Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Mam Talent" i problemy z nim związane

Ja? Felcyn
Ja? Felcyn
Logo programu Britain's Got Talent
Logo programu Britain's Got Talent Britain's Got Talent
I stało się – kolejna, trzecia już edycja brytyjskiego show "Mam Talent" zakończyła się wielkim finałem w sobotę. Ale program to nie tylko źródło rozrywki. Daje on także możliwość poczynienia wielu ciekawych obserwacji.

Gdyby spytać przechodnia na ulicy Warszawy czy Poznania, z czym kojarzy mu się angielski "Mam Talent", prawdopodobnie większość odpowiedzi brzmiałaby: Paul Potts, Susan Boyle. I rzeczywiście - ta para śpiewaków jest chyba najbardziej znana poza granicami Wielkiej Brytanii. Jest jednak pomiędzy nimi zasadnicza różnica - Paul program wygrał, Susan ta sztuka się nie udała. O tym jednak później.

Jakie wnioski płyną z sobotniego finału? Przede wszystkim trzeba zauważyć, że po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii nie wygrała indywidualność, ale cała grupa. Tancerze funkcjonujący pod wdzięczną nazwą Diversity stworzyli w finale niezapomniany show i zasłużenie zdobyli pierwsze miejsce. Ich atuty to wysoki poziom umiejętności wszystkich członków grupy oraz różny wiek - występują zarówno dzieci (dwóch niesamowicie uzdolnionych chłopców), młodzież jak i dorośli mężczyźni, w dodatku o różnym kolorze skóry i pochodzeniu. Taka kulturowa mieszanka dała w tym przypadku świetne efekty.

W tym miejscu można zadać sobie pytanie, dlaczego w Polsce wygrać nie mogła grupa taneczna - choćby skądinąd rewelacyjni Funky Masons? Odpowiedź jest prosta i zawiera się w jednym słowie: koncept. Diversity z niezwykłym wdziękiem sparodiowali jury programu, a także wykorzystali postać Supermana. Polskim grupom takich lekkich, acz profesjonalnych dowcipów i rozwiązań brakuje, co przekłada się na ich późniejsze wyniki.

Pod prąd trendom

Ale finał obfitował również w wiele innych ciekawych postaci. Jednym z nich był duet ojciec-syn o nazwie Stavros Flatley. Dorosły mężczyzna i młody chłopiec – obaj z dość wyraźną nadwagą – stroili sobie od początku eliminacji żarty z muzyki irlandzkiej. Występowali goli od pasa w górę, ubrani w lateksową odzież z blond perukami na głowach - byli oczywistym przeciwieństwem jakiegokolwiek profesjonalizmu. Jednak swoją pasją, zaangażowaniem, dystansem do samych siebie zdobyli serca jury oraz widzów i wystąpili również w finale.

Czy w polskiej edycji odnaleźlibyśmy odpowiedników tego duetu? Na pewno nie w samym finale, ale w półfinale już prędzej – choćby Druga Maryla, czyli Sebastian Olejniczak. Lub też Piotr Bugzel - sobowtór Elvisa Presleya. Te osoby z pewnością były wyraziste, jednak ich półfinałowym występom brakowało blasku. Stavros Flatley mieli tę przewagę, że postanowili oprzeć się na muzyce irlandzkiej – melodyjnej, dość dynamicznej i rytmicznej, która już samą sobą wielu widzów podrywa z fotela. Nie przekreślałbym jednak szans podobnych przedsięwzięć w polskiej edycji. Kuba Wojewódzki z pewnością doceni dobry żart - o ile tylko będzie on na odpowiednim artystycznym poziomie.

Ciekawym przypadkiem z minionej angielskiej edycji, jest postać Juliana Smitha – młodego... saksofonisty. Jest to człowiek skromny, dość wycofany - wydawałoby się: z góry przegrany dla takiego programu jak Mam Talent. Tymczasem to on spośród wszystkich finalistów uzyskał w swoim półfinale największe poparcie od widzów - aż 56,7 proc. głosów! W finale już tak dobrze nie było, ale cieszy fakt, że po raz pierwszy na Wyspach muzyk został doceniony za swój finałowy występ.

Mam Talent a Susan Boyle

Skoro już była mowa o miejscu pierwszym i trzecim, to zostaje miejsce drugie - czyli Susan Boyle. Niepozorna Szkotka pod pięćdziesiątkę wychodziła na scenę podczas eliminacji pewna siebie i uśmiechnięta. Gdy Simon Cowell, jeden z członków jury, usłyszał, że Susan chce śpiewać, tylko wywrócił oczami w stronę siedzących obok kolegów. Tymczasem Susan od pierwszych dźwięków wbiła go w fotel - podobnie jak wszystkich innych swoich słuchaczy.

W ciągu pół miesiąca Susan stała się uosobieniem historii "from zero to hero". Jej dom najeżdżali dziennikarze z całego świata, pisały o niej i plotkowały wszystkie gazety, była zapraszana do programów w prime time - łącznie ze słynnym show Oprah Winfrey. Zadziwiała świat nie tylko swoim głosem, ale i dowcipem oraz pewnością siebie, której raczej nie miał Paul Potts. Wydawała się murowanym kandydatem do zwycięstwa, William Hill przyjął ogromne sumy zakładów na jej wygraną i... zajęła drugie miejsce.

Skąd wzięła się porażka? Przyczyn z pewnością jest kilka. Po pierwsze kapitalny występ zwycięskich Diversity. Po drugie jednak, Susan mogła przegrać trochę na własne życzenie - w finale zaśpiewała po raz kolejny "I Dreamed A Dream" - dokładnie to samo, co w eliminacjach. Być może zasugerowała się tym, że Paul Potts zrobił dokładnie tak samo i wygrał. Tym razem jednak taka taktyka okazała się zgubna. Po trzecie wreszcie, Anglicy powoli nudzą się tak ogromną liczbą śpiewaków w programie. Mieli już jednego Paula Pottsa, może więc stwierdzili, iż czas na coś innego? Warto też zauważyć, że Diversity i Susan spotkali się już w półfinale – i wtedy górą była Szkotka. W decydującym starciu to ona poniosła porażkę.
Przy okazji Susan wypłynęła też inna dyskusja: jak wielki wpływ na życie ludzie mogą mieć media i gdzie jest granica ich nacisku? Bulwarówki wyciągały na wierzch różne plotki o życiu Susan (miała między innymi sprzedać swoje dziewictwo) i nawet po programie nie dają jej spokoju - donosząc o załamaniu nerwowym jakie podobno przeszła po finałowej porażce. Przez parę tygodni został napompowany gigantyczny balon oczekiwań i nadziei, który z hukiem pękł w sobotni wieczór. Susan nie mogła pozostać odporna na wszystko, co się wokół niej działo. Mam tylko nadzieję, że jej życie będzie toczyło się dalej spokojnym rytmem - i przede wszystkim takim, który wyznaczy sobie ona sama, a nie media kreujące ją na wielką gwiazdę.

A co z dziećmi?

Osobną kwestią pozostaje problem udziału dzieci w programach Mam Talent. Dyskusja rozgorzała zwłaszcza po półfinałowym występie późniejszej finalistki, Hollie Steel.

Hollie przyszła na casting w ubraniu baleriny i po krótkim tanecznym wstępie zaśpiewała tak, że jury przecierało oczy ze zdumienia. Niepozorna dziesięciolatka dysponuje głosem o niesamowitych wręcz możliwościach - i oczywiście z łatwością przeszła do półfinału. I niestety występ eliminacyjny był chyba pierwszym i ostatnim momentem, kiedy Hollie nie była znerwicowana i podeszła do swojego występu z dużym spokojem.

Masa poblemów pojawiła się podczas występu półfinałowego. Hollie wyszła na scenę i zaczęła śpiewać, czuło się jednak w jej głosie, że jest straszliwie zdenerwowana. W pewnej chwili zaczęła szlochać, opanowała się jednak i śpiewała dalej. Ale drugi atak płaczu już nie pozwolił jej na kontynuowanie występu, spazmatyczne szlochy wymagały interwencji mamy, a zdezorientowane jury nie wiedziało za bardzo co począć. Hollie dostała od jury drugą szansę, uspokoiła się i awansowała później do finału, gdzie już podobne problemy jej nie spotkały. Nadal jednak była zestresowana i wydaje się, że pełnię swych możliwości pokazała jedynie w eliminacjach.
Poza Hollie w finale wystąpiło jeszcze dwóch chłopców – młody tancerz nazywany "nowym Justinem Timberlake'iem", Aidan Davis i śpiewający Shaheen Jafargholi. Aidan ukradkiem popłakiwał, gdy Simon uczciwie poinformował go, że jego półfinałowy występ był lepszy.

Anglicy zastanawiają się – zresztą Polacy chyba też - czy tak małe dzieci mogą uczestniczyć w programach wymagających wielkiej odporności psychicznej, której czasem nie mają nawet dorośli. Problemem pozostaje również stosunek rodziców do ich pociech - czy rzeczywiście decyzja o występie należy tylko do dziecka, czy też tak naprawdę zależy im na rozgłosie? Te pytania są z pewnością ważne, na razie jednak nie wydaje się, by regulamin programu miał się zmienić. Simon Cowell, który jest też pomysłodawcą całego formatu, mówił podczas finału, że choć kontrowersje są i sam czasem ma wątpliwości, głównym warunkiem uczestnictwa jest talent. Jeśli posiada go dziecko, to nie można stawiać mu przeszkód na drodze do jego publicznego pokazania.

Stawkę finałową uzupełniali uczestnicy śpiewający: 17-letni Shaun Smith i duet 2 Grand. Warto się przyjrzeć zwłaszcza tym drugim, gdyż jest to para dość niezwykła - śpiewa bowiem dziadek i wnuczka. Dla tego zaawansowanego wiekowo wokalisty występ w programie był swego rodzaju terapią po śmierci żony. I choć 2 Grand nie powalili nikogo na kolana swoimi możliwościami wokalnymi, z ich występów biła naturalność i ciepło, które często zatraca się w takich programach jak "Mam Talent".

Specyfika Britain's Got Talent

Edycję brytyjską od polskiej wyraźnie różni podejście do... flagi narodowej i patriotyzmu. Już w samym logo programu pojawia się flaga Zjednoczonego Królestwa - w Polsce rzecz nie do pomyślenia. W sobotnim finale co prawda obyło się bez narodowych akcentów, ale eliminacje i półfinały obfitowały w akcenty patriotyczne - objawiające się wszędobylską flagą narodową. Barwy narodowe Wielkiej Brytanii znalazły się choćby na bluzce jednej z tancerek – w dodatku na wysokości biustu. Już widzę co by się działo, gdyby taka sytuacja miała miejsce w Polsce...
Patriotyczne akcenty programu biorą się też ze szczególnej nagrody, która przysługuje zwycięzcy. Jest to występ przed Jej Wysokością Królową Elżbietą II. Królowa cieszy się ogromnym szacunkiem i estymą, dlatego każdy uczestnik podkreśla jak wielkim przeżyciem będzie dla niego możliwość zaprezentowania się na dworze królewskim. Stąd też obecne w programie poczucie wspólnoty – bo choć występują w nim Irlandczycy, Szkoci, Anglicy, Walijczycy i masa imigrantów (Stavros Flatley mają korzenie cypryjskie), wszyscy jednakowo poważnie podchodzą do takiej nagrody.

Poza tym, w Polsce nie panuje aż tak wielkie zainteresowanie programem "Mam Talent". Może dlatego, że odbyła się dopiero pierwsza edycja. W Wielkiej Brytanii kibice poszczególnych zawodników organizują się błyskawicznie w wielkie fan cluby, w studiu powiewają transparenty, a emocje są nieporównywalnie większe niż u nas. No i widownia - przed telewizorami zasiada regularnie około 15 milionów widzów.

Wszystkie kwestie, które poruszono w tym artykule, nie zmienią jednak tego, że "Mam Talent" to program wyjątkowy. Bo daje szanse naprawdę każdemu. Tylko od uczestnika zależy co i jak zrobi - a wolność wyboru to kolejna wielka zaleta. Choć z pewnością trochę szkoda, że w wielu krajach "Mam Talent" przekształca się w małą Eurowizję (często dziecięcą). Ale to już problem na inny artykuł.

***

Obejrzyj występy finałowe z brytyjskiej edycji Mam Talent!:

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto