Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

(Nie) zakazane piosenki, czyli powstańcze śpiewanie w Warszawie

Jolanta Dyr
Jolanta Dyr
Bohaterom Warszawy - mieszkańcy miasta
Bohaterom Warszawy - mieszkańcy miasta
W 70. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego mieszkańcy Warszawy umówili się na pl. Piłsudskiego by po raz kolejny wspólnie pośpiewać powstańcze, patriotyczne pieśni.

1 sierpnia 2014 w stolicy rozpoczął się deszczem i nie zachęcał do wychodzenia z domu. Ale to ważny dzień, więc wyjść trzeba. Planowałam wziąć wieczorem udział we wspólnym śpiewaniu powstańczych piosenek na placu Marszałka Piłsudskiego w Warszawie. Około 17 przejaśniło się na tyle, że wsiadłam na rower i ruszyłam w drogę. Chmury gdzieś zniknęły i nawet słońce zaczęło świecić, więc byłam bardzo zadowolona.

Po drodze jak zwykle ostatnio zatrzymywałam się dość często z różnych powodów. A głównie po to by coś obejrzeć, czemuś zrobić zdjęcie. Tym razem moją uwagę absorbowała głównie 70 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego i jej obchody w Warszawie. Jechałam więc ulicą Puławską, jechałam aleją Szucha, alejami Ujazdowskimi, Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem. Wolno jechałam, częściej właściwie prowadziłam rower niż na nim jechałam. Zwracałam uwagę na wiele rzeczy po drodze - na tablice pamięci, na pomniki, na biało - czerwone lub żółto - czerwone szarfy, na kwiaty i znicze. Ale także zwracałam uwagę na ludzi, takich samych przechodniów jak ja zatrzymujących się tu czy tam. Ale też na tych tłumnie siedzących ze znajomymi w letnich kawiarenkach. Innych jadących na rowerach, spacerujących, zadumanych, oglądających uliczne wystawy, dyskutujących ze sobą, komentujących to i owo.
- Jak Pani myśli, czy my tak byśmy potrafiły tak jak oni? - zadała mi pytanie dwa razy młodsza ode mnie kobieta. Uśmiechnęłam się w duchu, uśmiechnęłam się do niej. - Na pewno byśmy potrafiły, gdyby była taka konieczność - odpowiedziałam. Uśmiechnęłyśmy się do siebie, zapatrzone we własne myśli. Każda ruszyła w swoją stronę. Przed chwilą wspólnie oglądałyśmy twarze powstańców patrzące na aleje Ujazdowskie i na nas z ulicznej wystawy. Wiele osób zatrzymuje się w alejach Ujazdowskich by obejrzeć poczet powstańców warszawskich, współczesnych, w sile wieku, z coraz mniejszą ilością sił witalnych, dali radę, doświadczyli, przeżyli, niosą pamięć, wciąż żywą choć nie dla wszystkich wygodną.

Warszawskie dzieci

Dowódcy Armii Krajowej i wielu żołnierzy AK było dorosłymi ludźmi. Dowódcy Szarych Szeregów byli dorosłymi ludźmi. Ale większość szeregowych harcerzy Szarych Szeregów była bardzo młoda. Była to głównie młodzież, w dużej mierze starsza młodzież, może nawet akademicka ale jednak młodzież. Patrząc z perspektywy mojego dojrzałego wieku większość były to prawie dzieci. Każdy prawie dwudziestolatek dla osoby sześćdziesięcioletniej jest dzieckiem, tak samo jak dla dwudziestolatka prawie każdy sześćdziesięciolatek to starzec. A tak naprawdę, w mojej opinii ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Dojrzałości człowieka nie określa wyłącznie jego metryka, ale wnętrze. Ludzie są dojrzali na tyle na ile w danej sytuacji się dojrzale czują i zachowują. To inni ich oceniają po metryce i wyglądzie, a nie po psychice, osobowości, umiejętnościach, możliwościach i chęciach. Ponadto wojna wymusza szybsze dojrzewanie. A trzeba pamiętać, że wojna trwała już w Polsce ponad 4 lata. Młodzi widzieli getta, transporty ludzi wywożonych do krematoriów. Wiedziano także o zbrodniach na wschodzie, choć przypisywano je wyłącznie Niemcom. Młodzi, dzieci nawet kilkuletnie widziały uliczne zbrodnie. Wieszanie ludzi, rozstrzeliwania. Widzieli często umierające dzieci w objęciach ich własnych matek z głodu, z choroby, czy ran wojennych. Niemieckie władze okupacyjne od długiego czasu żądały daniny ludzkiego życia. Ustalały ilościowe żądania ofiar na danym terenie - dzielnicy, osiedlu. Wielu harcerzy z Szarych Szeregów zdawało sobie sprawę z tego do czego dąży okupant w stolicy i nie potrafiło się z tym pogodzić. I choć z ich metryk wynikało, że są młodymi ludźmi, to byli to dojrzali, wykształceni inteligentni i mądrzy ludzie, którzy podobnie jak wielu innych chciało normalnie żyć. Ale chcieli też walczyć o godność ludzką, o wolność ojczyzny, o państwo prawa i sprawiedliwość społeczną. Chcieli jak najszybszego końca wojny i wyrzucenia okupanta z ojczyzny. Chcieli i musieli się przeciwstawić planowej eksterminacji mieszkańców okupowanej stolicy. I po prostu zaczęli to robić, licząc zapewne w perspektywie czasu na obiecywaną pomoc aliantów, wojsko i innych sojuszników.

Warszawskie dzieci ... młodzi bohaterowie tamtych dni ...
" ... ... jak Pani myśli, czy my tak byśmy potrafiły jak oni? ...
uśmiechnęłam się ...
... na pewno, byśmy potrafiły, gdyby była taka konieczność
... dzieci wszystko potrafią, szybko się uczą ... dodałam w myślach, sama do siebie!

Już potem, podczas koncertu bardzo starałam się by udało mi się nagrać kultową już pieśń o warszawskich dzieciach i ją wszystkim pokazać. Udało mi się ... oto ona - kręcona z ręki, uniesionej w górę, "starczej" ręki, więc drżącej ... ale trudno ... ręka jest jaka jest, ale zrobiła to co zamierzała głowa ... na pewno mogło być lepiej, ale jest jak jest.

Powstańczne śpiewanki

Na placu Piłsudskiego zjawiłam się dwie minuty przed godziną dwudziestą. Tłum już był spory. Zanim dotarłam na plac, zastanawiałam się przez chwilę co zrobię z rowerem. Gdy już dojechałam na miejsce, wiedziałam już że nic z nim nie zrobię. Po prostu będę go miała obok siebie jak dziesiątki innych osób. Rower w Warszawie staje się już powszechnym środkiem lokomocji. Stanęłam w kolejce po śpiewnik. Długa to była kolejka, ale poruszała się bardzo szybko. Wzięłam śpiewnik, dostałam buteleczkę wody do picia i ruszyłam w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca dla siebie. Nie chciałam jednak pchać się zbytnio do przodu, w pobliże sceny. Gdyby miała to zrobić, powinnam była zostawić rower gdzieś z boku, by innym nie przeszkadzać. Stanęłam dość daleko sceny po wschodniej stronie placu, nadal mając rower obok siebie, jak wiele innych osób w pobliżu. Scena była dość duża - wysoko powyżej chórami i muzykami znajdowały się trzy telebimy - dwa mniejsze po bokach, na których wyświetlane były słowa śpiewanych pieśni lub fragmenty wywiadów lub filmów, a na centralnym dużym ekranie pojawiały się fotografie z Powstania Warszawskiego. Nad całością organizacji koncertu pieczę sprawowało Muzeum Powstania Warszawskiego, Instytucja kultury m.st. Warszawy, Instytut Stefana Starzyńskiego. Mecenasem Obchodów było PZU, partnerem Warszawska Opera Kameralna, a patronat medialny sprawowała Radiowa Jedynka, TVP1, PAP, portal Dzieje.pl, Gazeta Wyborcza, portal Gazeta.pl Warszawa, Co jest Grane, AMS, CityInfoTv.
Maciej Orłoś rozpoczął konferansjerkę. Koncert miał się oficjalnie rozpocząć dopiero o godzinie 20.30 wraz z transmisją w TVP1 oraz TV Polonia, ale zaczęliśmy wspólnie śpiewanie śpiewanie z chórami dużo wcześniej. Tuż po godzinie 20-tej popłynęła w warszawską przestrzeń Warszawianka 1831 roku. Potem wspólnie odśpiewaliśmy kilka innych powszechnie znanych pieśni zapisanych w śpiewniku. O godzinie 20.30 zaczęła się telewizyjna transmisja i śpiewanie zaczęło się ku uciesze tłumu od początku, by telewidzowie czekający na relację z placu Piłsudskiego mogli mieć wrażenie, że zaczynają razem z nami. Magia telewizji, prawda ekranu. Ot, życie ... po prostu życie.

Zaczęliśmy zatem wspólne śpiewanki raz jeszcze. Szło gładko. Profesjonalny chór górował nad placem. Ale dawniej stałam bliżej sceny i wydawało mi się wówczas, że plac aż "drży w posadach". Tym razem nie miałam takiego wrażenia. Wzięłam rower za kierownicę i przeszłam w inne miejsce. Nie wiele się zmieniło, no może trochę olbrzymi reflektor bardziej świecił mi w oczy. Ale tłum nie brzmiał głośniej. Stanęłam na środku placu, vis a vis sceny, ale daleko od niej. Śpiewanie ze śpiewnika patriotycznych pieśni nie jest proste. Nawet przy czytaniu słów z telebimu proste nie jest. Ale śpiewaliśmy razem, bo chcieliśmy to razem robić.

Około godziny 21.30 koncert transmitowany przez telewizje dobiegł końca. Znów zostaliśmy sami. My-tłum i scena z muzykami i chórem. I co? Właściwie nic ... po prostu zaczęliśmy po raz trzeci wszystko od początku. Tak, tak ... część osób rozpoczęła co prawda już odwrót, ale całkiem potężna rzesza stała nadal i śpiewała znów o chłopcach z bagnetem na broni, o pałacyku Michla na Woli, o Warszawskich dzieciach. W pewnej chwili poczułam na wardze kroplę wody. Spojrzałam dokoła. Inni też zauważyli ... zaczęło delikatnie padać. Natura dała nam trochę czasu na wspólny koncert i w końcu postanowiła, że pora przyszła znowu na deszcz.
Nagle z estrady gruchnęło potężnym chórem "Jeszcze polska nie zginęła". Stanęliśmy wszyscy na baczność. Tym razem plac Piłsudskiego na prawdę zadrżał w posadach. Z tysięcy gardeł na całe miasto popłynął Hymn Polski. Zawsze gdy śpiewam hymn narodowy mam łzy w oczach, a wzruszenie aż w gardle mnie drapie. Odkąd pamiętam tak mam. Taka natura, taka rodzina. Gdy opuszczałam plac Piłsudskiego, na głównym telebimie za plecami zostawiałam warszawską Syrenkę, chór szykujący się do domu oraz muzyków zwijających swoje instrumenty. Deszcz przybierał na mocy, Warszawiacy w pośpiechu zaczęli przed nim uciekać z pl. Piłsudskiego. Sama miałam ładnych parę kilometrów do przejechania 8 może 10 i ruszyłam szybko w drogę powrotną. Dojechałam do domu grubo po 22. Oczywiście cała mokra, ale warto było. Na prawdę warto było. Choćby dla samego Hymnu i tych łez pod powiekami. Ale Hymn Polski był przecież jedynie zwieńczeniem wieczoru ... bardzo pięknego, serdecznego, ciepłego, podczas którego wspólnie po raz kolejny śpiewaliśmy powstańcze, patriotyczne pieśni. Warszawa, znowu razem!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: (Nie) zakazane piosenki, czyli powstańcze śpiewanie w Warszawie - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto