Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nasza pani nauczycielka

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
W pierwszej, drugiej i trzeciej klasie uczyła nas wszystkiego nasza pani. Sama jedna, samiuteńka. Wszystkiego. Taka była mądra.

Pani była jakaś taka perkata: trochę niska, trochę pyzata, miała siwe włosy i jednego buta na grubej podeszwie. Bo była całkiem kulawa. Ubranie miała zawsze czarne, a pod szyją biały kołnierzyk i taką śliczną broszkę.

Pani przyjechała nie wiadomo skąd, mieszkała u jednych państwa w pokoiku i miała na ręce cyferki. Chyba ich nie myła, albo co, bo były zawsze.

Pani uczyła nas pisania, czytania na elementarzu o Ali, Oli i psie Asie. Najpierw pisało się ołówkiem, a potem dopiero atramentem i robiły się kleksy. Potem nasza pani uczyła nas też rachunków i było dodawanie i odejmowanie słupków.

Przed Bożym narodzeniem pani robiła szkolne jasełka: umiała wycinać z kartonu i malować dekoracje a dla nas takie kolorowe stroje z karbowanej bibułki. Najlepiej miała dziewczynka ubrana za choinkę, bo była cała zielona, tylko stała i nie musiała się uczyć żadnego wierszyka.

A potem to już nie było jasełek, tylko akademie i przedstawienia dla ludzi. I ja byłam raz dzwoneczkiem polnym z fioletowej bibułki. I za kulisami czekały nasze mamy żeby nas potem prędko ubrać, bo na sali gimnastycznej było strasznie zimno.

Na lekcjach nie wszyscy zawsze byli grzeczni i ładnie czytali, więc pani za karę musiała dać po łapie gumą. Albo przez plecy, ale to mniej bolało niż po łapie, bo pani umiała jakoś tak po palcach - ciach! Ale najgorzej miał taki jeden chłopiec, okropnie niegrzeczny i go pani brała za głowę, wypinała tyłkiem do klasy, a czasem, jak już był jeszcze niegrzeczniejszy, to mu ściągała portki i dawała gumą po gołej pupie. Po drugim razie to już płakał i mówił, że więcej nie będzie.

Guma to był taki kawałek czegoś czarnego, gumowego z drutami w środku. Jeden pan mówił, że to od wysokiego napięcia, ale co by to miało znaczyć?

Nasza pani była okropnie zdolna artystka. Pięknie malowała, rysowała, a z kolorowych marmurków nożyczkami robiła wycinanki. Kurpiowskie się nazywały i były strasznie piękne i kolorowe. Pani te wycinanki wkładała między dwie szyby, oklejała na brzegach i ludzie kupowali te wycinanki. A potem wieszali na ścianach. W naszej klasie też wisiały na ścianach i było bardzo ładnie.

Pani umiała też wycinać z białego kartonu litery, potem tak jakoś robiła, że były wypukłe i te litery przypinała szpilkami do czerwonego materiału. Jak woźny to przybił do dwóch patyków to się nazywało transparent. I go więksi uczniowie nosili w pochodzie.

A potem nasza pani wyjechała do Warszawy.

Ale zapomniała zabrać ze strychu ,z tego domku, co w nim mieszkała wszystkie naftowe lampy. Bo ona je ciągle kupowała, żeby było światło jak przyjdzie znowu wojna. Bo wszyscy mówili, że ta wojna to znowu będzie i musi przyjść Ameryka.

Wszyscy czekali i czekali, ale wojny nie było. A Ameryka w końcu przyszła i się nazywała UNRRA. I szkła zapasowe nasza pani też zostawiła. A UNRRA dawała dzieciom mleko w proszku do woreczka.

No i potem już nigdy naszej pani nie widziałam. Ale jedna pani, co jeździła do Warszawy mówiła raz, że nasza pani w Oświęcimiu była. Tam jej wypisali te cyferki na ręce i tam sie nauczyła tak z tą gumą, bo się nazywała kapo. I jak to ludzie odkryli, to już nikt naszej pani nie lubiał. Tam w tej Warszawie.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto