Za oknami mojej rezydencji było już ciemno choć oko wykol. Od codziennych zajęć w kuchni oderwał mnie dzwonek do drzwi. Co za licho? - pomyślałam sobie, ponieważ żadnych gości nie spodziewałam się tego wieczoru. Drzwi jednak otworzyłam... i zdębiałam!
Na progu mojej rezydencji stał, no kto? Oczywiście! Nie kto inny jak Święty Mikołaj we własnej osobie. - Przywiozłem suchą karmę dla dla kocich bezdomniaków, którymi się pani opiekuje - gość przeszedł od razu do rzeczy. - Zima idzie - dodał. - Kotom też się od Świętego Mikołaja coś należy.
I właściwie w tej całej historyjce nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie drobny szczegół, który przykuł moją uwagę. Spod śnieżnobiałej brody Świętego Mikołaja wyłaniała się całkiem znajoma mi twarz... O kurcze! - pomyślałam sobie. - Skąd ja to szlachetne oblicze znam? Już wiem!. Dodam tylko, że i Wy to oblicze dobrze znacie. Od wczoraj znowu zaczęłam wierzyć w istnienie Świętego Mikołaja. Bo jak tu jednak nie wierzyć?
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?