...ale o co chodzi?

2014-08-10 19:07:08

(...) Po naszym spotkaniu z Burmistrzem w kąteckim Ratuszu nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi! Burmistrz w trybie pilnym wezwał do siebie wszystkich 36 sołtysów z całej gminy (...) nakazał sołtysom milczenie (...) Z OSTATNIEJ CHWILI - jedna z najbiedniejszych dolnośląskich wsi przeznaczyła 10 000 zł na organizację dożynek w 2015 roku - tak zadecydowało przedwczoraj (22.09.2014r.) zebranie wiejskie w Zachowicach. Tak po prostu, dla "jaj", a raczej na złość.
No, a były sołtys Zachowic Witold Zarzycki kandyduje na radnego do powiatu! no cóż, wolno mu..., Burmistrz go wyrzucił, to może Starosta przyjmie…
Ale zacznijmy od początku.
W podwrocławskich Zachowicach zamieszkałam pięć lat temu. Porzuciłam piąte piętro w bloku na rzecz świeżego powietrza, czystej wody i dużego ogrodu. Ponieważ nie mam prawa jazdy, od samego początku miałam okazję do częstych rozmów z mieszkańcami na przystanku i w autobusie. Szybko zaprzyjaźniłam się z kilkoma paniami z Koła Gospodyń Wiejskich. W końcu sama też zostałam jego członkiem. Zauważyłam jednak, że oprócz wieńca dożynkowego raz w roku, Koło Gospodyń niewiele robi. W dodatku okazało się, że nasze Koło nie jest nigdzie zarejestrowane. Pojechałyśmy z koleżanką do Wojewódzkiego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych we Wrocławiu, by zapytać jak wygląda nasza sytuacja formalno-prawna i co musimy zrobić. Pobrałyśmy 20 deklaracji i 20 legitymacji członkowskich. Zorganizowałyśmy zebranie. Potem następne. I tak to się zaczęło.
Już wtedy czułam, że coś jest nie tak. Ludzie jakby bali się przychodzić na nasze zebrania. Za to zawsze przychodził sołtys, często pod wpływem alkoholu – rozsiadał się i dogadywał „no, ale tłumy przyszły, heheh!”. Towarzyszyła mu zwykle grupka wiernych kibiców. Nie rozumiałam, dlaczego niewinne spotkania paru kobiet z koła Gospodyń Wiejskich wzbudzały takie emocje?! Raz pojawił się nawet radny zamieszkały w naszej wsi. O co chodziło? Co takiego miał na sumieniu nasz sołtys, że potrzebował aż tylu adwokatów?
Wieś Zachowice leży na uboczu, w odległości 2 km od drogi krajowej numer 35. Może to położenie powoduje, że nasza wieś jest jakby omijana i zapomniana przez wszystkich. Od wielu lat nic się tu nie dzieje. Ludzie już nie wierzą, że można coś zrobić, coś zmienić. Chcieliśmy wszystkim powiedzieć, że się mylą. A jest tu naprawdę wiele do zrobienia. Nasza wioseczka zatrzymała się jakby w XIX wieku – nie ma tu ani jednej ławki, ani tablicy ogłoszeń, ani nawet kosza na śmieci. Cały świat wokół się zmienia, rozwija, pięknieje. Dlaczego my mamy pozostawać w tyle? Dlaczego dziecko ze wsi, żeby zobaczyć klomb kwiatowy, ozdobę świąteczną czy prawdziwy kubeł na śmieci, musi jechać do miasta?
Im bardziej zagłębiałam się w sprawy naszej wsi, tym więcej nieprawidłowości zaczęłam zauważać. Przede wszystkim nie mogłam zrozumieć, dlaczego nasza piękna, duża świetlica jest non-stop zamknięta. Tym bardziej, że na jej utrzymanie jest przeznaczane rokrocznie ponad 10 000 zł.
Dziwiło mnie, że sołtys nie rozlicza się z finansów przed mieszkańcami wsi. Nie znałam się na tym wszystkim, ale od czego jest internet. Trochę sobie poczytałam. Z czasem uświadomiłam sobie, że nasz sołtys, delikatnie mówiąc, źle gospodaruje publicznymi pieniędzmi. Chciałam z nim o tym zwyczajnie pogadać.
Ale jak to w naszej młodej demokracji bywa, gdy obywatel zacznie zadawać niewygodne pytania, naraża się tym, których pytania te dotyczą. I tak oto naraziłam się bardzo panu sołtysowi, jego żonie, całej radzie sołeckiej i radnemu. Większość mieszkańców oczywiście podzielała moje wątpliwości, zresztą mieli je wcześniej, ale nikt nie chciał się „wychylać”. Sołtys wiedział, że „najważniejsze” osoby we wsi go popierają, a reszta będzie siedzieć cicho, był więc bardzo pewny siebie. A właśnie wtedy był czas na refleksję. Zamiast po prostu ze mną porozmawiać, o co prosiłam, wybrał drogę konfrontacji. Nie wiem czy rozmowę ze mną w ogóle brał pod uwagę. Musiałby wtedy przyznać się do finansowych nadużyć. Tymczasem sołtys robił wszystko, by zdyskredytować mnie w oczach mieszkańców. Każdy kto ze mną przystawał, automatycznie należał do wrogiego obozu.
Pomyślałam sobie, że skoro już tak porządkujemy cały nasz Kraj, wdrażamy różne reformy, tworzymy nowe, lepsze przepisy i nowe, lepsze zasady współżycia społecznego, to dlaczego tu, na samym dole ludzie mają dalej żyć w przekonaniu, że kto ma „układy”, ten może wszystko. Opis wydarzeń jest nieco przydługi, ale konieczny, bo zrozumieć obecną sytuację w mojej wsi i ostateczną konkluzję, że niestety potrzebujemy nie 10, ale 50 lat, by w pełni świętować wejście do Unii Europejskiej. Okazuje się, że piękne drogi, okazałe budowle i stadiony łatwiej zbudować, niż nową mentalność...
Akurat tak się złożyło, że w tych dniach lokalna gazeta podała informację na temat sołtysa Grodźca – pani Jolanty M., która przywłaszczyła sobie 2 500 zł pochodzące z wynajmu świetlicy wiejskiej. Pani sołtys przyznała się do winy i dostała za to karę ośmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Pokazałam gazetę sołtysowi. Wściekł się.
Nerwowe reakcje Sołtysa, jego żony i całej rady sołeckiej sugerowałyby, że jest coś na rzeczy. Mieszkańcy z ciekawością, ale i nadzieją czekali, co z tego wyniknie. Sami jednak nigdy nie wystąpiliby oficjalnie przeciwko sołtysowi, który prywatnie jest właścicielem sklepu Odido w Zachowicach. Baliby się, że stracą możliwość kupowania na tzw. kreskę.
Sołtys jako właściciel sklepu miał wyjątkowo korzystne, wręcz nieograniczone możliwości. Na dożynkach i innych masowych imprezach sprzedawał produkty ze swojego sklepu. Głównie piwo. W dodatku piwo dożynkowe było droższe niż to w sklepie. Gdy ludzie się o tym dowiedzieli, zaczęli biegać po piwo do sklepu – wtedy sołtys na czas imprezy zamykał sklep! Ponadto rada sołecka sprzedawała podczas dożynek gadżety pochodzące z darowizn. Wiem, że podczas jednej imprezy z samej tylko loterii fantowej rada sołecka miała zysk rzędu 3 500 zł.
Nasz sołtys, podobnie jak pani sołtys Grodźca, traktował świetlicę wiejską wyłącznie jako źródło zarobkowania. A najbardziej bulwersujące jest to, że koszty wynajmu ustalał według własnego widzimisię. Jak kogoś lubił, mogło to być nawet za darmo, a ten, kogo nie lubił, musiał płacić na przykład za uroczystość po pogrzebie (tzw. stypa) nawet 1000 zł. Poza tym dla zwykłych mieszkańców, tak na co dzień, świetlica nie była udostępniana wcale. Do prac remontowych czy koszenia trawy sołtys zatrudniał zawsze tych samych „swoich” ludzi. To, że sołtys Zachowic potrafił zarabiać pieniądze, nie byłoby samo w sobie niczym złym, gorzej, że z zarobionych pieniędzy, nie rozliczał się przed mieszkańcami.
Uznałam, że nie mogę dłużej milczeć.
Napisałam list otwarty do sołtysa i do wiadomości wszystkich mieszkańców, w którym opisałam swoje spostrzeżenia i wątpliwości. Dnia 12 października 2012 roku list wysłałam pocztą na adres sołtysa wsi Zachowice. Nie bardzo wiedziałam, co zdziała mój list, ale spodziewałam się jakiejkolwiek reakcji ze strony sołtysa, kogoś z rady sołeckiej czy radnego. Niestety list nic nie zdziałał - nikt nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności, nikt nie chciał ze mną rozmawiać, niczego wyjaśnić. Liczyli pewnie na to, że sprawa jakoś ucichnie i dalej będzie po staremu. Czekałam ponad dwa miesiące. Dwa razy dzwoniłam do radnego z prośbą, aby spotkał się ze mną i sołtysem. Radny nie podjął żadnych działań, a to on właśnie miał tutaj ważną rolę do spełnienia. Wolał jak zwykle stać z boku. Już wiem dlaczego mieszkańcy nazywają go „radny bezradny”. I mam wrażenie, że tacy właśnie radni są w naszej Gminie najmilej widziani. Skądinąd nasz radny to bardzo grzeczny i kulturalny człowiek. Tyle, że bycie grzecznym i „miernym, biernym, ale wiernym”, to dzisiaj trochę za mało, by reprezentować mieszkańców i skutecznie zabiegać o ich interesy. Jednocześnie zastanawiałam się, czy może ktoś w międzyczasie przekazał mój list panu Burmistrzowi. Byłam też ciekawa, jak to jest ze świetlicami w innych wsiach naszej gminy.
Wreszcie na początku grudnia pojechałyśmy we trzy jako przedstawicielki Koła Gospodyń Wiejskich do Kątów Wrocławskich na rozmowę z Burmistrzem Miasta i Gminy. Pan Burmistrz prawdopodobnie o niczym nie wiedział. Z rozmowy wywnioskowałam, że nie zdawał sobie sprawy z tego, iż sołtysi w jego gminie nie rozliczają się z dodatkowych (poza funduszem sołeckim) przychodów.
Po naszym spotkaniu z Burmistrzem w kąteckim Ratuszu nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi! Burmistrz w trybie pilnym wezwał do siebie wszystkich 36 sołtysów z całej gminy i oznajmił im, że od teraz pieniądze za wynajem świetlic wiejskich będą wpłacane do kasy Urzędu. Wspólnie ustalili cennik najmu. Pan Burmistrz nakazał sołtysom milczenie w sprawie tego nadzwyczajnego spotkania (o czym dowiedziałam się później w wielkiej tajemnicy), a naszemu sołtysowi polecił zrezygnować z funkcji gospodarza wsi!
Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia 2012 sołtys zwołał zebranie wiejskie, ale ku naszemu zdziwieniu na zebraniu poruszony był jedynie temat strategii rozwoju lokalnego. Nota bene z treścią tego dokumentu, nie zapoznał się przed zebraniem ani sołtys ani radny! Na zebraniu nie było mowy na temat sytuacji finansowej sołectwa, nadzwyczajnego spotkania sołtysów z Burmistrzem ani nowych zasad wynajmu świetlicy. Zmowa milczenia. Wszystko zgodnie z prikazem.
Po Nowym Roku po wsi zaczęła krążyć plotka, że sołtys złożył rezygnację – tylko wąskie grono wtajemniczonych znało powód tej rezygnacji.
Dnia 6 lutego 2013 ukazało się Zarządzenie Burmistrza Miasta i Gminy Kąty Wrocławskie Nr 626/2013 „W sprawie zatwierdzenia regulaminu korzystania ze świetlic wiejskich oraz ich wyposażenia”, porządkujące zasady wynajmowania świetlic wiejskich. Był to ewidentnie skutek wykrycia przeze mnie „samowolki” sołtysów odnośnie wynajmu świetlic wiejskich.
W środę 20 marca 2013 radny rozkleja plakaty o wyborach nowego sołtysa. Wszyscy już wiedzą, że „ekipa sołtysa” wystawia do wyborów „swojego” człowieka – 22-letniego syna jednej z członkiń rady sołeckiej. Ludzie namawiają mnie do kandydowania, przekonując, że tylko ja jestem w stanie z nim wygrać i uporządkować sprawy wsi. Decyduję się kandydować. Opracowuję i rozdaję mieszkańcom swoją ulotkę wyborczą. Tydzień później otrzymuję maila z pogróżkami. Ktoś bardziej strachliwy, mógłby się naprawdę przestraszyć. Nadawca wysyła mi takie oto słowa przestrogi: „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie” czy „nie bądź bezpieczny, poeta pamięta … spisane będą czyny i rozmowy”.
Wreszcie nadszedł dzień przyspieszonych wyborów 4 kwietnia 2013 roku. Zebranie wyborcze prowadził z-ca Burmistrza. Startowało dwóch kandydatów: ja i wspomniany 22-latek. Sala świetlicy pękała w szwach. Zebranie wyborcze zaczęło się od gorących podziękowań dla byłego sołtysa, który zapytany o powód rezygnacji, tłumaczył się wypaleniem. Burmistrz długo wychwalał go za aktywność i osiągnięcia, po czym rada sołecka wniosła na salę wielki kosz kwiatów. W końcu v-ce Burmistrz w przypływie zachwytu nad wzorową postawą sołtysa wykrzyknął: „skoro był pan takim dobrym sołtysem, to po co rezygnować – niech pan zostanie?!” To był szczyt hipokryzji – przecież sami go wyrzucili!
Następnie mój kontrkandydat zapowiedział, że będzie kontynuował działania swego poprzednika. Ani prowadzący zebranie, ani nikt inny nie wspomniał słowem o prawdziwych przyczynach przedwczesnych wyborów. Próbowałam coś powiedzieć, ale zarówno prowadzący zebranie, jak i poplecznicy sołtysa przerywali mi, krzyczeli i w efekcie nie pozwolili spokojnie się wypowiedzieć. Próbowałam zapytać o nowe zarządzenie, ale Burmistrz mi przerwał i zdecydowanym, podniesionym głosem zaprzeczył jakoby nowe zarządzenie w sprawie regulaminu korzystania ze świetlic miało cokolwiek wspólnego z jakimś listem otwartym. Tym samym z góry uciął dyskusję na ten temat. Wolałam już nic nie mówić, żeby nie zaogniać sytuacji. Zebranie wyborcze toczyło się dokładnie według przygotowanego wcześniej scenariusza. Nie było w ogóle mowy o finansach, żadnego rozliczenia, żadnych wyjaśnień. Wobec tak pozytywnej oceny pracy dotychczasowego sołtysa i zatajenia prawdziwych przyczyn jego rezygnacji, wyborcy zostali wprowadzeni w błąd. Tak wygląda demokratyczne zebranie wyborcze w Polsce kategorii „b”.
Po oddaniu kartek wyborczych około 20 osób od razu opuściło salę – nie mieli zamiaru czekać na wyniki, nie interesowało ich, kto wygra – skreślili to, co... mieli skreślić i wyszli. Sołtys natychmiast wyszedł za nimi. Czyżby do… swojego sklepu? Wszyscy to widzieli, prowadzący zebranie również. Nikt nie zareagował. Nie mogłam uwierzyć. Ekipa sołtysa odrobiła zadanie domowe, bo to właśnie te głosy przesądziły o wyniku wyborów. Rozmawiałam z mężczyzną najdłużej mieszkającym w naszej wsi i powiedział mi, że nikogo z tej grupy „20” nie widział nigdy wcześniej na żadnych wyborach.
Taka mobilizacja sił musiała przynieść spodziewane efekty. Wybory wygrał protegowany byłego sołtysa. Wygrał, bo... miał je wygrać.
Zmiana osoby samego sołtysa niczego w naszej wsi nie zmieniła. Skład rady sołeckiej w praktyce pozostał ten sam. Wprawdzie sołtys przedstawił nowego skarbnika (to ta pani, która straszyła mnie „mieczem”!), ale osoba ta zaraz wyjechała za granicę, więc finansami sołectwa nadal zajmuje się poprzedni skarbnik, pani M.K. To właśnie pani M.K. była i jest głównym zarządcą w naszym sołectwie. Nic nie dzieje się bez jej wiedzy i bez jej zgody. Dla mnie pozycja tej pani jest co najmniej zagadkowa. Na przykład w połowie lutego bieżącego roku przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich złożyła pisemny wniosek do Gminy z prośbą o umożliwienie nam zorganizowania w świetlicy Dnia Kobiet. Na co pan Burmistrz kazał zapytać o zgodę sołtysa, a sołtys z kolei, że musi zapytać panią M.K. Gdy pani M.K. dowiedziała się o naszej inicjatywie, natychmiast postanowiła, że to ona i „jej” rada sołecka będzie w tym roku organizowała Dzień Kobiet. Przypomniała sobie po 5 latach!
Praktycznie teraz wcale nie mamy Sołtysa. Szczerze mówiąc po wyborach na chwilę uwierzyłam, że nowy, młody sołtys będzie prężnie działał, że będzie mu zależało. Przecież to była dla niego świetna okazja, by się pokazać z jak najlepszej strony, no i zrobić coś dla mieszkańców swojej wsi. Tymczasem nowy Sołtys dotychczas pokazał się w Zachowicach tylko dwa razy, przy okazji zbierania podatków (jak wiadomo, ma z tego jakiś procent). Przyczyną może być to, że mieszka 1,5 km za wsią, o czym wszakże wszyscy wyborcy wiedzieli.
A ja wciąż zadaję sobie pytanie - jak to się dzieje, że w tym samym kraju, w tym samym województwie, za to samo: jeden sołtys jest sądownie karany, a drugi zbiera pochwały, gratulacje i kosze kwiatów?
W międzyczasie wraz z kilkunastoma mieszkańcami założyliśmy Stowarzyszenie Aktywności Lokalnej „Damy radę” w Zachowicach. Można przecież działać nie będąc sołtysem. We wrześniu ub.r. zorganizowaliśmy Piknik Jesienny. Była to pierwsza w naszej wsi impreza rodzinna bez alkoholu. Udało nam się również sprowadzić do Zachowic osiem wielkich gazonów, których wyzbywała się za darmo jedna z wrocławskich firm. Transportu gazonów podjął się właściciel pobliskiej piaskowni, za co jesteśmy bardzo wdzięczni. Donice ustawiliśmy w centrum Zachowic. To było duże przedsięwzięcie. Wcześniej musieliśmy zwrócić się do Starostwa o pozwolenie i czekać na wizję lokalną. Spodziewaliśmy się, że pan Burmistrz doceni nasze wysiłki i gdy już gazony staną, to dostaniemy od Gminy przynajmniej ziemię i kwiaty. Nasze Stowarzyszenie nie ma żadnych pieniędzy, działamy na zasadach non-profit, a byłby to spory wydatek, ponieważ do jednej donicy potrzeba około 120 litrów ziemi ogrodniczej czyli w sumie jakieś 250 zł plus transport. Niestety nasza prośba o przyznanie środków na ten cel została przez Gminę zignorowana. Na czas świąt Bożego Narodzenia powkładaliśmy w donice choinkowe gałęzie. W czerwcu b.r. pani M.K. dała nam 30 zł na zakup ziemi, z wyraźnym zaznaczeniem, że tylko do dwóch donic, co stoją przy świetlicy! A co z sześcioma pozostałymi?
Udało mi się dotrzeć do starych fotografii, na których widać, jak wyglądały Zachowice przed wojną. Marzy mi się taki właśnie mini Ryneczek z ławkami, kwiatami, małą kawiarenką, właśnie na wzór tego sprzed wojny. Tym bardziej, że układ przestrzenny Zachowic, typowo placowy, aż prosi się o zagospodarowanie tego głównego skrzyżowania. Ostatnio trochę jeździłam po świecie. Wszędzie na tzw. Zachodzie takie malutkie miejscowości to istne cacka. My póki co musimy liczyć na wrażliwość darczyńców i własną pomysłowość. W poprzednie święta powiesiliśmy wysoko nad skrzyżowaniem gwiazdki, które wykonaliśmy ze sztucznej trawy i różnych świecidełek. Dekoracja wyglądała imponująco! To był nasz pierwszy, mały krok ku niebu ;-)
1 września 2013 roku miały miejsce w Kątach doroczne dożynki gminne. Na to najważniejsze w Gminie święto zaproszono jak zawsze wszystkich 36 sołtysów z całej Gminy. Dla sołtysów udział w tej uroczystości i reprezentowanie swojego sołectwa to zaszczytny obowiązek. Gdzie w tym dniu miał zaszczyt przebywać nasz nowy, młody sołtys? – tego nie wie nikt.
W końcu września odbyło się zebranie wiejskie, które miało zdecydować o przeznaczeniu funduszu sołeckiego na następny 2014 rok. Zebranie musiało się odbyć, bo inaczej przepadłoby 27 310 zł. To stosunkowo dużo pieniędzy jak na tak małą wieś. Oczywiście nowa skarbniczka rady sołeckiej była nieobecna, ale to nic – mamy przecież panią M.K. Jej bogate doświadczenie w pracy z poprzednim sołtysem jest nie do zastąpienia. Spośród ogromu potrzeb nasz nowy, młody sołtys uznał za najpilniejszy zakup klimatyzacji do świetlicy i tą żesz klimatyzację zaproponował w imieniu swoim i rady sołeckiej! Zakup i montaż klimatyzacji pochłonąłby cały fundusz sołecki na 2014 rok! Zatkało mnie. Innych też. O co mu chodzi? Czyżby myślał, że klimatyzacja przywróci dawne lata prosperity? Nie wytrzymałam, wybuchłam. Powiedziałam wreszcie, co o tym wszystkim myślę. Byłam zdenerwowana, a raczej przerażona, bo nagle zdałam sobie sprawę, że w zasadzie oni mogą wszystko. Zrozumiałam, że jeśli ludzie nie będą przychodzić na zebrania, to to nie jest żadna demokracja. Wszak nieobecni nie mają głosu. Na dodatek po sali cały czas chodziła i coś gadała matka sołtysa. Nie wiem dlaczego była taka niespokojna, przecież jej syn został już wybrany sołtysem. Czyżby przeczuwała, że nie sprosta wyzwaniu? Ostatecznie na szczęście wygrał zdrowy rozsądek – większością jednego głosu (sic!) 10 : 9 zdecydowaliśmy o zakupie bardziej potrzebnych od klimatyzacji rzeczy: tablicy ogłoszeń, monitoringu w okolicy przystanku i nagłośnienia. Uff, mało brakowało, a mielibyśmy klimatyzowaną zamkniętą na cztery spusty świetlicę i... nic poza tym. Ja co prawda wolałabym ławki, ale wszystko lepsze od całkiem zbędnej klimatyzacji.
Oczywiście na utrzymanie tej świetlicy bez klimatyzacji i zamkniętej na cztery spusty, zostało i tak przeznaczone jak co roku 10 000 zł! Niestety mija połowa roku 2014, a nikt nie realizuje postanowień tamtego zebrania. Nie wiem co jest grane. Szczególnie potrzebna jest nam tablica ogłoszeń, gdyż mieszkańcy wsi nie mają jak się komunikować, a wszelkie informacje wieszane na przystankach są natychmiast zrywane. Zresztą o taką tablicę apelowaliśmy do pana Burmistrza już dużo wcześniej.
We wrześniu 2013 roku zwróciłam się jako prezes Stowarzyszenia, ale też jako pedagog, z pisemnym wnioskiem do pana Burmistrza o wynajęcie świetlicy na zajęcia dla zachowickiej młodzieży 16+. Młodzież stojąca na przystanku autobusowym tuż obok zamkniętej od lat świetlicy wiejskiej, z piwem w ręku i przekleństwem na ustach, to spore wyzwanie dla pedagoga – jeden cykl zajęć z pewnością nie zagwarantuje poprawy ich zachowania. Nie twierdzę, że posiadam jakieś cudowne lekarstwo. Jednak trzeba coś tym młodym ludziom zaproponować, jakąkolwiek alternatywę. Akurat tak się złożyło, że jako pedagog mam spore doświadczenie w pracy z młodzieżą, także tą sprawiającą problemy wychowawcze. Wiele lat pełniłam funkcję kuratora sądowego. Wielokrotnie byłam kierownikiem i wychowawcą na koloniach letnich i zimowiskach. Jestem również doradcą zawodowym. Ponad 10 lat byłam koordynatorem promocji zdrowia. Zajęcia z młodzieżą chciałam poprowadzić za darmo.
W odpowiedzi na mój pisemny wniosek o umożliwienie przeprowadzenia w zachowickiej świetlicy cyklu zajęć z młodzieżą pan Burmistrz poinformował nas, że zwrócił się z prośbą „o wydanie opinii co do celowości i przydatności takich zajęć” do rady sołeckiej. Czy wspominałam już, że tutaj nic nie dzieje się bez zgody pani M.K.?
W odpowiedzi rada sołecka pisze do pana Burmistrza (cyt.): „rada sołecka nie widzi przeszkód w udostępnieniu świetlicy wiejskiej i jest skłonna partycypować w kosztach użytkowania mediów świetlicy w Zachowicach pod warunkiem, że stowarzyszenie przedłoży szczegółowy program zajęć przydatnych edukacyjnie, wychowawczo, terapeutycznie, ciekawych itp., który przekonałyby nas o celowości ich prowadzenia.” Jak to „skłonna partycypować”? A gdzie są pieniądze przeznaczone na utrzymanie świetlicy? Oczywiście natychmiast opracowałam i wysłałam szczegółowy program zajęć. W celu rozwiania wszelkich wątpliwości dołączyłam dodatkowo swoje CV.
Dziwię się dlaczego z pytaniem o celowość i przydatność zajęć profilaktycznych dla młodzieży w Zachowicach Burmistrz zwrócił się akurat do naszego nowego, młodego sołtysa. Na pewno lepszą wiedzę na temat stopnia demoralizacji nieletnich zachowiczan i liczby przypadków zakłócania przez nich porządku publicznego pod wpływem alkoholu, a co za tym idzie pilnej potrzeby takich zajęć, ma powołany przez Burmistrza Pełnomocnik ds. Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych czy chociażby policjant dzielnicowy.
Nie rozumiem reakcji Władz Gminy. Moja propozycja spotkań z młodzieżą jest przecież tak potrzebna i w dodatku idealnie wpisuje się w katalog programów do zrealizowania przez Gminę na najbliższe lata. O co tu chodzi? Dla kogo w końcu jest ta świetlica?!
Jeśliby spotkania z trudnymi dzieciakami czy chociażby zwykłe rozmowy przy herbacie chciałby organizować ktokolwiek inny, niekoniecznie pedagog i niekoniecznie nawet z wyższym wykształceniem – to uważam, że każda oferta będąca alternatywą dla tłuczenia butelek na przystanku, warta jest entuzjastycznego poparcia. Tym bardziej, jeśli znalazł się ktoś kompetentny, kto chce zupełnie za darmo poprowadzić cykl zajęć, kto bierze na siebie odpowiedzialność za utrzymanie porządku i bezpieczeństwa w tym czasie, dlaczego mu się to uniemożliwia? Zresztą gdyby było coś nie tak, zawsze można by było takie zajęcia przerwać.
Po długim namyśle pan Burmistrz dał się wreszcie przekonać – uznał „przydatność” zajęć dla młodzieży w Zachowicach i zgodził się na ich prowadzenie, ale dopiero... po Nowym Roku! Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Dlaczego już w październiku nie było pieniędzy na utrzymanie świetlicy, cały rok przecież zamkniętej, wie zapewne tylko pani M.K.
Dnia 3 lutego 2014 roku zostałam zaproszona do Urzędu MiG w celu podpisania umowy. Dali mi nawet dziennik zajęć. Pozwolono mi też zakupić wszelkie potrzebne materiały na koszt Gminy. Jeszcze tego samego dnia kupiłam więc brystol, flamastry, taśmę klejącą, herbatę i cukier. W Zachowicach na przystanku, w sklepie i na drzwiach świetlicy powiesiłam plakaty z terminem pierwszych zajęć w najbliższy piątek 7-ego lutego o godzinie 19-ej.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w tenże piątek 7-ego lutego o godzinie 12.15 listonosz wręczył mi list polecony, w którym pan Burmistrz zrywa podpisaną 3 dni wcześniej umowę! Swoją decyzję o wypowiedzeniu umowy Burmistrz uzasadnił brakiem zgody na takie zajęcia ze strony sołtysa i rady sołeckiej wsi Zachowice. Do licha! Przecież już raz – cztery miesiące temu – sołtys się zgodził! A poza tym kto tu jest Władzą? Burmistrz czy pani M.K.? Powie mi ktoś, co się tu dzieje?!
Oczywiście o 19-tej udałam się na umówione spotkanie z młodzieżą. Przyszła spora grupa dzieciaków. Musiałam wyjaśnić im, co się stało. To było trudne. Nigdy w życiu nie czułam się tak bezradna. Widziałam, że nie wszyscy mi wierzą. No bo faktycznie, któż by uwierzył, że po pół roku wyczekiwania, Burmistrz wyda w końcu pozytywną decyzję i po 3 dniach ją odwoła! Rozmawialiśmy na przystanku, obok zamkniętej jak zawsze świetlicy. Nie do wiary...
Problem bierności mieszkańców wsi, zamkniętych świetlic wiejskich i braku inicjatyw lokalnych dotyczy nie tylko naszej Gminy – dyskusja nad tymi problemami toczy się ostatnio w wielu regionach kraju. Wobec tego wszędzie tam, gdzie pojawia się jakikolwiek przebłysk aktywności, jakakolwiek szansa na ożywienie życia kulturalnego wsi, władze starają się natychmiast to wykorzystać i wspierać. Dlatego nie mogę zrozumieć, że jeżeli trafiła się osoba, która chce zrobić coś pozytywnego dla wsi, to Władze naszej Gminy zamiast takiej osobie pomóc, robią wszystko, by ją zniechęcić.
W grudniu 2013 roku złożyłam w imieniu Stowarzyszenia wniosek o powierzenie nam pełnej opieki nad świetlicą wiejską w Zachowicach. Myślałam, że może pan Burmistrz będzie chciał pozbyć się niewygodnego „problemu”. Wiem, że prawo na to zezwala. Są w Polsce świetlice wiejskie, którymi zarządzają organizacje pozarządowe. Dla Burmistrza to żadne ryzyko, przecież umowę można tak skonstruować, by w razie czego umożliwiała odebranie świetlicy z powrotem. Nasze argumenty były logiczne, rozsądne, brały pod uwagę dobro mieszkańców. W podaniu pisałam: „Stowarzyszenie czuje się na siłach i jest w pełni kompetentne, by – oczywiście przy wsparciu Władz Gminy na dotychczasowym poziomie – otworzyć i ożywić naszą świetlicę, uczynić z niej miejsce spotkań różnych grup mieszkańców, a z czasem przekształcić w lokalne centrum kulturalno-rozrywkowe. Zobowiązujemy się zarządzać naszą świetlicą zgodnie z jej przeznaczeniem i oczekiwaniami mieszkańców, z dbałością o dobro wspólne i przede wszystkim uczciwie. Nie możemy spokojnie patrzeć jak obecny zarządca świetlicy (a wcześniej jego poprzednik) w osobie Sołtysa, od wielu lat marnotrawi publiczne pieniądze przeznaczone na nic innego, jak tylko właśnie na udostępnianie świetlicy jej prawowitym właścicielom czyli mieszkańcom Zachowic.” Niestety moje argumenty nie przekonały pana Burmistrza. Jego odpowiedź była krótka – Burmistrz przypomniał, że jako Stowarzyszenie możemy korzystać ze świetlicy bezpłatnie kiedy chcemy. Rzecz w tym, że nie możemy! To jakaś paranoja!
Ludzie radzą mi dać sobie spokój i zapomnieć o wszystkim. „Z nimi nie wygrasz!” Miałam udowodnić, że i u nas da się coś zrobić, tymczasem to mnie... prawie przekonali, że jednak się nie da. Z naciskiem na słowo „prawie” :-)
Gminne programy, te na papierze, pełne są górnolotnych słów o ożywieniu działalności świetlic wiejskich i wspieraniu lokalnych inicjatyw społecznych, a gdy naprawdę pojawi się ktoś z inicjatywą, to na moim przykładzie widać, że jest traktowany jak intruz. Nie wiem co trzeba zrobić, by to zmienić.
Były sołtys nadal uważa się za osobą niewinną, ba! poszkodowaną. Ma do mnie żal, bo przeze mnie nie jest już „panem na włościach”. Nie wiem czy on i pani M.K. rozumieją co się tak naprawdę stało. Pani M.K. wszem i wobec ogłasza, że rozliczyła się w Gminie i wszystko jest w najlepszym porządku. Nikt nikomu niczego oficjalnie nie zarzucił. Nikt, tylko ja... Więc nic dziwnego, że teraz tylko ja jestem tą „złą”. Dochodzą do mnie na przykład informacje, że za samą rozmowę ze mną ktoś został w sklepie zbesztany czy wyśmiany. Była też dziwna historia z tą ziemią do gazonów. Otóż znalazłam na stronie tablica.pl ofertę (ciągle aktualna) sprzedaży ziemi ogrodowej po 12 zł za tonę. Sprzedawca był z Zachowic. Ucieszyłam się, że wreszcie wypełnimy donice ziemią. Okazało się, że znam oferenta – to lokalny biznesmen. Zadzwoniłam i powiedziałam, że chcę kupić od niego tonę ziemi. Zgodził się. Jednak mijały tygodnie, a ziemi nie przywoził. Pewnego dnia przypadkiem spotkałam go na swojej ulicy. Powiedział, że nie sprzeda mi ziemi, bo „nie chce się w to mieszać”. Hmm, dziwne. Nie wiem o co chodzi, nie jestem biznesmenem, może na jego miejscu też bym się czegoś bała...
Problem z byłym sołtysem jest też taki, że jego ewentualna wina nie jest taka jednoznaczna. W sumie to nie jest zły człowiek. Zgubiła go niewiedza na temat roli i obowiązków sołtysa jako urzędnika państwowego. Plus manipulacje pani M.K., którym nie potrafił się skutecznie oprzeć i sprzeciwić. Z wielu wypaczeń pewnie nie zdawał sobie sprawy. A kiedy już dotarło do niego, że faktycznie dopuścił do nadużyć, nie starczyło mu odwagi, by stawić temu czoła. Oczernianie innych jest zawsze łatwiejsze, niż przyznanie się do winy własnej. Nigdy nie chodziło mi o to, by sołtysa karać. Gdybym tego chciała, to przecież wiem, gdzie jest sąd. Chodziło mi tylko i wyłącznie o wyjawienie prawdy. Może jestem naiwna, ale moim zdaniem sprawny system umożliwiający docieranie obywateli do prawdy, jest gwarantem prawdziwej demokracji. Nad sprawnością tego systemu ma w tym wypadku czuwać Burmistrz Miasta i Gminy. Tymczasem władze Gminy ukryły prawdziwą przyczynę przerwania kadencji sołtysa. Miało to kluczowy wpływ zarówno na wynik wyborów, jak i na to, że ludzie do dziś tej prawdy nie znają. Dlatego cały czas, uparcie dążę do ujawniania faktów, działam transparentnie, otwarcie. Po wyborach byłam u pana Burmistrza. Tym razem poszłam sama. Rozmawialiśmy bardzo długo i wydawało się, że pan Burmistrz dobrze rozumie moje zastrzeżenia i sugestie, ale jednocześnie uważa sprawę za zamkniętą. „Jeśli pani wie, że ktoś złamał prawo, to proszę iść z tym do prokuratury, ja o niczym takim nie wiem” - tak zakończył rozmowę.
Oczywiście rozumiem to, że pan Burmistrz prawdopodobnie wcześniej o niczym nie wiedział (choć niektórzy twierdzą inaczej), a później zwyczajnie, po ludzku się przestraszył. Szkoda tylko, że zwyczajnie, po ludzku tego nie powiedział. Z chwilą kiedy już prawda wyszła na jaw, pan Burmistrz nie powinien „zamiatać jej pod dywan”. Mieszkańcy powinni byli wiedzieć, mieli prawo wiedzieć, dlaczego sołtys musiał w połowie kadencji zrezygnować z funkcji i co przez wiele lat robił z ich pieniędzmi. Z dużymi pieniędzmi. Na pewno wielokrotnie większymi niż te, które sprzeniewierzyła pani sołtys Grodźca. Skoro Burmistrz zareagował na moje doniesienia, doprowadził do wyborów nowego sołtysa i uporządkował zasady wynajmu świetlic, przyznając tym samym, że poprzednie były złe, to nie rozumiem, co stało na przeszkodzie, by wszelkie nieprawości wyjawić i głośno je napiętnować? Tymczasem takie tuszowanie niewygodnych faktów, spowalnia i wypacza przemiany, szczególnie te w ludzkich głowach. Jakie bowiem wnioski wyciągną mieszkańcy Zachowic z tych zdarzeń na czele z wyborami? A w czym umocnią się urzędnicy i „lokalni ważniacy”?
Pragnę dodać, że moim zdaniem gmina Kąty Wrocławskie jako całość jest dobrze zarządzana – rozwija się i pięknieje na naszych oczach. Pan Burmistrz stara się być dobrym gospodarzem, a niniejsza historia jest pojedynczym „wypadkiem przy pracy”, który tym bardziej trzeba wyjaśnić do końca i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
W małych społecznościach wiejskich o wszystkim ma decydować zebranie ogółu mieszkańców. To nie sołtys, nie Burmistrz, ale właśnie plenarne zebranie wiejskie ma głos decydujący w sprawie kierunku rozwoju wsi i sposobu wydawania pieniędzy. Sołtys i rada sołecka to organ wykonawczy – ma wykonywać to, co postanowią mieszkańcy. A głównym obowiązkiem Burmistrza jest dbanie o to, by ten system dobrze działał. To przecież proste. Zatajanie czegokolwiek lub mówienie nieprawdy na forum plenarnego zebrania mieszkańców to łamanie prawa. Mimo że piszę o tym i mówię gdzie się da, niestety pani M.K. nie jest w stanie tego zrozumieć. Widać dla niektórych 10 lat w Unii Europejskiej to zdecydowanie za mało. Z całą pewnością jednak powinien to zrozumieć Burmistrz Miasta i Gminy. Zrozumieć i... coś z tym zrobić. Zastanawiam się czy Pana Burmistrza i Rady Miejskiej nie razi rozdźwięk między Uchwałą Nr XXVIII/287/12 z dnia 28.12.2012r. w sprawie zatwierdzenia „Planu Odnowy Miejscowości Zachowice na lata 2013-2020” a rzeczywistością. Oto w Celu 3 pod nazwą „Aktywizacja społeczności lokalnej na rzecz rozwoju miejscowości” uchwała mówi, że „Realizacja celu polega m.in. na wspieraniu inicjatyw mieszkańców w działaniach na rzecz odnowy wsi, nie tylko związanych z infrastrukturą, ale również takie, które uatrakcyjnią zamieszkiwanie w miejscowości Zachowice w takim obszarze jak estetyka i czystość wsi, rekreacja i kultura. Realizację celu zapewni powołanie i wspieranie działalności organizacji społecznych, (…) inicjowanie wspólnych działań na rzecz odnowy wsi, motywowanie do poprawy estetyki wyglądu miejscowości”. Nasze Stowarzyszenie dokładnie tym się zajmuje i nawet w nazwie mamy aktywność lokalną. I co? Zamiast zapisanego w uchwale wsparcia, napotykamy jak na razie same utrudnienia.
Jak wspomniałam, teraz praktycznie nie mamy sołtysa wcale. Nowy sołtys mieszka 1,5 km za wsią, więc ani on tu nie przychodzi, ani nikt, z żadną sprawą nie chodzi do niego. Rzekomo były sołtys przekazał mu jakieś 2 000 zł w gotówce, ale jak zwykle nie wiadomo: co to za pieniądze i dlaczego akurat tyle? No i ciągle nikt nam nie wyjaśnił, ile były sołtys zarobił na wynajmowaniu świetlicy, jaki dochód przyniosły imprezy i na co te pieniądze zostały wydane?
Świetlica wiejska jest jak zwykle cały czas zamknięta – w minionym 2013 i w bieżącym roku nie była otwarta dla mieszkańców ani razu. Moje czteromiesięczne usilne starania o udostępnienie świetlicy dla młodzieży spełzły na niczym. Pytanie sprzed roku jest ciągle aktualne: skoro świetlica jest cały rok zamknięta, gdzie są pieniądze przeznaczone na jej utrzymanie, wszak prywatni najemcy płacą za media osobno?
Ostatnio dla naszego Stowarzyszenia pojawiło się małe acz wyraźne światełko w tunelu. Otóż Zarząd Powiatu Wrocławskiego rozpatrzył otwarty konkurs ofert na wsparcie realizacji zadań w zakresie kultury i sztuki i przyznał naszemu Stowarzyszeniu dotację na realizację zadania pn. „Święto Ziemniaka”. Bardzo się cieszymy i już teraz zapraszamy do Zachowic na wykopki 13 września :-) Ktoś nas wreszcie docenił. I tak to dzięki polskiemu ziemniakowi znowu zaczęłam wierzyć, że „damy radę”.
I na koniec. Już słyszę te pytania: po co do tego wracasz? – było, minęło. Jakie minęło? Nic nie minęło. To nie jest powrót do tematu, bo nikt go przecież nie zamknął. Czy coś zostało załatwione? Pytania sprzed dwóch lat są wciąż aktualne. Jest połowa roku – dlaczego nikt nie realizuje zaplanowanych wydatków na ten rok? Dostaliśmy z budżetu państwa prawie 30 000 zł! Gdzie są te zakupy, kto je robi? Za chwilę trzeba będzie już planować zakupy na rok 2015! Gdzie jest sołtys Zachowic?! Czy tylko mnie to obchodzi?! Gdzie są teraz ci wszyscy, którzy głosowali na naszego nowego młodego sołtysa? Czy wpisując jego nazwisko na kartce wyborczej, chodziło im o przyszłość wsi czy tylko o to, żeby wygrał ich człowiek? Dlaczego mu teraz nie pomogą?
Jednym z ostatnich zakupów poprzedniego sołtysa był traktor koszący za kwotę bodajże całego funduszu sołeckiego. Czy ktoś widział go przy pracy na naszych zarośniętych poboczach? Czy tylko mnie to interesuje?
Zachowice to jest moje, nasze najbliższe otoczenie, to nasze podwórka i ulice, to widoki za naszymi oknami. Tutaj jemy, śpimy, spacerujemy, tu wychowujemy nasze dzieci i wnuki. Polska się zmienia, miasta pięknieją. Teraz przyszedł czas na wsie. I po to jest fundusz sołecki i po to jest sołtys. Jak widać, to niełatwe zadanie. Nie od razu Zachód zbudowano. Najpierw był „dziki Zachód”.
Mam wrażenie, że ostatnie wybory w Zachowicach to taki nasz rodzimy dziki Zachód, zwany inaczej polskim piekiełkiem.
Nie rozumiem tego, jak ktoś może nie chcieć, żeby w jego miejscowości, pod jego oknem, było ładniej, czyściej, bardziej kolorowo, więcej szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi. A jeśli nawet są tacy, co jest im wszystko jedno albo czegoś się boją – to niech przynajmniej nie przeszkadzają.
Ja i tak będę robić swoje. Nie trzeba być sołtysem, żeby sadzić kwiaty czy organizować imprezy. Wiem, że ludzie gadają, może nawet śmieją się z mojej naiwności. Jak wszyscy, uczę się na własnych błędach. Tylko ten się nie myli, co nic nie robi. Ostatnie dwa lata to czas nauki, nowych doświadczeń i poznawania się nawzajem. Dane mi było też na własnej skórze odczuć mądrość starego porzekadła: „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Teraz będę mądrzejsza. No i mam satysfakcję, bo okazało się, że jednak można. Można zrobić imprezę bez piwa. I w tym roku też będzie można, i za rok i za dwa... Można bawić się na różne sposoby. Pomysłów mi nie zabraknie. Nota bene, pani inspektor w Wydziale Edukacji, Kultury i Sportu pytała, kto mi pomagał pisać program, hehe. Poza tym prawda jest taka, że cokolwiek bym nie robiła, z piwem czy bez piwa, z muzyką czy bez muzyki, to są ludzie, którzy i tak nie włączą się do moich działań, tylko dlatego, żeby nie narazić się sołtysowi. Temu byłemu, co ma swój sklep. Smutne.
Ostatnio jeden z mieszkańców powiedział mi, że nasza wieś podzielona jest na trzy grupy. Zdziwiłam się, bo myślałam, że na dwie. I tak dowiedziałam się, że jest u nas jeszcze trzecia grupa – to ci, którzy ponoć tylko czekają na sygnał, by coś zepsuć, namieszać, zrobić na złość. Coś w tym jest, wszak nasze gwiazdki świąteczne też musiałam „ochraniać”. Niepojęte.
Jako urodzona optymistka szukam zawsze „dodatnich plusów” ;-) i wiem, że oprócz bojkotujących, jest też wielu zadowolonych. Ostatnio na obrzeżach naszej wsi buduje się coraz więcej domów, do których wprowadzają się młode rodziny. Nikt mi nie wmówi, że wszyscy nasi mieszkańcy – starzy, nowi i ci co przybędą tu jutro – tęsknią za wiejskimi dożynkami w stylu „wieś śpiewa, tańczy i... pije”. Dożynki to Święto Plonów, a co uprawiamy w Zachowicach – piwo czy ziemniaki?
Mocno wierzę w to, że i do nas niebawem dotrze „nowe”. Zresztą nie ma innej opcji. „Nowe” w tym wypadku to żadna rewolucja – nie ma się czego bać. Dzisiaj „nowe” w polskiej wsi to po prostu czysty przystanek, gazeta do poczytania w świetlicy, to radosny pies spuszczony z łańcucha, ławeczka w centrum, to młodzieniec wrzucający niedopałek do kubła zamiast obok, to fajny malunek na ścianie, wspólnie ubrana choinka, to wreszcie uczciwy, troskliwy sołtys. Tak niewiele trzeba...
Bożena Posadzy

Jesteś na profilu Bożena Posadzy - stronie mieszkańca miasta Polska. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj