Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Od kwiatów po tango, czyli "Miłosne gry Marka Hłaski"

Ewa Żak
Ewa Żak
Okładka
Okładka www.rebis.com.pl
Legendarny kaskader literatury pragnął znaleźć kobietę, której codziennie kupowałby siedem czerwonych róż i tańczył z nią tango. Hłasko wierzył w romantyczną miłość. Tylko czasem nie wiedział, czy kobieta zasługuje na kwiaty, czy może kopa.

Przed świętami na księgarskich półkach zagościło nowe, poprawione i uzupełnione, wydanie książki Barbary Stanisławczyk "Miłosne gry Marka Hłaski". Pierwsze miało swą publikację w roku 1998. Spod pióra autorki wyszła także książka pokrewna niniejszej tematyce - "Matka Hłaski". Książka Barbary Stanisławczyk mówi o miłościach życia literata, pragnieniu miłości i jej nieustannej absencji, a także o grach miłosnych, w jakich Hłasko udział brał czy był tego świadom, czy nie. Jego znajomi mówią o nim, że w głębi duszy był uczuciowym tradycjonalistą, mężczyzną, który nosił w sobie wiarę w odwzajemnioną miłość oddanej bezgranicznie kobiety, piękną, romantyczną i sentymentalną. Inni jeszcze powiadają, że w kontaktach z kobietami "łatwo przechodził od kwiatów do kopa, nie bardzo wiedząc, kiedy stosować jedno, kiedy drugie". Ale tak w głębi duszy ponoć pragnął szeptać tylko czułe słówka, tyle że to nie wypadało twardzielowi, którym Marek Hłasko skądinąd pragnął być.

W życiu pisarza kobiet było dużo. Tych najważniejszych, o których pisze autorka osiem: Wanda Biernacka, Wanda Kucharska, Hanna Kruszewska-Kudelska, Hanna Golde, Agnieszka Osiecka, Sonia Ziemann, Esther Steinbach, Luise Schaffer. Miłosne gry, jakie Marek Hłasko prowadził w swoim krótkim życiu są dla mnie wielką łamigłówką, więcej - orzechem, którego rozgryźć jako kobieta nijak nie potrafię. Przeglądając kalendarium życia naszego kaskadera literatury pod rokiem 1957 znalazłam swoisty zapis: "Na planie ["Ósmego dnia tygodnia"] Marek poznaje odtwarzającą główną rolę Sonię Ziemann. Mają romans. Z Hanną Kruszewską-Kudelską przeżywa krótką miłosną powtórkę romansu 1953. Jednocześnie wciąż kocha się w Hani Golde, a Agnieszka Osiecka jest jego narzeczoną. W czerwcu wyjeżdża z Osiecką do Kazimierza Dolnego". Już to mówi dużo o naturze Marka Hłaski. Niemal wszystkim kobietom, z którymi się wiązał, mówił, że są dla niego jedynymi na świecie i z każdą prawie chciał się żenić.

Stanisławczyk w tym miejscu postawiła pytanie: czy chciał mieć je wszystkie jednocześnie, spełniał tylko oczekiwania zakochanych w nim kobiet, nie chcąc ich ranić, czy może wierzył w miłość? Niektórzy jeszcze sugerują, że Hłasko nie potrafił kochać kobiety. Być może ułatwieniem w uzyskaniu odpowiedzi będą słowa, jakie wypowiedział w ostatnim przed śmiercią wywiadzie: "Wielka miłość zdarza się w życiu tylko raz, wszystko, co następuje potem, jest tylko szukaniem tej utraconej miłości". I wiemy, że istotnie szukał jej przez całe życie.

O Wandzie Biernackiej mówił bez końca, że chce się z nią żenić, bo "Wandzia jest śliczna". Na tę decyzję wpłynęły także inne okoliczności, ponoć złe warunki mieszkaniowe Wandy i oświadczyny jakiegoś bogatego magistra, o którego Marek był zazdrosny. Ile w tym jest prawdy? Sama Wanda w rozdziale, który znalazł się w drugim wydaniu, na to, co przeczytała odpowiedziała: "O Jezu, jakie brednie". Hanka Kruszewska-Kudelska - mężatka, przeżyła z nim romans, ale Marek miał zamiar - jak wynika z korespondencji - się z nią ożenić. Ona zaś wiedziała, że Marek do małżeństwa się nie nadaje. Po latach powiedział o niej, że "zostanie najpiękniejszą kartą jego życia". Z Wandą Kucharską także chciał się żenić, a nawet dać nazwisko jej dziecku, mimo że nie on był ojcem.

O starszej od niego o dziesięć lat Hani Golde, również mężatce, powiedział, że kochał tylko jeden raz w życiu. Marek widział w niej "czystą, niewinną dziewczynę, która mogła zaspokoić jego głęboko skrywane pragnienie prawdziwej miłości". Ona zaś wyznała, że "w pół sekundy po ujrzeniu Marka podjęła decyzję, by nareszcie pokochać". Niemniej, żadne z nich do prawdziwej miłości zdolne nie było, a jedynie do zabawy i przygód. Warto jednak podkreślić, że Hanka myślała o Marku poważnie, zastanawiała się bowiem, czy nie rozwieść się z mężem i nie wyjść za Marka. Po rozstaniu z nią dużo pił i szukał zapomnienia z innymi kobietami. Od tego zdarzenia miłość w jego książkach już zawsze będzie kończyć się źle. Sonię Ziemann poznał na planie "Ósmego dnia tygodnia". Oficjalnie pobrali się w roku 1961. W 1965 już się rozstali, a w 1967 rozwiedli. Zwracał się do niej "gestapówko" i "przeklęta Prusaczko". Tego nauczył się od razu a dla Soni brzmiało to wprost uroczo. Luise Schaffer wielbił, adorował, ale w rzeczywistości jej nie kochał. Po latach Luise powiedziała, że jak większość artystów, kochał wyobrażenie o niej. O Esther Steinbach mówił, że zawróciła mu w głowie. Spotykali się, potem na długo rozstawali... i tak w kółko przez kilka lat. Nie mogli się określić, czy chcą ze sobą być, czy nie. A Hłasko swego czasu zwierzył się przyjaciółce, nie wymienionej w książce z nazwiska, że ożenił się z Sonią "z czystego oportunizmu", dlatego że Esther go nie chciała i najlepsze lata spędził z "idiotką". Z Agnieszką Osiecką przeżył "coś w rodzaju flirtu". Dla obojga nie była to bowiem wielka miłość. Agnieszka do miłości wówczas jeszcze i tak nie dojrzała. Myślała, że na miłość oboje z Markiem mają jeszcze czas: "Myślałam, że ja po prostu zdążę, że ja zawsze będę młoda, zawsze Marek będzie młody, że świat na nas poczeka. A nic nie poczekało". Był jej narzeczonym, ale brak możliwości powrotu przez Marka do Polski i tak uniemożliwił im pobranie się.
Markiem interesowali się także mężczyźni. Kilka ważnych postaci polskiej literatury kochało się w nim długie lata, m.in. J. Andrzejewski, J. Iwaszkiewicz, H. Bereza, a także W. Mach i Stefan Łoś. Andrzejewski powiedział o Hłasce: "Jeśli powiem, że mnie oczarował i zachwycił, nie powiem wszystkiego". Iwaszkiewicz, aż z Moskwy przysłał mu samolotem róże. Matkę to wszystko denerwowało, ale Marek mówił tylko: "Jakaś ty niewyrozumiała - też ludzie". Jednak z Marka strony nie było w tym żadnego uczucia. Stanisławczyk jeden rozdział poświęciła również miłości Marka do matki. Kochał matkę miłością zaborczą. "Chorobami próbował zwrócić uwagę matki, choć przez chwilę mieć ją wyłącznie dla siebie, spotęgować jej miłość". Jak mówi Stanisławczyk, jego podświadomość zapełnił lęk o utratę jej miłości.

Niemal każdy szkolny słownik pisarzy powiada, iż życie i twórczość Marka Hłaski stały się jedną z najważniejszych legend literackich. Dla ucznia szkoły średniej Hłasko jest symbolem buntu i - o dziwo - romantycznej postawy. Takie sądy są wysoce niemiarodajne. Wydawać by się mogło, że wpasowanie się w schemat - jakikolwiek - jest gwarantem zaskarbienia sobie miejsca w ludzkiej pamięci. O Marku Hłasce wiemy przecież dużo więcej. W dyskursie dotyczącym jego osoby, warto przytoczyć dość istotne słowa Stanisława Stabry: "W tej legendzie (...) tragicznie pomieszało się to, co było okrucieństwem i bezmyślnością historii, z tym, co było i co pozostaje nadal mimowolnym okrucieństwem i szczególną bezmyślnością jego czytelników. Twórczość Marka Hłaski była owocem określonej epoki".

Barbara Stanisławczyk także staje w opozycji do pewnego mitu, który utworzył się nie wiadomo jak i kiedy. Jej książka co prawda porusza jedno tylko zagadnienie zakrętów miłości, niemniej autorka pragnie rozprawić się z niniejszą legendą i w tym dotrzeć do prawdy o Marku Hłasce.
Książka jest niezwykle interesująca, miejscami bardzo zabawna. Oprócz tematu miłości, autorka pisze dużo o samym bohaterze książki, jego dzieciństwie, młodości i dojrzałości (zmarł w wieku 35 lat) o czasach, w których żył, jego twórczości, podróżach. Zdradza przy tym nie jedną tajemnicę literackich salonów. Jest to bardzo ciekawa propozycja czytelnicza. Polecam.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto