Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na zdrowie najlepsza wiara w lekarza

Aneta M. Krawczyk
Aneta M. Krawczyk
Jest gmina, w której zupełnie nie wiadomo, kto komu bardziej potrzebny: lekarz choremu czy odwrotnie, chory lekarzowi. Zresztą nie wiadomo, kto jest chory, ponieważ funduszy na badania nie ma i diagnozy też nie ma.

Ta gmina to nasza część globalnej wioski. Utarło się w dawnych czasach, że ojcami tutejszej gminy byli, jak pisał onegdaj znany ojciec literatury polskiej, pan, wójt i pleban (jakiekolwiek podobieństwo do osób znanych wykluczone i niezamierzone). Sukces ma wielu ojców, więc ojcowie trzymali się razem, by dzielić się swoim szczęściem. Ojcowie myśleli dużo o żywotach człowieka, doczesnym i wiecznym, i sądzili, że znaleźli sposób na dobrostan, ale nie przewidzieli, że znajdą coś, co jest lepsze od dobrego. Była to wiara w lekarza.

Od tego zaczął się upadek ludzkości w gminie. Ojcowie gminy trzymali rękę na pulsie, lecz któregoś razu puls skoczył za mocno. Człowiek zachorował. Mógł się udać do znachorów, wiedźminów i babek, które jeszcze odczynić mogły niedobry los. Ale na zakręcie drogi życiowej, zza widnokręgu trosk ujrzeć trzeba było przeznaczenie, ścieżkę prowadzącą w bok, w chaszcze, do szpitalnej izby przyjęć. Tej dróżki niepodobna było ominąć, była to ścieżka zdrowia wiodąca na manowce. A jednak podążał nią każdy od poczęcia do późnej starości. Tędy biegła ludzka nadzieja, a za nią hurtem przedstawiciele handlowi, kwiat farmacji i marketingu. Człowiek wydeptał ścieżkę do wielkiej instytucji, w której lekarz specjalista panował niepodzielnie nad pacjentem. Potem nastąpiła inwazja przybyszów nowej cywilizacji: autorytet lekarza zastąpił NFZ. A człowiek zaczął konsumować tak zwaną zdrową żywność i w wielkich ilościach substytuty zróżnicowanej diety i suplementy. Na wszelki wypadek, żeby nie trafić do izby przyjęć.

Opieka medyczna – samoobsługa

Mówi się dziś o tym, że towarem są nie tylko leki. Przedmiotem handlu stają się nawet tkanki, narządy. Reklama farmaceutyczna z kolei pozwala chociaż na chwilę zapomnieć o kolejkach do specjalisty. Bo przecież Goździkowa wie lepiej…

My zaś łykamy, smarujemy, wcieramy, zapuszczamy krople, wdychamy olejki, nagrzewamy, detoksykujemy, a raczej na pewno oczyszczamy ciało, wyginamy je i dopieszczamy bez kontroli, bez wiedzy lekarza, do którego ścieżka jest długa, kręta i wiedzie przez mękę. Łatwiej i wygodniej wrzucić temat do internetu, zapoznać się z opiniami innych schorowanych, poczytać porady e-specjalisty na forum. W świecie wirtualnym nie ma chorych, ale są klienci, którzy potrzebują ekspertów, szybkiej i fachowej obsługi, tak jak uczy reklama: na ból, na zgagę, na wzdęcia, na głowę, na żylaki, pod pachy, na trądzik, na wstydliwy problem, na skołatane nerwy. Wystarczy przeczytać przed okienkiem na ulotce, czy medykament nie szkodzi – a wiadomo, że wedle ostrzeżeń zaszkodzi na wszystko, koncern farmaceutyczny musi się wszak ubezpieczyć. I koło fortuny się kręci, a klient wierzy w nowy wspaniały świat i wszyscy są zadowoleni. Może z wyjątkiem pacjenta, którego – jak mawia pewien mądry człowiek i w dodatku kobieta – nie da się zapiąć na ostatni guzik.

Zaufanie do lekarza

– Ja bym z tą utratą zaufania do lekarza nie przesadzała, tak? To zaufanie nie jest nadszarpnięte, tak? – przekonuje w audycji radiowej ważna osoba. A skąd pani to wie, tak? Moje zaufanie jest nadszarpnięte i nie przez Goździkową i jej receptury. Uszczerbek na zaufaniu zafundowała mi bezkresna jak droga donikąd i bezradna służba zdrowia. Nauczyła mnie, że wbrew temu, co sugerował z wiarą w lekarzy Kamil Durczok w autobiograficznej książce o raku, lekarz nie jest i nie może być dziś partnerem dla przeciętnego pacjenta. Wyjaśnia to choćby taka analogia: weźmy słynną scenę rodzajową Aleksandra Kotsisa zatytułowaną „Ostatnia chudoba” i porównajmy ja ze współczesnym apelem o pomoc finansową dla ciężko chorego. Oto dwa modele desperacji, które pokazują, jak wyglądać może partnerstwo w sytuacji skrajnego ubóstwa – gdy nie ma środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb, partnerstwo lekarza i pacjenta może być już tylko jednostronnym współczuciem. W tych wypadkach solidarność czy partnerstwo wypada dość blado, a z prawno-ekonomicznego punktu widzenia wydaje się niemożliwe.

Lekarz wie, że trzeba funkcjonować na rynku świadczeń jako ostoja wśród zmiennych kolei refundowanych usług medycznych. Lekarz nie kształci się na ojca maluczkich, po studiach zostaje menedżerem własnej kariery. Gdyby taki równy gość pod krawatem poklepał po ramieniu pacjenta i powiedział: - Stary, nie wiem, co ci jest, ale wiem, ile to, co powiedziałem, kosztuje – nie znalazłby kolejnego „klienta”. Ja zaś nie wiem, dlaczego ów fachowiec w bielszym odcieniu bieli pozwala się admirować, gdy kroczy w orszaku adiunktów i innych mędroli i bryluje wśród przedstawicieli świata handlowego, którzy pomagają mu stanąć „na nogi”. Może tak ma być. Niestety, pacjenci łykający „w zaufaniu” piguły podsunięte przez koncern, a wypisane w dobrej wierze przez ludzi w bieli, niekoniecznie stoją potem na nogach, ale czego się nie robi dla dobra nauki.

Lekarze bez granic

Są jeszcze tacy, którzy walczą nie tylko o chorego, ale i o sumienie. Myślę o pojedynczych ludziach, nie o serialowej fantazji, nie o iście nieziemskim szpitalu w Leśnej Górze. Takim judymom należałoby się w strukturach państwowych coś więcej niż nieformalne słowa uznania wyrażone na czatach i coś innego niż zgrabna koperta. To mógłby być nawet dla pacjenta honor i przyjemność dać się choćby pokroić ludziom z powołania. Szkoda, że powołanie często kłóci się z zawodem.

Swoją drogą spotkać lekarza-człowieka to niemały cud współczesnej medycyny. A i cuda się zdarzają, chociaż niejeden lekarz rozkłada ręce.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto