Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niemiecka wielokulturowość, czyli "Lebensborn" XXI wieku

MichalTyrpa
MichalTyrpa
Wojciech Pomorski z córkami (fot. archiwum Wojciecha Pomorskiego)
Wojciech Pomorski z córkami (fot. archiwum Wojciecha Pomorskiego)
Germanizując dzieci z mieszanych małżeństw, niemieccy urzędnicy w dalszym ciągu realizują rasistowską politykę III Rzeszy.

Dziś Komisja Petycji Parlamentu Europejskiego rozpatrzy wnioski
w sprawie dyskryminacyjnych i niezgodnych z prawem unijnym praktyk niemieckich urzędów, których ofiarą padają dzieci pochodzące ze związków, z których jedno z rodziców jest narodowości niemieckiej. Komisja rozpatrzy pięć petycji. Wnioskodawcami są: Wojciech Pomorski (38/2006), Lidia Jochimsen (712/2006), Beata Pokrzeptowicz-Meyer (713/2006), Mirosław Kraszewski (848/2006) oraz Brygida Pokrzeptowicz (849/2006). Oprócz Polaków pod jednym z wniosków podpisały się także osoby, które znalazły się w podobnej sytuacji, a są obywatelami takich państw, jak Austria, Francja, Belgia, Wielka Brytania, USA, RPA i Australia. Wnioskodawcy będą się starać m.in. o delegalizację na terenie Unii Europejskiej Jugendamtów (Urzędów ds. Dzieci i Młodzieży) – instytucji działających w RFN na szczeblu lokalnym i finansowanych z budżetów niemieckich gmin i powiatów. „Jugendamty funkcjonują na poziomie niemieckich krajów związkowych i jako takie nie podlegają rządowi federalnemu” – zaznacza w rozmowie z autorem artykułu Marcin Libicki, eurodeputowany PiS, przewodniczący Komisji Petycji PE. I wyjaśnia: „30 stycznia komisja będzie badać, czy dyskryminowani rodzice wnioskujący o delegalizację Jugendamtów mają rację. Czekamy także na stanowisko rządu niemieckiego w tej sprawie.”

Nikt nic nie wie

Beata Pokrzeptowicz, tłumacz
przysięgły języka niemieckiego i wykładowca uniwersytetu w Bielefeld
jest mamą siedmioletniego Moritza. W trzy lata po ślubie, mąż Dirk
Meyer opuścił ją, wybierając przyszłość u boku starszej o 11 lat
kobiety. Na dziecko przestał łożyć. Mimo że w roku 2002 doszło do
rozwodu, matka nie utrudniała ojcu kontaktów z synem. Kiedy
uprzedziwszy byłego męża wyjechała z małym Moritzem na parę miesięcy do
Polski, niemiecki sąd orzekł, iż doszło do porwania i przekazał opiekę
nad dzieckiem jego ojcu. Od tej pory pani Beacie nie wolno było
rozmawiać z synem po polsku. Widywać go mogła jedynie pod nadzorem i w
pomieszczeniu Jugendamtu. Wszystko to odbywa się za cichym przyzwoleniem polityków, z
których wielu lubi powtarzać frazesy o wspieraniu wielokulturowości i
zaangażowaniu w międzynarodowy dialog. Beata Pokrzeptowicz-Meyer
wymienia w tym kontekście nazwiska Horsta Köhlera, Gesine Schwan,
Georga Boomgardena, Brigitte Zypries Rity Süssmuth, Angeliki
Schwall-Düren, Volkera Becka, Claudii Roth, Günthera Nooke, Elmara
Brooka, Hansa-Gerta Pötteringa, Mechthild Rothe, Christopha Strässera,
od dawna informowanych o praktykach dyskryminacji, których ofiarą
padają polscy rodzice i ich dzieci.

Zagrożenie dla rozwoju

W opinii dyskryminowanych rodziców rzeczywiste cele Jugendamtów
nie zmieniły się od czasów Hitlera. W jednej z petycji do Parlamentu
Europejskiego napisali: „Nowoczesny niemiecki Jugendamt jest
organizacją o charakterze nazistowskim, która w imię narodu niemieckiego wychowuje europejskie dzieci w duchu kłótni i nienawiści.
Dlatego Jugendamt należy uznać w Unii Europejskiej za instytucję
nielegalną.” . Dla uzasadnienia szykan, niemieccy urzędnicy posługują
się absurdalnym argumentem szkodliwego wpływu dwujęzyczności na rozwój
dzieci. Opinie autorytetów naukowych są zgodnie ignorowane zarówno
przez Jugendamty, jak przez sądy. Mirosław Kraszewski cytuje dwie
ekspertyzy, które nie pomogły mu przed sądem w walce o prawo do
rozmawiania po polsku z jedenastoletnim dziś synem, Filipem. Hedwig
Amorosa, profesor psychiatrii z Monachium napisała: „Dwujęzyczność jest
zjawiskiem raczej normalnym niż szczególnym. Połowa ludności świata
jest dwujęzyczna. Zakłócenia w rozwoju mowy nie pozostają w związku z
dwujęzycznością” . Logopeda ze Stuttgartu, dr Marion Hermann-Roettgen,
stwierdziła: „Na podstawie mojego 30-letniego doświadczenia uważam
wydany względem ojca zakaz porozumiewania się z dzieckiem w języku
polskim za całkowicie opaczny” . Kraszewski, szanowany przez swoich
niemieckich pacjentów lekarz radiolog od ponad siedmiu lat
bezskutecznie walczy o syna z urzędnikami. Wielu rodziców w podobnej
sytuacji wolno spotykać się z własnymi dziećmi tylko raz na parę
miesięcy przez kilka minut i pod nadzorem.

Cena pojednania

__
Na tym tle dochodzi czasem do tragedii. Wojciech Pomorski, od
lat walczący o prawo do rozmawiania po polsku z córkami przytacza
historię Andrzeja Luca, któremu Jugendamt także postanowił wynarodowić
dziecko. 10 marca 2006 zrozpaczony ojciec strzałem w głowę odebrał
sobie życie... „Ciekawe co by było, gdyby dzisiaj mieszkającym na
Opolszczyźnie Niemcom polskie sądy zabroniły rozmawiać z dziećmi w ich
ojczystym języku?” , pyta retorycznie Wojciech Pomorski. Zapytany o
bilans pojednania polsko-niemieckiego, Pomorski stwierdza: „Z mojej
perspektywy w ostatnich kilkunastu latach polska polityka względem
Niemiec była prowadzona z pozycji ‘na czworakach’. Nie doczekaliśmy się
na przykład zagwarantowania analogicznych praw, jakie ma mniejszość
niemiecka w Polsce. Za to nawet osobom takim jak ja, które mają
podwójne obywatelstwo, odbiera się możliwość wychowywania własnych
dzieci i w kulturze niemieckiej, i w kulturze polskiej.” Ojciec
siedmioletniej Justyny i dziesięcioletniej Iwony Polonii konstatuje:
„Pojednanie może zaistnieć, jeśli będzie szczere. Na razie nie widzę
takiej woli ze strony niemieckich polityków, a tym bardziej urzędników.”

Dziedzictwo „rasy panów”

Działalności Jugendamtów nie od dziś towarzyszą kontrowersje. Polscy rodzice zwracają uwagę na brak jakiejkolwiek kontroli nad samowolą urzędników, którzy uzurpując sobie prawa rodzicielskie łamią elementarne zasady prawa, zdrowego rozsądku i dobrych obyczajów. Wielu poczynaniom pracowników Jugendamtów zdaje się przyświecać złowroga ideologia. Biorąc pod uwagę genezę tej parasądowej instytucji, trudno się zresztą dziwić. Jugendamty powstały w 1939 r. i były głównym instrumentem nazistowskiej polityki wynaradawiania „dobrych” rasowo dzieci i przekształcania ich w „pełnowartościowych” mieszkańców „tysiącletniej Rzeszy”. Unormowania ustawy pod nazwą „Reichsjugendwohlfahrtgesetz” (dotyczącej opieki nad młodzieżą i dziećmi Rzeszy) zostały przeniesione do obowiązującego w RFN po dziś dzień Kodeksu Socjalnego i stanowią podstawę prawną działalności Jugendamtów. Po roku 1945 struktury Jugendamtów nie zostały rozwiązane. Do roku 1952 były one pod kontrolą policji. W tym okresie niemieckie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zniszczyło akta 160 tysięcy uprowadzonych w czasie wojny „czystych rasowo” dzieci polskich, które pozbawiono tożsamości i „podarowano” niemieckim rodzinom. W chwili obecnej Jugendamty nie podlegają jakiejkolwiek kontroli ze strony państwa i organów wykonawczych. Każde dziecko i każda rodzina (również obywatele państw obcych) przebywające na terenie Niemiec z mocy prawa automatycznie podlega kontroli lokalnego Jugendamtu. Dziecko może być w każdej chwili zabrane rodzicom i to bez podania przyczyn i z zatajeniem miejsca przetrzymywania dziecka. A sąd bywa o tym powiadamiany dopiero po fakcie. Decyzje Jugendamtów stanowią warunek wstępny rozstrzygnięć sądów rodzinnych, co w poważnym stopniu ogranicza ich niezawisłość.

Dobro dziecka ponad wszystko

Co więcej, tego typu instytucje, poza RFN, nie istnieją w żadnym innym państwie prawa. Urzędnicy Jugendamtów uczestniczą we wszelkich postępowaniach sądowych dotyczących relacji rodzice-dziecko. Oficjalnie Jugendamty kierują się swoiście pojmowaną ideą „dobra dziecka” (Kindeswohl), która notabene nigdy nie została zdefiniowana w niemieckim prawie. W praktyce w przypadku dzieci pochodzących z małżeństw mieszanych, urzędnicza troska o dobro dziecka sprowadza się do utrudniania kontaktów z nie-niemieckim rodzicem i zawężania możliwości pielęgnowania tożsamości innej niż niemiecka. Temu służy konsekwentne ograniczanie rodzicom, którzy nie są Niemcami kontaktów z własnymi dziećmi. Niejednokrotnie w takich przypadkach dochodzi nawet do odbierania władzy rodzicielskiej. Również bez udziału organów sądowych. Przeciwko osobom, które nie chcą się podporządkować wytaczane są sprawy karne. Nie posiadającym odpowiednich kwalifikacji urzędnikom, zdarza się wydawać „zaoczne” (t.j. „orzekane” bez kontaktowania się z „badanym” rodzicem) opinie psychiatryczne. U kogoś, kto obstaje przy prawie do rozmawiania po polsku z własnym dzieckiem, pracownik socjalny Jugendamtu może „stwierdzić” chorobę psychiczną..

Fragment listu stowarzyszenia polskiego „Rodzice przeciw dyskryminacji dzieci” do Mariusza Muszyskiego, przedstawiciela polskiego MSZ
ds. stosunków polsko - niemieckich.

„W imieniu pokrzywdzonych polskich dzieci i rodziców w Niemczech zwróciliśmy się do wielu niemieckich polityków, m.in. do Federalnych Ministerstw Rodziny i Sprawiedliwości, oraz do Pani Prof. dr Gesine Schwan, Koordynatora Rządu Republiki Federalnej Niemiec ds. Niemiecko-Polskiej Współpracy Przygranicznej i Społecznej, ażeby pomogła w zaprzestaniu dyskryminacji i wynaradawianiu dzieci polskich w Niemczech. Dosłałam pani prof. dr Schwan wszystkie mi dostępne artykuły prasowe na ten temat oraz zwróciłam uwagę na rozprzestrzenianie się tego problemu od roku 2000, kiedy po raz pierwszy zakazano przez Jugendamt i sąd dwujęzycznego wychowania (Sąd Grodzki Gütersloh, sygn. akt 16 F 77/00 AG Gütersloh). Otrzymałam od Pani prof. dr Schwan oficjalne stanowisko popisane jako Koordynator Rządu Republiki Federalnej Niemiec ds. Niemiecko-Polskiej Współpracy Przygranicznej i Społecznej, w którym pani prof. dr Schwan zwraca się tylko do mnie pomijając wszystkie inne przypadki dyskryminacji polskich dzieci i rodziców oraz podkreśla, że ograniczenia używania j. polskiego pomiędzy rodzicami a dziećmi powinny zostać wydane tylko w przypadkach ekstremalnych, kiedy dobro dziecka w zrozumieniu Jugendamtów i sądów tego wymaga.” Podpisali:
Monika Pokrzeptowicz-Meyer, Mirosław Kraszewski.

Opinia berliskiego adwokata

Mecenas Stefan Hambura pisze: „Zakazy te naruszają prawo wspólnotowo-unijne, między innymi art. 6 Traktatu o Unii Europejskiej (TUE), który mówi o poszanowaniu praw człowieka i podstawowych wolności przez Unię. Naruszone zostają także art. 12 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską (TWE), który zawiera zakaz wszelkiej dyskryminacji ze względu na przynależność państwową oraz art. 21 Karty Praw Podstawowych Unii (KPP) zabraniający dyskryminacji jak i art. 22 KPP mówiący wprost o poszanowaniu przez Unię Europejską zróżnicowania językowego. W art. 149 TWE jest zapis, że działanie zmierza do rozwoju wymiaru europejskiego w edukacji, zwłaszcza przez nauczanie i upowszechnianie języków państw członkowskich, do których zalicza się oczywiście język polski.

Lebensborn - stworzone
w 1935 r. przez Reichsfuehrera SS Heinricha Himmlera "Stowarzyszenie Źródeł Życia", którego celem było prowadzenie pod kierownictwem Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS (Rasse- und Siedlungshauptamt, RuSHA) „hodowli rasy germańskiej” i zdobywania dla niej „przestrzeni życiowej” (Lebensraum)

[por. Wikipedia]

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto