Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O (nie)jedzeniu dziczyzny

Kasia Alicja
Kasia Alicja
Neurolog Joseph Le Doux wykazał, że proces odczuwania strachu przebiega identycznie tak u gołębi, jak i szczurów, kotów czy ludzi.

Od razu narzuca mi się niefortunność tego określenia: "dziczyzna". Tak samo jak słonina, konina, cielęcina. Czyli jakieś tam mięso, kawał mięsa do spożycia. Czy kojarzymy słowo mięso z tym, czym rzeczywiście ono jest? Skąd pochodzi? Czy kojarzymy je z żywą, czującą istotą, pozbawioną życia zazwyczaj, jeśli nie zawsze, w sposób odrażający i nieludzki. Nieludzki, a jednak przez ludzi.

Gdy ludzie mówią "mięso" (celowo nie piszę "my ludzie", ponieważ ja, jako wegetarianka kojarzę słowo mięso z cierpieniem, strachem i niewysłowionym bólem) chyba w większości nie zdają sobie sprawy, a raczej może wypierają ze świadomości sposób w jaki to mięso trafiło na ich talerz.

Neurolog Joseph Le Doux wykazał, że proces odczuwania strachu przebiega identycznie tak u gołębi, jak i szczurów, kotów czy ludzi. W stwierdzeniu, że zwierzęta odczuwają ludzkie emocje, nie ma więc nic z antropomorfizacji, gdyż opiera się ono na solidnych naukowych podstawach
- D. Evans, "Emocje".

"Cielęcinę dla dziecka proszę". Czy Pani (bez cienia wątpliwości oddana, dobra matka) zdaje sobie sprawę, co mówi? Cielęcinę = cielaczka dla swojego dziecka. Ludzkiego dziecka. Dziecko krowie dla dziecka ludzkiego. Dziecko dla dziecka!

Szanujące się feministki i ich sympatycy upowszechniają zmiany w języku. Psycholożka, nie
psycholog, filozofka, nie filozof (dla kobiety uprawiającej ów zawód) itd. Mają rację, może zmianę w praktycznym egzekwowaniu równych praw trzeba zacząć od zaszczepienia nowego sposobu myślenia poprzez nowe słownictwo.

Może kluczem do zmiany czysto utylitarnego stosunku do zwierząt (i znów także do zwierząt tzw. rzeźnych, jak mówią nawet niektórzy weterynarze) jest zainicjowanie nomenklatury, takiej, która nazywała by rzeczy po imieniu np. wchodzę do sklepu mięsnego (ja nie wchodzę!) i mówię:
"proszę kg zarżniętego nieludzko cielaczka" albo "30 dkg ramienia (szynki) niezwyklej wrażliwej na ból świnki". Czy na pewno skosztuje Pan/i (nie: dziczyzny) tej wypieczonej piersi sarny, która wykrwawiała się na śmierć przez 18 godzin w oszalałej ucieczce, po zwyczajowo (patrz: książka "Farba znaczy krew" Zenona Kruczyńskiego) chybionym strzale myśliwego?

Te luźne przemyślenia naszły mnie gdy miałam okazję poznać bardzo sympatyczne, nowoczesne, młode kobiety. Gdy jednak zaczęły się rozmowy z serii: jak to fajnie jest zjeść sarnę albo dzika, a jedna znajoma to nawet jadła krokodyla! to mam nieśmiałe pytanie: czy sama go upolowała? Podobnie nie widzę sensu i nie mieści mi się w głowie jak można mieć ochotę na spróbowanie mięsa tak urokliwego i wdzięcznego zwierzęcia jakim jest kangur (podpisz petycję przeciwko sprowadzaniu mięsa z kangurów do Europy tu).

Przecież żyje się tylko raz! Trzeba wszystkiego w życiu spróbować! Żyje się tylko raz, spróbujmy kangura! Trzeba wszystkiego w życiu spróbować! Tzn. kradzieży, gwałtu, morderstwa, też? By zintensyfikować skalę doznań i odczuć na własnej skórze ciemną stronę natury ludzkiej?!

Czy nasze życie doprawdy będzie uboższe, gdy nie skosztujemy mięsa krokodyla, kangura czy dziczyzny (czyt. pięknej sarny z białym kuperkiem zimą)? Czy nasze życie będzie przez to mniej wartościowe? A czy nie na odwrót przypadkiem? Wyrzeczenie się głupiej, bezmyślnej zachcianki (zachcianki! Bo przecież nie kosztujemy krokodyla, bo umieramy z głodu) nie wzbogaca nas wewnętrznie i duchowo? Nie wznosi naszej egzystencji na wyższy poziom?

Szkoda tylko eh, że nie mam odwagi powiedzieć tego wprost wspaniałym kobietom, które poznałam. Siedzę cicho porażona ich punktem widzenia. Nie z obawy, że stracę znajomych. Siedzę cicho, nie mogę się nadziwić odmiennością patrzenia na świat czy raczej brakiem elementarnej wrażliwości.

A tą moją pisaninę dedykuję miłemu Panu, z którym wdałam się w pogawędkę w kolejce do kasy, na temat niepotrzebnego okrucieństwa związanego z polowaniem i w ogóle na temat zbędności całego procederu. Przeciwnik polowań, wrażliwy, normalny mężczyzna. Po raz kolejny rozbijam głowę o stereotypy.

Wolontariuszka Viva Akcja dla Zwierząt

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: O (nie)jedzeniu dziczyzny - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto