Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie chciało się doręczyć paczki? Czyli o dziwnych praktykach Poczty Polskiej

Pleciuga Łazowska
Pleciuga Łazowska
Z usług Poczty Polskiej korzystamy prawie wszyscy. Podobno ta szacowna instytucja ciągle się modernizuje i ulepsza, by aktualni i potencjalni klienci walili do niej drzwiami i oknami. Tymczasem - jeśli chodzi o jakość usług - zdarzają się przypadki potrafiące człowieka zwalić z nóg. O takim konkretnym przypadku poniżej.

Moja warszawska przyjaciółka pani Jadwiga Sz. postanowiła, że 28 grudnia wyśle mi za pośrednictwem Poczty Polskiej paczkę, zawierającą prezent urodzinowy. Jak postanowiła, tak uczyniła. Paczuszka została nadana w jednym z warszawskich urzędów pocztowych priorytetem, a mnie wypadało tylko czekać na wizytę kuriera, by ją odebrać.

Oczywiście ze względu na spiętrzenie ilości wysyłanych w tym świątecznym okresie listów, kartek i paczek nie bardzo wierzyłam w zapewnienia mojej przyjaciółki, że paczka zostanie mi doręczona akurat w dniu moich urodzin, czyli 29 grudnia. W domu jednak przezornie siedziałam, bo jak powiadają - strzeżonego Pan Bóg strzeże. Moja euro skrzynka także nie zawierała żadnego dowodu śladu bytności w bloku dostarczyciela paczki, czyli awiza.

Dziś także na próżno czekałam w domu na upragnioną paczkę z Warszawy. Może jutro? - pomyślałam sobie wierząc, że przesyłka w końcu do mnie dotrze. Około godziny 18 zadzwoniła pani Jadwiga z komunikatem, że rzeczona paczka właśnie została jej przez przedstawiciela PP zwrócona z adnotacją, że adresat, czyli Ewa Łazowska pod wskazanym adresem nie mieszka.

W pierwszym momencie sądziłam, że być może, moja przyjaciółka w nawale zajęć poświątecznych pomyliła moje dane adresowe. Okazało się jednak, że dane te zostały podane prawidłowo i zgodnie ze stanem faktycznym. Nawet kod pocztowy się zgadzał. Z adnotacji nabazgranych na przesyłce, która była w Łodzi w dniu 29 grudnia można było także wyczytać, że o "skreśleniu" mnie z listy mieszkańców bloku, w którym mieszkam nieprzerwanie od dziesięciu lat, zadecydował oddział PP w Łodzi, mający swoją siedzibę przy Alei Włókniarzy 277 i zajmujący się głównie dostarczaniem i wysyłaniem paczek.

Zbulwersowana takim obrotem sprawy zadzwoniłam do naczelniczki "mojej" osiedlowej poczty. Pani naczelnik uznała, że sprawa ma charakter skandalu i poprosiła o oficjalne złożenie skargi na piśmie. Sęk jednak zasadza się w tym, że to nie ja powinnam taką skargę złożyć, ale nadawca przesyłki, czyli pani Jadwiga Sz. Oczywiście nie omieszkałam o tym fakcie poinformować pani Jadwigi jako "sprawczyni" tego całego zamieszania. W kolejnej rozmowie telefonicznej ustaliłyśmy, że paczka zostaje na razie w Warszawie, a ja będę czekać na koronny argument wysłania przesyłki do Łodzi, czyli na dowód nadania. Bez tego moja interwencja w rzeczonym oddziale Poczty Polskiej w Łodzi (Aleja Włókniarzy 277) jest, jak się wydaje, nie do przeskoczenia.

I jeszcze jedno. Przy okazji "przygody" z nie dostarczeniem przez PP rzecznej paczki pojęłam, że to nie Poczta Polska jest winna, ale kurierzy przez nią wynajmowani, którym nie zawsze chce się solidnie pracować. Jasne jak słońce. Przecież o wszystkim decydują konkretni ludzie. Także o tym czy ta paczka - wędrowniczka miała być do mnie dostarczona, czy też może zwrócona z niewiadomych mi powodów do nadawcy.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto