Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Muzyka to nie przelewki - recenzja książki Christopha Drössera

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
okładka
"Muzyka. Daj się uwieść!" to taka książka, która jednocześnie odczarowuje i zaczarowuje to zjawisko. Przyjemnie jest się zanurzyć w świat dźwięków i dojrzeć, jak wiele różnych perspektyw może obrać ktoś, kto je bada i opisuje.

Dziennikarz "Die Zeit" z belferskim zacięciem oraz dziennikarskim dążeniem do kompleksowego ujęcia rzeczywistości bierze sobie na warsztat muzykę i zaczyna pasjonująco o niej opowiadać. Na tyle pasjonująco, że osiąga efekt: trudny temat nabiera przystępnych kształtów, staje się zaskakująco zrozumiały. Jednocześnie precyzja i dogłębność dywagacji na temat skal, oktaw, wielkości, długości, harmonii i innych charakterystyk dźwięków balansuje gdzieś na podobnym do nauk ścisłych poziomie.

Christoph Drösser włożył w swoje dzieło niemało pasji, wiedzy i poszukiwań. Przechodząc kolejno przez rozdziały, zatytułowane tak jak znane utwory muzyczne (nie zdradzę, sprawdźcie sami, zabawcie się z nimi), pokazuje złożoność muzyki i wiele ciekawych jej znaczeń. Przechodzi przez antropologiczne badania i próbuje zrekonstruować hipotetyczne pochodzenie muzyki oraz jej znaczenie dla pierwotnych ludzi, a także ustalić, jakie gatunki zwierząt dzielą z człowiekiem pociąg do muzyki i muzykowania. Jak się okazuje, jest ich niewiele, natomiast niepotwierdzonych hipotez na temat funkcji śpiewu co najmniej kilka. I każda jest dość przekonująca.

Ale i tak najcenniejszą, moim zdaniem, tezą książki "Muzyka. Daj się uwieść" jest, udane odczarowanie muzyki i zdjęcie z niej skorupy ekskluzywnej sztuki. Autor od początku konsekwentnie opisuje, analizuje i pokazuje muzykę jako absolutnie egalitarną dyscyplinę, którą wszyscy ludzie powinni się bez obaw i kompleksów zajmować. Spiera się z wyłączającymi konstrukcjami społecznymi: talent, geniusz, "jest za późno na granie". Christoph Drösser mówi coś innego: Mozart był świetnym rzemieślnikiem, nie geniuszem. Znakomitym przykładem tego, jak łatwo jest nam wierzyć w pewne odgórnie narzucone prawdy, jest cytat z pewnych badań:

"Na pytanie, czy muzyka Mozarta należy do ulubionego gatunku mojego rozmówcy, odpowiadano mi dotychczas " - taką obserwację za Koelschem przytacza nam niemiecki dziennikarz.

Dlaczego więc uznajemy go za geniusza? I dlaczego wstydzimy się za prawdziwe autorytety uznać tych artystów, których faktycznie słuchamy z przyjemnością? Więcej nawet, Drösser śmiało nazywa nas "większymi znawcami muzyki" niż Mozart, Beethoven i Bach razem wzięci - jesteśmy bardziej osłuchani, mamy ogromne spektra zainteresowań i możliwości, posiadamy bardzo egzotyczną wiedzę, co poszerza możliwości poznawcze naszego umysłu i podnosi nasze oczekiwania. Być może więc najtrudniejszą do pokonania barierą jest medialne i społeczne przekonanie o wyjątkowości niektórych osób, marketingowa konieczność wyłuskiwania pewnych osób i czynienia z nich talentów. A to nie do końca tak.

W tej książce naprawdę można się zakochać. A przynajmniej skutecznie i na dobre zanurzyć, uzupełniając swoją wiedzę zarówno o technicznych, jak i fizycznych własnościach muzyki, wzbogacając słownik o ciekawe terminy (nie obyło się nawet od nawiązań do muzycznej architektury, bardzo ważne jest to zagadnienie, choć nieszczególnie popularne), poznając tajniki muzykowania, meandry ludzkiego mózgu i odkrywając swój muzyczny potencjał wreszcie. Mam taką cichą nadzieję, że książka Drössera trafi do wielu domów i wywoła małą rewolucję. System edukacyjny nie podołał artystycznym wyzwaniom, dobra literatura i rzetelna dziennikarska robota mają szanse to nadrobić.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Muzyka to nie przelewki - recenzja książki Christopha Drössera - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto