Kadra Nawałki w pogoni za marzeniami

2014-10-13 19:26:29

Huczny początek marszu, którego finisz przewidziany jest za dwa lata we Francji, czy incydentalny wzlot spowodowany nadzwyczajnymi okolicznościami? Mecz z Niemcami otworzył umysły na warianty optymistyczne. Najdojrzalszym owocem, jaki może wyrosnąć z ziarna zasianego zwycięstwem z mistrzami świata, jest trwała przemiana mentalna - to w tej sferze tkwiły największe rezerwy, które uniemożliwiały zawodnikom obracającym się głównie w zachodnich realiach wejście na wyższe reprezentacyjne piętro. Metamorfozie już uległ język, jakim zapowiada, analizuje i komentuje się losy kadry. Zamiast rozważań kto się bardziej nie nadaje, dominuje refleksja jak pogodzić ze sobą różne walory, zamiast minimalistycznych oczekiwań uniknięcia kompromitacji i pogrzebania szans już na samym początku eliminacji - uzasadniona prognoza solidnej postawy. Obalony został stereotyp, który więził polską piłkę za kratami nieudacznictwa.

Inaczej – z większym przekonaniem o własnych umiejętnościach - mogą na siebie reagować sami zawodnicy, inne jest nastawienie publiczności, która lubi się utożsamiać ze zwycięzcami, inne opakowanie łapiących nastroje społeczne mediów. Po raz pierwszy od Euro 2012 o każdym ruchu reprezentacji informowały telewizje informacyjne, a na ostatni trening przed meczem ze Szkocją przez otwarty dach Stadionu Narodowego zajrzał helikopter jednej z nich.

Wygląda na to, że testowanie astronomicznej liczby piłkarzy służyło pozbyciu się złudzeń o przydatności większości z nich. Sztab trenerski po okresie eksperymentów wrócił do duetu stoperów Glik-Szukała i Jakuba Wawrzyniaka z lewej strony. W roli zmiennika Jakuba Błaszczykowskiego osadził się Kamil Grosicki. Niby wszystko to znamy, ale wcześniej funkcjonowało ułomnie. Wydawało się, że ustawienie 1-4-4-2 zarezerwowane jest na spotkania z rywalami z dolnej półki. Wystawienie w środku dwóch pomocników o jednoznacznie defensywnych cechach sugerowało przerzucenie ciężaru prowadzenia akcji na skrzydła i linią ataku. Adam Nawałka w odróżnieniu od Franciszka Smudy i Waldemara Fornalika do pomocy Robertowi Lewandowskiemu nie szukał klasycznej "10" (Mierzejewski, Klich), ale partnera operującego obok lub tuż za nim.

Zachowując przytomność doznań, jeszcze minutę przed pierwszym gwizdkiem nic nie wskazywało na to, że historia stworzy się tamtego wieczoru. Statystyki meczowe były druzgocące (Niemcy w pierwszej połowie wymienili więcej podań, niż Polacy przez cały mecz) i jednostronne (pięć razy częściej strzelali) poza tą najważniejszą. Piłka nożna to nie równanie logiczne, w którym między dwiema stronami stawia się znak równości. Polacy nie grają w piłkę lepiej od zespołu Joachima Loewa, ale przez te 90 minut zrobili więcej i zastosowali skuteczniejsze środki, żeby wygrać. Nie zawsze wystarczą, ale zwiększają szansę na sukces. Wymęczony, wybiegany, okupionymi nadzwyczajnym wydatkiem energetycznym, o czym mówił we wtorek selekcjoner, podkreślając wysoką intensywność biegową swoich zawodników i dużą liczbę sprintów. Najbrzydsze zwycięstwo smakuje lepiej niż najbardziej heroiczna porażka - to uczucie dopiero poznajemy.

Ogromny kapitał zaufania pozyskały władze PZPN-u, który potrzebował namacalnego efektu zaproponowanej przez siebie modernizacji. Szkoła trenerów, programy dla młodzieży, powołanie do życia Centralnej Ligi Juniorów, intensywne zabiegi marketingowe przedstawiające polską piłkę w jaśniejszym świetle – lista przedsięwzięć dobrze wyglądała na papierze, ale rzeczywistość – postrzegana przecież przez pryzmat wyników reprezentacji – nie nabierała kolorów. Piłkarze Nawałki dołożyli swoją część układanki do nieformalnie kształtującego się projektu: Polska 2014 - kraj cudu sportowego.

Jesteś na profilu Bartosz Zasławski - stronie mieszkańca miasta Polska. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj