Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł - człowiek, który gra na krześle

Ralf
Ralf
Paweł w trakcie pracy
Paweł w trakcie pracy
Pawła Zieńkiewicza zna chyba każdy warszawiak. Można go spotkać tuż przy wyjściu z metra Centrum. Na placu przed metrem zarabia na życie grając na dość nietypowym instrumencie.

Skąd się wziął taki pomysł na życie i wielu innych ciekawych rzeczy o Pawle dowiecie się z wywiadu, który przeprowadziłem z muzykiem.

Jak długo grasz na krześle?
- Od pięciu lat gram na krześle, natomiast precyzyjniej bym to ujął, gdyż liczę swoje godziny grania, aby podchodzić w miarę rzetelnie do tego, co robię. Gram od 2456 godzin. Taki mam wynik na przestrzeni tych pięciu lat.

Jak to się stało, że zacząłeś grać na krześle?
- Dwa podstawowe powody. Pierwszy to taki, że nie posiadam jakiś specjalnych kwalifikacji, aby wykonywać zawód, który by mnie satysfakcjonował, bo tak się ułożyło, że nie skończyłem szkół. Może się jeszcze to uda jak będę żył z 20 lat to i może na studia się załapię. Kiedyś wykonywałem jakieś prace, które nie były moją pasją. Nie lubiłem tego, denerwowała mnie taka praca i zarabiałem mało.

Drugi powód to taki, że nie miałem swojego bębna, nie miałem skąd pożyczyć. Wiedziałem, że mogłem perkusyjnie jakoś zaistnieć, ponieważ na gitarze kiedyś grałem, ale żaden ze mnie gitarzysta, na skrzypcach też nie potrafię grać. Więc musiałem na czymś zagrać. I to są właśnie te dwa powody. Podpatrywałem różnych grajków ulicznych, że fajnie sobie radzą i postanowiłem pójść w ich ślady.

Jak to wygląda? Ile czasu spędzasz dziennie na graniu?
- Zdarzało mi się grać po pięć godzin a również i po godzinie. Maksymalnie to było 5,5 godziny. To jest taka specyficzna praca, usprawiedliwiam sobie tym swoje lenistwo. Jest to jakiś występ publiczny, jestem w centrum uwagi, wiąże się to z jakimś stresem. Ostatnio gram po trzy godziny dziennie.

W jakich miejscach grasz?
- W zasadzie gram w dwóch miejscach. Najważniejszym moim miejscem jest metro Centrum. Oczywiście nie w środku, na stacji metra, bo tam by mnie nie wpuścili, natomiast mówię o tej przestrzeni - tzw. patelni – gdzie ludzie wychodzą z podziemi opuszczając metro. Natomiast moim drugim, rezerwowym miejscem jest również metro Centrum, ale na wysokości ulicy Marszałkowskiej. Gdy przyjdą na „patelnię” Peruwiańczycy, tzw. „Indianie” i zajmą mi miejsce, wtedy się przenoszę na Marszałkowską. Jeszcze mam jedno miejsce, trochę już nieaktualne, ale kiedyś tam jeździłem - na Woronicza, w okolicy telewizji, gdzie jest medialne centrum Polski.

Z tego co mówisz, wnioskuję, że chcesz zostać zauważony
- Oczywiście, ale już byłem zauważony. Nie oszukuję, nie ma w tym żadnej hipokryzji. Na Woronicza zostałem zauważony, ale trochę się ze mnie nabijali. Przez pewien czas grałem nawet przed bramą wjazdową do telewizji i tam ludzie się śmiali ze mnie. Tak to sobie tłumaczę, że jest to jakaś gorzka pigułka dla mnie, którą muszę przełknąć. Ale dzięki temu, że tam jeździłem to np. Stanisław Tym do mnie podszedł i zaprosił do „Rysia”, w którym mam kilkanaście swoich sekund, taki drobny epizodzik. Ale liczy się dla mnie fakt, że nie musiałem być na żadnym castingu, tylko sam Stanisław Tym do mnie podszedł i zapytał „Jaki jest do Pana telefon?”. Po dwóch miesiącach zadzwonił ktoś do mnie z ekipy filmowej, pojechałem, zagrałem w filmie 10-15 sekund z tego, co mówili mi znajomi, bo muszę się przyznać, że filmu nie widziałem. I to był jeden z takich moich epizodów w telewizji a zdarzyły mi się jeszcze co najmniej dwa, gdy podchodzili do mnie reżyserowie. Natomiast liczy się dla mnie taki symboliczny fakt, że czasami gwiazdy ukucnęły przed taką śmieszną postacią i wrzuciły pieniążek np. Anna Maria Jopek, Olgierd Łukasiewicz czy Piotr Adamczyk. Taki fakt był dla mnie bardzo podbudowujący psychicznie.

W jakich jeszcze filmach możemy Cię zobaczyć?
- Pierwsza moja „rólka” była w filmie niejakiego Pana (Zbigniewa – przyp. R. Nastarowicz) Kowalewskiego. Robił on filmy dokumentalne np. o lotnikach polskich sprzed drugiej wojny światowej. Film, w którym zagrałem u niego nazywa się „Pętla”. Natomiast drugi film, w którym wystąpiłem był już o mnie. To był rodzaj filmu paradokumentalnego, którego reżyserem był Cezary Ciszewski a film nosi nazwę „Krzesło Pawła”. Trwa ok. 20 minut i wiem, że jest dostępny w internecie.

Ostatnio miałem niemiłe wydarzenie. Pokłóciłem się z reżyserem, ponieważ nie chciał mi wypłacić należnych mi pieniędzy, chociaż nie były one znów jakieś wielkie. Pierwsze trzy dni było dobrze, gdy nagle czwartego dnia wypłaca połowę i jest zdziwiony, że jestem niezadowolony. Umowy nie mieliśmy spisanej. Po prostu czasami czujesz do kogoś zaufanie, ale ten Pan mnie zawiódł. Był to niejaki Andrzej Buchowski, który prowadził program „Celownik”, z którym kręciłem ten film. Mieliśmy plany, aby kręcić zdjęcia u Małgorzaty Potockiej w teatrze „Sabat”. Sam podsunąłem tą myśl, nie wierząc, że jest ona możliwa do realizacji. Andrzej natomiast powiedział, że pogada z Panią Małgorzatą i już byłem cały podniecony, że wyjdzie fajny film a on nagle taki numer robi. I to jest mój niedokończony film. Nie wiem czy on coś z tego zrobi, myślę, że tak, bo szkoda mu będzie zainwestowanego czasu, pieniędzy i energii, bo trochę czasu nad tym projektem spędziliśmy.
Grasz tylko na krześle czy także na innych „egzotycznych” instrumentach?
- Nie ograniczam się tylko do krzesła, nie jestem żadnym fanatykiem, że tylko na krześle. Tak naprawdę chodzi o to, że to co robię nie jest to żadna nowatorska rzecz - naśladuję zespół Stomp. Jest to parateatralna grupa perkusyjna, która funkcjonuje już od ok. 20 lat. Byli już kilka razy w Polsce. Ich występy są połączone z choreografią, a główną ich cechą jest gra na szczotkach, baniakach, puszkach itp. Mają oni już swoje odnogi, swoich naśladowców, ponieważ jest to dobry projekt komercyjny więc może być już 28 takich grup. Byłem kiedyś na ich koncercie w teatrze Roma, występowali również w Sali Kongresowej i Teatrze Dramatycznym. Zanim ja zacząłem grać, zobaczyłem tą grupę i mnie zainspirowali.

Ile można zarobić na grze na krześle i czy to wystarcza na życie?
- Jak najbardziej da się z tego wyżyć. Czasami przekraczam 50 zł na godzinę ale również mogę mieć 3,50 na godzinę. Średnią kwotę ciężko mi powiedzieć bo jak masz wiatr w żagle, że tutaj zarobiłeś, tutaj w filmie zagrałeś to tak żebym nie skłamał to dycha na godzinę, to jest takie minimum.

Zajmujesz się czymś innym oprócz grania?
- Nie, bo chcę się skupić na jednej rzeczy. Ewentualnie dwóch albo trzech, które są związane z estradą. Czasami coś przeczytam i napiszę. Jeżeli nie uda mi się zaistnieć jako perkusista na estradzie to może się uda jako „aktorzyna”.

Powiedziałeś, że czasem coś piszesz.
- Tak, staram się pisać jakieś skecze. Pamiętam zasadę Ryszarda Kapuścińskiego, który mówił, że jeżeli zdecydujesz się napisać jedną stronę to przeczytaj wcześniej 100 stron. Dlatego nie chcę pisać jakiś śmieci. Na razie nie piszę żadnych poezji, bo myślę, że mnie nie stać na to. Nie jestem żadnym Kamilem Baczyńskim i nie mam takiej wrażliwości, ale obserwuję polskie kabarety i niektóre są niesamowite a inne, chociaż są bardzo popularne, to ich skecze są dla mnie miałkie. Bardzo cenię Kabaret Moralnego Niepokoju oraz Grześka Halamę. Łączą oni dwa elementy: mają inteligentne skecze, przystępne i zrozumiałe dla ludzi.

Z czym wiążesz swoją przyszłość?
- Cztery lata temu pojechałem na warsztaty perkusyjne z perkusistą Lenny'ego Kravitza, niejakim Zorzo. I dostałem od niego pałeczki do perkusji. To nie było tak, że on rozdawał te pałeczki tylko ja, jako jedyny dostałem je. Dla mnie to była wtedy bardzo duża motywacja, bo perkusista Lenny'ego Kravitza to nie byle kto. Już wtedy zaczynałem coś grać.

Od mojego kolegi - świętej pamięci Roberta Wrony, który grał w Elektrycznych Gitarach przez kilka lat – dowiedziałem się, że jest fajna sprawa, że jeśli załapiesz się do dobrego, topowego zespołu to robisz to co lubisz i jednocześnie nie pracujesz ośmiu godzin dziennie tylko przychodzisz na próby, grasz koncerty, na których nie można być za bardzo pijanym aby go nie spieprzyć. Zagrasz dwugodzinny koncert a dostaniesz wypłatę człowieka, który musi na to tyrać przy szefie, który go pilnuje cały miesiąc. Elektryczne Gitary miały w tamtym czasie podpisaną umowę z Lee Cooperem, dzięki której można było ubrać się od stóp do głowy za darmo.
Przez swoją grę na krześle masz jakieś problemy?
- Nie mam najmniejszych problemów. Czasami zdarzają się różne konfliktowe sytuacje ale to sporadycznie, tak jak to bywa w życiu. Natomiast, jeżeli kiedyś miałem takowe to już one przeminęły. Ponieważ kilka lat temu jeszcze fałszowałem, hałasowałem, ale już się nauczyłem. Mam takie wrażenie, że ludzie bardziej zaczęli mnie szanować i już się przyzwyczaili do mojej osoby. Swego czasu podchodzili do mnie ludzie i mówili „kiedyś cię zbluzgają”. Oczywiście nie reagowałem na takie teksty bo nie będę się przecież bił co pięć minut. A teraz, te same osoby przepraszają mnie.

Grasz swoje utwory czy piosenki innych artystów?
- Na pewno nie gram coverów ponieważ nie odwzorowuję innych zespołów i gra na krześle nie daje takich możliwości. Jakbyś się spytał jaki jest mój ulubiony zespół, to trudno byłoby mi odpowiedzieć ponieważ fascynuje mnie muzyka w różnych wymiarach. Na koncerty chodzę od małolata: zaczynałem od koncertów punk-rockowych, później bluesowe, następnie rockowe i jazzowe. Później zacząłem chodzić na muzykę klasyczną również. Zdarzało mi się być na 300 koncertach rocznie. Jestem częstym gościem Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, chodzę na obrony dyplomowe, gdzie są grane różne repertuary: muzyka współczesna i dawna. Pociąga mnie muzyka we wszelkich przejawach, czasem mnie nudzi ale ją chłonę. Myślę, że to co gram przekłada się na to co usłyszałem w połączeniu z moją świadomością, uczuciami i doświadczeniem. Czasami jest w tym za dużo chaosu ale czasami również wychodzą mi ciekawe harmonie.

Czy Paweł Zieńkiewicz również śpiewa?
- Jak wstawię sobie zęby to zacznę śpiewać, na razie nie chcę seplenić (śmiech).

Czy brałeś udział w programach typu „ Mam talent”, w których kreują z ludzi gwiazdy?
- Byłem ostatnio na dwóch castingach, z których wyszedłem. Być może jestem niecierpliwy. Ale wynika to z tego, że gram już parę lat, mam już 38 lat i czekam na jakiś prawdziwy sukces. Byłem na castingu do programu „Mam talent”. Byłem strasznie napalony na ten program. Ale po czterech godzinach czekania zobaczyłem, że jest tam burdel na kółkach, nie szanują czasu ludzi, którzy tam przyjechali. Po czterech godzinach miałem poczucie, że kolejka wcale się nie rusza więc olałem to. Kiedyś byłem na castingu do „Szansy na sukces”. Tak samo dostawałeś numer ale tam chociaż mówili Ci, że przyjedź między 15 a 16 i wszystko było zorganizowane. Następnie zostałem zaproszony do castingu reklamy Media Markt, gdzie myślałem, że będą już ludzie wyselekcjonowani. Przyjeżdżam, patrzę a tam spęd ludzi i znów kolejka, 4,5 godziny stania. Również machnąłem na to ręką ponieważ w najlepszym przypadku byłoby to 200 zł do odebrania po dwóch miesiącach. A mnie nie o to chodzi.

W takim razie życzę Ci wielu sukcesów w przyszłości oraz żeby Twój talent został w końcu zauważony.
- Wielkie dzięki!
Kilka utworów Pawła :

„Okręt”

Pełen wrażeń jest nasz okręt,
Nasz wodolot w górach mknie,
W łódź podwodną skrada się,
Jutro rwąc autostradą,
Zderzyliśmy się z czekoladą,
Wóz bananów, stos jagódek,
Bo nas podciął krasnoludek,
Wczoraj, dziś czy w przyszłym roku.

„Jadzia, Wojtek, Paweł Band”

Jadzia lwa złowiła w soku,
Wojciech go po plerach klepnął,
Paweł osce znów ucieknął!
Czyś łysogłów czy dred rasta,
Naszą piosenkę prędko nastaw!
Czyś grubasek czy chudzina,
Tą piosenka dzień zaczynaj.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto