Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na te "konie" warto postawić! Dyplom bytomskiego Wydziału Teatru Tańca

Redakcja
Na pierwszym planie: Robert Buczyński i Nina Minor.
Na pierwszym planie: Robert Buczyński i Nina Minor. Krzysztof Krzak
W 1935 roku ukazała się książka Horace'a McCoya "Czyż nie dobija się koni?". 34 lata później Sydney Pollack nakręcił na jej podstawie film z Jane Fondą w roli głównej. A teraz teatr Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie przedstawia spektakl, zrealizowany w oparciu o to aktualne wciąż dzieło literatury amerykańskiej.

Jest to przedstawienie dyplomowe studentów ostatniego roku Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu, będącego integralną częścią krakowskiej uczelni. To rocznik dość szczególny, choćby z tego względu, że WTT dopiero po raz drugi wypuszcza w artystyczny świat swoich absolwentów.

Adaptacji i inscenizacji powieści McCoya podjął się profesor Jerzy Stuhr, który również rozpoczął realizację "dyplomu" z bytomskimi studentami. Jednakowoż choroba zmusiła go do przekazania ich w ręce Waldemara Raźniaka, swojego byłego ucznia, który, jak stwierdził na krakowskiej premierze (14 marca 2012 roku; bytomska odbyła się w grudniu ubiegłego roku) sam Mistrz, "najlepiej wie, co ja lubię, jak chciałbym, by przedstawienie zostało zrealizowane". "Czyż nie dobija się koni?" w adaptacji Jerzego Stuhra pozostaje wierne pierwowzorowi literackiemu.

Oto widzowie przenoszą się wraz z bohaterami w lata 30. minionego wieku do ogarniętych kryzysem Stanów Zjednoczonych, gdzie na plaży w Santa Monica odbywa się maraton tańca. Można w nim wygrać 1500 dolarów i za darmo skorzystać z posiłków i napojów, co dla młodych ludzi pozbawionych pracy i perspektyw jest czymś wartym zachodu i użycia wszelkich sposobów (nawet tych nie całkiem fair), by odnieść zwycięstwo. Tylko niektórzy z nich zdają sobie sprawę lub jedynie podejrzewają, że tak naprawdę są ofiarami układów sterowanych przez cynicznego i bezwzględnego Rocky'ego (w tej roli występuje Jakub Krawczyk). I jedyne, co wydaje się od nich zależeć to podjęcie decyzji o ... własnej śmierci.

Głównymi postaciami dyplomowego przedstawienia Wydziału Teatru Tańca krakowskiej PWST są Gloria i Robert, dla których wygrana w maratonie jest szansą nie tylko na wyrwanie się z biedy, ale i rozpoczęcie kariery aktorskiej (chłopak już wcześniej zatrudniał się w filmach jako statysta). W ich role wcielili się Nina Minor i Robert Buczyński. Gloria w interpretacji Minor jest zbuntowana przeciwko otaczającej ją rzeczywistości, a jednocześnie mroczna i od początku przedstawienia zdaje się nosić zapowiedź tragedii. Buczyński jako zdesperowany i gotowy na wszystko Robert jest przekonujący (w scenie aresztowania nawet wstrząsający). Poza niewątpliwym talentem, ten młody aktor znalazł oryginalny sposób na autopromocję, więc o jego zawodową przyszłość można być w zasadzie spokojnym.

Dobrych ról w tym spektaklu jest, poza wymienionymi wcześniej, znacznie więcej. Choćby Kamil Lipka, grający Marynarza. Jego postać już w pierwszej scenie wyróżnia się buntem i zadziornością, dają o sobie znać jego ciężkie, mimo młodego wieku, życiowe przejścia. Lipka, wraz z partnerującą mu jako Lucy Pauliną Giwer, ma kilka porażających widza momentów w scenie tzw. "solówek". Podobnie jest z Pawłem Łyskawą (James) i Magdaleną Fejdasz (Alice). Natomiast Robert Wasiewicz w roli Maxwella wyraźnie "gra Stuhrem", nawet timbr zdaje się mieć podobny do swojego profesora, czego nie należy traktować jako przyganę, wręcz przeciwnie: wszak wzorzec jest nie byle jaki. Tym bardziej, że wchodzącemu w zawód Wasiewiczowi udało się przy okazji stworzyć charakterystyczną, autentycznie komiczną postać.

Generalnie jednak "Czyż nie dobija się koni?" w krakowskiej PWST jest przedstawieniem zespołowym. Widać w nim ogromne zaangażowanie każdego z młodych wykonawców, także studentów III i II roku Wydziału Teatru Tańca, którzy towarzyszą na scenie starszym kolegom. Grają niezwykle żywiołowo, dynamicznie, nikt nie próbuje "gwiazdorzyć" (choć każdy wykorzystuje daną sobie szansę w scenach "solowych"); wyczuwalna jest zbiorowa odpowiedzialność wszystkich za efekt końcowy. Pogratulować wypada także niespożytej kondycji - łatwo sobie wyobrazić, ile fizycznego wysiłku wymaga blisko dwugodzinne granie wyrazistych postaci i jednoczesne wykonywanie układów tanecznych wymyślonych przez Dariusza Kurzeję do muzyki Dawida Rudnickiego.

Chwała reżyserowi, Waldemarowi Raźniakowi, za realizację przedstawienia sposobem tradycyjnym, bez uwspółcześniania akcji na siłę. Jedyną "awangardą" w tym spektaklu wydaje się zastosowanie metody "follow me", czyli prowadzenie widowni przez głównych bohaterów z foyer, gdzie zaczynają się "Konie", do sali 210, gdzie odbywa się pozostała część widowiska. Charakter widowisku nadaje także scenografia i utrzymane w modowej manierze lat 30. XX wieku stroje autorstwa Juriany Jur.

Jerzy Stuhr, obecny na krakowskiej premierze spektaklu "Czyż nie dobija się koni?", wspominał współpracę ze studentami WTT przy tym trudnym aktorsko widowisku i wyraził nadzieję, iż będą oni mogli realizować w pełni swoje pasje aktorsko - taneczne. Premiera ta była też, jak się wydaje, wydarzeniem w historii PWST, dość wspomnieć, że na widowni zasiedli m.in. Dorota Segda, Marta Stebnicka, Jacek Romanowski, Agnieszka Mandat, Beata Fudalej, Krzysztof Globisz. W kuluarowych rozmowach wysoko oceniali oni spektakl i gratulowali swoim młodym koleżankom i kolegom.

PS. Autor dziękuje Paniom: Dorocie Kowalczyk i Ewie Storzysz z Miejskiego Centrum Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim za umożliwienie udziału w opisanym wydarzeniu.

Rozpoczął się konkurs Dziennikarz obywatelski 2011 Roku.
Zgłoś swój materiał! Zostań najlepszym dziennikarzem 2011 roku. Wygraj jedną z ośmiu zagranicznych wycieczek.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto