Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niepolitycznie o polityce „dobrej zmiany“

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
Wypowiedzi wiceprzewodniczącego KE Fransa Timmermansa na temat stanu praworządności w Polsce są "motywowane politycznie" i służą "napiętnowaniu jednego z państw członkowskich" - uważa szef MSZ Witold Waszczykowski.

Według ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, działania i wypowiedzi wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa składane na marginesie odpowiedzi polskiego rządu na dodatkowe zalecenia Komisji Europejskiej skierowane pod jego adresem są "motywowane politycznie i służące napiętnowaniu jednego z państw członkowskich". Trudno się z tym nie zgodzić, ale trudno też zgodzić. Timmermans nie pochwala posunięć „naprawczych“ podejmowanych przez prawicową koalicję w ramach polityki „dobrej zmiany“, ale nie toczy prywatnej wojny z Polską, jak utrzymuje minister Waszczykowski. On interweniuje w sprawie zagrożenia praworządności w Polsce w imieniu KE, a więc działa jak najbardziej politycznie i to w sprawie niezwykle ważnej tak dla Polski, jak i Unii Europejskiej. Kolejne „zalecenia“ w sprawie przywrócenia konstytucyjnego ładu w naszym kraju, systematycznie powtarzane przez Komisję Wenecką i Komisję Europejską, a konsekwentnie lekceważone przez polskie władze, polegają tylko na wskazywaniu przypadków łamania reguł państwa prawa i domaganiu się ich przestrzegania. Także w tym przypadku można uznać, że napomnienia i żądania podporządkowania się wyrokom Sądu Konstytucyjnego kierowane od ponad roku z Brukseli do Warszawy w jakiejś mierze piętnują Polskę, chociaż mają na celu tylko skłonienie jej do przestrzegania podstawowych zasad państwa prawa obowiązuących członków UE.

To co polski minister spraw zagranicznych uważa za motywowane politycznie działanie przeciw Polsce, czyniąc z tego zarzut Timmermansowi, należy po prostu do jego obowiązków jako komisarza - według oficjalnej nomenklatury - do spraw lepszej regulacji, rządów prawa i Karty Praw Podstawowych. Trudności, na jakie holenderski polityk napotyka w dialogu z władzami polskimi na temat praworządności, polegają na tym, że obie strony mówią różnymi językami, w których jednakowo brzmiące słowa, terminy i pojęcia mają różne znaczenia, poczynając od rozumienia słów „polityka“, „polityczny“, „upolitycznienie“.

W tradycyjnym rozumieniu problem staje się polityczny, kiedy jego znaczenie wykracza poza jednostkowe, ograniczone w liczbie i czasie, zdarzenie, być może ważne dla poszczególnych ludzi, ale nieistotne z punktu widzenia większych społecznośći czy wręcz całych narodów. Kiedy szczęśliwej parze małżonków rodzi się syn, jest to ważne wydarzenie rodzinne. Ale kiedy okazuje się, że na przykład w listopadzie 2016 roku w Polsce urodziło się o 5 tys. dzieci więcej niż w listopadzie 2015 roku, pani minister Rafalska natychmiast ogłasza to jako sukces polityki prorodzinnej rządu. Gdyby w którymś z kolejnych lat okazało się, że liczba urodzeń spadła o 50 albo 100 tys., nikt nie miałby wątpliwości, że pojawił się gorący problem polityczny, wymagający - właśnie od polityków - podjęcia działań zapobiegających demograficznej katastrofie.

W polskim dyskursie politycznym pojęcie „polityczności“ dawno utraciło pierwotne znaczenie. Dzisiaj „polityczny“ znaczy tyle co „pozbawiony podstaw, nieprawdziwy, wykrętny, oszukańczy“ (przeciwne znaczenie przypisuje się przymiotnikowi „merytoryczny“, co miałoby znaczyć „rzeczowy, rzetelny, uczciwy“). W rezultacie przytłaczająca większość politycznych debat w Polsce polega na wzajemnym oskarżaniu się polemistów o prezentowanie stanowisk „politycznych“ i przekonywaniu, że tylko nasze stanowisko jest „merytoryczne“. W rzeczywistości do skonkretyzowaniu meritum sporu najczęściej w ogóle nie dochodzi, gdyż zakwalifikowanie jakiejś tezy jako politycznej zwykle kończy dociekania, o co tak naprawdę chodzi.

W stosowaniu metody unikania rzeczowego ustosunkowania się do jakichkolwiek zarzutów czy choćby tylko krytycznych ocen przez przypisywanie im politycznej motywacji, ideolodzy i propagandyści PiS osiągnęli prawdziwe mistrzostwo. Wzorowa dyscyplina i konsekwencja, z jaką się do niej odwołują, przyniosła obozowi rządzącemu niezaprzeczalne sukcesy. Z biegiem czasu niemała część społeczeństwa przyjęła za swoje przekonanie, że wszelkie wystąpienia opozycji zakwalifikowane jako „polityczne“ są niczym więcej jak tylko atakami na obóz władzy, podejmowanymi ze ślepej nienawiści do „dobrej zmiany“ (która przecież z natury rzeczy jest dobra!). Na czym polega jej dobroć? W panującej atmosferze politycznej lepiej takiego pytania nie stawiać, byłoby bowiem niechybnie uznane za niegodne Polaka- patrioty, wyjątkowo jadowite, domagające się jak najsurowszego potępienia jako akt niemal zdrady narodowej, zbrodnia stanu. Bezradność sił opozycyjnych wobec tego rodzaju oskarżeń polega w części na tym, że również one rozumieją „polityczność“ i „polityczny“ dokładnie tak, jak obóz rządzący.

Tę leksykalną sztuczkę, stosowaną w powodzeniem w propagandzie i polityce wewnętrznej, zjednoczona prawica stara się wykorzystywać także w kontaktach ze światem zewnętrznym. Oskarżając komisarza Timmermansa o stawianie rządowi polskiemu „politycznych“ zarzutów Waszczykowski chce powiedzieć, że ekspertyzy międzynarodowych prawników dotyczące warunków przywrócenia w Polsce konstytucyjnego ładu mają tylko formę subtelnych prawniczych wywodów, a w rzeczywistości służą politykowi Tommermansowi do atakowania Polski (w której ład konstytucyjny ma się przecież dobrze – nawet lepiej niż w takiej Holandii, gdzie nie ma nawet trybunału konstytucyjnego).

Przez z górą rok, jaki upłynął od wdrożenia przez KE procedury kontroli praworządności w Polsce, jej władze nie tylko konsekwentnie odpowiadały w ten sam, wypróbowany w polityce wewnętrznej, sposób, ale wprowadzając nowe, niekonstytucyjne zmiany ustrojowe, dostarczały nowych powodów do zaostrzania sporu z władzami Unii. W ten sposób wszystkie etapy procedury kontroli upłynęły na prowadzeniu dialogu głuchych, w którym komisarz Timmermans przekazywał kolejne zalecenia KE (z powtarzającym się do znudzenia żądaniem wykonania wyroku TK z 9 marca 2016 roku o niekonstytucyjności ustawy o TK, od której PiS rozpoczął naprawianie ustroju Polski), a rząd niezmiennie odpowiadał, że zgodnie z wolą narodu tylko naprawia niewybaczalny błąd poprzedniej ekipy polegający na nieprawomocnym wyborze dwóch sędziów TK, uchwalając co raz to nowe, coraz doskonalsze ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.

Z odpowiedzi na dodatkowe zalecenia Komisji Europejskiej w sprawie praworzrządności w Polsce z 21 grudnia wynika, że rząd PiS jest zdecydowany trwać na zajętych pozycjach do końca. Ostatnia ustawa o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym i ustawa o statusie sędziów – stwierdził polski MSZ – „są zgodne ze standardami europejskimi dotyczącymi funkcjonowania sądownictwa konstytucyjnego". W ten sposób stworzone zostały stabilne warunki funkcjonowania Trybunału Konstytucyjnego. Sprawa jest zamknięta – posumował Witold Waszykowski w komentarzu dla radiowej Trójki. MSZ nie omieszkało przy tym napomnieć brukselskich biurokratów, że w dialogu z Komisją Europejską powinien obowiązywać „obiektywizm, szacunek dla suwerenności, pomocniczości i tożsamości narodowej". Uwaga ta jest wyraźnym ostrzeżeniem, że również w przyszłości nie powinni oni się spodziewać ze strony rządu PiS żadnych ustępstw, raczej przeciwnie - powinni przygotować się na przyjęcie „dobrej zmiany" także w Unii Europejskiej. Ostrej reprymendy udzieliło MSZ personalnie nieustępliwemu Fransowi Timmermansowi, który „nawołuje inne państwa członkowskie do stworzenia wspólnego frontu z Komisją Europejską przeciwko Polsce“ (mowa o konsultacjach podjętych przez komisarza e celu wysondowania, jakie stanowiska gotowe byłyby zająć państwa członkowskie wobec kryzysy konstytucyjnego w Polsce. W użytych sformułowaniach łatwo rozpoznać osobisty styl klasyka niepolitycznych odezwań Witolda Waszczykowskiego, używanych bez zahamowań zwłaszcza w kontaktach z jego ulubionym interlokutorem, wiceprzewodniczącym KE Fransem Timmermansem. Próbkę swoich możliwości w tej dziedzinie dał w komentażu do jednego z pierwszych listów komisarza na temat sytuacji w Polsce. "Urzędnik UE, który objął urząd dzięki politycznym stosunkom, pisze do demokratycznie wybranego rządu. Skąd rości sobie do tego prawo?" - dziwił się. I żeby wszystko było jasne, dodawał: "Pan Timmermans nie jest dla mnie uprawnionym partnerem".

Zgoła niepolityczne sformułowania, zawarte także w odpowiedzi polskiego rządu na ostatnie zlecenia, z pewnością nie ułatwiają jakiegokolwiek rozwiązania konfliktu Polski pod rządami PiS z władzami Unii (zresztą nie ułatwiają też układania stosunków z samą Unią, akurat znajdującej się w chybotliwej sytuacji, jak cała Europa i jej peryferie). Koalicja rządząca liczy na to, że rządy krajów członkowskich, zajęte niełatwą sytuacją wewnątrz i na zewnątrz ugrupowania, nie będą skore podejmować surowszych kroków przeciw Polsce, przewidzianych w procedurze kontroli praworządności. Warszawa winna jednak brać pod uwagę i to, że sama Polska staje się dla UE jeszcze jednym trudnym problemem. Reakcja unijnych władz i poszczególnych partnerów będzie w jakiej mierze zależała od tego, ile dodatkowych kłopotów będzie zdolna przysporzyć Polska.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto