Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nosorożec kole widza w Teatrze Dramatycznym

Anna Kołodziejczyk
Anna Kołodziejczyk
Nosorożec
Nosorożec mat.teatru Dramatycznego, plakat przedstawienia
Nosorożec czyli kto? Ja? Ty? On? Ona? Czy nosorożce rzeczywiście są wśród nas, albo mogą być? I dlaczego są takie groźne? Widz pyta - ekipa Teatru Dramatycznego próbuje odpowiedzieć.

Niezwykle ciekawie zapowiadali swoje działo artystyczne twórcy „Nosorożca” wystawianego w Teatrze Dramatycznym, w reżyserii Artura Tyszkiweicza. Obiecują publiczności spektakl na temat bardzo aktualny i istotny dla człowieka współczesnego. Według tej zapowiedzi można spodziewać się, że chcieli przemówić do każdej „jednostki ludzkiej”, która (choćby nieśmiało) rozważa zagranie ze światem va banque i posłużenie się swoim niezbywalnym prawem do samodzielnego myślenia, indywidualności, pójścia pod prąd wszędobylskim trendom i „opiniom ogółu”.

Widz, zachęcony tym zaproszeniem do popłynięcia pod prąd z ekipą Dramatycznego, stawia się na widowni i musi ocenić, czy artystyczna podróż była udana, a wyprawa rzeczywiście spełniła pokładane w niej nadzieje.

Niewątpliwie pomysł dobry – pokazanie współczesnego świata w lekkiej takiej mgle absurdu, we współczesnym anturażu. Wita widzów para aktorów stojących obok siebie, a mimo to „rozmawiających” ze sobą za pomocą smsów (wyświetlanych w czasie rzeczywistym na ekranach, dzięki czemu dosyć zabawny dialog śledzić może również publiczność).

Zapowiada się nieźle…

Dalej jest również obiecująco. Świetnie zaaranżowany biurowy openspace wypełniony identycznie ubranymi „korpoludkami”. Za oknem wielkomiejskie tło wydarzeń – warszawskie „city” (trzeba przyznać, że technologiczne i techniczne innowacje/efekty w przedstawieniu były sprawnie i ciekawie zastosowane, w większości z korzyścią dla przedstawienia).

W takiej scenografii osadzono genialnie odegraną, zbiorową scenę mechanicznej pracy wspomnianych „korpoludków”, w pełnej rosnącego pośpiechu rutynie biurowej. Pęd i powtarzalność zajęć wykonywanych w coraz większym tempie – tak dobrze znany z niejednej firmowej rzeczywistości schemat – trzeba przyznać został po mistrzowsku odegrany przez fenomenalnie zsynchronizowany zespół Dramatycznego. W ogóle ruch sceniczny jeszcze parę razy podczas przedstawienia odegra pozytywną rolę i może budzić podziw.

Po pierwszej scenie następuje jednak sekwencja zdarzeń i dialogów, których przyczyny i skutki oraz celowość zawieszają nad sceną spory znak zapytania.

Najbardziej zrozumiały wydaje się narastający chaos i demontaż świata, w którym żyją bohaterowie. Pogrążanie się społeczności w absurdalnej epidemii „nosorożcowej mutacji” towarzyszy coraz większy nieład w scenografii i prezentowaniu się samych postaci.

Następuje po sobie seria rozmów i wydarzeń tak abstrakcyjnych i niejasnych w treści, że zmarszczki mimiczne układają się w geście zdziwienia, czasem znużenia. Padają całkiem wielkie słowa, ale skąd się wzięły i dokąd zmierzają – przeważnie trudno dociec.

Przez cały spektakl w bocznej części sceny - w zaimprowizowanej windzie – siedzi sobie para staruszków. Kobieta dzierga na drutach, a jej towarzysz bezczynnie patrzy przed siebie. Ożywia się tyko w jednej scenie – rozgrywanej w tejże windzie - z udziałem głównego bohatera. Prowadzą dialog dość zaangażowany i emocjonalny, ale doprawdy trudno zrelacjonować na jaki temat i w jakim właściwie celu…

A cóż na to wszystko główny bohater? Noooo… stara się trzymać całkiem dzielnie. Stawia opór otaczającej go degrengoladzie. Nie można chyba nie poczuć jakiejś więzi ze znajdującym się nieustannie „pod wpływem” koniaku Berengerem, granym całkiem przyzwoicie przez Pawła Domagałę.

Czy można jedna identyfikować się z nim na tyle, by zrozumieć i uwierzyć w jego misję zachowania na ziemi człowieczeństwa i ludzkich wartości? Chyba tak. Jego zachowania są czytelne i wydają się być złożone z czystych intencji. Pozostaje jasnym punktem na tle pogrążającego się w anarchii korpoświata i poddających się absurdalnemu amokowi kolegów i koleżanek.

Przenieśmy się teraz do teatralnej szatni, gdzie wychodząca publiczność mniej lub bardziej śmiało dzieli się swoimi wrażeniami „na gorąco”. Daje się słyszeć głosy, że poetyka i sens zobaczonej przed chwilą historii były tak głębokie i tak głęboko ukryte zarazem, że… trudno je było odnaleźć.

Szukać ich należałoby przez bardziej wnikliwą analizę dramatu Ionesco. Najlepiej jeszcze przed wizytą w teatrze. Wtedy bez wątpienia łatwiej będzie wejść pod całkiem ciekawą i przemyślaną „warstwę wizualną” przedstawienia. Wszak nosorożec to zdaje się zwierzę gruboskórne? Trzeba się trochę wysilić, żeby dotrzeć do tego, co kryje się pod skorupą…

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto