Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Papierowe miasta". Film o poszukiwaniu tożsamości (recenzja)

Kamila Gulbicka
Kamila Gulbicka
Pisarz młodzieżowych powieści, John Green dał reżyserom kolejny materiał na dobry film. Widzów nie przyciągają spektakularne pościgi i afery lecz prostota i zwykłość.

Książki Johna Greena biją rekordy popularności nie tylko wśród dorastającej młodzieży. Sięgają po nie również osoby nieco starsze, złaknione głębszych emocji i zakończeń bliskich życiu, niezupełnie będących happy-endem. Z tego samego powodu, po materiał sięgają również scenarzyści, którzy w opowieściach Greena odnajdują gotową formę pod filmowy projekt. A produkcje traktują nie o wielkich bohaterach ratujących drobne księżniczki z opresji. Są o zwykłych nastolatkach i ich zwyczajnych problemach.

Osiemnastoletni Quentin, główny bohater "Papierowych miast" jest właśnie takim niewyróżniającym się z tłumu chłopcem. Chodzi do liceum, przygotowuje się do studiów, spotyka się z równie zwykłymi kolegami i marzy o statecznym życiu mającym nadejść zaraz po otrzymaniu upragnionego dyplomu. W jego poukładanym i stabilnym świecie jest jednak pewna śliczna, długowłosa tajemnica o imieniu Ruth.

Para nastolatków przyjaźniła się ze sobą od małego. Znajomość jednak urwała się z powodu różnic charakterów. Ruth była dzika, nieposkromiona i nieprzewidywalna, podczas gdy Quentin lubił spokój i plany, co z resztą nie przeszkadzało mu zawsze skrycie kochać Ruth.

Wiele lat po urwaniu znajomości, pewnej nocy, przez okno do pokoju bohatera wpada zaabsorbowana Ruth prosząc go o nietypową przysługę. Quentin ma pomóc dziewczynie zemścić się na byłym chłopaku za niewierność a także na nielojalnych znajomych. Nocna eskapada przynosi Quentinowi sporo strachu i adrenaliny, ale pozwala też zbliżyć się do tajemniczej dziewczyny, która drugiego dnia... znika bez śladu. Jej rodzice, którzy przywykli do wybryków córki, postanawiają nie zgłaszać sprawy na policję. Quentin jednak decyduje się odszukać dziewczynę na własną rękę.

Zapytacie zapewne czym właściwie są tytułowe papierowe miasta? To fikcyjne miejscowości nanoszone przez kartografów na mapy w celu uniemożliwienia plagiatu. I o tym jest ten film. O fikcji jaką niemal każdy z nas reprezentuje. O tym, że zakładamy maski w celu zdobycia uznania, akceptacji czy szacunku. O strachu przed obnażeniem prawdziwych siebie w obawie, że najbliżsi nas odrzucą.

Jeżeli oglądaliście film "Gwiazd naszych wina", pewnie spodziewacie się wyciskacza łez i melodramatu o trudnych emocjach. Tym razem tak nie będzie. Nie ma tu chorych, umierających na raka ani zakochanych na zabój. Wszystko tu jest proste, zwykłe, nawet banalne i dlatego warte uwagi. Bo trudno jest utrzymać wybrednego widza na krześle przez ponad sto minut nie mając w zanadrzu nietypowych zwrotów akcji czy efektów specjalnych. Reżyserowi, Jake'owi Schreierowi udaje się to doskonale, bo wykorzystuje to co ma w zasięgu. A są to zwykli, choć zabawni bohaterowie, nierozwikłana tajemnica zniknięcia osiemnastolatki i inicjacja w dorosłość, podjęta wspólnie przez Quentina i jego znajomych.Owa inicjacja będąca podróżą w nieznane, zakłada odpuszczenie tego co bezpieczne i otwiera drzwi do nieznanych wcześniej emocji, doznań i wyborów. Wyborów, które ostatecznie zmuszają do zadania sobie pytania o własną autentyczność. Kim jestem i dlaczego?

Tyt.: Papierowe miasta
Reż.: Jake Schreier
W rolach gł.: Nat Wolf, Cara Delevingne
Prod.: USA, 2015

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto