Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niestraszne nam ulewy, czyli zwiedzamy Opolszczyznę

Marek Bonarski
Marek Bonarski
Herb dawnych właścicieli zamku w Prószkowie.
Herb dawnych właścicieli zamku w Prószkowie. Marek Bonrski
Województwo opolskie to prawdziwa kopalnia zabytków. Od tygodni planowaliśmy ze znajomymi zobaczyć na własne oczy choć kilka z nich. Z mapą, googlami i głowami pełnymi pomysłów zaplanowaliśmy trasę. Oto świeżutka relacja spisana tuż po powrocie.

Częstochowa, 6.30, pochmurny niedzielny ranek. Pełni optymizmu, że pogoda lada chwila się poprawi pakujemy plecaki do auta. Na wszelki wypadek zabieramy też nieprzemakalne buty i kurtki. Ruszamy!

Plany mamy bogate, nie wiadomo czy wszystko uda nam się zobaczyć. Przekopując przewodniki i internet znaleźliśmy wiele ciekawych miejsc godnych zobaczenia. Kto by przypuszczał, że opolskie może kryć tyle fascynujących miejsc. Do tej pory wybieraliśmy na wycieczki różne rejony, ale województwo opolskie, choć całkiem blisko nigdy nas nie skusiło, aż do dziś.

Krapkowice

Pierwszy odcinek to droga z Częstochowy do Krapkowic, tam w dzielnicy Otmęt, kiedyś osobnej wsi ma stać pierwszy cel naszej wycieczki. Pogoda się poprawia, dobra nasza. Błękit nieba przebija się przez chmury, nagle wygląda słońce i świat dookoła nabiera dodatkowego blasku, tak trzymać.

Niestety kiedy dojeżdżamy do Krapkowic, chmury znów zasnuwają niebo, trudno, oby nie padało. Przez kilka minut szukamy ruin zamku z XIV wieku. Mimo, że miasteczko jest małe nie możemy ich wypatrzeć. W końcu doczytujemy się w wydrukach z internetu, że zamek leży tuż przy parafialnym kościele. Stajemy na kościelnym parkingu, rozglądamy się za zamkiem. Z tyłu kościoła widać mury, a zza nich resztki zabudowań, niestety nie ma do nich dojścia. Obchodzimy mur dookoła, niestety nijak nie można się tam dostać, ściskam nerwowo aparat, nawet nie ma jak złapać w miarę dobrego kadru. W wysokiej trawie spodnie szybko nasiąkają wodą, rezygnujemy, resztki zamku są niedostępne.

Prószków

W średnio optymistycznych humorach kierujemy się w stronę następnego przystanku, Chrzelice. Niestety, droga zamknięta, musimy zawrócić w kierunku Opola. Po drodze mapa wskazuje Prószków, tam zaś stoi zamek z XVI wieku, naginamy plany do okoliczności. Szybko docieramy do Prószkowa, niestety i tu szczęście nam nie dopisuje. W zamku jest teraz dom opieki i nie ma tam wstępu, brama zamknięta, fosa i wysoki mur bronią zamku i jego pensjonariuszy przed ludzką ciekawością. Pstrykamy kilka zdjęć, obchodzimy zamek dookoła i jedziemy do Chrzelic.

Chrzelice

Ten pałacyk to nasz pewniak, wiemy że są tam ruiny do których jest dostęp. Tymczasem psuje się pogoda, zaczyna pokapywać, nic to zaraz przestanie.

Tutejszy zamek ma wspaniałą historię. Zbudowany miał zostać przez zakon rycerski Joanitów na przełomie XII i XIII wieku. W XIII wieku został przebudowany prawdopodobnie przez Templariuszy ze względu na częste napady Mongołów na te okolice.

Przez kolejne wieki zamek pełnił różne funkcje, począwszy od obronnej, a kończąc na reprezentacyjnej. Zmieniali się jego właściciele, lecz on wciąż trwał panując nad okolicą. Do końca II wojny światowej zamek zachował się w dobrym stanie, pod koniec wojny był w nim sztab wojsk radzieckich. Po zakończeniu działań wojennych zamek przekazany został państwu i... to był początek jego końca. PRL zniszczył w kilkadziesiąt lat to czego nie zdołały uczynić setki lat różnych konfliktów przetaczających się przez okolice.

Pałac jaki zastaliśmy przedstawiał obraz nędzny. Zapuszczony park, krzaki i chaszcze przez które trzeba się przedrzeć aby zobaczyć niegdysiejszy klejnot śląska opolskiego. Wielka, wspaniała rezydencja dziś umiera w milczeniu, na kolanach. Obecnie stan pałacu można ocenić jako ruinę nie do uratowania. Zgliszcza, sypiące się mury, wielkie, ziejące pustką dziury okien. Bardzo, bardzo smutny widok. Zapraszam do obejrzenia galerii. Jak można było dopuścić do zniszczenia zabytku z tak wspaniałą dumną, historią. Barbarzyństwo.

Niemodlin

Po smutnej wizycie w ruinach chrzelickiego pałacu ruszamy dalej. Kierunek - pałac książąt niemodlińskich w Niemodlinie. Z Chrzelic przez Korfantów docieramy do Niemodlina. Tu kończą się nasze nadzieje na pogodę, zaczyna padać i nie jest to kapuśniaczek. W dodatku zamek zamknięty na cztery spusty, "teren prywatny, wstęp wzbroniony". Zaczynamy podejrzewać, że większość zamków i pałacy na Opolszczyźnie należy do prywatnych właścicieli. Pijemy espresso w kawiarni komentując to co do tej pory zobaczyliśmy i zaklinając chmury.

Kopice

Kopice to w pewnym sensie początek naszej wyprawy. Bo tu wszystko się zaczęło. Przeglądając jakiś czas temu internet trafiłem na galerię zdjęć z tego miejsca i zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Od razu wiedziałem, że muszę tam pojechać i zobaczyć to na własne oczy. Nie zdradzę tajemnicy jeśli powiem, że się nie zawiodłem. Ten pałac wart jest poświęceń. Zanim tam dojechaliśmy lało już jak z cebra. Wszystkie negatywne prognozy spełniły się w stu procentach.

W Kopicach rozglądamy się za zamkiem, nic nie widać. Nagle jest, pomiędzy drzewami kiwa ku nam wieżyczka, piękna! Jak tam trafić? Wbijam się odważnie samochodem w grząską, nierówną drogę. Gęsta roślinność przesłania wszystko, rozglądamy się nerwowo, gdzie zginęła nasza wieża? Deszcz szeleści na liściach, wystukuje nerwowy rytm na masce samochodu. Nagle wyjeżdżamy z zarośniętego, zdziczałego parku wprost na zamek.

Mówię wam, cudo. Zdewastowany, zniszczony, zapomniany i zapuszczony, ale wciąż piękny, kuszący, urodziwy. Woda leje się z nieba strumieniami, nic to, od czego mamy nieprzemakalne kurtki. Chwytam aparat i wyskakuję podekscytowany z auta. Pałac stoi nad jeziorkiem, wpatruje się w jego toń jakby wspominając chwile świetności. Padający deszcz zwiększa jeszcze siłę oddziaływania pałacu. Stoję nad jeziorkiem wpatrując się w krople deszczu chłoszczące powierzchnię, a wyobraźnia czaruje obrazy, rysuje brakujące fragmenty murów, zaludnia dziedziniec ludźmi z tamtych czasów.

Zwiedzamy. Nie sposób opowiedzieć wszystkiego co czułem. Wspaniałe, niesamowite wrażenia. W wielu miejscach zachowały się części zdobień, piękne "rzygacze" wciąż jeszcze plują deszczówką. Wchodzę do przypałacowej kaplicy. Cóż za klimat, ma się ochotę przyklęknąć przed zdewastowanym ołtarzem. Bo ślady bytności wandali są na każdym kroku, to czego nie zniszczyła przyroda niszczą zapamiętale ludzie. Wszędzie walają się butelki, na ścianach rażą graffiti i nieprzyzwoite napisy. Serce ściska się z żalu gdy na to patrzę. Nie sposób opisać wszystkich wrażeń, ale obejrzyjcie galerię. Tak, wiem, to jak lizanie cukierka przez szybę, ale zawsze coś, czyż nie? Ciężko było mi się żegnać z tym miejscem. Chętnie zostałbym tu na zawsze, a być może więcej tu nie wrócę...

Jędrzejów

Do Jędrzejowa mieliśmy pojechać kiedy indziej. Wciąż leje i sami nie wiemy co robić. W końcu uznaliśmy, że skoro już jesteśmy tak blisko to jednak tam pojedziemy, może przestanie padać. Pałacyk w Jędrzejowie ma cień uroku tego z Kopic. Jest w świetnym stanie, bo jest w nim dom opieki społecznej. Oczywiście o zwiedzaniu nie ma mowy. W strugach deszczu wchodzimy na dziedziniec, oglądamy park i pstrykamy parę zdjęć.

Narok

Decydujemy się, aby wracać. Jakiś obiad w Opolu i do domu. Jesteśmy zmęczeni deszczem, przemoczeni i trochę zniechęceni warunkami. W planach miałem jeszcze Narok i udaje mi się przekonać resztę do tego pomysłu. To "prawie" po drodze. Zaczynamy odwrót. Nie dajemy zabić się jakiemuś kamikadze w samochodzie, który w taką pogodę pruje jeszcze szybciej niż my, szaleniec. Niestety zamek w Naroku to kolejna część spisku przeciw nam. Jest własnością prywatną i nie można tam wejść. Mimo deszczu wychodzimy po raz kolejny z auta i pstrykamy zdjęcia przez płot.

Opole, czyli epilog

Z Naroku jedziemy już prosto do Opola. Zgodnie uznajemy, że choć opolskie zabytki są bardzo interesujące to jednak zbyt niedostępne dla zwiedzających. W Opolu zaliczamy "zestaw obowiązkowy" czyli zwiedzanie zabytkowej wieży piastowskiej, jemy pizzę i wracamy. Droga powrotna jest męcząca, deszcz zalewa szyby, wycieraczki nie nadążają ze zgarnianiem. Czuję zmęczenie i senność, byle do domu. Kolejne miejscowości znikają za nami, coraz częściej pojawiają się znajome nazwy. W końcu wytęskniona Częstochowa, wróciliśmy cztery godziny wcześniej niż planowaliśmy. Wchodzę do domu, zrzucam mokre ciuchy, robię gorącą herbatę z cytryną i siadam do napisania dla was tej relacji.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto