Ogromny spadek liczby zakażeń koronawirusem i testów. To "hamulec bezpieczeństwa" Morawieckiego? Kto ufa danym rządu? 2.12.2020
"Sam się ostatnio zaczynam zastanawiać, czy podawanie dalej danych MZ (Ministerstwa Zdrowia – red.) nie będzie już teraz podchodziło pod zwykłą dezinformację" – napisał także w poniedziałek (na swoim koncie w portalu społecznościowym Twitter) Michał Rogalski (na zdjęciu), mieszkający w Łodzi analityk danych, który w początkach epidemii na własną rękę zaczął zbierać liczby związane z przebiegiem epidemii. Zyskał autorytet m.in., gdy z jego upublicznionej w internecie bazy danych zaczęli korzystać naukowcy prognozujący przebieg epidemii – a na ich prognozę powoływał się premier.
Z czego wynika zwątpienie Michała Rogalskiego? Przed 24 listopada mógł on (razem z grupą współpracowników) konfrontować dane podawane na codziennych konferencjach prasowych MZ z liczbami pozyskiwanymi "na dole" – m.in. w wojewódzkich i powiatowych sanepidach. Dzięki temu wyliczył m.in. rozbieżność szacowaną na 22,5 tys. przypadków, o których raportowały te sanepidy, a które „zaginęły” na poziomie centralnym...
Po nagłośnieniu problemu przez ogólnopolskie media, w końcu resort zdrowia „odnalazł” zaginione zachorowania i 24 listopada dodał je do całościowego raportu o epidemii w Polsce. Także tego dnia ruszyła rządowa baza danych o epidemii. Michał Rogalski, owszem, postulował jej uruchomienie, ale jednocześnie on i jemu podobni stracili dostęp do liczb pozyskiwanych bezpośrednio w powiatach i województwach (rząd je ciągle podaje – ale sanepidy już nie).
Po uruchomieniu rządowej bazy swoje bardzo szczegółowe i codzienne raporty przesłał słać do mediów Łódzki Urząd Wojewódzki. Dzięki danym rządowym dalej znana jest np. tygodniowa liczba testów wykonywanych w regionie. Od początku listopada ta wartość wynosiła ok. 24 tys. – aż do jego ostatniego tygodnia, gdy spadła do 18,8 tys...
>>> Czytaj dalej na kolejnej ilustracji >>>