Rybnik: Gdzie była policja?!

2008-09-10 21:37:39

Policji nie zainteresował ani namiot, ani samochód, ani dziwny tryb życia mordercy. Do zabójstwa Doroty K. przyznał się 20-letni Piotr G., zatrzymany przez policję w dniu odnalezienia zwłok, karany już wcześniej pobytem w zakładzie karnym. Jutro (11 września) o godzinie 10.30 w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rybniku-Boguszowicach odbędzie się nabożeństwo żałobne w intencji zamordowanej 1 września Doroty K., mieszkanki Osiedla Południe, studentki pierwszego roku pedagogiki resocjalizacyjnej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu. Pogrzeb zakończy się na miejscowym cmentarzu komunalnym.

Obnażone i zmasakrowane ciało 19-letniej Doroty K. (w grudniu skończyłaby 20 lat), przysypane gałęziami, liśćmi i kamieniami, odnaleźli w sobotę 6 września po godzinie 10, kilkanaście metrów od najbliższych zabudowań osiedla domków jednorodzinnych przy ulicy Braci Nalazków, jej ojciec oraz chłopak. Do zabójstwa przyznał się 20-letni Piotr G., zatrzymany przez policję w dniu odnalezienia zwłok, karany już wcześniej pobytem w zakładzie karnym. Jak nieoficjalnie przyznają osoby uczestniczące w wizji lokalnej z udziałem Piotra G., zbrodnia miała podłoże seksualne. Wiele wskazuje na to, że początkiem dalszych tragicznych wydarzeń było spotkanie Doroty K. i jej późniejszego zabójcy (mieszkańca tego samego osiedla oraz dawnego kolegi z zerówki) w Barze Piwnica, obchodzącym z 31 sierpnia/1 września huczne zakończenie wakacji. Wizja lokalna pokazała, że droga na skróty, którą Dorota wybrała tej nocy, by dojść do ulicy Sztolniowej przy której mieszkała, była jej ostatnią.

W lokalnych mediach pojawia się coraz więcej szczegółów dotyczących tego głośnego zabójstwa, w części rzucających niekorzystne światło na zaniechania policji w tej sprawie. Mieszkańcy domów znajdujących się w sąsiedztwie niewielkiego, kryjącego tajemnicę śmierci Doroty lasku, przedstawiają inną niż policyjna, wersję zdarzeń. Podkreślają, że miejscowy komisariat na tydzień przed tragicznymi wydarzeniami był informowany o rozbitym w lasku namiocie, o dobiegających z okolic tego miejsca głośnych krzykach świadczących o odbywających się tam imprezach, o zaparkowanym w dziwnym miejscu - kilkanaście metrów od namiotu i dosłownie kilka metrów od pobliskich domów - zielonym maluchu.

Niestety dopiero teraz wiadomo, że zarówno maluch, jak i namiot należały do Piotra G., który przez kilkanaście dni (od momentu wyrzucenia go z domu przez rodziców), prowadził na terenach należących do miasta koczowniczy tryb życia.

W najbliższych dniach odbędą się przesłuchania świadków tych wydarzeń. Ich zdaniem policja nie podjęła odpowiednich działań, które - wiele na to wskazuje - mogłyby ocalić życie Doroty.

Ciężar gatunkowy zbrodni oraz zachowanie sprawcy wskazują na to, że bardzo prawdopodobny jest w tym przypadku wyrok dożywocia (najwyższy wymiar kary w polskim prawie karnym). Wielu świadków tych tragicznych wydarzeń stawia jednak pytanie, czy jest on adekwatny do winy sprawcy.

Jesteś na profilu Janusz Stanek - stronie mieszkańca miasta Polska. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj