Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

“Niepamięć” czyli Tom Cruise jako bohater ludzkości [recenzja, trailer]

Ania Grochowina
Ania Grochowina
19 marca na ekrany polskich kin wszedł obraz “Niepamięć” z Tomem Cruis’em w roli głównej. Futurystyczny plakat filmu głosi: “świat to tajemnica”. A jaką tajemnicę kryje film o zgładzonej Ziemi? I czy warto wybrać się na seans, by ją odkryć?

To co ludzie nazywali kiedyś domem, już nie istnieje. To, z czym wiązali przyszłość, zostało doszczętnie zniszczone. Jest rok 2077, a ludzkość, by przeżyć, musiała skolonizować księżyc Saturna - Tytan. Napromieniowana Ziemia nie jest już bezpieczną przystanią, w której człowiek może budować dom, zakładać rodzinę i dożywać starości. Opustoszała i zrujnowana, stała się jedynie obszarem dostarczającym surowców. Ten smutny i przytłaczający obraz, to codzienność dla Jacka Harpera (Tom Cruise), stacjonującego na ewakuowanej Ziemi. Jack zajmuje się serwisowaniem niesprawnych dronów, a częścią jego ziemskiej misji jest zabezpieczanie owych surowców. I choć zbliża się powoli do wypełnienia zadania i powrotu do koloni ocalałych przebywających na Tytanie, to uratowanie z rozbitego statku pięknej nieznajomej zmieni całkowicie jego dotychczasowe plany. Bieg wydarzeń zmusi Harpera do licznych aktów odwagi oraz zaprowadzi go w ciemne zakamarki wspomnień, będących kluczem do rozwikłania dręczącej go zagadki.

Ale czy warto poświęcić ponad dwie godziny, by w ciemnej sali kinowej wraz z heroicznym Cruisem próbować dojść rozwiązania zagadki, która jest przewidywalna już w połowie historii? Z przykrością muszę stwierdzić, że nie. Film robił dobre wrażenie trailerem, jednak w pełnym seansie padł na łopatki. Joseph Kosinski, reżyser filmu, który debiutował produkcją “Tron: Dziedzictwo”, nie dał tym razem popisu swoim reżyserskim kunsztem. O ile efekt wizualny “Niepamięci” jest przyzwoity, o tyle warstwa fabularna pozostawia wiele do życzenia. Efektowne scenerie, dopracowane kostiumy, czy wyzierający z każdej sceny futuryzm nie są jednak w stanie odpowiednio zaciekawić widza, gdy główna oś filmu, czyli sama historia mocno kuleje. Konkretnie chodzi tu o przewidywalność i banalność biegu wydarzeń, które przeplatane chwilowymi momentami za szybko kończącej się akcji, zmierzają ku nieuchronnemu upadkowi nadziei, że film zmieni nieoczekiwanie obrót i czymś nas jednak zaskoczy.

Kolejnym przykrym rozczarowaniem była gra aktorska. Choć grający głównego bohatera Tom Cruise aktorem jest ponadprzeciętnym, tym razem zdaje się wyglądać, jakby grać miał tu za karę. Choć praca przy boku pięknej Olgi Kurylenko, swoją drogą wtłoczonej jedynie w kanwę kobiety podążającej za swym bohaterem, karą być się nie wydaje, postać Cruisa jest sztywna i nie pasująca do roli bohatera mającego uratować resztę ocalałej ludzkości. Na szczęście, w filmie występuje jeden pozytywny aspekt, którego w żaden sposób nie da się skrytykować. Jest to muzyka. Soundtrack francuskiej grupy M83 z pięknie brzmiącą elektroniką jest rewelacyjnym tłem dla tej futurystycznej opowieści.

Nigdy nie zrozumiem, dlaczego reżyserzy tak bardzo upodobali sobie scenariusze, w których uśmiercają naszą planetę, gładzą gatunek ludzki lub przenoszą go w odległe zakamarki kosmosu, gdzie zaczyna kolonizację jakiejś nieznanej planety, by rozpocząć życie na nowo. Historia kina pokazuje jednak, że takie filmy przyciągały, przyciągają i będą przyciągać tłumy, tak więc i tym razem będzie podobnie. Nie zmienia to jednak faktu, że zaraz po wyjściu z kina film Kosinskiego odchodzi w niepamięć.

Wolisz spędzić wieczór w domu, oglądając dobry film w telewizji? Nie wiesz, co jest emitowane? Sprawdź program telewizyjny!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto