Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Palnijmy sobie w łeb. Ku chwale ojczyzny!

Michał Górawski
Michał Górawski
Obchody przez Polaków świąt narodowych często sprowadzają się do podkreślania wyolbrzymianej narodowej martyrologii. Czy naprawdę nasza tożsamość musi sprowadzać się do łez i płonących zniczy?

Aula jednej ze szkół średnich w zachodniej Polsce. Uczniowie na krzesełkach kręcą się i ziewają, szczęśliwi tylko, że uniknęli lekcji. Na scenie płoną znicze, obok brzozowe krzyże, chryzantemy, drogowskazy na Sybir, w tle "Marsz pogrzebowy" Fryderyka Chopina, nastrój ponury, wręcz żałobny. Nie, ta szkoła nie wprowadza w życie nowej tradycji - organizowania apeli z okazji Zaduszek, nie była to też uroczystość poświęcona upamiętnieniu katastrofy pod Smoleńskiem. Z jakiej więc okazji to całe zamieszanie? Apel dotyczył najtragiczniejszej daty w historii Polski.

Smutna rocznica?

11 listopada 1918 roku odzyskaliśmy niepodległość. Nieszczęśliwy naród płakał i rozpaczał nad tą tragedią. W końcu wszyscy - jak powszechnie wiadomo - przez wieki bili nas i upokarzali, jak tylko chcieli, a my byliśmy szczęśliwymi Winkelriedami i Chrystusami narodów. A teraz? Płaczmy! Już jesteśmy wolni, to tragedia! Już - parafrazując Jacka Kaczmarskiego - "nie mamy o co łbem tłuc", już nie w więzieniu, ale w domach świętować będziemy wigilię. Zapomnieć musimy o uroczej Syberii i rozkosznym zapachu niewoli. Wobec tej niepojętej katastrofy najlepiej będzie jeśli zrobimy coś dobrego dla świata i strzelimy sobie wszyscy w łeb. Chociaż ja proponuję bardziej widowiskowe rozwiązanie. Wykopmy wielki dół w ziemi, wejdźmy do środka i się zasypmy! Po co komu w centrum Europy kraj, który "ani zdechnąć, ani podnieść się nie potrafi"? Oczywiście w tym, co piszę mnóstwo jest sarkazmu, ale myślę, że warto zastanowić się nad sposobem obchodzenia przez Polaków świąt narodowych. 11 listopada jest w rzeczywistości datą jednego z najjaśniejszych wydarzeń w historii naszego kraju. Logicznie rzecz biorąc powinnyśmy się zatem radować i cieszyć, ale my wciąż przydajemy tego typu uroczystościom wiele żałobnego patosu. Czyżby nie było Cedyni, Grunwaldu, Kircholmu, Kłuszyna, Wiednia...?

Zrzucam z ramion płaszcz Konrada

Można oczywiście prowadzić ciekawe deliberacje na temat przyczyn smutnego charakteru naszego patriotyzmu. Rację będą mieli ci, którzy zaczną mi wyliczać rozbiory, nieudane powstania i wojenne porażki, inni dorzucą do tej listy II wojnę światową i kilkadziesiąt lat komunizmu. Jednak nie zapominajmy, że tego typu święta są czymś więcej niż zaznaczonymi na czerwono datami w kalendarzu. Jest to okazja do kształtowania narodowej świadomości Polaków, ich poczucia własnej wartości i jedności. Tymczasem w naszym kraju obchodzenie narodowych świąt skupia się w łzach rozpaczy nad naszą, rzekomo martyrologiczną jedynie, historią. Jeśli tożsamość narodowa Polaków ma być kształtowana tylko za pomocą znicza i brzozowego krzyża, to ja marnie widzę naszą przyszłość. Utrwalamy w młodych Polakach poczucie braku narodowej wartości i przekonanie o Polsce jako kraju odwiecznej katastrofy, z którego lepiej czym prędzej czmychnąć. Kiedy słuchałem opowieści o tym wyciskaczu łez, jakim był w istocie wspomniany na wstępie apel przygotowany przez moich rówieśników, przypomniał mi się przerabiany na lekcji języka polskiego wiersz Antoniego Słonimskiego zatytułowany "Czarna wiosna", a którego najważniejszy i najbardziej pamiętny fragment brzmi: "Ojczyzna moja wolna, wolna... Więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada". Przyszła mi na myśl przykra refleksja, że choć od lat jesteśmy narodem obdarzonym niepodległym państwowym bytem, to wciąż umieranie za ojczyznę jest dla nas więcej warte, niż życie i praca dla niej. Nadal towarzyszy nam ów "płaszcz", symbol bogoojczyźnianego patosu i męczeństwa.

Patriotyzm bez patosu i żałoby?

W tym roku 11 listopada znowu większość młodych ludzi została więc w domach, gdy trwały uroczystości pod pomnikami w całej Polsce. Nie świadczy to bynajmniej o braku patriotyzmu. Wielu moich rówieśników uważa taki sposób obchodzenia świąt narodowych za nudny i smutny, tymczasem młodzi ludzie nie chcą płakać i "bronić krzyża". Jaka będzie więc nasza świadomość za kilkadziesiąt lat? Czy nowe pokolenie Polaków odrzuci patriotyzm jako przesycony zbędnym patosem i żałobną oprawą przeżytek? Moje doświadczenia dają mi cień nadziei, że tak nie będzie. Wiarę w nasz narodowy rozsądek przywrócił mi kolega z tamtej szkoły, który na moje pytanie o jego ocenę wspomnianego apelu, odpowiedział, że mało go to obchodzi, bo tego typu uroczystości są tylko po to by nie iść na lekcję. Może jest więc szansa, iż marsz pogrzebowy odtworzony w rocznicę odzyskania niepodległości odejdzie w należne mu zapomnienie?

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto