Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Moje spojrzenie na Boga i jego prawa

Tadeusz Śledziewski
Tadeusz Śledziewski
Zważmy, że Bóg w swym dziele tworzenia, nie ograniczył się tylko do materii i kształtu, lecz tym swoim tworom wraz z tchnieniem życia poza rozumem, dodał zmysły, uczucia i cechy – każdemu gatunkowi inne.

Dyskusja pod artykułem "Cud" w Krośnie to dzieło 16-latka, z której jasno i przejrzyście wynika, że wierzący w Boga to głupcy skłoniła mnie do podzielenia się z wami swoimi, niegdysiejszymi przemyśleniami.

„Prawo dla człowieka jest ustanowione przez Boga, Stworzyciela człowieka, który jest jedyną autoryzowaną Osobą do ustalenia owego Prawa." Czytamy na stronie Zbawienie.com.
Tych parę słów brzmiących mocno i narzucających czytelnikowi, jedyne źródło praw, którym powinien się w swoim życiu podporządkować, obudziło we mnie uśpioną przekorę. Zaraz, po przeczytaniu tegoż począłem się zastanawiać nad tym czy człowiek sam, obdarzony boskimi, naturalnymi darami, nie był w stanie, opracować i wdrożyć odpowiednich reguł umożliwiających zgodne i godne życie w grupie? Czy koniecznie potrzebował i czy oczekiwał, czy domagał się od Boga podyktowania mu, swego rodzaju wytycznych, do współżycia, które spodobałoby się Panu, które zaspokajało by Jego oczekiwania i spełniało postawione przed ludźmi wymogi?

Popróbuję się zastanowić nad tym, czy organem, w który Bóg wyposażył każdego, zdrowego człowieka -
rozumem - można dotrzeć do praw, których przestrzeganie wystarczyłoby do uniknięcia konfliktów i znośnego współżycia w skupiskach ludzkich i do podtrzymania gatunku – także? To tak, jakbym próbował dojść do dwóch przykazań miłości i dekalogu, bez przekazanych Mojżeszowi kamiennych tablic. Zważmy, że Bóg w swym dziele tworzenia, nie ograniczył się, li tylko do materii i kształtu, lecz tym swoim tworom wraz z tchnieniem życia - poza wspomnianym rozumem - dodał zmysły, uczucia i cechy - każdemu gatunkowi inne. Niektóre gatunki, te właściwości wykorzystują we współżyciu – według ludzkiego postrzegania – nieświadomie. Czy aby? Tak do końca, nie jesteśmy tego pewni.

My ludzie, których Bóg obdarzył świadomością powinniśmy wiedzieć, że posiadane zmysły, uczucia i cechy, które z grubsza biorąc można nazwać instynktem samozachowawczym, nie są cechami nabytymi, lecz wrodzonymi, przynależnymi z racji stworzenia. Takimi cechami są przywiązanie rodziców do swoich dzieci i dzieci do swoich rodziców, to – ujmując ogólnie – fizyczny i uczuciowy pociąg jednej osoby do drugiej, nie koniecznie dla podtrzymania gatunku, czyli nie koniecznie w celach rozrodczych – nazywane miłością, przyjaźnią, sympatią. Tuż zaraz za tymi cechami – nazwijmy je sprzyjającymi, przyjemnymi, a czasem przynoszącymi człowiekowi rozkosz – stoją cechy im przeciwstawne, czyli – wrogość, nienawiść, wzgarda, czy antypatia. Niestety. Na pytanie: Skąd ich ród?

Nie odpowiem. Musimy się zadowolić samą pewnością ich istnienia i ludziom szkodzenia. W związku z powyższym - niestety - w tym miejscu należałoby wyrazić swój sprzeciw, wobec poglądom, jakoby umysł człowieka w chwili narodzin był "czystą - nie zapisaną - kartą".

Można by sądzić, że człowiek podobnie jak inne gatunki, początkowo nie zauważał, nie przywiązywał wagi, nie próbował wykorzystać, tych właściwości, jako pomocnych w uładzeniu międzyludzkich stosunków. Jednak różnorodność zachowań poszczególnych jednostek w grupie nieporozumienia, konflikty, zadawanie sobie nawzajem bólu, a także śmierci i związane z nimi skutki w postaci kalectwa, cierpienia sprawiały, że uciążliwość współżycia, potęgowała się wraz ze wzrostem liczebnym grupy. To w konsekwencji przyczyniało się do wzrostu niezadowolenia i negatywnych reakcji. Współżycie stawało się nieznośne. Zdarzało się i co gorsze nadal się zdarza, że w zbiorowościach większość ludzi była czy też nadal jest terroryzowana przez silną, nie liczącą się z nikim i z niczym mniejszość i żyła czy też nadal żyje w ciągłym strachu. Gdy jednak cierpienie i strach osiąga swego rodzaju apogeum wówczas występują bunty, rewolucje, powstania uciśnionych przeciwko ciemiężcom. Zdarza się, że w wyniku buntów następowała zmiana mniejszości wiodącej. Gdy zwyciężali buntownicy, to po pewnym czasie oni stawali się ciemiężcami.

Wydaje mi się, że już teraz, po uwzględnieniu ludzkich właściwości i uciążliwości występujących we współżyciu zbiorowym mogę posądzić rodzaj ludzki o zauważenie tych uciążliwości, podjęcie prób poprawienia swego życia i złagodzenia ich występowania, czyli wyeliminowania z życia przemocy, zadawania bólu i cierpienia. Że moje posądzenie nie jest bezpodstawne niech zaświadczą dowody historyczne. Z danych encyklopedycznych dowiadujemy się, że pierwsze reguły prawne powstawały w Mezopotamii ponad cztery tysiące lat temu. A więc ponad tysiąc lat przed przekazaniem Mojżeszowi, przez Boga kamiennych tablic z dziesięciorgiem przykazań. I z tego właśnie mógłbym wysnuć wniosek, że do opracowania sobie reguł umożliwiających zgodne i godne życie, człowiekowi wystarczyłoby „wyposażenie” otrzymane od Boga w samym dziele stworzenia.

A jednak stało się, jak się stało. Bóg sam, nie zważając na owoce, ludzkich zmagań z uciążliwościami, poprzez ręce wybranego człowieka, wybranemu ludowi, przekazał swoje wytyczne, dla całego rodzaju ludzkiego. Dlaczego? Być może dlatego, że uznał ludzkie poczynania, za nieskuteczne i nie wystarczające, dla polepszenia relacji międzyludzkich, jak również między ludźmi, a Samym Sobą?

Na pewno w tym miejscu znajdą się tacy, którzy z przekąsem zapytają: Cóż z tego, że Bóg dał ludziom swoje przykazania, skoro i tak nie może wyegzekwować ich przestrzegania? Co prawda, to prawda. Nawet nie wszyscy mają możliwość ich poznania dopowiem. Do tego wszystkiego, inni dorzucą, a ludzie, jak wodzili się za łby, tak nadal się wodzą, jak zadawali sobie, nawzajem ból, tak nadal zadają. Ale? Ale to już nie z winy Boga odpowiem, ucinając dalszą, ewentualną dyskusję nieukontentowanych z istniejącego status quo. Przecież nic, poza cechami przeciwstawnymi cechom sprzyjającym dobremu współżyciu w przestrzeganiu przykazań i ich rozpowszechnieniu, nie stało na przeszkodzie. Co? Może Pan Bóg powinien tablice dostarczyć każdemu do jego wigwamu?

Trochę się uniosłem zachowaniem, co niektórych. Pan Bóg jednak się nie uniósł. Wykazał się wielką wyrozumiałością, dla człowieka żyjącego w środowisku, w którym niemal wszędzie czyhały na niego zagrożenia. Śmiem powiedzieć, że na pewno współczuł człowiekowi widząc jego niedolę i cierpienie, z którymi się na co dzień spotyka. Być może boleje nad ludzkim losem, którego niestety, mimo swojej mocy, nie może odmienić. Na pewno Bóg wiedział, też o tym, że ludzie wyrzucają Mu pozostawienie ich samych, ze złem i bezsilnością wobec niego.

Kto wie, czy wcielenie się Syna Bożego w człowieka i doświadczenie wszystkiego, co może, na tym "łez padole" spotkać zwykłego człowieka, nie było aktem poświęcenia się Boga dla człowieka, aby człowiek uzmysłowił sobie, że istniejący porządek rzeczy, nie wynika z boskiej niedoskonałości, lecz jest wynikiem nieustannie toczącej się walki dobra, ze złem? I to na dowód tego, że ona jest koniecznością, a nie wyborem Chrystus przyjął na swoje barki krzyż i na nim – w mękach – umarł. W walce dobra ze złem uczestniczy, również sam człowiek i to od niego, w dużej mierze zależy, kto zwycięży. Możliwość uczestniczenia w walce, wpływania na jej wynik, wyróżnia człowieka spośród innych gatunków żyjących na Ziemi. Uczestnictwo w walce i wpływ na jej wynik, to jest to boskie podobieństwo, wyrażone w prawdach wiary słowami Bóg stworzył człowieka, na obraz i podobieństwo swoje. A boskie przykazania służą jako drogowskaz, byśmy wiedzieli co wybierać. Toteż wcielenie się Chrystusa - Syna Ojca Przedwiecznego - należy uznać, za pochylenie się nad ludzkim losem i podzielenie z ludźmi doli i niedoli, w istniejącej doczesności życia. Obecności Chrystusa pośród ludu swego, niczym innym nie da się wytłumaczyć, jak tym, że On z miłości do człowieka zstąpił z nieba, by zaświadczyć, że obecność zła i walka z nim, to nie boskie widzimisię, lecz nieunikniony składnik życia, a także temu, by człowiek nie czół się przez Boga porzucony, nie wypominał Bogu rzucenia w odmęty kłębowiska - owej, odwiecznej, nieustającej - walki dobra ze złem.

Pośród nas jest wiele kontestatorów istnienia Boga Stwórcy. I nie można, a w każdym bądź razie, nie powinno się nikomu zabraniać postrzegania i odbioru istnienia, jako takiego, według swoich możliwości zmysłowych. I to, czy w tym postrzeganiu istnienia znajdzie się miejsce dla istnienia Boga, niech będzie osobistą sprawą każdego z nas. Ale niech w końcu ci nie dostrzegający wokół siebie Boga, poprzestaną wciskać innym, że światopogląd naukowy, automatycznie jest światopoglądem, nie uznającym istnienia Boga. Powiedziałbym, że wiara w istnienie Boga powinna się umacniać wprost proporcjonalnie do zdobywania wiedzy. Ale to już nie ma nic wspólnego z prawem boskim. Zapytam jednak. Czy przestrzeganie dwóch przykazań miłości i dekalogu wystarczyłoby do zgodnego i godnego współżycia w grupie?

Tych, którzy na to pytanie dadzą odpowiedź negatywną zapytam, czy przestrzeń życiowa bez Boga, byłaby nam przyjaźniejsza? Czy człowiek w świecie bez Boga, bez wątpienia kochałby bliźniego swego, jak siebie samego? No i pytanie ostatnie. Czy wyzywanie wierzących od głupoli, to zapowiedź, tego „bezboskiego raju na ziemi”?

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto