Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

My, dzieci z Kociej Górki

Judyta Więcławska
Judyta Więcławska
Było takie miejsce i byli tacy ludzie...
Było takie miejsce i byli tacy ludzie... Judyta Rykowska
Było takie miejsce i byli tacy ludzie. Miejsce pozostało, z lekka dotknięte upływem czasu; ludzie - rozproszyli się w różnych kierunkach. Mieszkańcy Kociej Górki w Brześciu Kujawskim, choć nie mieszkają już po sąsiedzku, wracają wspomnieniami do tamtych, młodzieńczych lat. W tej odsłonie obrazy z przeszłości przywołuje Barbara Rykowska z domu Seklecka.

Człowiek, który osiąga dojrzały wiek, coraz częściej przywodzi na myśl obrazy z dzieciństwa, wspomnienia o ludziach, miejscach, niepowtarzalnych zapachach, smakach, kolorach i odczuciach. Przypadkowe spotkania i rozmowy z rozproszonymi po różnych zakątkach ziemi "brześciakami" utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie tylko ja jestem sentymentalna i wracam do Naszej Kociej Górki z wielką nostalgią.

Mieszkając tam przez lata miałam ogromne poczucie bezpieczeństwa i ewidentnego bogactwa. Malowniczo położona Kocia Górka wychowała i co piękne, wychowuje nadal całe rzesze pokoleń.

W sąsiedztwie historyczne miejsce z jeziorem Smentowo. Ptactwo, owady, bujna roślinność i ten zapach mokradeł… Zawsze napawał spokojem, wyzwalał chwile zadumy i pozwalał zatracić się w danej chwili. Wraz z nadejściem upalnych dni konieczna była kąpiel w orzeźwiającej toni - nikt wówczas nie zważał, że na brzegu czyhają pijawki. Niejeden z nas nauczył się tam pływać. Wieczorami w świetle gwiazd koncertowały żaby. Będąc w domach wystarczało uchylić okno, aby wsłuchać się w tę magiczną muzykę.

Znajdujące się opodal pola uprawne siały zapach na całą okolicę. W powietrzu unosiła się woń żywej ziemi i złocistego zboża. Bukiety maków, chabrów, bujnych traw i kąkoli niejednokrotnie nosiliśmy swym mamom, a one wówczas częstowały nas chlebem. Trzymając pajdę tego boskiego posiłku, wyruszaliśmy na plądrowanie tajemniczych ogrodów kwitnących za naszymi domostwami. Zieleńce wydawały nam się dzikie i wprowadzały nas w inną rzeczywistość. Były poniekąd owocem zakazanym, ale jednocześnie stanowiły wspaniałą kryjówkę dziecięcych skarbów. Zuchem okazywał się ten, który zdołał wspiąć się na ogromne orzechowe drzewo...

W tamtych czasach przejeżdżające samochody obok naszych domów były rzadkością. Z tego też względu nasza ulica i chodniki uchodziły za szkolną tablicę. Mieliśmy "w modzie" wymalowywać kredą to, czego nauczyliśmy się w szkole. Często też prezentowaliśmy swoje plastyczne zdolności. Ogromnie cieszyliśmy się z faktu, że dorośli nie sprzeciwiali się tym kolorowym malunkom. Zdarzało się, że do późnej nocy skakaliśmy na skakankach, graliśmy w klasy, gumę, czy też piłkę. Nie tylko ulica tętniła życiem - również podwórka stanowiły wspaniałe miejsce dla dziecięcych zabaw. Porozkładane kocyki imitowały kuchnie, pokoje, a nawet więcej, tworzyły całe domostwa. Pamiętam jak my, dziewczynki - żony i matki "gotowałyśmy" obiady, opiekowałyśmy się dziećmi-lalkami, a chłopcy - mężowie i ojcowie szli do pracy i przychodzili z plikiem liści, które symbolizowały pieniądze i z apetytem "jadali" zupy na przykład pomidorową przygotowaną z tartej czerwonej cegły. Z sentymentem również wspominam ogromną kolekcję ołowianych żołnierzyków kolegi i budowane przez niego twierdze z piasku, które wyposażone były w ciekawe zwodzone, "patykowe" mosty. Wielu z nas miało w swym posiadaniu klaser ze znaczkami. Często wymienialiśmy się tymi zbiorami. Nie wszyscy mieli jeszcze w domach telewizory, więc na filmy umawialiśmy się po sąsiedzku. Całymi godzinami wspólnie oglądaliśmy z pasją czarno-białą telewizję. "Czterej pancerni i pies", "Janosik" - i to było to.

Zakupy robiliśmy w "Pogłuszku", najbliższym sklepie spożywczym (do dziś nie wiem skąd taka nazwa sklepu "Pogłuszek" czy sklep "po Głuszku"?) . Do spożywczaka trzeba było przejść na drugą stronę, ruchliwej wówczas, ulicy. Zanim nam na to zezwolono, musieliśmy nauczyć się jak to bezpiecznie robić. Naszym warzywniakiem była plantacja ogrodnika - nieoficjalna nazwa "u Lolka". Po chleb biegaliśmy "przez Mytwę" do piekarni.

Kobiety z naszej ulicy zaangażowane w asyście kościelnej, zaszczepiły i w nas gorliwe uczestnictwo w obchodach świąt kościelnych. Niejednokrotnie braliśmy udział w procesjach ulicami miasteczka.

Słynna, dziś już nieżyjąca, pani Pelagia H. poetka, działaczka społeczna i propagatorka kultury ludowej, zwoływała nas na próby tańca i chóru przy dźwiękach akordeonu. "Ja Kujawiak, ty Kujawiak, wszyscyśmy tu Kujawiacy…" albo "My jesteśmy Kujawianki hop, hop, hejże ha…". Z uśmiechem na ustach wspominam wyjazdowe występy po okolicach.

Minęło parę lat i na Kociej Górce powstał pierwszy blok mieszkalny. Wprowadziło się 75 nowych rodzin… powiększyła się "nasza grupa krewnych". Musieliśmy jednak się trochę przyzwyczaić do nowo przybyłych, by w następstwie "dać im prawo" do naszego terenu. Beztroskie chadzanie z gitarami, nowe przyjaźnie i pierwsze miłości przyśpieszyły ten proces akceptacji...

A potem ludzi napływało więcej i więcej. Powstawały nowe obiekty jak na przykład: szkoła, przychodnia, przedszkole, kolejne bloki i osiedla domków jednorodzinnych.

Niektórzy z nas tylko fizycznie opuścili Kocią Górkę. Psychicznie nie chcą się od niej nigdy uwolnić. Może obrazy dziś malowane w pamięci zostały przez kogoś utrwalone na zdjęciach?Może ktoś wie skąd wywodzi się nazwa brzeskiej dzielnicy Kocia Górka? A może ktoś tak jak ja czuje się dzieckiem z Kociej Górki.

Barbary Rykowskiej wysłuchała Judyta Rykowska

Zapraszamy do integracji i do kontaktu: Basia Seklecka mail: [email protected]

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto