popełniali uczestnicy nielegalnego marszu. Cały jego przebieg filmowali nieumundurowani funkcjonariusze.

Zablokowane miasto

Choć to była sobota, Marsz Wyzwolenia Konopi wpłynął na ruch i funkcjonowanie komunikacji w mieście. Kilkuminutowe opóźnienia miały pojazdy komunikacji miejskiej na Kościuszki (2, 3, 6, 11, 16, 16A), Kopernika (12, 50), alei Włókniarzy (8, 12, 65, 80, 80A, 86, 99, 99A) oraz alei Mickiewicza i alei Piłsudskiego (8, 10, 14, 57, 98).

Na całej trasie przemarszu tworzyły się korki, szczególnie tam gdzie uczestnicy marszu siadali na jezdni. Takie zdarzenia miały miejsce między innymi na skrzyżowaniu Żeromskiego i alei Mickiewicza oraz na alei Piłsudskiego. Poza tym na większości ulic uczestnicy szli ich całą szerokością co powodowało utrudnienia.

Kilka godzin wcześniej na skrzyżowaniu ulicy Zielonej i Wólczańskiej doszło do zderzenia radiowozu, który jechał na sygnale konwojować marsz - z samochodem osobowym. Kierowca auta zbiegł z miejsca zdarzenia, a policjantom nic się nie stało.

W stosunku do uczestników zostaną skierowane wnioski do sądu, który wyda decyzję czy manifestacja była zgodna z ustawą o zgromadzeniach czy nie. Ogólnie grozi im kara grzywny.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto