Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na wariackich papierach. Do godnej śmierci

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Van Gogh, reprodukcja
Van Gogh, reprodukcja Zdj. reprodukcji z albumu:Jadwiga Kowalczyk
"Dyskusję na temat zmiany zasad nauk przedślubnych zainicjował Benedykt XVI, zaniepokojony coraz większą liczbą wniosków o unieważnienie małżeństwa. W archidiecezji warszawskiej liczba spraw o unieważnienie małżeństwa w ciągu pięciu ostatnich lat wzrosła z 300 do 400 rocznie" - podaje PAP.

Powyższa informacja, dla wierzących, szanujących zasady KK i pragnących związać się na dobre i złe z osobą ukochaną, lub/i mającą zadawalające zaplecze materialne, oznaczać będzie przedłużenie okresu przedślubnego.

Nauki mają na celu lepsze przygotowanie młodych ludzi do małżeństwa, założenia rodziny i starannego wychowania potomstwa. Święte więzy zrywane są jednak często, mimo procedury długiej, zawiłej i wymagającej wiarygodnego uzasadnienia nieprzydatnością współmałżonka na małżonka; co – szczególnie po kilku latach wspólnoty ciała i ducha – wymaga obrzucania się tak zawiesistym błotem, aby dobry Pan Bóg uwierzył i rozwiązał to, co związał.

Ponieważ jednak w codziennych obowiązkach zastępują Go biskupi, najlepszym argumentem na uzyskanie tzw. rozwodu kościelnego jest „niezdolność do podjęcia obowiązków małżeńskich, wynikająca z natury psychicznej.”

Mówiąc zwyczajnie, trzeba ze współmałżonka zrobić świra, nawet, gdy
potomstwo poczęte bez prezerwatywy w dni płodne nie wykazuje cech debilizmu żadnej ze stron związanych w trakcie uroczystej celebry.

Jest to podejście nowoczesne, bo używane przed laty „matrimonium ratum, sed non consummatum” produkowało zagrażające w towarzystwie dziewice konsystorskie; dzisiaj dziewice buszujące towarzysko są z założenia skonsumowane zaliczkowo i po ślubie żadna matka ani świekra prześcieradła nie sprawdza.

Po tym wstępie czas przejść do dalszych losów małżeństwa: jeśli bowiem trwa ono po bożemu, po kilku miesiącach zaczynają się schody, czyli wieloletnie, kosztowne i staranne wychowywanie dzieci. Skutki działalności pedagogicznej rodziców bywają różne; na ogół potomstwo dorasta i przy wydatnej pomocy rodzicieli – „idzie na swoje”.

Ale zdarza się i tak: (autentyczne)

Pani X, po zwolnieniu miejsca przez nieodżałowanego małżonka, przyjęła na 3 lata do swego blokowego mieszkania syna z żoną i dwójką dzieci. Karmiła za własne pieniądze i sprzątała dla całej czwórki za świergotliwe „ach, jaka mamusia kochana”, ułatwiając im w ten sposób budowę własnej willi pod miastem. Pani X. – uwaga naiwniaczki porażone nadmiarem macierzyńskiej miłości! – aby dom powstał szybciej, zrzekła się na rzecz ukochanego syna 200 tysięcy złotych uzyskanych ze sprzedaży własnego mieszkania. Rodzina przeprowadziła się rychło do nowego domu, i dla pani X. zaczęły się, dosłownie, kręte schody bez poręczy. W trakcie przeprowadzki, dziwnym trafem, gdzieś zapodziały się wygodne matczyne meble i kobieta dostała w synowskim domu własny kąt z młodzieżowym tapczanikiem po wnuku, wstawionym do pomieszczenia przewidzianego na garderobę młodej pani domu. Walizka z osobistymi szmatkami też się jakoś zmieściła.

Warunki jej bytowania w synowskim domu określone zostały precyzyjnie i taki oto sposób pani X., przeszła na stare lata przyspieszony kurs postmałżeński,
ze szczególnym uwzględnieniem skutków nieumiarkowana w uczuciach i braku rozeznania w niuansach prawnych.

Gdyby zrobiła na rzecz syna darowiznę – mogłaby, po otrzeźwieniu, zażądać zwrotu pieniędzy. Zrzeczenie się, takiej furtki nie pozostawia. Pani X. przeto najpierw doznała wstrząsu, potem olśnienia i ostatecznie:
- przestała zalewać się łzami
- bierze leki przepisane na okoliczność przez specjalistę,
- uporczywie nie spada ze schodów
- odmówiła synowi płacenia czynszu
- ze stoickim spokojem (piguły, piguły) załatwiła sobie miejsce w Domu Opieki.

W oczekiwaniu na miejsce (trzecia w kolejce ), pani X., aby w ramach domowego regulaminu nie przeszkadzać jego mieszkańcom, jedzie najczęściej „na miasto”, spędzając dzień w bibliotekach, klubach emeryckich, na wystawach, w kinie, u samotnej przyjaciółki, oraz – rzecz jasna –
w dostępnych finansowo punktach gastronomicznych, ponieważ żywienia domowego synowski regulamin nie przewiduje. Wieczorem, podmiejskim autobusem wraca do domu, aby się przespać. W drzwiach swego „pokoju” omija dyndające na wysokości twarzy dezodoranty( ta stara śmierdzi !) i - mimo wytwornej prośby - „proszę mi się tu nie pętać” – wchodzi czasem bezczelnie do kuchni po herbatę.

Ciąg dalszy opowieści zbędny. Aha – jeszcze jeden smaczek: w domu drugiego syna pani X. też dla niej miejsca nie ma. Pani X. bowiem ma synów dwóch. Obaj, dzięki staraniom matki-nauczycielki, która w odpowiednim momencie uruchomiła swoje kontakty wśród byłych uczniów, bez problemów dostali pracę zapewniającą niejakie przywileje, z wcześniejszą emeryturą w pakiecie. Obeszło się bez wysyłania setek CV i wysłuchiwania mantry „skontaktujemy się z panem”.

Obyś cudze dzieci uczył?
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto