Kolportowana we Wrocławiu ulotka, z fotografią czterech SS-manów, zaopatrzona dramatycznym
pytaniem,
„Czy kierowca to Donald Tusk, ojciec premiera” - z pewnością nie jest dziełem komitetu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. Ludzie prowadzący jego kampanię nie są idiotami: wręcz przeciwnie - kampania prowadzona jest zręcznie, inteligentnie i jak dotychczas - skutecznie, bo tak zwane słupki rosną. Kompletne, ukazujące się tu i ówdzie bzdury, są dziełem nadgorliwców, którym nie przychodzi do głowy, że w gruncie rzeczy taką działalnością mogą swojemu człowiekowi zaszkodzić.
Oczywiście, im więcej szkodzą, tym większa uciecha dla osób, które na Kaczyńskiego nie zagłosują; osobiście od dawna byłam i pozostaję przeciwniczką PiS-u i akurat ten rodzaj szkodnictwa nie martwi mnie nadmiernie. Jarosław Kaczyński mówił 15 stycznia 2007 roku, w wywiadzie dla Wprost: ”Chciałem rządzić już gdy miałem 12 lat. Premierem zamierzałem zostać mając lat 34, a skończyć rządy, mając lat 91. To byłby rok 2040. To jeszcze strasznie dużo czasu”.
Wynurzenie szczere, ale dość porażające. Taka prezentacja życiowych zamiarów powoduje, że nie wierzę w żadne „przemiany” i „nowe opakowanie” Jarosława. Człowiekowi leży na duszy władza i będzie to marzenie realizował przy pomocy wszelkich środków.
Przechodząc do PO i kandydata na prezydenta, marszałka Komorowskiego - nigdy nie wyrażałam w tej materii nadmiernych zachwytów, a jeśli byłam zwolenniczką - to raczej na zasadzie milczącej akceptacji. I to nie z racji nadzwyczajnego uwielbienia dla kandydata partii rządzącej, co na zasadzie „przeciw Jarosławowi”.
Sylwetki pana Komorowskiego szeroka publiczność nie poznała jednak w ostatnich latach tak, jak Jarosława; był znany jako marszałek sejmu, ale jako polityk poza sejmem eksponowany nie był, bo też nie było takiej potrzeby. Ostatnie wydarzenia, już po prawyborach i nieszczęsnej katastrofie, postawiły pana Komorowskiego w sytuacji konstytucyjnie przymusowej i sądzę, że wypełnia on swoje zadanie w sposób zgodny z prawem.
Ale... ruszyła oficjalnie jego kampania wyborcza, rozpoczął swoją działalność komitet wyborczy, a wreszcie - ukazał się naszym oczom honorowy komitet poparcia, na który wczoraj patrzyłam z rosnącym osłupieniem. Od pierwszej chwili stało się jasne, że i tutaj doszli do głosu przyjaciele-szkodnicy. Niestety, zabrali głos i niestety - w pierwszym szeregu, co wyklucza całkowicie możliwość zwalenia winy na nieodpowiedzialnych osobników, którzy plotą trzy po trzy, gdzieś na peryferiach oficjalnej działalności kandydata i jego współpracowników.
Wulkaniczno-erupcyjna wypowiedź „wesołego staruszka”, jak sam o sobie rzekł prof. Bartoszewski, musiała wzbudzić swoim poziomem niesmak, którego w żaden sposób nie zatarły rozczulające notatki o wspólnych, podniosłych przeżyciach obu panów w „internacie”.
Ponura wieszczba o wojnie domowej pana Wajdy zwaliła mnie z fotela, bo czegokolwiek by nie powiedzieć o walce wyborczej - "ogniem i mieczem" pozostaje na kartach literatury, a znakomity reżyser pomylił z lekka epoki. Dzieła niedźwiedziej przysługi dokonał pan poeta, który słowem wiązanym doszedł do konkluzji, że charyzmą odznaczają się idioci (cyt. z pamięci)
- co mimo woli nasuwa skojarzenie, iż poeci, ludzie wszak charyzmatyczni z natury - niewiele od takiej kondycji umysłowej odbiegają.
Istnieje takie powiedzenie: „Panie Boże, strzeż mnie od przyjaciół, bo z wrogami sam sobie poradzę” - nigdy chyba nie było ono bardziej aktualne. Taki sposób poparcia skompromitował komitet wyborczy, puszczający na żywioł publiczne wypowiedzi oraz liczny komitet honorowy - strzelający swemu kandydatowi w plecy i w samego pana Komorowskiego. Zwieńczeniem prezentacji był bowiem i tym razem - jak w Moskwie, na Placu Czerwonym - kolejny „dowcip”. Zbyt ciężkostrawny, aby mógł być puszczony między zwykłe, anegdotyczne „wpadki”.
Co ja, nieszczęsna obywatelka naszego pięknego kraju mogę w tej sytuacji zrobić? Oczywiście, mogę i musze zagłosować, bo tylko w ten sposób zaznaczę swój sprzeciw przeciw obu kandydatom. Zagłosuję na trzeciego, aby ci dwaj dowiedzieli się, że obywatele patrzą i oceniają. I Jarka i Bronka po równo. Obaj panowie mają wywiedzione rodowody - doszłam więc w świetle tak prowadzonej kampanii do wniosku że „wart Pac pałaca, a pałac Paca”. I to by było na tyle.
Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?