Status muzycznej gwiazdy ma wiele twarzy. Na rozpoczętej właśnie kolejnej edycji OFF Festivalu, nie spotkamy tłumu rozentuzjazmowanych psychofanów, kolejek po autografy i lasu jaśniejących ekranów przysłaniających widok na scenę. Mimo to alternatywni artyści w pierwszy dzień festiwalu nie narzekali na brak zainteresowania. Ubrany w długi płaszcz i kapelusz Devendra Banhart od razu zaczarował katowicką publiczność. Wychowany w Wenezueli amerykańskiego artystę o wielu twarzach, śmiało można nazwać bardem generacji hipsterów.
Morze peleryn i parasolek pod sceną było dowodem na to, że nawet deszczowa aura nie przegoniła w piątkowy wieczór fanów Devendra. Gitarzysta i tekściarz, czasami oderwany od rzeczywistości piosenkarz zafundował katowickiej publice kameralny występ na wielkiej scenie. Oszczędna choreografia i psychodeliczne rytmy to nie jedyne asy w rękawie, jakie przygotował dla polskiej publiki Devendra. Artysta często ze sceny wspominał o Monice Brodce, która poznała go w Nowym Jorku. Zanim polska wokalistka rozpoczęła prace na albumem „Clashes” otrzymała od niego gitarę, mającej swój udział w powstaniu najnowszego krążka Brodki.
Akurat się złożyło (zapewne nie przypadkiem), że w pierwszym dniu OFF Festivalu publiczność miała okazję przekonać się, jak jest efekt tej muzycznej kolaboracji. Brodka wystąpiła tuż przed Devendrą, zaskakując swoim kolejnym artystycznym obliczem. 29-latka wystylizowana na bohaterkę opowieści fantasy zaprezentowała w Katowicach głównie materiał z najnowszej płyty, nie ukrywając przy tym ogromnej satysfakcji.
– Bardzo długo czekałam na występ na tym festiwalu. Głównie przez otwartą na nowe dźwięki publiczność, która chłonie ją jak gąbka – tak swoich nie tylko swoich fanów zachwalała Brodka. Pochodząca z Żywca piosenkarka przyzwyczaiła już wszystkich do tego, że swoimi kolejnym wizerunkiem budzi skrajne emocje. Utrzymana w tonach psychodeli najnowsza twórczość Brodki jest prawdziwym wachlarzem muzycznych barw. Nie zabrakło palety instrumentów i czarowania głosem. Cała Brodka.
W Dolinie Trzech Stawów w piątek bez trudu można było natknąć się na brodatych facetów w skórzanych czarnych kurtkach lub charakterystycznych czarnych podkoszulkach. To znak, że gdzieś w okolicy odbywa się muzyczna uczta dla fanów ciężkiego grania. Nie inaczej było w Katowicach. Najpierw dawkę hardkorowych brzmień zafundowali publice Clutch, którzy po ćwierć wieku działalności na scenie po raz pierwszy wystąpili nad Wisłą.
W swoistej bitwie na głośniejszy koncert, w szranki stanęli z nimi muzycy z Napalm Death. Najlepszym dowodem na ich rumor był fakt, że słuchając pod sceną główną występu Brodki ziemia drżała od krzyków pionierów grindcore’u. O dziwo, publika stojąca najbliżej Anglików nie wydawała się porażona śmiertelną dawkę metalowego promieniowania i ze spokojem obserwowała dzikie show Napalm Death.
Spośród dotychczasowych edycji OFF Festiwal, ta tegoroczna jest najbardziej naszpikowana elektroniką. Było to wyraźnie słychać już pierwszego dna imprezy. Mowa choćby o DJ Koze, duecie Weatherall b2b Flugel i Brytyjczykach Sleaford Mods. Ci ostatni bardziej przypominali Bestie Boys po paru głębszych, a nie muzycznych rewolucjonistów. Odkrywane z laptopa podkłady i niepokojące zachowanie wokalisty brytyjskiego duetu, przypadło jednak katowickiej publiczności do gustu. Nie tylko noga tupała, a i głowa wielu osobom sama się kiwała.
Alternatywa przez duże A, jaką od lat serwuje w Dolinie Trzech Stawów Artur Rojek to oczywiście mieszkanka niejednorodna. Swoją przystań w pierwszym dniu festiwalu znaleźli również fani hip-hopu. Mowa o koncercie Yung Leana, który przyciągnął głównie publikę bez dowodów osobistych w kieszeniach. Szwedzki raper udowodnił, że pomimo pochodzenia z chłodnej północy, jest mu zdecydowanie bliżej do gorącego Los Angeles i gang sta-rapu. Ten koncert nie zmienił biegu historii hip-hopu, ale gościom festiwalu po prostu się podobało, czego dowodem były wyciągnięte dłonie, a w nich telefony nagrywające pląsy Yunga.
Bliżej artystycznego performance niż tradycyjnego koncertu, był popis talentu Willis Earl Beal. Autsajder z Chicago w masce zakrywającej oczy i krzesłem na scenie, zaprezentował spektrum swoich nie tylko umiejętności. W piątek pojawiła się również cała plejada polskiej sceny alternatywnej – od Komet grających utwory zespołu Partia, grupę Niemoc po Adama Gołębiewskiego.
Wśród festiwalowych niespodzianek, nie wszystkie wywoływały uśmiech na twarzach gości imprezy. W ostatniej chwili swój koncert w Katowicach odwołał Zomby. Wcześniej zaplanowane występu na offie odwołali GZA i The Kills, którzy mieli wystąpić w drugim dnu festiwalu. Wejściówek jednak masowo nikt nie zwraca, a w sobotę zaplanowano m.in. koncert SBB wracająca myślami do swojego pierwszego albumu „Nowe Horyzonty” z 1975 roku.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?