Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niekonstytucyjny list otwarty

Aleksandra Puciłowska
Aleksandra Puciłowska
To jest list nie tylko do do pani Pawłowicz, do pana posła Gowina i do reszty tych, którzy odmówili, między innymi, i mnie w sobotę jednego z podstawowych praw obywatelskich. To jest list także do wszystkich ich wyborców.

W Internecie osoby, których sobotnie żenujące głosowanie w Sejmie nad wiadomą ustawą, zabolało najbardziej, organizują się na różny sposób. Zaproponowano mi wysłanie listu do tych z parlamentarzystów, którzy uzurpują sobie prawo do dzielenia miłości na tę lepszą, bardziej wartościową i na tą gorszą, czy jak wolą niektórzy-jałową.
Pomyślałam jednak, że te słowa, które krążą w mojej głowie nie mogą być odczytane tylko przez wyżej wymienionych posłów na ich słynnych już iPadach. Bo to, co chcę powiedzieć powinien przeczytać każdy ten, kto wybrał swym głosem tych ludzi do Sejmu RP. Każda pojedyńcza osoba.

W debacie o związkach partnerskich lub o homoseksualizmie, wszyscy chętnie powołują się na statystyki (patrz: Maria Czerw). Ale ja zawsze wolałam żywego człowieka, realne problemy i codzienne życie. Bo to tego wszystkiego dotyczy ta debata. Nie słupków tworzonych przez kolejnego naukowca, a żywych ludzi. Ludzi, którzy mają uczucia, mają emocje i mają problemy. A tych ostatnich nie rozwiążemy pisząc kolejny elaborat naukowy. Statystyki zabijają żywego człowieka. Nie chcę być którąś z rzędu cyferką w wyliczeniu. I nie chcę być przedmiotem kolejnych badań, których wynikami będzie można się później przerzucać w studiu telewizyjnym, czy na forum internetowym-choćby i tu, na W24. Mówicie o "liczbie homoseksualistów", przekrzykujecie się na temat "odsetek rozpadów związków homoseksualnych", opowiadacie o "bezużyteczności związku dwóch facetów lub kobiet" i rzucacie obelgami o "pedałach, lesbach i zboczeńcach", którzy są tylko "marginesem społeczeństwa, który nie jest realnym problemem Polski."

Może i jestem marginesem. Mogę zgodzić się także co do tego, że dla Polski jako kraju samego w sobie, problem związków partnerskich faktycznie nie stanowi palącego problemu. Stanowi go jednak dla mnie. I dla setek tysięcy innych Polek i Polaków. Takich samych jak Wy-płacących podatki i biorących na siebie wszystkie pozostałe obowiązki obywatelskie.

Polskę opuściłam już 7 lat temu. Również dlatego, że nie bardzo miałam pomysł, jak w niej ułożyć mam sobie życie-jako lesbijka.
W związku stałym jestem od 4 lat. Ze swoją partnerką byłam wpierw przez długi okres czasu w związku na odległość, bo i ona pochodzi z Polski. Przyjechała do Niemiec dla mnie. Mieszkamy razem, cieszymy się naszym szczęściem i naszą miłością nie mając jakichś szczególnie dużych trosk. Ale co jakiś czas przychodzi ta myśl: a co jeśli..?
A co jeśli jedna z nas kiedyś nie spojrzy przed przejściem przez ulicę w tą stronę, w którą powinna była? A co jeśli w szpitalu będzie trzeba podjąć ważną decyzję, której-miejmy nadzieję-żadna z nas nigdy podejmować nie będzie musiała? Jak przekonać świat o tym, że ta której decyzja będzie dotyczyć, chciałaby by prawo do niej miała ta druga z nas..?
Jak wywalczyć prawo do decyzji o pochówku, o spadku..? Jak wywalczyć prawo, które wydaje się dla każdego tak naturalne, tak oczywiste?

Na ustawę o związkach partnerskich czekamy od pewnego czasu. Mieszkamy obie w Niemczech, nie wybieramy się z powrotem do Polski. Ale projekt tej ustawy na terytorium Polski jest dla nas równie ważny, jak dla każdej lesbijki i geja, który w niej mieszka. W kraju jesteśmy często. A Polska nie uznaje związków partnerskich zawartych poza granicami swojego terytorium.
Moja i mojej partnerki miłość, która tu-w Niemczech-może być całkowicie legalna i honorowana przez państwo, w Polsce ponownie stanie się "niekonstytucyjna". Akt zawarcia związku partnerskiego, który wystawiony zostanie przez berliński urząd stanu cywilnego, w Polsce stanie się automatycznie tylko egzotyczną pamiątką z Zachodu. Wystarczy bym wyszła z domu, pojechała 3 stacje metrem na dworzec i tam wsiadła w dowolny pociąg w kierunku wschodnim. Po 2 godzinach moja miłość znów będzie nielegalna, "nieestetyczna", "bezużyteczna", a moja partneka wobec mnie-nikim innym, jak tylko współlokatorką...

Pomyślałyśmy-dobrze, w takim razie zrobimy inaczej. Zawrzemy związek w Niemczech, jedna z nas przyjmie nazwisko drugiej. Jeśli którejś z nas stanie się coś na terytorium Polski-wspólne nazwisko wiele pomoże. Nie pierwszy raz okaże się, że w naszej "kochanej ojczyźnie" bardziej opłacalne jest kłamać i pluć wokół siebie hipokryzją, niż pozostać uczciwym. Wspólne nazwisko połączone z "drobnym" kłamstwem, co do stopnia naszego pokrewieństwa pozwoli nam chociaż uzyskać informację w szpitalu. W razie czego-chociaż tyle...
Tylko, że tu pod nogami pojawia się kolejna kłoda: o ile zamiłowanie do aktów prawnych i wszelkich świstków urzędowych objawia się w stopniu niesamowicie intensywnym, kiedy trzeba odrzucić ustawę o "jałowej miłości"-zasłaniając się Konstytucją, o tyle w drugą stronę nie działa to już tak płynnie niestety... Nazwisko partnerki mogę w Niemczech, owszem, przejąć-ale nikogo w Polsce to nie obejdzie. Egzotyczna pamiątka z Niemiec w postaci aktu zawarcia związku partnerskiego nie będzie przekonująca, jako uzasadnienie wniosku o zmianę nazwiska. W końcu przepisy ustawodawcze mówią wyraźnie: Polska nie honoruje związków partnerskich zawartych poza granicami... i tak dalej, i tak dalej. Ponownie przepis ponad człowiekiem. Ponownie słupki, wykładnie i ustawy.
A naprzeciw my-margines, który dla Polski nie stanowi "palącego problemu"...

Nie pozostaje nam nic innego, jak zawrzeć związek w tym kraju, w którym istotne jest to nie kogo się kocha, a czy kocha się w ogóle. I liczyć na łut szczęścia, iż w Polsce nigdy nam ten "dowód miłości" nie będzie potrzebny.
Skoro nie chcecie nam dać prawa do legalnego szczęścia, to trzymajcie choć za nas kciuki, by to nielegalne nam dopisało...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto