"Nasza klasa" to historia dawnych uczniów jednej ze szkół - Żydów i Polaków. W czasach szkolnych razem się uczyli, bawili, łobuzowali, stawali się dorośli. Mieli marzenia o tym, kim chcą zostać w przyszłości. Jednak życie zweryfikowało ich dziecięce ideały.
Ich losy śledzimy od lat 20., poprzez okupację sowiecką i niemiecką aż do okresu po upadku Muru Berlińskiego. Początkowo wiele ich łączy, z czasem coraz więcej zaczęło dzielić. Do tego stopnia, że byli w stanie uczynić największą niegodziwość względem siebie. Zapomnieli o dawnych czasach, najważniejsze stało się dla nich przeżycie. Co się stało z tamtą klasą?
Sztuka Tadeusza Słobodzianka opowiada o przyjaźni i niegodziwości, to historia ostatnich kilkudziesięciu lat, nie tylko Polski, ale także Europy. Należy podkreślić, że kanwą sztuki są prawdziwe wydarzenia. Jak choćby pogrom w Jedwabnem - w 1941 roku grupa Polaków spaliła w stodole kilkaset Żydów.
Jeśli chodzi o grę aktorską, to wszyscy wczuli się w swoje role - Polaków i Żydów. Norwescy aktorzy nie grali swoich postaci, tylko nimi byli przez całą sztukę. Na największe brawa zasłużyli Hanne Skille Reitan, która wcieliła się w Dorę, Żydówkę zgwałconą i spaloną w stodole przez dawnych kolegów z klasy oraz Kai Remlov jako Zygmunt, bezwzględny pogromca Żydów.
Bardzo podobali mi się także Marika Enstad jako Zocha, mężatka, która miała liczne romanse i która nie pomogła potrzebującej koleżance Żydówce oraz Per Egil Aske jako Władek, zakochany w Żydówce Polak, który ocalił ją z zagłady, choć wcześniej nie był bez winy.
Podczas sztuki można było usłyszeć kilka polskich piosenek po norwesku - m.in. "Mam chusteczkę haftowaną", "Brunetki, blondynki", "Boże coś Polskę".
Warto wspomnieć o pomysłowej scenografii Gintarasa Makarevičiusa - szkole ławki, schody, po których można się wspinać na wyższe poziomy oraz na strych, kukły imitujące ludzi, a także o kostiumach Katji Ebbel Fredriksen - koszule i spodnie mężczyzn oraz skromne sukienki i spódnice kobiet.
Podczas spektaklu powstaje wiele pytań, m.in. czy okrucieństwo czai się w każdym z nas i co byśmy zrobili na miejscu bohaterów. Być może postąpilibyśmy podobnie, nie wiemy, jak zachowalibyśmy się w danej sytuacji, dopóki jej nie przeżyjemy. Jedno jest pewne, warto zobaczyć tę sztukę - jeśli nie w Oslo, to w Teatrze Dramatycznym. Chętnie obejrzałabym ją jeszcze raz, tym razem w wersji polskiej.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?