Śpiewajmy Kaczmarskiego nie tylko od Święta Wolności

2016-11-14 13:05:58

Między 11 a 13 listopada mieszkańcy Gdańska i Warszawy mieli okazję świętować rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości słuchając koncertów zorganizowanych w ramach „Święta Wolności - Festiwalu im. Jacka Kaczmarskiego". Wydarzenie zorganizowała Fundacja Róbmy swoje dla kultury i Fundacja im. Jacka Kaczmarskiego.

Piątkowy wieczór należał do młodych, profesjonalnych muzyków, którzy zakwalifikowali się do festiwalowego konkursu „Śpiewajmy Kaczmarskiego”. Podczas koncertu, zorganizowanego w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, jury (pod przewodnictwem Wojciecha Kościelniaka) wysłuchało niebanalnych interpretacji utworów Jacka Kaczmarskiego w wykonaniu 12 wokalistów.

Wyłoniona finałowa piątka: Mery Spolsky, Kuba Blokesz, Agata Rożankowska, Julia Konarska i Wojciech Michalak miała szansę zaprezentować się szerszej publiczności - podczas niedzielnego koncertu galowego w Warszawie (transmisja koncertu przewidziana jest w TVP2, 11 grudnia br.).

Sobotni wieczór przeznaczono na świętowanie bardzo kameralne – na otworzonej w tym roku Scenie Reformowanej przy al. Solidarności w Warszawie (w kościele ewangelicko-reformowanym). Wyjątkowy był charakter tego koncertu zatytułowanego „Dzieci Hioba”. Na program wieczoru złożyły się utwory Kaczmarskiego nawiązujące do wątków żydowskich oraz tradycyjne pieśni jidysz. Jacek Bończyk (wraz z towarzyszącymi mu muzykami) wykonujący pieśni barda oraz Klementyna Umer i Sylwia Najah śpiewające (po polsku i w jidysz) pieśni żydowskie stworzyli niesamowite widowisko muzyczno-słowne.
Koncert łączył obie tradycje funkcjonujące jeszcze w II Rzeczpospolitej. Odzwierciedlał jednocześnie połączenie tych tradycji w twórczości i życiu Kaczmarskiego, którego ojciec był Polakiem a matka Żydówką.

Skąd pomysł, żeby z okazji Święta Wolności i obchodów rocznicy niepodległości zorganizować tego rodzaju wydarzenie?
To jest nawiązanie do wspólnych losów tych dwóch narodowości – splątanych bardzo mocno. Nagle naszych „splątanych braci” zabrakło.Ten cały przedwojenny świat zniknął. I my zajmujemy się właśnie tym tematem – ich brakiem. Ten koncert odbywa się dokładnie „na murze” Getta Warszawskiego. Myślę, że dlatego to miejsce zostało wybrane, by opowiedzieć o tych trudnych sprawach – powiedział Hadrian Tabęcki, jeden z występujących tego wieczoru artystów. - Jacek dawał bardzo wyrafinowane lekcje historii – dla zaawansowanych. To są lekcje na poziomie akademickim. Jeżeli ktoś nie zna historii Polski to nic nie zrozumie z twórczości Kaczmarskiego. Pokazywał zarówno momenty chwały, jak i błędy, po to, żebyśmy wyciągali wnioski. Mam wrażenie, że dużo z tego pozostało w naszej pamięci, ale też bardzo wiele wniosków zostało zupełnie pominiętych. Mam nadzieję, że one kiedyś dotrą do naszej świadomości, ponieważ sama wolność to jest dopiero początek – dodał muzyk.

Wyjątkowy anturaż dla muzycznej opowieści stanowiło wnętrze chrześcijańskiej świątyni, z prostym krzyżem dominującym nad pomieszczeniem i niegasnące płomienie ognia „wyświetlanego” na ścianach kościoła, jako tło przedstawienia.

Po koncercie publiczność miała możliwość obejrzeć również kilka prac rodziców barda, którzy byli malarzami i pedagogami. Portrety Jacka namalowane przez jego ojca Janusza i malarskie wspomnienia z holokaustu matki - Anny Trojanowskiej-Kaczmarskiej dopełniły całości.

Zupełnie inny klimat stworzył podczas koncertu finałowego dyrektor artystyczny festiwalu – Jerzy Satanowski. Zaprosił publiczność zgromadzoną w stołecznym Teatrze Polskim w nietuzinkową podróż po twórczości Kaczmarskiego. W podróży tej przewodnikami byli: Katarzyna Dąbrowska, Magdalena Kumorek, Wojciech Brzeziński, Łukasz Zagrobelny, Jacek Bończyk, Jan Wołek oraz finaliści konkursu „Śpiewajmy Kaczmarskiego”.

Z finezją i po mistrzowsku zaaranżowane piosenki z różnych dekad, o różnej tematyce mogły zaskoczyć publiczność przyzwyczajoną do „kanonicznych wykonań” barda. Jednak bez przesady chyba można ocenić, że za każdym razem pozytywnie. Kaczmarski zabrzmiał na rockowo, jazzowo, hip-hopowo, popowo, etnicznie…

To dosyć daleko idące muzyczne eksperymenty, ale trzeba przyznać, że były to próby najwyższych lotów. Nie sposób odnieść się do każdego z wykonań osobno, ale z uznaniem dałoby się skomentować każdą (co przecież nieczęsto się zdarza!) z tych artystycznych interpretacji.

Gdyby pokusić się o wybranie jednej tylko „perełki” wieczoru, można (powołując się także na jeszcze intensywniejszą niż przy pozostałych wykonaniach reakcję publiczności) zwrócić szczególną uwagę na „Romans historiozoficzno-erotyczny o princessie Doni i parobku Ditku ze wstawką etnograficzną”. Magdalena Kumorek zmieniła tę piosenkę wręcz w muzyczny mini-monodram!

No i finaliści konkursu…

Wolność artystyczną i swobodę twórczą każdy z nich ma wszczepioną w swoje DNA. Ich interpretacje pozbawione były ograniczającej nostalgii za pierwowzorem i zbędnego przywiązania do klasycznej formy.

„Mury” według Mary Spolski wywołały zdaje się lekką konsternację na widowni. Krążąc w swojej scenicznej kreacji gdzieś między popem, groteską i hip-hopem młoda wokalistka dotknęła jednak sedna sprawy prosząc (w dodanym do piosenki odautorskim fragmencie) o otwartość słuchaczy na tę „inność’. Może nieco balansowała na granicy prowokacji, skandalu i śmieszności, ale zdołała utrzymać równowagę i nie spaść z własnoręcznie rozhuśtanej muzycznej liny. Jej występ mógł się podobać lub nie, ale na pewno pozostanie w pamięci.

Julia Konarska i Wojciech Michalak zrobili swoje – czyli to, co na co dzień robią znakomicie w Teatrze Ateneum, gdzie występują z repertuarem barda w spektaklu „Jacek Kaczmarski – lekcja historii”. Zamiast rozwodzić się nad ich występem na gali polecam wizytę w teatrze, gdzie oboje rozpościerają jeszcze szerzej wachlarz swoich wokalnych i aktorskich umiejętności.

Z pierwszą nagrodą wyjechał z Warszawy Kuba Blokesz. Jego aranżacja muzycznej litanii „Pięć głosów z kraju. Modlitwa” była… lepsza niż w wykonaniu autorskim. Tak – to odważna teza, ale broni się siłą wyrazu, ascezą zastosowanych środków i… tym czymś nieuchwytnym, duchowym, co powinno towarzyszyć modlitwie. Na kilka minut Teatr Polski zamienił się w świątynię, a Kuba Blokesz w duchowego przewodnika.

Ten tekst jest bardzo mocny sam w sobie – nie trzeba go bardzo ozdabiać muzyką. Dlatego postanowiłem podejść do tego wykonania bardzo powściągliwie i przedstawić wersję a capella, jedynie z wybijanym rytmem. Ta wersja powstała po to, żeby jak najbardziej wyeksponować tekst – powiedział po występie laureat pierwszej nagrody.

Nic dodać, nic ująć.

Grand Prix przyznano za… jazzową interpretację piosenek barda.

Agata Rożankowska po raz pierwszy zmierzyła się z utworami Kaczmarskiego i od razu „rozbiła bank”. Spośród około tysiąca przeczytanych tekstów wybrała „Mimochodem” i „Postmodernizm”, które mogą teraz z powodzeniem zagościć w jazzowych klubach i otworzyć przed twórczością Kaczmarskiego drzwi do zupełnie innej stylistyki i publiczności…

Świętować odzyskaną przed laty i po latach niepodległość i wolność można na różne sposoby: uczestnicząc w marszach, defiladach, piknikach, rodzinnych biesiadach lub przed telewizorem. Byłoby znakomicie móc spotkać się w kolejnych latach na muzycznym Święcie Wolności i nie tylko zmierzyć z siłą klasyki, ale sprawdzić, jak ta klasyka „adoptuje się” do nowych czasów, nowych artystycznych pomysłów.

Organizatorzy wyrażają nadzieję, że Festiwal będzie kontynuowany i rozwinie się – może nawet w stronę imprezy międzynarodowej. Tego życzmy im i sobie.

Jesteś na profilu Anna Kołodziejczyk - stronie mieszkańca miasta Polska. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj