MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Patos utracony - dyskurs polityczny w Polsce rok po katastrofie smoleńskiej

Tomasz Bidziński
Tomasz Bidziński
Nikt nie powtórzy już dzisiaj za Obamą: "Wszyscy jesteśmy Polakami". Esencją naszej polityki jest znów konflikt, tym razem z katastrofą w tle.

Dzisiaj ani media, ani politycy nie wspominają już - a jeśli, to bardzo rzadko - o kontraście pomiędzy tym, co działo się rok temu, a tym, co dzieje się teraz w polskim życiu społeczno-politycznym. Od czasu do czasu pojawiają się apele - głównie przedstawicieli instytucji kościelnych, kierowane do całej klasy politycznej, bez wymieniania expressis verbis konkretnego adresata - o "niewykorzystywanie katastrofy smoleńskiej do walki politycznej".

Trudno jest obiektywnie uznać, że dokonuje tego Platforma Obywatelska, SLD czy PSL. Politycy PO starają się jak mogą - przynajmniej przy okazji wypowiedzi publicznych - ażeby stosować się do taktyki, nazwijmy to, reaktywnej defensywy. Kiedy pada zarzut ze strony krytyków w sprawie np. śledztwa - przytaczają argumenty na swoją obronę lub apelują o cierpliwość do końca prac nad polskim raportem. Taka taktyka PR-owa pozwala im z jednej strony na przedstawianie własnej formacji raczej jako obiektu ataków, niż ich źródła, z drugiej zaś - ma wykazać, że partia rządząca kieruje się w swoich działaniach spokojem i racjonalnością.

Sojusz Lewicy Demokratycznej, jak widać, najlepiej wychodzi na nieposiadaniu opinii na temat winnych, odpowiedzialnych etc. (co do pewnego stopnia jest zjawiskiem pozytywnym) i z mozołem realizuje taktykę dezawuowania dwu największych ugrupowań jako rzekomych niszczycieli polskiej kultury politycznej, przedstawiając się jednocześnie jako remedium na wszystkie polskie problemy. Polskie Stronnictwo Ludowe - podobnie jak SLD - nie feruje wyroków, a jednocześnie nie pozostaje bierne, gdy atakowany jest rząd, w którym jest ono współkoalicjantem. W przypadku Prawa i Sprawiedliwości, a właściwie Jarosława Kaczyńskiego, sprawa wydaję się bardziej skomplikowana.

Dialektyka PiS ma charakter zdecydowanie wielowymiarowy. Oddzielić trzeba inicjatywy podejmowane przez kierownictwo tej partii - w tym intencje i cele - od aktywności aparatu partyjnego. Dystynkcja najważniejsza leży jednak pomiędzy motywacją popychającą do działania Kaczyńskiego a motywacją struktur partyjnych. Warto spróbować popatrzeć na całą sytuację oczyma prezesa PiS. Ze względu przede wszystkim na śmierć brata jest on z katastrofą związanych emocjonalnie znacznie bardziej niż inni politycy. Nie można temu zaprzeczyć. Emocje te potęguje fakt, że Lech Kaczyński zginął w katastrofie samolotu należącego do rządu, który to rząd uważali obaj za fatalny. Co więcej, wypadek (według PiS nie jest pewne, czy był to rzeczywiście wypadek) zdarzył się na terytorium Federacji Rosyjskiej - tradycyjnego wroga w oczach braci Kaczyńskich.

Piąta edycja konkursu Dziennikarz Obywatelski 2010 Roku trwa! Dołącz, wygraj 10 tysięcy

Splot tych wydarzeń zadziałał zapewne na Jarosława Kaczyńskiego jak płachta na byka. W kontekście osobistej straty połączonej z głęboko zakorzenioną nieufnością i niechęcią do rządu PO i samego Donalda Tuska oraz jawnej rusofobii, reakcja i zachowanie Kaczyńskiego wydają się "naturalne". Przyjmując taki punkt widzenia można zrozumieć, skąd biorą się oskarżenia pod adresem rządu PO-PSL i Rosji. Naturalnym celem z kolei jest dla Kaczyńskiego przejęcie władzy tak, by móc sprawę katastrofy wyjaśnić, ponieważ w ocenie lidera PiS obecny rząd tego bynajmniej nie robi ze względu na uległość i strach przed Rosją.

W takiej retoryce wtórują prezesowi najwierniejsi parlamentarzyści, komentatorzy i sympatycy. Ci będący najbliżej mediów i najczęściej w nich występujący. Są jednak w PiS tacy, którzy nie darzą PO pogardą w takim stopniu, jak ich szef, a na stosunki z Rosją nie patrzą z perspektywy historycznych uprzedzeń i fobii. Są też tacy, dla których co prawda 10 kwietnia był tragedią, ale nie są z tym wydarzeniem związani tak osobiście, jak Jarosław Kaczyński. Wszystkich ich łączy jednak - poza oczywiście podzielanymi poglądami aksjologicznymi czy społeczno-ekonomicznymi - wspólny cel: zwycięstwo wyborcze.

Czy w takim razie zachowanie Jarosława Kaczyńskiego i jego partii wynika z cynizmu, a jedynym jego celem jest władza? Zapewne nie. Kaczyński wykorzystuje tragedię smoleńską w walce politycznej, ale nie z cynizmu, tylko z przekonania, że walczy w słusznej sprawie. Jego partia zaś podąża za nim wierząc, że ta droga jest słuszna lub przynajmniej będzie skuteczna. Nie znaczy to wcale, że szef PiS ma rację. Wręcz przeciwnie. Kierując się paranoiczną wizją polityki rosyjskiej wobec Polski i vice versa, przeświadczeniem (nieuzasadnionym racjonalnie) o braku patriotyzmu u konkurentów politycznych i ich niekompetencji oraz uległości w polityce zagranicznej, wyciąga wnioski oderwane od rzeczywistości.

Ma to swoje odzwierciedlenie choćby w doszukiwaniu się "politycznej i moralnej odpowiedzialności" po stronie obecnie rządzących. Jest to nietrafione z przynajmniej jednego powodu: opiera się na zarzucie rozpętania przez PO i mainstreamowe media "kampanii nienawiści" wobec prezydenta Kaczyńskiego, a przez to obniżenia rangi jego wizyty w Rosji i nie traktowania go tam poważnie. Jest to absurdalne, choćby dlatego, że trudno jest znaleźć powiązanie pomiędzy ową kampanią (niezależnie od tego, czy miała ona miejsce, czy nie) a zaniedbaniami i niechlujstwem po stronie tak polskiej, jak i rosyjskiej, a tym bardziej, mgłą nad lotniskiem w Smoleńsku.

Piąta edycja konkursu Dziennikarz Obywatelski 2010 Roku trwa! Dołącz, wygraj 10 tysięcy

Nie jest opinią oryginalną, że to PiS wykorzystuje przede wszystkim tragiczne zdarzenie z 10 kwietnia 2010 roku do zwalczania swoich konkurentów politycznych. Niektórzy jego członkowie robią to jednak z wewnętrznym przekonaniem, iż służą dobrej sprawie. Niektórzy po to, by przypodobać się prezesowi swojej partii, a niektórzy dlatego, że dostrzegają w ładunku emocjonalnym zawartym w tamtych wydarzeniach potencjał PR-owy. Jeśli spojrzeć na sondaże poparcia dla partii politycznych, to widać, że PiS ani nie traci, ani nie zyskuje na swojej retoryce w sprawie katastrofy. Mimo że tej partii powinno chyba najbardziej zależeć na spokojnym, dokładnym i obiektywnym wyjaśnieniu tej tragedii, to paradoksalnie, mieszając ją w bieżący spór polityczny, jej członkowie sprowadzają tak ogromne nieszczęście do poziomu przedwyborczej debaty o wysokości podatków czy pomocy społecznej. Oczywiście, jak zostało zauważone powyżej, można to zrozumieć, ale tylko do pewnego stopnia. Można zrozumieć dążenie do pełnego wyjaśnienia, ale niezrozumiała jest jego forma.

Odrębną kwestią są działania państwa polskiego mające na celu pełne wyjaśnienie okoliczności i przyczyn katastrofy. Jego instytucje muszą zrobić wszystko, aby nie można im było zarzucić, że jakiś wysiłek nie został podjęty, albo że coś nie zostało zrobione do końca lub z należytą starannością. Od tego bowiem zależy nie tylko przyszłość czy opinia obecnej władzy, ale wiarygodność państwa w oczach jego własnych obywateli.

od 12 lat
Wideo

Nowy pistolet MPS z Fabryki Broni "Łucznik"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto