Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Munţii Rodnei, czyli urok rumuńskich gór

Jan Piotr Ziółkowski
Jan Piotr Ziółkowski
Najstarszy w regionie Maramuresz kościół drewniany - z XV w., z bardzo charakterystyczną spiczastą wieżą.
Najstarszy w regionie Maramuresz kościół drewniany - z XV w., z bardzo charakterystyczną spiczastą wieżą. Jan Piotr Ziółkowski
Miłośnicy gór szykują się już na letnie wędrówki i sięgają po mapy. Ja przedstawiam propozycję wyprawy w „Alpy Rodniańskie” – jedno z najpiękniejszych rumuńskich pasm - i odpowiadam na podstawowe pytania: co, gdzie, jak.

Dlaczego Rumunia? Przecież i my mamy piękne góry. Ja mam dwa mocne argumenty. Po pierwsze, w tych najpiękniejszych pasmach, mamy u siebie zbyt wielu turystów. Jeśli ktoś chce się swobodnie czuć na szlaku i w miejscach biwakowych oraz ceni sobie turystyczne dziewictwo odwiedzanych terenów, wybierze te miejsca, gdzie infrastruktura turystyczna nie jest jeszcze dobrze rozwinięta. Po drugie, wyjeżdżając, można nie tylko wiele się dowiedzieć o danym kraju, ale również spojrzeć na świat wychylając nos poza swój krąg kulturowy. Brzmi to może banalnie, tutaj wszakże sprawdza się porzekadło „podróże kształcą”.

Jeśli wybieramy kraj, który chcemy odwiedzić, dobrze jest pamiętać o trzech zaletach wschodnich i południowych Karpat (Ukraina, Rumunia): jest blisko, niedrogo i pięknie. Poza tym – stosunkowo dziko w porównaniu do Polski. Błogosławieństw z tym związanych doświadczałem na wielu pasmach: Bieszczady Wschodnie, Gorgany, Czarnohora, Świdowiec, Borżawa (ukraińskie) i wreszcie Alpy Rodniańskie (rumuńskie), o których piszę – najwyższe ze wszystkich wyżej wymienionych i… kto wie, może najbardziej malownicze i najciekawsze?

Jak się tam dostać

Po pierwszej, nieudanej wyprawie (2006) znalazłem się już po raz drugi (2007) w Górach Rodniańskich położonych około 25 km od północnej granicy Rumunii. Ich najwyższy szczyt Pietrosul ma 2303 m. n.p.m. (współrzędne wierzchołka 47°35'53.79"N, 24°38'0.25"E), a taka wysokość może już kusić wszystkich amatorów górskich przygód, w szczególności tych, którzy nie przepadają za ekwilibrystycznymi skałkami, a z drugiej strony znudzeni są zalesionymi pagórkami w granicach 1500 m. n.p.m. Przed nami (wyprawa 4-osobowa) stanęło podstawowe zadanie: przemieścić się w region Maramuresz oddalony od Warszawy o ok. 570 km (w prostej linii). Metod jest kilka. Z pozoru najprostszą jest podróż samochodem. Przy tym jednak trzeba się liczyć z problemami z ubezpieczeniem na Ukrainie (AC poza UE). Jazda przez Słowację i Węgry (Barwinek –SŁO Svidnik – Slovenské Nové Mesto –WĘG Sátoraljaújhely – Tokaj – Nyíregyháza –RUM Satu Mare – Baia Mare – Vişeu de Sus) z Warszawy jest za to dość długa – 910 km. Samochód może się jednak okazać najtańszym środkiem lokomocji w przeliczeniu LPG/osobę. Dla tych, którzy opierać się będą na transporcie publicznym jest do wyboru parę kombinacji. Po pierwsze: bezpośredni autobus do Lwowa – z Warszawy ok. 90zł (lub bus z Przemyśla do Medyki i z granicy do Lwowa – ok. 10zł), a stamtąd pociąg lub autobus jadący ok. 12 godzin na granicę ukraińsko-rumuńską (ukraińska Tereswa i rumuński Sygiet Marmaroski). Tam, trzy razy w tygodniu jeździ pociąg transportujący ludzi przez granicę, choć od polskich turystów dowiedzieliśmy się, że można ją pokonać również za pomocą taksówki i pieszo. Z Sygietu Marmaroskiego jeżdżą już dwa, trzy razy dziennie autobusy (lepszej jakości niż ukraińskie, ale nie zawsze takiej klasy jak polskie) do Vişeu de Sus lub Borszy (skąd jest od północy bezpośrednie wyjście w najpiękniejszy fragment gór rodniańskich). Jest też druga możliwość: z Przemyśla jeździ bezpośredni autobus do Suczawy w Rumunii (110zł) – to długa i męcząca droga, gwarantuje jednak komfort dotarcia do celu o określonym czasie. Z Suczawy zaś można już zapuścić się w same góry pociągiem do Rodny (miejscowość, od której nazwę wzięło pasmo). Trwa to – jak powiedzieli nam inni polscy turyści – całą noc z okładem, ale podróżując tam z Polski trzeba niestety liczyć się z utratą minimum 48 godzin (do trzech dób!) zanim po raz pierwszy rozbijemy namiot.

Jak się tam odnaleźć

Zanim przejdę do charakterystyki samych gór wspomnę jeszcze o kilku ważnych kwestiach. Moich znajomych, którym opowiadałem o Rumunii, a którzy sami chcieli się tam wybrać, interesowały zawsze przynajmniej dwie rzeczy: język i pieniądze. Otóż z porozumiewaniem się można mieć problemy. Z Rumunami już nie dogadamy się tak łatwo, jak ze słowiańskimi braćmi – Ukraińcami lub Słowakami. Niezbędne okazuje się po pierwsze wyposażenie w rozmówki polsko-rumuńskie (bodajże dwa wydania na rynku – nie ma dużego wyboru) oraz znajomość języków obcych, w tym: francuskiego, angielskiego i niemieckiego. Niewielu Rumunów sprawnie się nimi posługuje, jednakowoż najczęściej stosowany jest francuski (szczególnie u ludzi starszych), niewiele rzadziej zaś niemiecki z angielskim. Warto więc znać przynajmniej dwa. Wracając do języka rumuńskiego; należy on do grupy języków romańskich. Dla osoby znającej na przykład włoski nie będzie problemem opanowanie podstawowego słownictwa potrzebnego na dworcach i w sklepach. Bez znajomości nazw artykułów żywnościowych, sposobu pytania o drogę, o wodę pitną, o miejsce noclegowe itp. będziemy czuć się niekomfortowo.

Jeśli chodzi o pieniądze, do czasu wprowadzenia rumuńskiego euro (co rychło pewnie nie nastąpi), będziemy posługiwać się walutą LEI. Jego równowartość to 1 złoty (NBP podaje dziś kurs 1 RON = 0,9216 PLN, ale jeszcze rok temu lej był droższy od złotego). Nie trzeba się więc obawiać niewygodnych do przeliczania cen towarów i usług (np. transport); będą się one wahać w granicach polskich realiów. Powszechną praktyką jest zabieranie w podróż euro ze względu na jego uniwersalność za granicą (leje można wówczas kupić w każdym mniejszym miasteczku), a także niewielką popularność rumuńskiej waluty w polskich kantorach.

Jakie są warunki przyrodniczo - turystyczne

Góry Rodniańskie należą (obok południowego ogona Karpat) do najwyższych w Rumunii. Są bardzo malownicze i rozległe. Od głównego grzbietu – ciągnącego się od Pietrosula do Ineu (2279 m. n.p.m.) – odchodzą liczne i dość potężne odnogi, dające alternatywne możliwości wytyczenia własnej marszruty, choć góry te nie są gęsto poprzecinane szlakami. Mamy do czynienia z dużą przestrzenią i zaludnieniem na pewno nie większym niż w polskich Bieszczadach. Wpływa to również na zasięg sieci GSM – rozmawiać przez roaming można tylko w miejscach dających wzrokowy kontakt z większymi miejscowościami (Borsza, Rodna).

SZLAKI - Główny (czerwony) ciągnie się przez całe pasmo. Od niego odbija około siedem innych. Wszystkie są dobrze oznaczone, choć we mgle szlak można czasem zgubić – zarówno na otwartej połoninie, jak i wśród skałek. W tym wypadku potrzebne jest doświadczenie w posługiwaniu się mapą i busolą oraz dobra orientacja w przestrzeni. Wskazane jest również zabieranie ze sobą krótkofalówek, jeśli wyruszamy w większej grupie. Można się przy tym spokojnie obyć bez lokalizatora GPS.

W Górach Rodniańskich chodzimy zwykle takimi szlakami, do jakich przyzwyczailiśmy się w Polsce. W niższych partiach są to drogi przejezdne samochodem terenowym, wyjeżdżone głęboko wśród drzew lub na obszarach trawiastych. W miejscach trudniej dostępnych są to wąskie ścieżki piesze. Nie mamy przy tym do czynienia z uciążliwym mieszaniem się ścieżek ludzkich ze ścieżkami wydeptanymi przez stada owiec lub krów (wśród których łatwo zgubić szlak); zjawiskiem częstym np. na Ukrainie. Wśród skał musimy liczyć na dobrą widoczność, gdyż nie zawsze układ kamieni pokazuje kierunek szlaku. Trzeba przy tym dodać, że skaliste są jedynie najwyższe szczyty, a rodniańskie szlaki nie należą do trudnych. Mimo dużych wysokości nie ma większego niebezpieczeństwa (mógłbym podać tylko jeden wyjątek), dlatego też nigdzie nie ma łańcuchów.

NOCLEGI - Niestety nie można liczyć na schroniska i wszelkie dobrodziejstwa z nimi związane – np. prąd. Są tylko dwa miejsca, w których oferowano nam nocleg, tj na początku i na końcu pasma – oddalone od siebie o przynajmniej trzy dni marszu. Trzeba się więc całkowicie zdać na własny namiot. Całe pasmo przejść można w ok. 3 - 7 dni (w zależności od tempa oraz miejsc rozpoczęcia i zakończenia trasy). Są oficjalne miejsca do biwakowania (oznaczone na najlepszej mapie węgierskiego wydawnictwa ‘Dimap’ – dostępne w Polsce i w Rumunii) położone na samym głównym grzbiecie, bez żadnych opłat i udogodnień, za to w pobliżu niewielkich strumyków. Poza tymi „polami namiotowymi” jest kilka miejsc, w których rozbijają się bez problemów turyści, ale podobno grozi to dużą karą pieniężną w razie kontroli członka Salvamontu (rumuński odpowiednik GOPR-u). Gotowanie na ognisku często jest niemożliwe (brak opału), dlatego lepiej wyposażyć się w palnik gazowy lub benzynowy.

FAUNA I FLORA - Rodniański Park Narodowy szczyci się obecnością wielu rzadkich gatunków. Jeśli ktoś chce poznać szczegóły, odsyłam do strony internetowej parku, sam zaś ograniczę się do podstawowych informacji. Wśród pięter roślinności w Górach Rodniańskich brakuje kosodrzewiny. Wprawdzie występuje ona tu i ówdzie, ale nie stanowi nigdzie dominującego elementu krajobrazu, a zatem nie przeszkadza w marszu. Z kolei na stosunkowo dużym obszarze (od ok. 1300 m.n.p.m.) rośnie trawa, pokrywająca niemal całą wyższą partię gór.

Z dzikich zwierząt widziałem z większej odległości kozice i świstaki. Wyjątkowi pechowcy mają również szansę na spotkanie niedźwiedzia. Jeśli mowa o zwierzętach nie można również nie wspomnieć o dużych stadach owiec, krów (czasem koni) pilnowanych przez psy pasterskie, których nie wolno lekceważyć, gdyż bywają niebezpieczne.

Ludzie - najbardziej interesujący

Wypada na koniec napisać o najciekawszym elemencie wędrówki przez „Rodniańskie Alpy” - o kontaktach ludźmi. Zarówno o przybyszach – turystach, jak i o mieszkańcach tych terenów. Człowieka spotyka się na szlaku na pewno rzadziej niż w warunkach polskich, ale częściej niż w górach ukraińskich tj. najwyżej 10 osób dziennie. Wśród narodowości turystów dominują oczywiście Rumuni, nie wiele mniej jest też Czechów i Słowaków, a także Polaków i Niemców. Z uwagi na dzikość miejsc biwakowych tzn. brak np. wspólnego paleniska, stołów itp., niewiele skłania do kontaktów z innymi turystami. Najistotniejsza jest jednak bariera językowa. Mimo wszystko warto poznawać nie tylko wędrowców, ale również miejscowych, którzy często okazują się bardzo życzliwi i pomocni. Jako dowód tych słów może posłużyć przykład człowieka, którego podczas naszej (wyprawa czteroosobowa) wędrówki spotkaliśmy w jednej ze wsi. Sorin – miejscowy leśnik i członek Salvamontu nie tylko podwiózł nas swoim leciwym, indyjskim samochodem marki TATA 12 km w górę rzeki, ale również zaproponował przenocowanie w swoim domu w górach; rodzaju małego, surowo wyposażonego letniska z pasieką. Wszystko odbyło się bardzo spontanicznie i właściwie zaskakująco dla nas. Jego gościnność uchroniła nas przed deszczem, pozwoliła na dzień wytchnienia i wreszcie przekonała, że my – jako ludzie z dużych miast, a także pod stałym wpływem kultury zachodniej – często mamy w swoim sposobie myślenia wiele interesowności, w odróżnieniu od wielu tamtych rodzin. Sorin był mimo wszystko pewnym wyjątkiem wśród Rumunów; mówił zarówno po francusku, jak i po angielsku, co może prowokować do pewnego spostrzeżenia. Czasami chęć poznania innego kraju nie wystarczy do poznania ludzi; trzeba jeszcze mieć odrobinę szczęścia i… zdobyć się na pewien wysiłek.

Podsumowując należałoby jeszcze dodać, że ze strony ludzi nie grozi nam w Rumunii raczej żadne niebezpieczeństwo. O bezpieczeństwo można obawiać się tam, gdzie jest biednie (choć nie zawsze!), a wbrew stereotypom w Rumunii nie ma biedy nieporównywalnej z tą w Polsce (nie tylko w uprzemysłowionym Siedmiogrodzie i w bogatym Bukareszcie). Czasem może nawet dziwić obfitość dobrych, niemieckich aut z rumuńskimi rejestracjami w zwykłych wsiach.

Mam nadzieję, że zachęciłem powyższym do wyprawy w Góry Rodniańskie oraz że spotkam tam w tym roku jednego z czytelników Wiadomości24.pl.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto