Dodaj zdjęcie profilowe

avatarAnia Pruszynska

Polska
Matka obecnie już 14 letniej, niezmiernie mądrej i zdolnej dziewczyny. Od półtora roku mieszkam w Hiszpanii. Optymistka, więc sytuacje krytyczne pokonuje z uśmiechem. Talent- wybitny! w znajdowaniu wyjścia z sytuacji bez wyjścia. Ach! Blondynka, to ważne prawda?

Sami swoi - czyli tylko Polak na chandrę

2010-05-17 22:49:56

Na chandrę czasem dobra jest czekolada, a czasem butelka wódki (napój zależnie od upodobań i wytrzymałości kiwającej się głowy), paczka chusteczek i przyjaciółka bądź przyjaciel (również zależne od gustu). Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. No… święta racja, ale niech ktoś spróbuje znaleźć takiego PRAWDZIWEGO przyjaciela w Hiszpanii… do tańca i do różańca? Nie!! Nie ten kraj, tu tylko do tańca.

Skąd się to bierze? Wydaje mi się, że my, Polacy, żyjąc w komunizmie, gdzie na półkach sklepowych był tylko ocet, nauczyliśmy się potrzebować innych ludzi, dzielić się tym co mamy,
prosić o pomoc, nie wstydząc się tego, że jej potrzebujemy - wiadomo, że czasem mówimy (bądź myślimy i nie powiemy): wiesz, głupio mi tak, ale pożyczysz mi 100 zł to pierwszego?

Pomoc sąsiedzka: jeden kran potrafi naprawić, drugi elektrykiem jest, a kolejny stolarzem, czy złotą rączką. Kran cieknie? Skocz po Staszka z 3-ego, on podokręca i uszczelkę z recepturki jeszcze założy. Spodnie trzeba skrócić? Krysia z 9-ego ma maszynę, na pewno podszyje. Ubrania z siostry na siostrę, jeszcze córka koleżanki dodziera. Na wsi, jeszcze lepiej to kiedyś wyglądało. (Kiedyś, bo teraz maszyny pracują.) Pamiętam jak dziś, żniwa u moich dziadków.
Rodzina duża, ale im więcej rąk do pracy tym szybciej szło.
Jutro u Godlewskich kosimy! Hasło zabrzmiało i od świtu dnia następnego schodzili się wszyscy na pole do Godlewskich należące. Mój dziadek na kosiarce konnej jeździł, kto mógł i potrafił snopki wiązał, a dzieciarnia z kanką kompotu i warząchwią na okrętkę biegała i ubaw po pachy miała. Wieczorem wszyscy pod topolą do obiadokolacji w postaci smacznej kapuchy i pajdy chleba siadali, wódką, śpiewem i grą na akordeonie zakrapiali. (Polecam odświeżyć dobre polskie seriale: "Alternatywy 4", "Wojna Domowa", " Sami Swoi").

Na chandrę czasem dobra jest czekolada, a innym razem butelka wódki (napój zależnie od upodobań i wytrzymałości kiwającej się głowy), paczka chusteczek i przyjaciółka bądź przyjaciel (również zależne od gustu), który bez zadawania zbędnych pytań, przytuli, i również się upije bądź do kwiatka wyleje w ramach solidarności.

Ja od wielu lat mieszkam poza Polską, ale tych prawdziwych przyjaciół, mam niemal tylko Polaków. Wielu z nich obecnie mieszka za granicą,
jak ja. Mieszkając w Hiszpanii, poznałam wielu ludzi, mam sympatycznych sąsiadów i znajomych i świetnie się z nimi bawię, ale...

Rozmawiając z tutejszą znajomą, Josefiną, dowiedziałam się mianowicie, że: przyjaciół owszem posiada i nawet od lat, chodzą na imprezy, dobrze się bawią, jeżdżą razem na wakacje, ale odkąd któreś straciło pracę no… to już się nie widują. No bo po co? Nie potrzebuję słuchać płaczu i żalów Nicol, skoro mogę iść do knajpy z Nurią. No czemu nie? A Nicol niech sama sobie radzi. Nicol owszem poradziłaby sobie szybko z brakiem pracy, czy pieniędzy, tylko że KRYZYS dopadł również Hiszpanię, więc teraz potrzebuje pomocy, a nie ma ani do kogo się zwrócić, ani komu wypłakać, a co gorsza nie potrafi o nią poprosić.

Przyjaźń hiszpańska bazuje na dobrej kolacji w dobrej knajpie i przy dobrym winie. Są samowystarczalni pod względem ekonomicznym, niezależni, a co za tym idzie ciepło i zaufanie drugie człowieka przestało być niezbędne. Przytul bo mi źle - nie słyszałam tego tu jeszcze nigdy, a gdy sama o to poprosiłam zostałam obrzucona wzrokiem z jakim patrzy się na ufoludka (istnieją, zapewniam!) i to zielonego i z czółkami.

Polska - kraj, który z komunizmu ledwie się wygrzebał. Już już prawie dobrze być zaczynało, a tu: ups! Niespodzianka!! Kryzys się kłania, więc na szczęście w nieszczęściu nie zdążyliśmy
odzwyczaić się od potrzebowania drugiej osoby, i słowa: "zawsze możesz na mnie liczyć" nadal oznaczają każdą sytuacje, nie tylko kufel piwa, czy kawę w pubie za rogiem.

Wspomnieć muszę przyjaciółkę moją od wieków, do której dzwoniłam o różnych porach, przeważnie późnej nocy (biorąc pod uwagę, że mieszkałam kilka lat w Peru, gdzie godzina 11.00 rano oznacza polską 4.00 - ciemna noc, no może latem blady świt) i która to też targała przez pół kuli ziemskiej (kontrabanda!!) półtora kilograma kiełbasy krakowskiej, paczkę śmietanki do kawy (prawdziwej) i paluszki z sezamem. To się nazywa przyjaźń! I kto, jak nie Polak? No, może jeszcze Rusek…

Jesteś na profilu Ania Pruszynska - stronie mieszkańca miasta Polska. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj