Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O profesorze Kołakowskim: gdyby diabeł był teologiem

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Sprzeczności narosłe wokół postaci profesora Leszka Kołakowskiego nie są wyjątkowe. Miłosz, Kuroń; żyjący: Szymborska, Michnik. Wszyscy ci intelektualiści przeszli ideową metamorfozę, której szczerość poddawana jest w wątpliwość.

Wypracowali akceptowaną po kompromitacji marksizmu i jego odrzuceniu przez Polaków alternatywę dla religii, która zagościła w historii idei pod nazwą: humanizm laicki.

Agnostycyzm, nadzieja pokładana w elitach i mniejszościach oraz kredyt dany demokracji i wolności to główne właściwości tej ideologii. W stosunku do religii ton humanistów bywał ironiczny, wrogi, bluźnierczy i histeryczny. Ale także ciepły i empatyczny. Żaden z laickich humanistów nie zidentyfikował się w pełni z Kościołem. Laicy poprzestawali w pół drogi, wątpili i dialogowali bez końca.

Największą pracę w dialogu z chrześcijaństwem i ludźmi wierzącymi wykonał spośród nich profesor Leszek Kołakowski. Docenił go sam Jan Paweł II, który nigdy nie zapomniał wysłać filozofowi zaproszenia na watykańskie sympozja. Nie była to ze strony Wojtyły banalna fascynacja krytykiem marksizmu, neofitą nowego wieku czy po prostu kolegą - wybitnym filozofem. Kołakowski rzetelnie wznosił mosty porozumienia co w Polsce zmęczonej walką obozu Michnika z Kościołem było ewenementem. Zawieszenie broni po odważnym upomnieniu liberalizmu przez Jana Pawła II wprowadziło w letarg dyskusję liberałów z osobami wierzącymi.

Wojtyła z uwagą pochylał się nad pasją intelektualną komunikującą się z metafizycznym. Do grona podobnych Kołakowskiemu, najważniejszych autorów papieża zaliczyć można E. Levinasa oraz Arystotelesa. Łatwo wychwycić wspólnotę wartości, którą podzielało to wybitne otoczenie intelektualne. Budzili nadzieję na to, że ludzki umysł może samodzielnie wyjść naprzeciwko absolutowi. I choć przepaść - o której wypada napisać więcej - dzieląca Kołakowskiego od Arystotelesa była ogromna to przecież polski filozof na konieczność bytu pierwszego wskazywał z tą samą mocą co Stagiryta.

Czarna legenda żydowskiego komunisty

Dlaczego ceniony przez papieża Kołakowski budzi irytację wielu katolików?

(Myśliciel tej miary zapewne zdystansowałby się do uproszczenia, jakim jest medialna apoteoza profesora przeciwstawiona religijnemu fanatyzmowi: chroniony przez kordon wrażliwych chrześcijan nieskazitelny autorytet kamienowany przez tłum w beretach z moheru).

Życiorys humanisty laickiego z drugiej połowy XX wieku jest schematyczny: urodzony w żydowskiej rodzinie silnie motywowanej lewicowo, kariera w powojennej Polsce, konfrontacja ze "złymi" komunistami z linii narodowej, zerwanie z komunizmem, opozycja, intelektualne zapłodnienie ruchu robotniczego, zbliżenie do Kościoła, po roku 90. dystans do ludzi wierzących, eksponowanie indywidualnej duchowości - pozainstucjonalnej…

Zbitka Żyd-komunista działa w Polsce jak płachta na byka; wywołuje tłumione w zwierciadle kulturowym poczucie krzywdy, żywione przekonaniem, że powojenne kierownictwo komunistów było zdominowane przez Żydów - zaufaną grupę Stalina, który nie łudził się co do poparcia ze strony etnicznych Polaków. Żydzi dostarczali dyktatorowi logistyki, ideologii i zwykłej propagandy. Leszek Kołakowski pisał w 1953 r.: "Tzw. personalizm chrześcijański stanowi zbiór kłamliwych sloganów, które pod pozorami dbałości o godność ludzką i prawa człowieka mają za zadanie usprawiedliwiać teoretycznie wszelkie najbrudniejsze praktyki polityczne imperializmu i wysługującego mu Watykanu oraz podstawy dla najbardziej reakcyjnych doktryn politycznych". (Neotomizm w walce z postępem nauk i prawami człowieka, "Nowe drogi", 1953, nr 1, s.72).

Przemiana żydowskich komunistów, w tym Kołakowskiego interpretowana jest w ten sposób, że narodowe skrzydło partii robotniczej zbuntowało się wobec dyktatu żydowskich towarzyszy. Śmierć Stalina i nielojalność Izraela dały sygnał do rewolty.

Rozczarowani Żydzi zaczęli zbiorowo kontestować marksizm i przewidywali powolny upadek ustroju wprowadzonego do Polski po wojnie. Przyszło im to tym łatwiej, że byli współtwórcami ideologii i systemu komunistycznego. Znali go od podszewki.

Wielu Polaków nigdy nie odzyskało zaufania do nawróconych działaczy. W niechęci do byłych komunistów utwierdzała ich postawa nierozliczenia z przeszłością: rzadko który intelektualista nazywał swoje winy, przepraszał ludzi, których skrzywdził i poddawał się wyrokowi opinii publicznej.

Ks. Profesor A. Maryniarczyk pisze, że Kołakowski pytany o niechlubne teksty i zachowania odpowiadał, że nie wszystko dobrze pamięta; czasem, iż się wstydzi za coś, co napisał; ale najczęściej milczał. Cytuję księdza Józefa Tischnera:

"Ingarden atakowany przez kolegów Kołakowskiego w czasach stalinowskich nie ugiął się, nigdy nie napisał ani słowa, co do prawdziwości którego nie byłby przekonany. Został usunięty z Uniwersytetu, powrócił nań dopiero po październiku. Był jednym z nielicznych wówczas symboli nieskazitelnej postawy etycznej na Uniwersytecie Jagiellońskim. (...)Kołakowski nie potrafił jeszcze wyzwolić się spod znanej zasady Marksa, że filozofowie dotychczas jedynie objaśniali świat, tymczasem chodzi o to, żeby go zmienić. W świecie Kołakowskiego wciąż więcej było do zmienienia niż do poznania. Ale Kołakowski nie zauważył, że poniżenie ludzkiej świętości ma swą drugą stronę, że oznacza zarazem wybielenie przestępcy. Jeśli pozorna jest zasługa, pozorna jest też i wina" (J. Tischner, Polski kształt dialogu, Paryż 1981, s. 112-123).

Maryniarczyk powołuje się w swojej opinii o Kołakowskim na ks. bp. prof. B. Dembowskiego, ucznia prof. W. Tatarkiewicza w latach 1948-1949, który wspomina szczególnie dramatyczny epizod:

"Jakiś czas później w czasie posiedzenia seminaryjnego wstał Henryk Holland i powiedział profesorowi Tatarkiewiczowi, że studenci Uniwersytetu Warszawskiego, członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, chcą odczytać list otwarty. Profesor powiedział, że teksty do czytania na seminarium on sam wybiera, prosi więc o ten i na następnym posiedzeniu poda decyzję. Usłyszeliśmy wtedy w odpowiedzi: "To jest dla nas dowód, że profesor Tatarkiewicz nie dopuszcza do głosu studentów marksistów. Jeśli panowie tak sprawę stawiają, to proszę przeczytać" - powiedział profesor. Zapadła bardzo przykra cisza i Leszek Kołakowski ten list odczytał. Byłem w nim przedstawiony jako czarna reakcja i do tego asystent Tatarkiewicza. Później Profesor zapytał mnie, co takiego reakcyjnego mówiłem. Przypomniałem dyskusję ze Słuckim. "Ależ pan miał wtedy rację" - powiedział profesor. Niestety w owym czasie nie chodziło o rację, ale o to, by Tatarkiewicz nie był nauczycielem akademickim. Od października 1950 roku przeszedł na przedwczesną emeryturę. "Płacą mi, bym nie wykładał" - powiedział kiedyś do mnie ze smutnym uśmiechem". (Spór o metafizykę i inne studia z historii filozofii polskiej, Włocławek 1997, s. 306-307)

Ostatnim aktem wiążącym Leszka Kołakowskiego z przeszłością był udział w pogrzebie Heleny Wolińskiej - zbrodniczej prokurator z mrocznych czasów stalinowskich. Czy był to przejaw nonkonformizmu i lojalności w przyjaźni? Za udział w pogrzebie spadła na Kołakowskiego surowa krytyka
prawicy.

Wartość filozofii

Tomiści zwracają uwagę na fakt, że Jan Paweł II identyfikował się z filozofią realistyczną. Kołakowski był inerpretatywistą, odnajdował się w nurcie idealistycznym filozofii - opozycyjnym do realizmu. Idealizm wychodzi w rozumowaniu od a priori umysłu, z góry założonych tez. Z pozoru wydaje się, że powinno to ułatwić odkrycie Boga, który w platońskim ujęciu jest ideą umysłu.
W praktyce zaniechanie filozofii bytu pod presją idei w umyśle odcina od afirmacji rzeczywistości, której warunkiem jest absolut. Odcinając się od rzeczywistości utrudniamy sobie dostęp do racji - wszystko podtrzymującej. Kołakowski nie zaniechał poszukiwania uniwersalnej jedności, ale nie był to kierunek poszukiwań ad extra. Skacze wokół Boga i ociera się o niego poprzez negację. Pisze o bycie intencjonalnym i przedintelektualnej świadomości - ich odpowiednik w filozofii Arystotelesa to dusza. Wywiedzione jednak są te pojęcia z różnych źródeł. Dlatego rezultaty jego poznania są niezadowalające, pełno w nich wątpliwości zrodzonych w procesie podważania tego co jest.

Metoda opozycji i paradoksu, którą posługiwał się filozof jest bardzo plastyczna i wdzięczna, bo świetnie obrazuje myśl. Ale ma ten minus, że uniemożliwia dotarcie do jądra wielu zagadnień filozoficznych, gdyż każda dialektyka prawdę jako zgodność z rzeczywistością sytuuje wewnątrz myśli. Punkt wyjścia w rozumowaniu Kołakowskiego zawsze jest w środku, nie na zewnątrz.

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - można ironicznie podsumować spekulacyjne zakręty Kołakowskiego. Ad intra była to okoliczność sprzyjająca zwróceniu się myśliciela ku mistycyzmowi! Pierwszą pracę naukową poświęcił Baruchowi Spinozie. Marran z Portugalii wyklęty przez chrześcijan i żydów postulował jedność bytu - natury i człowieka. Wszystko co jest należy do substancji boskiej, poza Bogiem nie ma nic - twierdził. Kołakowski szukał podobnie jak Spinoza wspólnej zasady wszystkiego. Z tym że dla byłego marksisty wszystkim było ludzkie poznanie. Absolut teoriopoznawczy identyfikuje z mistyką. I w jej stronę się zwraca. Zapytuje: po co właściwie jest Bóg, po co jest w naszym umyśle i po co jest religia? (Czy diabeł może być zbawiony i kilka innych pytań Rozmowa ks. Adama Bonieckiego z prof. Leszkiem Kołakowskim,Tygodnik Powszechny, 22 maj, 2006).
Czy nadzieja na ewolucję filozofii opisującej najpierw religię jako mitologię a potem jako symbol (Symbole religijne i kultura humanistyczna, opublikowany w „Argumentach” w 1964 r.) jest uzasadniona? Można uprawiać mistykę poznania - a nie wiary?

Kołakowski zniechęcony do fenomenologii i współczesnych mu prób antropocentrycznych spłodził koncepcję mitu obecnego w kulturze - mistyki znoszącej bariery epistemo- i ontologiczne. Dokonał czegoś przed czym filozofia się wzdragała zniósł różnicę między istotą - bytem jako strukturą a istnieniem - bytem w procesie (akcie).

Chrześcijaństwo rozwiązało problem śmierci i cierpienia

Kołakowski pozostawał pod wrażeniem sensu, jaki nadaje ludzkiej egzystencji chrześcijańska soteriologia. Źródeł tej fascynacji należy dopatrywać się we wczesnych poszukiwaniach filozofa przejętego religijnym egzystencjalizmem Barucha Spinozy.

Ze swoim warsztatem naukowym Kołakowski stał się "młotem na ateistów". Szydził ze świata, który pozbywszy się Boga popadł w dekadencki chaos.

To dziwne i prześmiewcze echo historii idei, ale Kołakowski stanął na tych samych pozycjach, co zwalczający go tomiści. Inspirację do filozofowania zaczął pełnymi garściami czerpać z chrześcijaństwa. I jeśli podejmiemy krytykę stanowiska mieszającego dokumentnie porządki: racjonalny i z objawienia to musi być ona dzielona równo pomiędzy postmarsksistowskich adwersarzy oraz scholastyków.

Ks. Prof. Maryniarczyk pisze: "Otóż te wydarzenia, które miały miejsce w Polsce po dojściu do władzy marksistów, przyniosły skutki podobne do tych, jakie wyniknęły w związku z procesami, które już wcześniej wystąpiły w Europie Zachodniej w okresie pooświeceniowym. Mówiło się między innymi o 'zmierzchu realizmu tomistycznego', a równocześnie próbowano to rozumieć jako odwrót od chrześcijaństwa jako źródła filozofowania. W ostateczności kwestią, która była podana w wątpliwość, była sama możliwość dotarcia do Boga. (...) Człowiek został sam (...): sam jako ten, który stanowi o tym, co jest dobre, a co złe, jako ten, który powinien istnieć i działać etsi Deus non daretur - nawet gdyby Boga nie było."

Jest to ujęcie istoty problemu, który dzieli filozofię na tę poprzestającą na rozumie i tę po trosze irracjonalną. Zarówno tomiści, co Kołakowski załamali wiarygodność filozofii - jej siłę dotarcia do bytu pierwszego, zastępując elementy porządku filozoficznego mistycznymi, z objawienia.

Filozofia realistyczna, tak jak jej protoplasta Arystoteles musi sama - bez zewnętrznego wsparcia, źródeł i inspiracji dotrzeć do Boga - wtedy pozostaje wysiłkiem ludzkiego rozumu i niewierzący mogą jej zaufać.

Kołakowski staje się obrońcą wiary jak podobny mu Andre Frossard i C.S. Lewis. „Są racje, dla których potrzebujemy chrześcijaństwa, ale nie byle jakiego - reflektował. Nie potrzebujemy chrześcijaństwa, które robi polityczne rewolucje, współpracuje z tzw. wyzwoleniem seksualnym, uświęca nasze wszystkie pożądliwości i wychwala przemoc. Dosyć jest sił na świecie, które tym wszystkim się zajmują bez pomocy chrześcijaństwa. Ludzie potrzebują chrześcijaństwa, które pomoże im wyjść poza bezpośrednie naciski życia, które ukaże im nieuniknione granice losu ludzkiego i uzdolni do zgody na nie; chrześcijaństwa, które uczy ich tej oto prostej prawdy, że jest nie tylko jutro, ale także pojutrze i że różnica między sukcesem a porażką rzadko jest wyraźna. Potrzebujemy chrześcijaństwa, które nie jest ani złote, ani purpurowe, ani czerwone, ale szare".
Profesor pewnie podpisałby się pod następującym stwierdzeniem: gdyby nie było chrześcijaństwa, trzeba by je wymyślić, gdyż nie ma innego systemu tak spójnego i z równą swadą dającego człowiekowi nadzieję i sens. Kołakowski mówi o konieczności istnienia Boga dla systemu etycznego i poznania, z drugiej zaś relatywizuje tę konieczność. I to jest źródło kontrowersji. Narażony jest na krytykę ateistów i chrześcijan, którzy aktem zbawienia warunkują szczęście ludzkie.

Filozof przekonuje: ortodoksja Kościoła wyklucza zbawienie diabła, jednak moralność niekoniecznie potrzebuje Boga. Profesor Tadeusz Kotarbiński i Maria Ossowska nie wierzyli, a byli moralni.

Co na to chrześcijaństwo? Niewierzący zawsze może zostać dotknięty łaską wiary. Dobre życie przybliża jej działanie. Dobroć ludzka jest odbiciem dobroci Bożej. Sami z siebie nic nie możemy. A że tego nie jesteśmy świadomi to inna rzecz.

Żaby nadać swojemu tokowi rozumowania pełny sens zabrakło Kołakowskiemu jednego ogniwa – arystotelesowskiego bytu pierwszego. Wychował jednak następców, którym być może uda się dokończyć dzieło mistrza i dopełnić je paroma postulatami realizmu.

Był znakomitym publicystą, filozofem czy teologiem? Metafizykiem czy humanistą laickim? Przydzielenie go jednej czy drugiej kategorii jest krzywdzące. Wyszedł przed jeden szereg, a znalazł się przed drugim. Mimo moralnej skazy nierozliczenia się z przeszłością, zasłużył na życzliwość Wojtyły i irytację współczesnych marksistów (Slavoj Žižek).

Co o nim powiemy po latach? Że świeci jak "gwiazda wskazująca zbłąkanym kierunek", w którym możesz pójść dalej, samodzielnie. "Mądrzy zabłysną jak wspaniały firmament, a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, będą świecić jak gwiazdy na wieki". Kołakowski nie podejmuje za nas wyboru, ale z całym przekonaniem twierdzi, że tam jest coś więcej… i wspanialej.

Mdr 7, 13-14

"Rzetelnie poznałem Mądrość, bez zazdrości przekazuję i nie chowam dla siebie jej bogactwa. Jest bowiem dla ludzi skarbem nieprzebranym: ci, którzy go zdobyli, przyjaźń sobie Bożą zjednali, podtrzymani darami, co biorą początek z karności".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto