Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po co nam Rzecznik Praw Dziecka?

Paweł Janus
Paweł Janus
Skierowany przez Jurka Owsiaka pełen oburzenia list do Rzecznika Praw Dziecka opisuje przypadki najbardziej brutalnych zachowań wobec dzieci. Polskie państwo nie daje sobie rady nawet z najprostszymi przypadkami przemocy wobec dzieci.

W pełnym oburzenia liście skierowanym do Rzecznika Praw Dziecka Jerzy Owsiak dosadnie wyraził swoją opinię na temat tego urzędu i jego funkcjonowania, nie reagującego na rażące przypadki przemocy wobec dzieci w Polsce. Pozostawienie dwuletniego dziecka, którego paszport stracił ważność, na lotnisku przez rodziców, którzy bez żenady udali się na wakacje, przelało falę goryczy. Dodajmy falę, która osiągnęła w Polsce monstrualne rozmiary.

Owsiak pyta wprost: "Kiedy należy pyszczyć, aby zamordowane dziecko nie było chowane do tapczanu, nie było zasypywane gruzem, nie było topione, czy na końcu nie zostało pozostawione na lotnisku, bo mama z tatą mkną beztrosko na wakacje?"

Odpowiedzi pana rzecznika zapewne się nie doczekamy. Pozwolę sobie przytoczyć tu moje własne doświadczenia z urzędem Rzecznika Praw Dziecka w kontekście kolejnej polskiej patologii przemocy wobec dzieci, a mianowicie nagminnym uniemożliwianiu przez samotne matki kontaktów dzieci z ich ojcami.

O ile przypadki morderstw dzieci, bicia, znęcania się, topienia, molestowania, chowania zwłok w beczkach są dość nośne medialnie, o tyle problem matek, które dla swojej osobistej zemsty na swoim byłym partnerze są gotowe zatruć życie nie tylko jemu, ale i swoim własnym dzieciom, które traktują jak swoją własność, jest kompletnie ignorowany zarówno przez polskie sądy jak i media. Okaleczanie psychiczne dzieci i uniemożliwianie im realizowania swojego podstawowego prawa do miłości i kontaktu z rodziną stanowi jedną z najbardziej perfidnych zachowań rodziców wobec dzieci, wobec których prawo pozostaje bezsilne.

Odbywa się to najczęściej tak: Sąd na sprawie rozwodowej niemal w 100 proc. przyznaje prawa do opieki nad dziećmi matkom. Sąd określa widzenia rodzica z dziećmi. Najczęściej jest to co drugi weekend i jeden - dwa dni w tygodniu po południu. Jak odbywa się to w praktyce w przypadku tysięcy polskich ojców? Dziecko cierpi na "nieparzystkę" tzn. choruje w weekendy nieparzyste, gdy akurat ma je odebrać ojciec. W tygodniu w godzinach wyznaczonych przez sąd do widzeń z ojcem śpi. Policja, jeśli nawet przyjeżdża, to spisuje protokół, że matka twierdzi, iż dziecko jest chore (nawet nie wysila się już, żeby mieć na to zaświadczenie lekarskie) lub śpi i nie zgadza się na jego wydanie, ani wejście do domu policji. Notatka zostaje sporządzona. I tak w kółko Macieju. Ojciec słyszy, aby przyszedł za godzinę, najlepiej z jakimiś lekami, albo sprawunkami, za godzinę słyszy, że jeszcze godzinę, a za dwie godziny słyszy, że jego czas już minął.

Osobiście znany mi jest jeszcze inny przypadek - ojca, który mieszkając w Warszawie przez kilka lat, raz na dwa tygodnie przyjeżdżał do Koszalina po to, by zobaczyć córkę. Całował klamkę mieszkania. Czasami nocował po dworcach, schroniskach. Miał jeszcze tyle determinacji, aby próbować walczyć. Po kilku latach jego była żona odpuściła, a on ma teraz w miarę normalny kontakt z dzieckiem. Ilu ojców po prostu machnie ręką i mówi "co ja się będę kopał z kretynką?", "Po co mi to?" i odpuszczają. Cierpią na tym dzieci, a mamusie mogą opowiadać na około jaki to tatuś zły i zostawił ich i się nimi nie interesuje.

W przypadku opisywanym przeze mnie na wstępie - do sądu trafił wniosek o ukaranie Matki o niewywiązywanie się z postanowień sądu. Matka oczywiście mówi, że dziecko się ojca boi, że nie chce z nim być, że się potem moczy, sugeruje też molestowanie itd. itp. Sąd zlecił badania w Rodzinnym Ośrodku Opiekuńczo-Diagnostycznym, który po pół roku przeprowadził badania, z których wynika, że ojciec ma dobre relacje z dziećmi, pozytywne zachowania, dobre nastawienie oraz kwalifikacje opiekuna.

Zachowania matki "opisane są wprost jako zagrażające zdrowiu dzieci" i o "charakterze budzącym niepokój", "nie liczącej się z uczuciami innych", "której do osiągnięcia celu nie przeszkadza krzywda innych" itd. itp. Litania tak miażdżących opinii specjalistów jest wydana na piśmie na kilku stronach A4. Do tego pozostaje druzgocąca opinia psychologów sądowych z równie dosadnymi stwierdzeniami z czasów rozwodu, nagrania audio, gdzie przy dziecku krzyczy do swojego wówczas męża "ty ch... jeb..., ty sk... pier....", a kilkuletnie dziecko odpowiada "mamo, nie wolno tak mówić ty ch..., nie lubię cię mama". Są do tego liczne obdukcje męża, dowody w postaci prymitywnych i chamskich maili z wyrażaną satysfakcją pozbawienia ojca kontaktów z dziećmi. Jest też obszerna relacja przyznanego przez sąd kuratora sądowego obecnego przy tego typu scysjach, wraz z odnotowanymi wyzwiskami i przemocą wobec dzieci, które chciały widzieć się z tatą i nie wyglądały na chore. Dowody można mnożyć w nieskończoność.

W przypadku osoby, która zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc i interwencję w sprawie o ukaranie matki przy tak ewidentnych dowodach (młodsze dziecko ma dziś 3 lata, starsze 8), trwa już dwa lata, a sąd nie może się zebrać. Sprawność aparatu państwa w tego typu przypadkach jest na poziomie trzeciego świata. Nawet odpowiednia dyrektywa Unijna, która nakazuje wymiarowi sprawiedliwości szczególny pośpiech przy sprawach związanych z dziećmi jest w Polsce traktowana z uśmiechem na twarzy. Nawet kolejne przegrane przez Polskę procesy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka wytaczane przez ojców, którym przez lata Państwo Polskie nie zapewniło należytej ochrony praw ich jako ojców i ich dzieci, na nikim nie robi wrażenia. Nadal nie ma urzędu, który miałby podobnie jak choćby w przypadku niemieckiego Jugendamttu prawo do odebrania dziecka matce/ojcu bez oczekiwania na prawomocne wyroki sądów.

Cała opisana wyżej sytuacja nie robi też wrażenia na Rzeczniku Praw Dziecka. Pismo, jakie wspomniany mężczyzna otrzymał z urzędu pana rzecznika, do którego skierowaliśmy prośbę o interwencję: "Dziecko choruje, sprawy w sądach trwają długo, sugerujemy aby odbierać je wtedy gdy jest zdrowe i w czasie gdy nie śpi".

Trudno znaleźć słowa, którymi należałoby obdzielić pana rzecznika i jego urzędników przejadających nasze pieniądze. Nie dziwi dlatego ton pisma Jurka Owsiaka, który nie stroni w swoim liście od wulgaryzmów, opisując dosadnie co myśli o tych darmozjadach. Jemu to ujdzie na sucho, a jego głos zostanie dostrzeżony. Niestety, w Polsce tylko głos takich ludzi może być donośny. Głos tysięcy polskich ojców, którzy przez lata nie mają możliwości widzenia swoich własnych dzieci, przy biernej postawie polskich urzędów jest niemy. Dopiero gdy wydarza się jakaś tragedia, dzieci giną w niewyjaśnionych okolicznościach, lub znajdowane są w beczkach, wszyscy się zastanawiają tradycyjnie "gdzie były powołane do tego urzędy?" i "dlaczego nikt niczego nie zauważył?". Są - rozkładają ręce i mają wszystko w głębokim poważaniu.

W tak funkcjonującym aparacie Państwa jedyne co można zrobić to wyłączyć w sobie wrażliwość, przestać się przejmować i płakać nad losem krzywdzonych dzieci. W takiej Polsce nie chcę żyć.

Śledź mnie też na Twitterze
@PawelJanus

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto