Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

MŚ w Falun: Złoto zostaje w Norwegii. Rune Velta mistrzem świata

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Zaledwie 0,4 punktu dzieliło dwoje najlepszych skoczków sobotniego konkursu na normalnej skoczni. Ku ogromnemu zaskoczeniu, najlepszy okazał się jednak Rune Velta, a nie Severin Freund. Kamil Stoch zajął 17. miejsce., a ósmy był Jan Ziobro.

Marzenia o medalu Kamila Stocha w tym konkursie prysły już w pierwszej serii. Choć ci, którzy wnikliwie śledzili poczynania mistrza olimpijskiego we wszystkich skokach treningowych na normalnej skoczni Lugnet mogli mieć realne powody do niepokoju już wcześniej. Kamil zarówno w czwartek jak i w piątek spisywał się poniżej oczekiwań. Cień nadziei na dobry rezultat pojawił się wraz ze skokiem Polaka w serii próbnej poprzedzającej zawody. Był to jednak niestety wyjątek potwierdzający regułę - Stoch na medal nie miał dziś żadnych szans.

Przeklęta skocznia

Pewnych spraw nie da się przeskoczyć, a w przypadku Kamila Stocha można powiedzieć, że pewnych skoczni nie da się ujarzmić. Średni obiekt w Lugnet stał się przekleństwem naszego mistrza. - Nie potrafiłem znaleźć na tę skocznię sposobu. Począwszy od tego, że źle jechało mi się po rozbiegu, miałem zły kierunek odbicia, a w locie już nic nie mogłem odrobić. Wszystko na takim obiekcie rozgrywa się na progu - przyznał Kamil.

27-latek w pierwszej serii zajmował dopiero 16. miejsce po skoku na 90 metr. W finale wylądował sto centymetrów bliżej i został sklasyfikowany na 17. pozycji - najgorszej w historii jego startów w konkursach mistrzostw świata na normalnej skoczni (nie licząc mistrzostw w Oberstdorfie, gdzie nie wszedł do konkursu). Ex aequo ze Stochem rywalizację zakończył Klemens Murańka, choć niespodziewanie na półmetku zakopiańczyk zajmował miejsce w pierwszej dziesiątce. Kompletnie zawiódł Piotr Żyła, który nie awansował do drugiej serii. – Jestem zły na siebie. Popełniłem ten sam błąd, co zwykle – byłem zbyt aktywny, poszedłem za bardzo do przodu, a na tej skoczni to koniec – denerwował się „Wewiór”. – Napaliłem się na wynik i to mnie przerosło – dodał.

Wracając do Stocha, sprawiał dziś wrażenie człowieka pogodzonego z losem. Takiego, na którym dzisiejszy rezultat nie zrobił wrażenia. - W tych zawodach na nic się nie napalałem. Po pierwszych skokach treningowych wiedziałem, że będzie trudno - przyznał Polak. Nadzieja dla Stocha na medal w Falun wciąż nie gaśnie. W czwartek Polak będzie bronić tytułu z Val di Fiemme, a w zeszłorocznej próbie na dużej Lugnet zajął czwarte miejsce. Mimo wszystko Stoch przyznaje, że trudno będzie zapomnieć o dzisiejszym konkursie: - Tego się nie da z siebie wyrzucić. Muszę zobaczyć, co było głównym powodem takich skoków oraz co nie funkcjonowało tak jak powinno. Muszę znaleźć klucz.

Odmieniony Ziobro

Klucz do dobrych skoków znalazł z kolei Jan Ziobro, którego występ w sobotnim konkursie był miłą niespodzianką. 23-latek zajął świetne ósme miejsce, wyprzedzając m.in. jednego z głównych faworytów do złota, Petera Prevca. Ziobro nie ukrywał, że zaskoczył go ten wynik. - W pewnym sensie jest to dla mnie niespodzianka. Po słabym początku sezonu, gdzie nie mogliśmy odbić się od dna, wracaliśmy do Polski i podczas treningów prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Zastanawiałem się wtedy, czy faktycznie skaczę dobrze, czy tylko tak mi się wydaje - wyjawił Ziobro.

Wszystko zmieniło się podczas ostatniego zgrupowania przed mistrzostwami w Wiśle i Szczyrku. - Obserwowałem Kamila, od którego na treningach nie odstawałem znacznie. Zdałem sobie wtedy sprawę, że mogę naprawdę dobrze skakać - przyznał skoczek, który dzięki dzisiejszemu rezultatowi wywalczył stypendium.

Noty za styl zadecydowały

Przed zawodami bukmacherzy na mistrza świata zgodnie typowali Severina Freunda, który z pierwszej dziesiątki Pucharu Świata na mniejszym obiekcie w Falun prezentował się najsolidniej. Niemieckie media gorąco liczyły na 26-latka, który poza zeszłorocznymi mistrzostwami świata w lotach w Harrachovie nie mógł pochwalić się żadną indywidualną zdobyczą. Głównym problemem Niemca była jego psychika i właśnie tego najbardziej obawiała się tamtejsza prasa. Wspominano igrzyska w Soczi, gdzie Freund pomimo wielkiej formy wyjechał stąd tylko ze złotem w konkursie drużynowym. Dziś jednak wszystko zagrało tak jako powinno. No może prawie wszystko.

Sobota była bowiem dniem Rune Velty. Norweg, na którego złoty medal absolutnie nikt dziś nie stawiał, wygrał dziś z Freundem o 0,4 punktu, choć w obu skokach uzyskał rezultat gorszy od Niemca o pół metra. Złoty medal został więc w Norwegii. Anders Bardal, który bronił tytułu z Val di Fiemme zaraz po ogłoszeniu wyników objął swojego kolegę i wręczył mu plastron, jaki zawsze dostaje świeżo upieczony mistrz świata.

Zwycięstwo Velty przyjęto z dużym zaskoczeniem, choć trzeba podkreślić, że Norweg ma już w swoim dorobku indywidualny medal dużej imprezy. Na MŚ w lotach w Vikersund zdobył srebro, ulegając jedynie Robertowi Kranjcowi. Dziś jednak 25-latek z Baerum pokazał, że nie tylko na mamutach lata daleko. Gdy w pierwszej serii poszybował na odległość 95,5 metra, medal miał już prawie w kieszeni. Ale w finale, gdy skakał jako ostatni, Freund właśnie cieszył się ze swojej próby na 96 metr, co było najlepszym wynikiem konkursu. Velta wytrzymał jednak presję i zdjął Freundowi uśmiech z twarzy. Co ciekawe, niemiecki sędzia Mirko Huenefeld ocenił drugą próbę Norwega na 19,5 punktu. Gdyby obniżył tę notę o pół punktu, mistrzem zostałby Freund. Swój pierwszy w karierze medal na mistrzostwach świata zdobył również Stefan Kraft, który był dziś trzeci.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto