Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Manchester i Chelsea na skrajnych biegunach

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
David Moyes zapowiada, że nie rzuci ręcznika na ring. Jose Mourinho ripostuje mu, że gra pierwszej trójki musiałaby się kompletnie posypać, żeby Manchester obronił tytuł. Kwestia przywództwa - to rożni oba zespoły w tej części sezonu.

Nie wymyślił nic takiego, czego nie próbowano by wcześniej. Nie jest żadnym neo-taktykiem, nie przeorientował tej dyscypliny w sposób, który wyznaczy nowe granice. Czy pod adresem jakiejkolwiek zespołu można powiedzieć: zachowuje się tak, jakby jej trenerem był Mourinho? W każdym razie ciężko. Znamy go jako konstruktora uniwersalnej myśli trenerskiej? Raczej nie. Czy słynie z systematycznego wprowadzania młodzieży, wyławiania wcześniej niedostrzeżonych talentów? Zdecydowanie nie.

Piętno, jakie odciska na swoich drużynach Machiavelli futbolu bierze się z niebywałego przekonania o własnej wartości i uzasadnienia każdego działania, dzięki któremu może dopisać sobie punkty w tabeli. Podczas odpraw operuje cytatami Zygmunta Freuda o sile woli, przekonuje zawodników, że ich jedyną barierą jest to, co siedzi im w głowie. Na twarzach jego wrogów po fachu maluje się irytacja, gdy słyszą notorycznie powtarzany przekaz: trenera rozlicza się z tytułów, a nie stylu. „Rozśmiesza mnie, kiedy prezesi niektórych klubów porównują mnie z ich trenerami. Przecież większość z nich nie wygrała nawet Pucharu Toskanii w regionie Reggio di Calabria” - odpowiada z uwodzicielską arogancją. Zarzut o koniunkturalizm w XXI w., gdy za potęgą klubów stoi potęga pieniądza, brzmi naiwnie, o zabijanie futbolu - niedojrzale i jest już dawno przeterminowany. Co prawda, nie ma prostej zależności: masz Mou - masz sukcesy, o czym wiele mógłby opowiedzieć Florentino Perez, ale masz prawdopodobieństwo. A to już wiele.

Gdy po raz pierwszy przychodził na Stamford Bridge, powiedział, że towarzyszą mu wątpliwości, bo projekt, który tak szybko zadziałał dzięki cysternie pieniędzy właściciela, równie szybko może się skończyć. Gdy ten sam próg przestępował po raz drugi, czuł się jak weteran wracający do domu z wojny, na której obrywał - słusznie, czy nie - na każdym froncie.

W odróżnieniu od Realu, który za czasów nie szedł w jednym kierunku, w Londynie jego słowo ma inną siłę rażenia. Tak jak ma w zwyczaju, nie przychodzi na gotowe (poza Interem). Chelsea model 2.0 nadal nie jest drużyną skończoną, bo patrząc chociażby na dorobek bramkowy napastników (11 z 43 bramek było ich dziełem) można wypunktować, gdzie leżą jej rezerwy. On jest właśnie od tego, żeby je wydobyć.

Trudno jednak jest wymienić jedną cechę The Blues, która jednoznacznie świadczy o jej wyższości nad Manchesterem City, chyba najpoważniejszym kontrkandydatem do korony. Trudno wskazać jednego piłkarza, który jest dla niej tym, czym dla wiceliderów Premier League są Sergio Aguero i Yaya Toure.

W tył zwrot

Z zespołami zajmującymi wyższe miejsce w tabeli Manchester Utd zdobył 5 punktów z 24 punktów. Na Old Trafford wygrywa rzadziej niż na wyjeździe, już zdążył odpaść z Pucharu Anglii. Czerwone Diabły na nowo i z trudem odnajdują się w bardziej rozłożonym układzie sił niż w ubiegłych latach - teraz to oni muszą dostosować się do reszty. Władze klubu, dając Moyes'owi aż sześcioletni kontrakt, pewnie przewidywały, że po erze fergusonowskiej stabilizacji mogą nastąpić poważne turbulencje, a nowy pilot lecąc ze starą załogą prawdopodobnie obniży wysokość lotu. Można odnieść wrażenie, że na razie chodzi o to, żeby uniknąć katastrofy, a z czasem parametry wrócą do normalnych wartości.

Ale kogo takiego przejął w spadku Moyes? Jednostajny Chris Smalling nie miałby miejsca w żadnym zespole Premier League walczącym o puchary. Johny Evans może załapałby się do kadry meczowej rezerw wczorajszych rywali. Tom Cleverley jako zastępca Paula Scholes'a? Chyba w sztuce wślizgu. Gdyby powoli wracający do zdrowia Marouane Fellaini poszedłby do fryzjera, trudno było by poznać, że to ten sam zawodnik co w Evertonie. Marginalizacja Naniego, odejście Andersona - również drugoplanowe postacie wykruszają się.

Brak Robina Van Persiego i Wayne'a Rooneya sprowadza mistrzów Anglii do kategorii zespołu oferującego niewiele więcej niż poprawność. Było to widać nie tyle wczoraj, co np. w meczu z totalnie bezbarwnym w tym sezonie Norwich. Szczęśliwa wygrana po golu Danny'ego Welbecka, ale gdyby obie drużyny ubrać w inne koszulki, trudno się zorientować, kto był kto. A takich spotkań pozbawionych zaciętości, tak charakterystycznej za czasów Fergusona bezwzględności w odrabianiu strat, było dużo za dużo.

Przebudowa - bo trudno mieć wątpliwości, że obędzie się bez niej - ma ruszyć latem na niespotykaną skalę w najnowszej historii United. Jego skautów można już zobaczyć m.in. na Signal-Iduna Park i Juventus Stadium.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto