Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odszedł Franciszek Strowieyski

Izabela Kostun
Izabela Kostun
23 lutego, w poniedziałek, zmarł Franciszek Starowieyski. Miał 79 lat. Tworząc swoje dzieła antydatował je o 300 lat. Uprawiał rysunek, plakat, malarstwo ścienne i scenografię.

„Odkąd pamiętam, zawsze moim językiem był rysunek. Najlepiej wyraża moje myśli” - mówił.
Artysta zadziwiał rysunkową formą o klarownej precyzji kreski, za pomocą której budował ekscentryczne wizje o surrealistycznej poetyce, łącząc na zasadzie karykatur i metaforycznych znaczeń zupełnie odrębne, obce sobie motywy. Inklinacja kaligrafii, rozmiłowanie w nierealności, skłonności do makabry i zainteresowanie anatomią, jak również rodzaj światłocienia, czy dynamika kompozycji korzeniami sięga tradycji XVII wieku.

Od roku 1970 malarz zaczął antydatować swoje dzieła o 300 lat - "Ja żyję w tamtych czasach, a reszta - to, co później się zdarzyło, aż do pozornego dziś - jest tylko kwestią wyobraźni" - tłumaczył w jednym z wywiadów. Starowieyski lubi szokować widza swoją sztuką i zachowaniem - "Widz oczekuje od twórcy, aby go zgorszył, obraził i zaszokował" - powiedział kiedyś. Jego niedoścignionym mistrzem w tej materii był Salwador Dali.

Starowieyski rysował z rozmachem, dynamicznie, obiema rękami, a zarazem z anatomiczną precyzją.
"Chcę stworzyć świat niezależny od naszych pojęć o człowieczeństwie - powiada artysta. "(...) Pragnę uzyskać trzeci wymiar przez duchowy nastrój moich obrazów”.

Jego "teatry rysowania" to niepowtarzalny spektakl, zjawisko medialne. Każdy spektakl publicznego rysowania trwał kilka dni i rozgrywał się według określonych zasad, do których należało rozpoczynanie kompozycji od wykreślenia jej centralnego punktu, czyli koła bez użycia cyrkla, rozmowy z publicznością.
Ks. Jan Twardowski pisał: "Nie ma umarłych, tylko ci, co odeszli!" Śmierć nie jest końcem, tylko przejściem w inny świat. To wskazówka, że trzeba iść dalej. By być spokojnym w momencie śmierci - nie należy żyć tylko dla siebie. Bo najważniejsza w życiu jest miłość i właśnie z niej będziemy sądzeni.

Bez umarłych, których się kocha, przecież niepodobna istnieć...

Jeżeli ktoś żył, był wśród nas, kochał, martwił się o nas, niemożliwe, by nagle stał się obojętny. To byłoby nielogiczne. Tak jak nie można przestać kochać umarłych tylko, dlatego, że odeszli. Po śmierci zostaje duch, którego trzeba przeprowadzić do zmartwychwstania. I temu służą obrzędy pogrzebowe. Ktoś umarł - tzn., że coś się zwlekło z niego. To jakby zostało po nim coś innego. Zmarły - odszedł, ale została jego powłoka. Dobrze oddaje to polski wyraz: „zwłoki”. Coś się zwlekło z człowieka, po to, by zostało coś innego. „Śmierć zawsze punktualna i nigdy nie w porę”

Śmierć dla mnie nie jest tragedią. „Nazywają cię brzydulą/ uciekają w te pędy po kolei... śmierci – chwilo największej nadziei” - pisał w wierszu Jan Twardowski. Umieranie jest największym czynem człowieka. Dla ludzi niewierzących śmierć jest wielkim dramatem, bezsensem. Napawa ich pesymizmem, powoduje rozpacz. Chrześcijanin natomiast nie musi być bezradny w obliczu śmierci. W sytuacjach nieoptymistycznych uświadamiam sobie, że jest coś ważniejszego ode mnie. Że jest Ktoś, kto nadaje wszystkiemu sens. I to jest źródło mojego optymizmu. Smutek jest grzechem przeciwko nadziei. Podobnie zresztą przygnębienie. Chrześcijaństwo nie pozwala na rozpacz. Śmierć - to wskazówka, że trzeba iść dalej.

"Nie przeminie wszystko - nie przeminie
kwiaty nie pogasną
choćby przyszło oczy wam złożyć
choćby przyszło na zawsze zasnąć"
Jan Twardowski

(Ludziom odlatującym)

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto