Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Od brzydkiego kaczątka do pięknego łabędzia...

Krzysztof Baraniak
Krzysztof Baraniak
Fot. A. Szozda/Leo Beenhakker
Fot. A. Szozda/Leo Beenhakker
Niewiarygodną przemianę przeszła podczas kilku miesięcy pracy Leo Beenhakkera reprezentacja Polski w piłce nożnej. Po początkowych niepowodzeniach nadszedł czas chwały i dobrych wyników. Oto kilka słów podsumowania dotychczasowej kadencji.

Leo Beenhakker objął polską kadrę 11 lipca 2006 roku. Po całkowicie nieudanym starcie reprezentacji Pawła Janasa na Mundialu w Niemczech, zatrudnienie holenderskiego szkoleniowca z doświadczeniem miało być "lekiem na całe zło". Futbolowi kibice i eksperci szybko podzielili się na zwolenników i przeciwników angażu Beenhakkera.

Pierwszy sprawdzian Beenhakkera

Pierwszym sprawdzianem Holendra była towarzyska potyczka z Danią w Odense. Trener powołał praktycznie tych samych zawodników, jakich na Mistrzostwa Świata zabrał kilka tygodni wcześniej Janas. Na efekt nie trzeba było długo czekać. W kiepskim stylu przegraliśmy 0:2 i jasne stało się, że z tej mąki szybko chleba nie będzie.

Po towarzyskiej porażce nadszedł wreszcie mecz o punkty. W Bydgoszczy biało-czerwoni grali z drużyną Finlandii. Zamiast oczekiwanego zwycięstwa, piłkarze musieli jednak znów poczuć smak wstydu. Przy akompaniamencie gwizdów na trybunach traciliśmy kolejne bramki. Łącznie stojący wówczas między słupkami Jerzy Dudek kapitulował aż trzykrotnie. Honowowego, choć chyba nie jest to najlepsze określenie, gola zdobył debiutujący w kadrze Łukasz Garguła. To był wyraźny znak dla Leo, by stawiać na zawodników Orange Ekstraklasy.

Zawodnicy z Orange Ekstraklasy – ostatnią deską ratunku

Fala krytyki, jaka spłynęła zarówno na naszych "kopaczy", jak i sztab szkoleniowy zadziałała niczym płachta na byka. Zaledwie kilka dni później w Warszawie kibice oglądali zupełnie inną drużynę. Kilka zmian w pierwszej jedenastce znalazło swoje odbicie na boisku. Wyróżniającą się postacią w polskiej ekipie był...kolejny debiutant – Radosław Matusiak. Piłkarz BOT-u Bełchatów nie chciał być gorszy od swojego klubowego kolegi – Łukasza Garguły i również wpisał się na listę strzelców w pierwszym występie z orzełkiem na piersi. Podopieczni Beenhakkera zaprezentowali bardzo dobry futbol i tylko przez brak koncentracji do końcowego gwizdka dali Serbom strzelić wyrównującego gola. Podział punktów w stolicy nie mógł satysfakcjonować Polaków, lecz styl gry napawał dużymi nadziejami na przyszłość.

Porażka czy zwycięstwo w Kazachstanie?

Na początku października biało-czerwoni udali się na spotkanie w dalekim Kazachstanie. Mimo nie zachwycającego poziomu, zdołaliśmy pokonać w Ałmatach gospodarzy 1:0, a bramkę na wagę upragnionych trzech punktów strzelił Euzebiusz Smolarek. Było jednak jasne, że w występie reprezentacji było zbyt dużo mankamentów, które trzeba było jak najszybciej wyeliminować.

A czasu było mało. Już po czterech dniach Polacy mieli bowiem stawić czoła drugiemu zespołowi w Europie i czwartemu na świecie. Portugalczycy przyjeżdżali do Chorzowa w roli faworyta, lecz Leo Beenhakker i jego zawodnicy wierzyli w zwycięstwo. Wierzyło też kilkadziesiąt tysięcy kibiców, którzy wspaniale dopingowali reprezentację na Stadionie Śląskim. Głośne okrzyki wiernych fanów na pewno pomogły biało-czerwonym, którzy zagrali najlepszy mecz od kilku lat. Już w pierwszych minutach całkowicie przyćmili wyżej notowanego rywala, a pierwsze skrzypce na boisku grał ponownie Euzebiusz Smolarek. Popularni "Ebi" był autorem dwóch pięknych goli, lecz za styl gry pochwalić należy całą drużynę. Mimo prowadzenia Polacy nie zmniejszali tempa i nadal groźnie atakowali na bramkę portugalskiego golkipera Ricardo. Ponownie swoją wartość udowodnili piłkarze naszej ekstraklasy: Paweł Golański, Grzegorz Bronowicki czy Jakub Błaszczykowski. To właśnie ich doskonała postawa na obu skrzydłach stała u źródeł końcowego sukcesu. Zszokowanych obrotem wydarzeń gości stać było tylko na jednorazowe pokonanie Wojciecha Kowalewskiego i zwycięstwo podopiecznych Beenhakkera stało się faktem. Gazety przez kilka kolejnych dni rozpisywały się na temat kadry i samego holenderskiego szkoleniowca, określając go mianem cudotwórcy i geniusza.

Pokonaliśmy ekipę "Czerwonych Diabłów"

W ostatnim tegorocznym występie eliminacji do Euro 2008, polska reprezentacja wybrała się do Brukseli na mecz z Belgami. Nasi zawodnicy nie przestraszyli się ekipy "Czerwonych Diabłów" i zgotowali im prawdziwe piekło. Gospodarze zostali całkowicie przyćmieni przez stanowiącą monolit kadrę Polski. Dzięki konsekwencji w grze pokonaliśmy Belgów 1:0, a decydującą bramkę spotkania zdobył będący ostatnio w wybornej dyspozycji Radosław Matusiak, który na dobre zadomowił się już w zespole Beenhakkera.

Podsumowując pracę Holendra z naszą reprezentacją trudno nie zauważyć olbrzymiej metamorfozy zespołu. Istne katharsis (gr. oczyszczenie) kadry zaowocowało imponującym finiszem i kilkoma zwycięstwami z rzędu. Można porównywać zmianę stylu gry i rezultatów drużyny do bajkowych "Kopciuszka" czy "Brzydkiego kaczątka", lecz należy przede wszystkim cieszyć się z obecnego stanu rzeczy i spokojnie czekać na kolejne występy biało-czerwonych. I mieć nadzieję, że przyniosą one tyle emocji i radości co te ostatnie, wygrane...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto