Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Niemiecka jesień...". Niemcy mieli prawo cierpieć po wojnie?

Ewa Żak
Ewa Żak
Okładka książki
Okładka książki www.czarne.com.pl
"Niemiecka jesień...", książka przedstawiająca rzeczywistość powojennego upadku Niemiec, budzi kontrowersje i mieszane uczucia. Autor angażuje czytelnika w opowieść o kraju, który doznał ran i próbuje podnieść się po klęsce i kapitulacji.

"Niemiecka jesień. Reportaż z podróży po Niemczech" - książka autorstwa Stiga Dagermana, którą czytelnik polski dostaje do rąk w sześćdziesiąt kilka lat po premierze, wzbudziła poruszenie nim na dobre się ukazała. W internecie na jej temat przetoczyła się niejedna emocjonalna i wrząca dyskusja. W istocie niniejsza publikacja może budzić kontrowersje i mieszane uczucia.

Autor opisuje realia powojennego upadku Niemiec - "czasu chłodu i głodu". Opisana ze szczególną drobiazgowością rzeczywistość poraża swoją autentycznością.
Autor angażuje czytelnika w opowieść o kraju, który również doznał ran i próbuje podnieść się po klęsce i bezwarunkowej kapitulacji.

Rzeczywistość, którą w tak wnikliwy sposób przedstawia, jest rozdarta, bolesna i wydaje się, że nierozwiązywalna. Dagerman udaje się w samo epicentrum bólu, by stanąć twarzą w twarz z człowiekiem i pytaniami, na które nie znajduje odpowiedzi. Oddaje głos głodującym, zmarzniętym i zrozpaczonym ludziom.
Dagerman - mówiąc za Ellfriede Jelinek, autorką interesującego wstępu - ogląda i opisuje ów świat oddając prawdę o tamtym czasie. Wnikliwy wzrok autora widzi miasta-ruiny, krajobrazy równie nierzeczywiste jak senne koszmary. "Zburzone fasady, samotne ściany domów z pustymi otworami okien, wybałuszające szeroko otwarte oczy na przejeżdżające wagony, osmolone pożarem nieokreślone resztki budynków".

W zalanych przez deszcz piwnicach mieszkają całe rodziny, dzieci wychodzą z domu, żeby coś ukraść lub po prostu zdobyć do jedzenia, kobiety oddają się alianckim żołnierzom w zamian za czekoladę, mydło, papierosy. Inni narażają życie dla ziemniaka i skłonni są pójść na wszystko, by tylko przeżyć. Są i tacy, którzy przekroczyli już wszelkie granice, bo przecież "lepiej upaść niż pójść na dno". Perony są czarne od ludzi z plecakami, wiązkami chrustu, małymi wózkami, główkami kapusty. To świat brudny, biedny, pokątnie handlujący, występny.

Tej niemieckiej jesieni 1946 roku na twarzach ludzi widoczne są przygnębienie i apatia. Przemiany polityczne, próby stopniowej demokratyzacji i pierwsze powojenne wybory, schodzą na drugi plan w obliczu głodu, rozgoryczenia. Nie wzbudzają wśród ludzi radości czy entuzjazmu. Rozprawy przed trybunałami denazyfikacyjnymi traktowane są jak teatr. Choć w Niemczech mało jest radości, to do rozrywek bez wątpienia należą właśnie one. Sędziowie wykonują symboliczne gesty wobec oskarżonych. Ci na dowód, że są niewinni i podczas wojny zachowywali się przyzwoicie powołują się na liczne zaświadczenia lub przychodzą ze świadkami. Lecz takich świadków mają wszyscy oskarżeni - jeden kosztuje kilkaset marek. I nikogo zupełnie nie dziwi, że rozprawy zazwyczaj kończą się uniewinnieniem lub grzywną.

Ważnym problemem są też napięcia klasowe między biednymi a najmniej biednymi, które po upadku Rzeszy dodatkowo się wyostrzyły: "Podczas gdy najbiedniejsi żyją w piwnicach ruin, bunkrach lub odrapanych więziennych celach, a średnio biedni w ocalałych czynszowych kamienicach, gdzie na rodzinę przypada jeden pokój, to najmniej biedni rezydują w swych dawnych willach (...) lub w największych mieszkaniach w mieście, na których nie stać nawet średnio biednych". Jest to sytuacja - jak pisze Dagerman - zupełnie absurdalna i niesprawiedliwa.

Inne ważne kwestie to wzrastające zadrażnienia między uchodźcami a stałymi mieszkańcami, jak również konflikt pokoleń. Widoczna jest "obopólna pogarda panująca między młodym a średnim pokoleniem, które nie dopuszcza młodych do kierowniczych stanowisk w związkach zawodowych, do władz partii czy w szeregi urzędników instytucji demokratycznych (...). Młodzi na próżno walczą ze starszymi o wpływy, którym odmawia się im z uzasadnieniem, że wyrośli w cieniu swastyki. Z kolei młodzież nie chce się oddać w ręce starszego pokolenia, bo według niej to ono odpowiada za upadek demokracji".

Dagerman dzieli się z czytelnikiem smutną refleksją: podbili świat, mając osiemnaście lat, mając dwadzieścia dwa wszystko stracili. To najbardziej godna pożałowania generacja, której jednak nie wszystko jest obojętne. Sędziowie zarzucają im, że przyrzekali Führerowi bezgraniczne zaufanie i ślepe posłuszeństwo, lecz oni uważają, że nie mają na sumieniu żadnego czynu popełnionego w imię nazizmu, i że to niesprawiedliwe, że się ich karze. Bronią się mówiąc, że nikt nimi właściwie nie pokierował: "nikt nam tego nie mówił. Mieliśmy wtedy po czternaście lat". Twierdzą, że cały świat popierał Hitlera, starsze pokolenie samo popierało nazizm, a do nich nie wycięto ręki. Na koniec adwokat już bez zawoalowania mówi: "ustawa dotyczy całego narodu. Nie wystarczy zapłacić dwa tysiące marek grzywny. Konieczna jest przemiana duchowa, dotyczy to również młodych. Nie mówcie już: nie możemy nic zrobić, choćby nawet twierdzenie, że żadnych młodych ludzi nie potraktowano gorzej niż was, było prawdziwe".

Ów reportaż jest relacją bez "gniewu i stronniczości". Autor pozwala mówić swoim bohaterom, choć to, co mówią, częstokroć jest przerażające. Tak oto wygłodzeni ludzie przyznają, że lepiej im było za Hitlera. Bez głębszej refleksji domagają się, by alianci przestali ich karać, bo cokolwiek ich żołnierze robili w innych krajach, Niemcy nie zasłużyły na tak niewspółmierną karę. Nie rozumieją, dlaczego się ich karze. Przecież oni walczyli tylko o własny kraj.

Niektórzy mogą się zastanawiać: kogo obchodzą losy i cierpienie Niemców po wojnie? Naziści zabijali w niewyobrażalnych, nieludzkich okolicznościach miliony ludzi. Zbudowali komory gazowe. Ponadto swoją zbrodniczą działalnością sprawili, że zachwiały się wartości, które budowano od pokoleń. Za ich sprawą zdeprecjonowała się wiara w człowieka, w dobro i w sens życia. To nie tylko głód, zimno i brud... W czasie wojny zdarzyło się coś więcej. Jednak z drugiej strony zapytać można, czy w porządku jest, by cały naród niemiecki niósł brzemię odpowiedzialności zbiorowej za czyny nazistów? Szymon Wiesenthal występował przeciwko tej zasadzie, skupiając swoją działalność na wykazaniu winy indywidualnej, mimo iż sam doświadczył cierpienia od nazistów i opisał w swoich książkach niejedną przerażającą rzecz z tego okresu. Oczywistością jest, że w żaden sposób nie można postawić znaku równości między cierpieniem niemieckiego społeczeństwa po wojnie a cierpieniem ludzi w czasie jej trwania. Jak w takim razie czytać tę książkę? Czy ze współczuciem? Czy Niemcom cierpiącym po wojnie można w ogóle współczuć?

Książka skłania do szukania odpowiedzi na te i inne pytania. Dagerman porusza problem zbiorowej odpowiedzialności Niemców, winy i kary, skruchy i przebaczenia w obliczu totalitarnego zła. I wydaje się, że niemożliwa jest tu jakakolwiek ocena moralna. Lekturą tej książki można być poruszonym. Jednak nade wszystko warto ją przeczytać, by zbudować sobie obraz tego, jak ów kraj po wojnie wyglądał. Jej autor wszakże oddaje głos jej bohaterom "bez świadomości, że jego zdanie zostanie wzięte pod uwagę". "Niemiecka jesień..." to ważna pozycja książkowa. Jej ważność wpisuje się w nowatorskim podejściu do zagadnień związanych z wojną. Nowatorstwem tym jest samo pisanie o uczuciach Niemców, ich cierpieniu i unoszącym się w powietrzu - choć niewypowiedzianym - pytaniu, czy mają do tego prawo?

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto